Zdzisława Kobylińska: Jan Paweł II obronił się swoim życiem

2023-03-17 14:00:00(ost. akt: 2023-03-19 00:49:41)
Zdzisława Kobylińska przekazuje Janowi Pawłowi II egzemplarz swojej pracy doktorskiej (1992)

Zdzisława Kobylińska przekazuje Janowi Pawłowi II egzemplarz swojej pracy doktorskiej (1992)

Autor zdjęcia: Archiwum prywatne Zdzisławy Kobylińskiej

Zarzut, że pół wieku temu niedostatecznie reagowano na zjawisko pedofilii, ma charakter ahistoryczny. Domaganie się współczesnych reakcji na zupełnie odmienną rzeczywistość prawną, medyczną, kulturową i kościelną nie doprowadzi nas do prawdy – mówi profesor Zdzisława Kobylińska, z którą rozmawiamy na temat Jana Pawła II w kontekście wyemitowanego przez TVN filmu pt. „Franciszkańska 3”.
– Wprawdzie istnieje spór co do tego, czy pierwsza myśl jest najlepsza, ale interesują mnie właśnie pierwsze wrażenia pani profesor po obejrzeniu reportażu Marcina Gutowskiego.
– Dominowały, a właściwie dominują dwa uczucia. Smutek oraz zaskoczenie, że w Polsce można publicznie i bezkarnie atakować świętości. Także narodowe. W Kościele katolickim Jan Paweł II należy do katalogu świętych. I tego się trzymam. Nie chodzi nawet o to, że oficjalnie został nim ogłoszony, ale dlatego, że On po prostu emanował świętością. Wielokrotnie Go spotykałam, obserwowałam, bywałam na mszach świętych w prywatnej kaplicy, a nawet zamieniłam kilka zdań przy okazji tych spotkań. Szczęśliwie miałam taką możliwość podczas odbywania studiów doktoranckich w Rzymie, a później jako poseł na Sejm RP. Mój szczególny sentyment do papieża wynikał również z faktu, że był On profesorem Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, na którym sama studiowałam. Proszę się więc nie dziwić, że szkalowanie papieża i zarzucanie mu niegodziwości w kontekście świadectwa całości życia, które było prawe, szlachetne, skromne i święte, postrzegam jako przekroczenie wszelkich granic dobrego smaku i przyzwoitości.

– Ale pani profesor doskonale wie, że wielkie postacie historyczne budzą powszechną ciekawość i podlegają mniej lub bardziej uzasadnionej krytyce. Czemuż zatem dziwić się, że w przypadku Jana Pawła II zadawane są najróżniejsze pytania?
– Zasadne pytania można, a nawet trzeba zadawać. Jeżeli jednak chodzi o biografię Jana Pawła II, to gruntownie ją znamy. Chcę tylko przypomnieć, że przeprowadzono proces beatyfikacyjny i kanonizacyjny. Myśli pan, że proces informacyjny, a następnie apostolski, polegający na badaniu heroiczności cnót teologicznych i moralnych można przeprowadzić powierzchownie i niestarannie? Zakłada pan, że nie zbadano wszystkich wątków?

– Nie to, żebym był człowiekiem małej wiary, ale jak pisał John Flanagan: „Kto pyta, nie błądzi. Kto nie pyta, nigdy się nie dowie”.
– Taki proces nie jest ani prosty, ani krótki. Są przesłuchiwani świadkowie, a promotor sprawiedliwości, czyli tzw. adwokat diabła wyszukuje sprawy, do których można by się, mówiąc kolokwialnie, przyczepić. Wszystko po to, by uniknąć zarzutów o ustawienie procesu. Myślę, że wiemy dziś tyle, aby z czystym sumieniem powiedzieć, że Jan Paweł II, który umarł w opinii świętości, istotnie taki był. Swoją drogą zastanawia mnie, dlaczego na etapie procesu nie ujawniły się siły, które teraz tak lekko oskarżają Jana Pawła II o rozmaite przewiny. Interesowałaby mnie odpowiedź na to pytanie!

– Pomówmy więc o zarzucanych papieżowi przewinach, czy też jak mówią subtelniejsi krytycy – zaniechaniach. Wpierw jednak przenieśmy się do PRL-u, w którym miłośnicy nowej świeckiej religii za jeden z głównych celów swojej czerwonej krucjaty uznali walkę z Kościołem. Sceptycyzm Karola Wojtyły wobec możliwości niegodziwych zachowań księży wynikał z przeświadczenia, że SB to ministerstwo kłamstwa, które jest w stanie wszystko spreparować?
– Karol Wojtyła wiedział, że do oskarżeń względem duchownych należy podchodzić z ostrożnością i rozwagą, bo prowokacje bezpieki były normą. Prezes Związku Przedsiębiorców i Pracodawców, a zarazem były opozycjonista z czasów PRL, Cezary Kaźmierczak, który większość lat 80. przepracował w Kurii Diecezjalnej w Siedlcach, co było przykrywką dla jego działalności podziemnej, wspomina, że non stop do biskupów trafiały skargi na duchownych według schematu: ma kochankę, pije lub/i uzależniony jest od hazardu, jest homoseksualistą. W tamtych czasach trudno było zweryfikować prawdziwość tych doniesień. Podobnie sprawa wyglądała w przypadku oskarżeń o pedofilię. Skrajnie skomplikowana sytuacja ówczesnego Kościoła powodowała, że trudno było ocenić, kto jest kim i jakie są intencje określonych osób. Nierzadko przecież atakowany duchowny był zwykłym kozłem ofiarnym.

– Złowrogi charakter działań towarzyszy spod znaku sierpa i młota sprawił, że księży niejako a priori uznano za tych, którzy nie mogą upaść?
– Wszystkie doniesienia sprawdzano na tyle, na ile było to możliwe. Powstaje jednak pytanie, czy w systemie totalnego kłamstwa, inwigilacji i preparowanych dokumentów można było dociec całej prawdy? Zgłaszanie nadużyć peerelowskim władzom mogłoby skutkować lawiną oskarżeń wobec uczciwych, a więc niewygodnych duchownych. A przecież marzeniem komunistów było to, by w Kościele pozostali ci, którzy zostali złamani. Byli to właśnie homoseksualiści, pedofile, oszuści finansowi, a także osoby świadomie zwerbowane do współpracy w już na początku seminarium.

– Wiara papieża w Kościół, a tym samym w księży, którzy są pod boską opieką, mogła wypaczyć postrzeganie świata przez Karola Wojtyłę? Innymi słowy, czy wiara w dobrą stronę człowieka może spowodować niedostrzeganie zła?
– Wiara nie polega na tym, że nie dostrzega się zła w instytucji bądź czynach określonej osoby. Karol Wojtyła jako etyk doskonale umiał rozróżniać dobro od zła, a jako niewątpliwy znawca duszy ludzkiej świetnie odczytywał ludzkie intencje. Przy tym miał fenomenalną pamięć. Kiedyś przy okazji audiencji studiujący w Rzymie ksiądz nie nałożył sutanny ani nawet koszuli z koloratką. Wydawało mu się, że papież, którego widział raz w życiu, na pewno go nie zapamięta. Jakież było jego zaskoczenie, gdy Jan Paweł II ze smutkiem zadał mu pytanie o brak właściwego stroju. Papież był człowiekiem niezwykle racjonalnym. Po części wynikało to z filozoficznego wykształcenia, skutkującego zdolnością precyzyjnego, logicznego myślenia.

– A może od Karola Wojtyły wymagamy po prostu za dużo, zapominając, że papież miał przecież ludzką naturę i jak każdy człowiek mógł popełniać błędy. Chcąc postrzegać Jana Pawła II jako bohatera bez skazy, pośrednio odczłowieczyliśmy Go, oczekując, że bez względu na okoliczności i uwarunkowania będzie ostentacyjnie wypalał gorącym żelazem wszelkie zło tego świata.
– Gdy były niepodważalne dowody, to kardynał Wojtyła zawsze reagował w sposób właściwy, adekwatnie do okoliczności tamtych czasów i posiadanej wiedzy. Proszę zapoznać się z Jego fachowymi działaniami wobec księży Józefa Loranca czy Eugeniusza Surgenta z archidiecezji krakowskiej, które zostały opisane przez redaktorów Tomasza Krzyżaka i Piotra Litkę. Znamienny jest list Karola Wojtyły, który wspomniani dziennikarze znaleźli w archiwach IPN. Czytamy w nim, że zaniechanie wymiaru kary przez niezależny trybunał kościelny w sprawie pedofila ks. Loranca ani nie przekreśla przestępstwa, ani nie zamazuje winy.

– Naturalnie nie sposób mówić o wydarzeniach sprzed blisko pół wieku, pomijając kontekst historyczny i wiążącą się z nim ówczesną świadomość. Z drugiej strony instynktownie rodzi się pytanie, czy można było zrobić coś więcej, zwłaszcza w kontekście ofiar.
– O. Adam Żak, koordynator episkopatu ds. ochrony dzieci i młodzieży, słusznie zauważył, że do połowy lat 80. naiwnie uważano, że pedofilia jest zaburzeniem, które można wyleczyć. Takowe leczenie oferowali psychiatrzy i psychoterapeuci, którzy potem poświadczali biskupom, że ktoś został wyleczony i już nie zagraża małoletnim. Znikoma wiedza na temat pedofilii mściła się w konkretnych przypadkach, gdyż wówczas nie zadawano sobie trudu, aby wczuć się w stan emocjonalny i psychiczny osoby skrzywdzonej. Na to nakładała się niska świadomość społeczna. Rodziny czy bliscy nie chcieli takich spraw nagłaśniać. Dominowała pedagogika wstydu. Lepiej przecierpieć niż rozgłaszać. Czasami nawet nie wierzono molestowanemu dziecku, bo ksiądz, nauczyciel, trener? Przecież to niemożliwe! Ze wszystkich stron wyzierał brak gruntownej wiedzy na temat tego przestępstwa i sposobu reagowania. Moja koleżanka lekarka, która kończyła medycynę w latach 80., ostatnio powiedziała mi z całkowitą szczerością, że Akademię Medyczną skończyła bez jakiejkolwiek wiedzy na temat pedofilii. Zabrakło też wypracowanych mechanizmów działania, których Kościół się wtenczas uczył. A zatem zarzut, że pół wieku temu niedostatecznie reagowano na zjawisko pedofilii, ma charakter ahistoryczny. Domaganie się współczesnych reakcji na zupełnie odmienną rzeczywistość prawną, medyczną, kulturową i kościelną nie doprowadzi nas do prawdy.

– Powiedzmy zatem o podjętych przez Karola Wojtyłę działaniach przeciwko pedofilii.
– Na fali skandali, zwłaszcza w Stanach Zjednoczonych i Irlandii, papież zaczął zdawać sobie sprawę ze skali problemu. W 2001 roku ukazał się wydany z Jego inicjatywy list (motu proprio) „Sacramentorum sanctitatis tutela” (Ochrona świętości sakramentów) oraz zbiór norm „O najcięższych przestępstwach”, ogłoszony przez Kongregację Nauki i Wiary. W dokumentach tych znajdziemy wskazania co do postępowania w sprawach najcięższych przestępstw, do jakich zaliczono wykorzystywanie dzieci poniżej 18. roku życia przez duchownych. Od tego momentu potencjalni przestępcy nie podlegają już osądowi swojego biskupa miejsca czy wyższego przełożonego zakonnego, ale Kongregacji Nauki i Wiary.

– Rzeczywiście był to istotny przełom?
– Był, bo Jan Paweł II zapewne doszedł do wniosku, że nie wolno bezgranicznie ufać lokalnym episkopatom, które nie zawsze rozumieją złożoność problemu. Przede wszystkim nie są obiektywne względem duchownych, wykazują zbyt daleko posuniętą pobłażliwość, a w skrajnych przypadkach nawet kryją patologiczne zachowania. Kongregacja ds. Duchowieństwa wykazała, że niejednokrotnie troszczono się głównie o zagwarantowanie praw oskarżonych, co utrudniało ich skazanie. Najistotniejsze jest jednak to, że przestępstwa typu „delicta maiora contra fidem” (najcięższe przestępstwa przeciwko wierze) zaczęły być rozpatrywane jako najpoważniejsze działania godzące w istotę wiary. Mówiąc wprost, zrównano je z przestępstwami przeciwko sakramentom, za co można nałożyć najcięższe kary. Do Kongregacji decyzją Jana Pawła II od 2001 roku zaczęły spływać informacje o przestępstwach seksualnych względem dzieci i młodzieży. Na marginesie przypomnę tylko, że wówczas tą Kongregacją kierował zwany „pancernym kardynałem” Józef Ratzinger.

– Młyny boże mielą jednak powoli. Znamy chociażby sprawę Marciala Maciela Degollado, założyciela Zgromadzenia Legionistów Chrystusa i długoletniego przestępcy seksualnego. Wyjątkowo mroczna postać, która niemalże do swoich ostatnich dni (zmarł w 2008 roku) w Watykanie czuła się jak ryba w wodzie.
– Równie bulwersująca jest sprawa kardynała Theodora McCarricka, wydalonego ze stanu duchownego, pedofila, zwyrodnialca, oszusta i krzywoprzysięscy. Czy jednak w tych dwóch spektakularnych przypadkach Jan Paweł II na pewno miał rzetelną wiedzę? Otóż sekwencja zdarzeń, rozwój wypadków i zeznania pokazują, że nie. Papież działał w dobrej wierze, podejmując decyzje zgodnie z prawym sumieniem i zakresem wiedzy, do której miał dostęp. Inna sprawa to zakres tej wiedzy. Być może Ojciec Święty za bardzo ufał niektórym współpracownikom z tzw. dworu papieskiego, przyjaciołom, doradcom. Jednakże nie świadczy to o Nim źle jako o człowieku.

– Na usta ciśnie się pytanie o jakość otoczenia papieża. Przyjaciółka Karola Wojtyły Wanda Półtawska swego czasu opowiadała, że musiała przemycać pod bluzką list, w którym poinformowała papieża o sprawie arcybiskupa Paetza.
– Dobrze, że Pan o to pyta, bo skoro dr Wanda Półtawska musiała używać forteli do informowania Ojca Świętego o prawdzie, to o czym to świadczy?

– Zamieniam się w słuch.
– O obstrukcji na przekazywanie informacji. Jeśli osoba świecka próbuje o czymś poinformować papieża poza protokołem i szuka sposobów dojścia do Niego, to jasno widzimy, że pewne embargo komunikacyjne jednak istniało. W świetle wypowiedzi dr Półtawskiej możemy domniemywać, że problem był poważny, albowiem istniał szlaban na przekazywanie informacji o palących kwestiach, które niewątpliwie działy się w polskim Kościele. Swoją drogą na pewno nie dotyczyło to tylko naszego Kościoła. A zatem upada uporczywie lansowana teza, że „papież na pewno o wszystkim wiedział”.

– Dlaczego mimo wielu spotkań z polskimi biskupami bulwersujące wieści na temat arcybiskupa Paetza musiała przekazywać papieżowi osoba świecka?
– Jest to rzeczywiście zagadka, aczkolwiek niejedyna. Idąc tym tropem, warto zapytać, komu i dlaczego zależało na tym, żeby pewne informacje nie docierały do papieża. Kto był „hamulcowym” na papieskim dworze? W tej sprawie czekam na ustalenia archiwistów, historyków i watykanologów.
Pytając o arcybiskupa Paetza, zahaczył pan o jeszcze jeden rodzaj przestępstwa, zwany „lawendową mafią”. Zagadnienie to opisał ks. prof. Dariusz Oko w książce pod takim właśnie tytułem. Ale o ile w przypadku arcybiskupa Paetza chodzi o obrzydliwe wykorzystywanie przede wszystkim dorosłych kleryków, osób będących w podległości wobec swoich przełożonych, to jednak pedofilia jest czynem wyjątkowo ohydnym, dlatego powinna być rozpatrywana odrębnie.

– Jest pani profesor w stanie wyobrazić sobie rzeczywistość, w której pomniki Jana Pawła II będą burzone, a stosunek do Niego wyznaczać będzie linia politycznego podziału?
– Jan Paweł II obronił się swoim życiem. Powtórzę raz jeszcze, w przeprowadzonym procesie nikt nie wskazał wobec Niego jakichkolwiek zarzutów. Pieczęcie na dokumentach zostały postawione i nie widzę powodu, aby podważać autorytet ludzi, którzy ten proces przeprowadzili. Albo ufamy tym komisjom, albo im nie ufamy. Albo wierzymy, że przekazano nam prawdę, albo twierdzimy, że prawda ma wymiar historyczny czy kontekstualny. A jeśli tak twierdzimy, to wówczas, z mojego punktu widzenia, nie bardzo mamy o czym rozmawiać.

– Za rozmowę jednak dziękuję.
– Ja również i mam dwie prośby. Chodzi mianowicie o to, by zaimki dotyczące św. Jana Pawła II były pisane wielką literą. Druga prośba skierowana jest do Czytelników. Otóż gorąco polecam odsłuchanie niezwykle aktualnej homilii Jana Pawła II, wygłoszonej w… Olsztynie (papież mówił o 8. Przykazaniu). Zamiast oglądać filmy wątpliwej wartości, warto sięgnąć do czegoś absolutnie ożywczego, co nasyci nasz rozum i duszę.

Michał Mieszko Podolak

Źródło: Gazeta Olsztyńska