Praca – błogosławieństwo czy przekleństwo?

2023-03-11 16:00:00(ost. akt: 2023-03-11 16:30:30)
Wykonywanie prac tak zwanych służebnych nie czyni nikogo człowiekiem drugiej kategorii.

Wykonywanie prac tak zwanych służebnych nie czyni nikogo człowiekiem drugiej kategorii.

Autor zdjęcia: Archiwum GG

Nie tak dawno w mediach pojawiła się informacja, że oto córka dobrze rozpoznawanej niegdyś w show-biznesie pary, znanej modelki i słynnego piosenkarza i muzyka – Natalia Niemen – poszukuje jakiejkolwiek pracy, może to być nawet praca sprzątaczki. Potrzebuje ona bowiem dorobić sobie parę groszy z powodu trudnej sytuacji materialnej.
Kobieta umieściła taki anons na koncie prywatnym, zwracając się do grupy swoich znajomych i prosząc o pomoc: „Moi Drodzy! Szukam pracy. Czy ktoś nie potrzebuje zatrudnić sprzątaczki? Umiem te sprawy bardzo dobrze. Mam niespełna 40-letnie doświadczenie. Jestem bardzo dokładna i skrupulatna. Odkurzanie, zmywanie, kurze, szyby itd. Kuchnia, łazienka, wszystko, co trzeba wysprzątać, to zrobię. Ktoś coś? Pytam serio”. Jednak ktoś z grupy jej znajomych zrobił zrzut posta i przekazał dalej mediom jako swoistą sensację, co wywołało mnóstwo komentarzy, spekulacji, chęci pomocy, ale też krytyki oraz zdziwienia. „No jak tak może córka wybitnego polskiego piosenkarza”; „Tatuś pieniędzy nie zostawił?”. Dostało się też rykoszetem jej matce za obecny wygląd. Niektórzy go skrytykowali.

„Wykształcona pani”

Anons jak anons. Piosenkarka ma prawo mieć trudny okres finansowy, zwłaszcza po okresie pandemii i mając na utrzymaniu dzieci, z których jedno dziecko choruje na skomplikowaną, nieuleczalną chorobę, wymagającą troski i pieniędzy ze strony rodziców. Kobieta nie żebrze o pieniądze, ale chce zapracować na nie tak, jak potrafi. Z jej ogłoszenia wynika, że oprócz śpiewania umie też dobrze sprzątać i chce te umiejętności wykorzystać. Sprzątanie jednak wciąż, jak widać, uznawane jest za pracę wstydliwą, zarezerwowaną dla innych, hańbiącą, upokarzającą, którą mogą wykonywać inni, gorsi. Bo są tacy i tacy. Opowiadała mi moja siostra, że w jej pracy przed laty wydarzyła się sytuacja. Jedna z pracownic, nazwijmy ją „umysłowych” na grzeczne pytanie sprzątaczki, czy będzie korzystać z pewnego pomieszczenia, bo ona ewentualnie poczeka i jeszcze raz je wysprząta, krzyczała, że sprzątaczka nie ma prawa zadawać jej takiego pytania, bo… kim ona jest. I dodała, że ona jest tam po to, jak „dupa do s….”. Niewyobrażalne, a jednak!

Mądry mem

Tymczasem każdy rodzaj wykonywanej pracy powinien spotykać się z szacunkiem. Czy jest to praca profesora na uniwersytecie, czy sprzątaczki czyszczącej po profesorze toalety i opróżniającej kosz na śmieci w jego gabinecie. Bez pewnych prac nie byłoby możliwe życie społeczne. I o ile nie odczujemy specjalnie, czy nie zauważymy, że nie wyszedł kolejny tomik poezji jakiegoś pisarza czy nie ukazał się niszowy artykuł naukowca, który przeczytają być może tylko recenzenci, to brudne ulice, niewywiezione, nieopróżnione kontenery na śmieci, syf, nieład, smród w przestrzeni publicznej natychmiast nie tylko zauważymy, ale także poczujemy. Dobrze, aby przyszła też refleksja o wadze tej pracy, bez wykonywania której nasz komfort życia znacznie by się obniżył, jak również myśl, że wykonujący nie są śmieciarzami. Jest taki mądry mem: Syn mówi do ojca: „Tata, patrz, śmieciarze”, a ojciec na to: „Nie synku, to ludzie, którzy sprzątają po nas, abyśmy nie żyli w syfie. Śmieciarze to my!”. Warto o tym pamiętać.

Praca uszlachetnia

Osobiście pracuję od 19. roku życia. Od początku studiów dorabiałam sobie przez pięć lat, pracując w bibliotece mojego wydziału. Po egzaminie magisterskim, aby zarobić na studia doktoranckie, płatne, ponieważ chciałam studiować w Rzymie, pracowałam przez rok w ekskluzywnych hotelach i w restauracji w Austrii jako pokojówka, kelnerka, recepcjonistka, współorganizatorka wesel. Byłam też odpowiedzialna za sprzątanie kaplicy w jednym z domów w Austrii, który w tamtym czasie był domem nie tylko dla pielgrzymów, ale też i uchodźców z Polski. Natomiast w Rzymie w trakcie pisania doktoratu sprzątałam domy bogatych ludzi, jak również do samej obrony doktoratu pracowałam w kolegium (rodzaj akademika) dla zasobnych dziewcząt z całego świata, które studiowały w Rzymie. Ja również tam mieszkałam. Ponieważ nie byłam zasobna finansowo, na swoje utrzymanie musiałam zarobić: byłam furtianką, a także pomocą w kuchni. Podawałam też do stołu, myłam naczynia po posiłkach około setki dziewcząt. Kolację mogłam zjeść wówczas, gdy zjadły koleżanki, a ja po nich sprzątnęłam refektarz, zamiotłam, umyłam naczynia i nakryłam stoły na drugi dzień do śniadania. Prowadziłam też pewien zakres korespondencji w Ośrodku Dokumentowania Pontyfikatu JPII w Rzymie. Byłam również nianią dla chłopca o imieniu Aldo i jego młodszej siostry, którzy byli wnukami brutalnie zamordowanego premiera Aldo Moro, obecnie kandydata na ołtarze. Zajmowałam się też kotami u pewnej pani profesor z uniwersytetu Sapienza. Czy źle wspominam tamten czas nauki i fizycznej pracy? Absolutnie! Było ciężko, gdyż wykonywałam pracę często męczącą, ale to ona mnie zahartowała, powiedziałabym „uszlachetniła”, wiele nauczyła i raz na zawsze wyrobiła ciepły, pozytywny stosunek do wszystkich osób pracujących fizycznie. Tego okresu swojego życia nie oddałabym na przykład za czas luzu, wakacji czy nieróbstwa. O różnych rodzajach pracy i o godności pracy bowiem dowiedziałam się nie z mądrych książek, ale doświadczając jej osobiście.

Z kim przystawał Jezus?

Żadna praca nie deprecjonuje ani żadna praca nie czyni człowieka mniej godnym. Jak mówi o. Wacław Oszajca: „Jest się albo godnym, albo nie, zaś jako chrześcijanie jesteśmy w naszej chrześcijańskiej godności sobie równi na mocy chrztu. A jak wiadomo, na chrzest nikt z nas nie zasłużył ani nie zarobił, jest łaską, a więc darem, samoudzielaniem się Boga człowiekowi. Owszem, różnimy się stopniem, czyli sposobem realizacji chrześcijańskiego powołania, ale z tego nie wynika, że możemy stać jeden nad drugim lub na drugim, bo i tak bywa”. Tymczasem właśnie hierarchizacja prac, niestety, jest wciąż widziana gołym okiem we wszystkich środowiskach, nie wyłączając kościelnych, choć to zwłaszcza w katolickiej nauce społecznej bardzo mocno podkreśla się wartość pracy i traktuje się posiadanie jej jako błogosławieństwo. Wykonywanie prac tak zwanych służebnych nie czyni nikogo człowiekiem drugiej kategorii. Wiadomo bowiem, że są to prace, które muszą być wykonane, i wiadomo też, że są ludzie, którzy będą je wykonywać całe życie zawodowe, gdyż nie wszyscy chcą i mogą skończyć szkołę czy studia. Ten rodzaj prac ma takie samo znaczenie w oczach Boga jak praca na najwyższych szczeblach hierarchii społecznej. Bóg powołuje i zaprasza nas wszystkich do służby: przedsiębiorców, dziennikarzy, lekarzy, salowych, kelnerów, sprzątaczy, nauczycieli. W perspektywie Bożej, w oczach Bożych prosta służąca krakowska Aniela Salawa, patronka Franciszkańskiego Zakonu Świeckich, ma taką samą godność dziecka Bożego, jak św. Królowa Jadwiga czy św. Jan Paweł II. Pamiętajmy zresztą, z kim przystawał Pan Jezus. Nie za wielu w Jego relacjach było uczonych w piśmie i duchowej elity ówczesnego Izraela, ale za to byli celnicy, rybacy, poborcy podatków, a nawet prostytutki. Dlatego nie oceniajmy nikogo przez pryzmat jego wykształcenia, tytułów naukowych, funkcji, wykonywanej pracy. Oduczmy się też straszyć dzieci (przyznaję się, że samej zdarzało mi się w taki sposób mówić do własnych dzieci): „że jak nie będziesz się uczyć, to rowy pójdziesz kopać, zostaniesz śmieciarzem lub szambonurkiem”, sugerując, że ich tożsamość z racji wykonywanej pracy jest gorsza w hierarchii społecznej. Nie jest to chrześcijańskie podejście do pracy. Wartość pracy powinna być definiowana nie przez rodzaj wykonywanych czynności. Jej podstawą jest fakt, że wykonuje ją osoba. Podmiotowy, a nie przedmiotowy wymiar pracy stanowi źródło jej godności.

Pięknie o pracy pisał św. Jan Paweł II. Wśród Jego tekstów szczególną rolę odgrywa encyklika Laborem exercens (1981) poświęcona – jak głosi tytuł – pracy ludzkiej. Inspiracją do jej napisania była 90. rocznica ogłoszenia przez papieża Leona XIII encykliki Rerum novarum. Wynika z niej, że praca jest trwałym i zawsze aktualnym wymiarem ludzkiego bytowania, a zatem musi być ona przedmiotem ciągłych, uaktualnianych i uwspółcześnianych refleksji, podejmowanych przez człowieka, aby ktoś, kto szuka pracy w XXI wieku, właśnie choćby sprzątaczki, nie był wyszydzany i marginalizowany.

Zdzisława Kobylińska