Gorączka złota na Mazurach

2023-04-04 11:50:00(ost. akt: 2024-04-06 12:39:22)
Zebrały się tłumy ludzi. Wierzyli, że w końcu Złote Góry odsłonią swoje tajemnice i pozwolą się im wzbogacić. Tak jak my teraz wierzymy, że uda się nam wygrać coś w "lotka" czy inną grę. Niedawno przecież takie milionowe wygrane padły w Kętrzynie czy Ełku. A Złote Góry mamy też u nas, koło Nidzicy. Teraz możecie je tutaj zobaczyć.

To był poligon co się zowie. Rozciągał się na 14 tysiącach hektarów. Powstawał przez kilka powojennych lat. I pochłonął kilka mazurskich wiosek. Najbardziej znana to Małga. 20 stycznia 1945 roku cześć mieszkańców wymordowali rosyjscy żołnierze. Pierwsi Rosjanie którzy pojawili się we wsi zachowali się normalnie.

— Oni nic nam nie zrobili, pośpiewali, najedli się i odeszli — opowiadała mieszkanka wsi. Potem było już gorzej. Kolejni okradli ich ze wszystkiego. Następnie zamordowali kilkunastu mieszkańców wsi. — Dopiero, gdy mróz zelżał, można było ich pochować — wspominała mieszkanka wsi.
Małga z czasem stała się wsią symboliczną. A to za sprawą kościelnej wieży, która jako jedyna zaświadcza do do naszych czasów, że kiedyś były tam domy i pola. Wieżę wojskowi zachowali jako punkt orientacyjny.

Ocalały tylko Muszaki, gdzie umieszczono komendę poligonu. Skasowano go w 1993 roku a z jego części utworzono rezerwat przyrody. Teraz część poligonu chyba znowu wróci do wojskowych, bo czasy mamy niespokojne. A to co wyrabiali na Warmii i Mazurach rosyjscy żołnierze w 1945 roku nie jest tylko historią, bo dzieje się teraz w Ukrainie.

Na Małgę już jednak spojrzeliśmy z góry TUTAJ

Dzisiaj przyszedł czas na 3 pobliskie miejscowości: Zimną Wodę, Wały i Muszaki (ale są też ujęcia z Małgi) oraz oczywiście wspomniane wcześniej Złote Wzgórza, których najwyższym szczytem jest, a jakże, wznosząca się na 229 m n.p.m. Złota Góra. Gdyby komuś nie starczyło spojrzenie na nie z góry to polecam rower. Te 4 miejsca dzieli w sumie niecało 15 kilometrów. W sam raz na lekka przebieżkę rowerem.

Jeżeli ktoś lubi konie, to może też skorzystać ze szlaku konnego Zimna Woda – Wały – Muszaki – Zimna Woda (21 km), który niemal w całości wiedzie przez las. Konie do wynajęcie w Zimnej Wodzie, co wyczytałem w internecie i na odpowiedzialność internetu podaję.

Z Muszaków na poszukiwanie złota

Muszaki to stara, bo XIV wieczna wieś. Leży 12 kilometrów na wschód od Nidzicy, przy drodze do Wielbarka. W 1873 roku nad wsią pojawiła się olbrzymia, wielokolorowa łuna. Tworzące ją koła, wydając dziwne odgłosy, uniosły się w górę, po czym zaczęły opadać, rozchodząc się po całym terenie. W tym czasie mieszkało tam prawie 500 Mazurów, którzy mieli swój kościół zbudowany w 1901 i spalony przez rosyjskich żołnierzy w 1945 roku. Niedługo potem, za zgoda ewangelików ruiny kościoła władza przekazała katolikom. I to było na tyle komunistycznej dobroci, bo przez kolejne lata władza nie godziła się na odbudowę kościoła. Jako argumentu użyli tego, że świątynia stoi już na terenie poligonu i przeszkadza wojsku. Kościół ostatecznie wysadzono. Pobliski cmentarz zniszczono w końcu lat 70tych. Zachowała się tylko kwatera wojskowa z czasów Wielkiej Wojny.

Wierni przez lata modlili się w kaplicy. W gruzach zniszczonego kościoła ewangelickiego odnaleziono dzwon i sygnaturkę, którą w późniejszym czasie umieszczono na jej dachu. Nowy kościół zbudowano już za demokracji.

Złoto bez głowy

Złote Wzgórza leżą ze 4 kilometry za Muszakami i przez krótki czas zajmowały umysłu okolicznych Mazurów. Legendy o tym, że zapadł się tam zamek, w którym było pełno złotych monet.

Tuż po Wielkiej Wojnie pewnemu 70-letniemu drwalowi o nazwisku Brattka przyśniło się, że anioł zaprowadził go do ukrytych w głębi Złotych Gór skarbów. Aby skarby te wydostać należało zmówić modlitwę i śpiewami wydrzeć je podziemnemu demonowi.

Wielu Mazurów uwierzyło w tę historię i wystawali godzinami przy Złotej Górze. Rozmodleni Mazurzy oczekiwali wyłonienia się spod ziemi złotego zamku, aż przegonił ich stamtąd nadleśniczy z pobliskiej Zimnej Wody. — Dla władz niemieckich "ten masowy" obłęd był sprawą wstydliwą. Zarówno władze, jak i Kościoły okazywały zatroskanie przede wszystkim dlatego, że cały ten spektakl, modlitwy i śpiewy odbywały się wyłącznie po polsku. Tu przetrwało coś, co okazało się silniejsze od wpływów kultury niemieckiej, coś do czego Niemcy nie mieli przystępu — pisze Andreas Kossert w "Mazury. Zapomniane południe Prus Wschodnich".

Kto chce może na Złotej Górze porozglądać się za skarbami, ale trzeba uważać. Bo wedle legendy zapisanej przez Maxa Toepenna w "Wierzeniach mazurskich" niegdyś pastuszkowie trafili tam na złote monety, które wyciągali ze szczelin drągami z umocowanymi na końcu czapkami. Jednego z nich tak to rozzuchwaliło, że "naszła go ochota by dać się spuścić na powrozie: i zdobyć więcej złota, ale "nie wyszło mu to na złe". — Kiedy go towarzysze wyciągnęli, znaleźli wprawdzie jego czapkę pełną złota, jego samego zaś bez głowy — pisze Toepenn.

Korzeń, co mąci w głowie

Zatem bezpieczniej jest wdrapać się na stojącą tam wieżę widokową. Być może uda się wam dostrzec Błędne Góry, położone rzut beretem od tych Złotych.

Czemu Błędne? Bo w 1807 roku uciekli tam przed wojna Mazurzy z Wałów. Nie mieli co jeść, aż jedna dziewczyna "znalazła u stóp góry jadalny korzeń, podobny do marchwi i zaspokoiła nim głód". Za jej śladem poszli inni. — Kto zjadł ten korzeń, zapominał o nędzy i troskach, ale nie mógł odnaleźć drogi wiodącej z gór do domu.. Wyszedłszy z lasu ludzie widzieli dobrze swoje siedliska i pola, ale skoro tylko usiłowali do nich dość, błądzili — pisze Toeppen. W końcu jednak doszli jakoś do sąsiednich wiosek i tak trafili do Wałów.
My tajemniczego korzenia nie jemy więc bez problemu trafiamy do Zimnej Wody.

Zimna Woda: kościół myśliwych

We wsi warto zatrzymać się na chwilę przy kamiennym kościele św. Huberta, patrona myśliwych i leśników. Cały kościół, poza prezbiterium, ma wystrój nawiązujący do tradycji myśliwskiej. Na ścianach i nad ołtarzem wiszą poroża. Z nich również wykonane są żyrandole.
Kamienny kościół zbudowano w 2004 roku przy wsparciu finansowym myśliwych i Lasów Państwowych. Co 2 lata w Zimnej Wodzie odbywają się wojewódzkie obchody święta św. Huberta, patrona myśliwych i leśników. W kościele tablica z 2007 roku poświęcona żołnierzom 5 Wileńskiej Brygady AK, którzy w latach 1946 - 1947 walczyli z komunistami o niezawisłą Polskę.
Mnie jednak bardziej zainteresowały dwa cmentarze: ewangelicki i pierwszowojenny. Niestety ten pierwszy był (kiedy tam byłem) już całkowicie zarośnięty. Na drugim zachował się tylko pamiątkowy kamień z nowym napisem.


Człowiek zdycha, koń przepada

Choć gwara mazurska w prostej linii wywodzi się ze staropolszczyzny, to miała wiele dialektycznych odmienności. Na przykład Mazurzy zdychali a nie umierali, a ich zwłoki spoczywały w grobie czyli w trumnie. W wydanej niedawno przez
Oficynę Retman i Instytut Północny książce "Mazury i Polacy" znajdujemy taka relację Polaka z Pomorza, który wywiadywał się dzieci o nazwiska żyjących w ich wsi gospodarzy:

— Wawrzynowa? A Wawrzyn?
— On zdechł — odpowiada jeden chłopiec, a inne dzieci potwierdzają
— Jak ty mówisz! Chciałeś pewnie powiedzieć, że umarł!...Alboż tu może wszyscy tak mówicie, że człowiek zdechł?
— Jo — odpowiedział chłopiec zdziwiony
— A kiedy zdechnie koń lub krowa, jak wtedy mówicie?
— A...koń przepadnie, krowa też przepadnie — brzmiała odpowiedź

Juz sie zwami roztawam mili Przyiacele

Kiedy umierał Mazur czy Mazurka często kładziono go na słomie, żeby ułatwić mu odchodzenie. W Wałach, robiono to już po śmierci. Nieboszczyka kładziono na ławie pod oknem, którą wyścielane słoma i białym prześcieradłem. W domu zasłaniano zwierciadła a jeżeli zmarłym był gospodarz, to o jego śmierci powiadamiano konie i krowy, żeby nie poszły za właściciel i w ten sposób "nie przepadły".
Potem nieboszczyka czy nieboszczkę składano do trumny nogami w stronę drzwi. Zmarłemu wkładano do trumny słomkowy kapelusz i grzebień. Dzięki temu mógł otrzepać piach ze spodni i uładzić włosy. Kobietom zarzucano na plecy czarną chustę z frędzlami, a pod głowę wkładano grzebyk i lusterko. Zdarzało się, że przed pochówkiem otwierano trumnę i poprawiano ułożenie ciała. A później żałobnicy wracali na poczęstunek. Czy tak wyglądał pogrzeb Christopha Pukropa, przez którego przyjechałem do Wałów?

Przyjechał tam, bo chciałem na własne oczy zobaczyć XIX-wieczny krzyż z polskim napisem na tamtejszym cmentarzu, pod którym: „Tu w Bogu odpociwa Christoph Pukrop z wałow urodzoni dna 21 Scirna 1819 umarł dna 18 Listopata 1883.

Z pięknym epitafium:

“Juz sie zwami roztawam mili Przyiacele
Bogu ducha oddawam nie smęce sie wiele
proznec to narzekanie cało wzemnie pudze
lec kedy zmartwech wztanie Jak Skonie windze”.


To jedyny zachowany mazurski krzyż w języku polskim. W Wilamowie koło Rozóg zachowały się 4 polskie kamienne nagrobki („Tu w Bogu odpoziwa moia kochana matka i moja kochana zona Wilhelmmine Chudaska urodzona Zokolowa” czy „Tu w Bogu odpocziwa Maria Sadlowski urodzona Bialowons urodzila sie 02 juli 1839 umerla 3 go juli 1888”.) w podgiżyckich Wilkasach dwa. I to wszystko.

Reszta już nie „w Bogu odpocziwa”, ale „ruhen in Gott”. Jest tak między innymi dlatego, że Mazurzy, którzy zdobywali wyższy status społeczny z reguły niemczyli się, tych biedniejszych zaś nie było stać na solidne nagrobki. To miedzy innymi dlatego polski zniknął z mazurskich cmentarzy.

Trochę więcej zachowało się za to polskich napisów w ewangelickich kościołach. Szczególnie przejmujący jest pochodzący z 1710 roku ze świątyni w pobliskim Rydzewie. Upamiętnia on siedmioro dzieci miejscowego pastora Jana Sartoriusa, która zabiła dżuma:

O zwiędnielyscie moie miłe Dziatki!
Jak lecie zwiędną wysmięnite kwiatki!
Lec zakwitniecie z weselem! z radością,
Gdy was Bog wzbudzy swoią Wszechmocnoscią.
Tak się smętni Rodzice, gdy iim siedmioro Dziatek w siedmiu
Dniach, morem umarło, wesołem Zmartwychwstaniem cieszyły

Tej tablicy już tam jednak nie ma, bo znajduje się teraz w olsztyńskim muzeum, do którego serdecznie zapraszam.

Igor Hrywna









.