Gorączka złota na Mazurach [VIDEO]

2023-04-04 11:50:00(ost. akt: 2024-11-30 19:59:54)
Zebrały się tłumy ludzi. Wierzyli, że w końcu Złote Góry odsłonią swoje tajemnice i pozwolą się im wzbogacić. Tak jak my teraz wierzymy, że uda się nam wygrać coś w "lotka" czy inną grę. Niedawno przecież takie milionowe wygrane padły w Kętrzynie czy Ełku. A Złote Góry mamy też u nas, koło Nidzicy. Teraz możecie je tutaj zobaczyć.

To był poligon co się zowie. Rozciągał się na 14 tysiącach hektarów. Powstawał przez kilka powojennych lat. I pochłonął kilka mazurskich wiosek. Najbardziej znana to Małga. 20 stycznia 1945 roku cześć mieszkańców wymordowali rosyjscy żołnierze. Pierwsi Rosjanie którzy pojawili się we wsi zachowali się normalnie.

— Oni nic nam nie zrobili, pośpiewali, najedli się i odeszli — opowiadała mieszkanka wsi. Potem było już gorzej. Kolejni okradli ich ze wszystkiego. Następnie zamordowali kilkunastu mieszkańców wsi. — Dopiero, gdy mróz zelżał, można było ich pochować — wspominała mieszkanka wsi.
Małga z czasem stała się wsią symboliczną. A to za sprawą kościelnej wieży, która jako jedyna zaświadcza do do naszych czasów, że kiedyś były tam domy i pola. Wieżę wojskowi zachowali jako punkt orientacyjny.

Ocalały tylko Muszaki, gdzie umieszczono komendę poligonu. Skasowano go w 1993 roku a z jego części utworzono rezerwat przyrody. Teraz część poligonu chyba znowu wróci do wojskowych, bo czasy mamy niespokojne. A to co wyrabiali na Warmii i Mazurach rosyjscy żołnierze w 1945 roku nie jest tylko historią, bo dzieje się teraz w Ukrainie.

Na Małgę już jednak spojrzeliśmy z góry TUTAJ

Dzisiaj przyszedł czas na 3 pobliskie miejscowości: Zimną Wodę, Wały i Muszaki (ale są też ujęcia z Małgi) oraz oczywiście wspomniane wcześniej Złote Wzgórza, których najwyższym szczytem jest, a jakże, wznosząca się na 229 m n.p.m. Złota Góra. Gdyby komuś nie starczyło spojrzenie na nie z góry to polecam rower. Te 4 miejsca dzieli w sumie niecało 15 kilometrów. W sam raz na lekka przebieżkę rowerem.

Jeżeli ktoś lubi konie, to może też skorzystać ze szlaku konnego Zimna Woda – Wały – Muszaki – Zimna Woda (21 km), który niemal w całości wiedzie przez las. Konie do wynajęcie w Zimnej Wodzie, co wyczytałem w internecie i na odpowiedzialność internetu podaję.

Z Muszaków na poszukiwanie złota

Muszaki to stara, bo XIV wieczna wieś. Leży 12 kilometrów na wschód od Nidzicy, przy drodze do Wielbarka. W 1873 roku nad wsią pojawiła się olbrzymia, wielokolorowa łuna. Tworzące ją koła, wydając dziwne odgłosy, uniosły się w górę, po czym zaczęły opadać, rozchodząc się po całym terenie. W tym czasie mieszkało tam prawie 500 Mazurów, którzy mieli swój kościół zbudowany w 1901 i spalony przez rosyjskich żołnierzy w 1945 roku. Niedługo potem, za zgoda ewangelików ruiny kościoła władza przekazała katolikom. I to było na tyle komunistycznej dobroci, bo przez kolejne lata władza nie godziła się na odbudowę kościoła. Jako argumentu użyli tego, że świątynia stoi już na terenie poligonu i przeszkadza wojsku. Kościół ostatecznie wysadzono. Pobliski cmentarz zniszczono w końcu lat 70tych. Zachowała się tylko kwatera wojskowa z czasów Wielkiej Wojny.

Wierni przez lata modlili się w kaplicy. W gruzach zniszczonego kościoła ewangelickiego odnaleziono dzwon i sygnaturkę, którą w późniejszym czasie umieszczono na jej dachu. Nowy kościół zbudowano już za demokracji.

Złoto bez głowy

Złote Wzgórza leżą ze 4 kilometry za Muszakami i przez krótki czas zajmowały umysłu okolicznych Mazurów. Legendy o tym, że zapadł się tam zamek, w którym było pełno złotych monet.

Tuż po Wielkiej Wojnie pewnemu 70-letniemu drwalowi o nazwisku Brattka przyśniło się, że anioł zaprowadził go do ukrytych w głębi Złotych Gór skarbów. Aby skarby te wydostać należało zmówić modlitwę i śpiewami wydrzeć je podziemnemu demonowi.

Wielu Mazurów uwierzyło w tę historię i wystawali godzinami przy Złotej Górze. Rozmodleni Mazurzy oczekiwali wyłonienia się spod ziemi złotego zamku, aż przegonił ich stamtąd nadleśniczy z pobliskiej Zimnej Wody. — Dla władz niemieckich "ten masowy" obłęd był sprawą wstydliwą. Zarówno władze, jak i Kościoły okazywały zatroskanie przede wszystkim dlatego, że cały ten spektakl, modlitwy i śpiewy odbywały się wyłącznie po polsku. Tu przetrwało coś, co okazało się silniejsze od wpływów kultury niemieckiej, coś do czego Niemcy nie mieli przystępu — pisze Andreas Kossert w "Mazury. Zapomniane południe Prus Wschodnich".

Kto chce może na Złotej Górze porozglądać się za skarbami, ale trzeba uważać. Bo wedle legendy zapisanej przez Maxa Toepenna w "Wierzeniach mazurskich" niegdyś pastuszkowie trafili tam na złote monety, które wyciągali ze szczelin drągami z umocowanymi na końcu czapkami. Jednego z nich tak to rozzuchwaliło, że "naszła go ochota by dać się spuścić na powrozie: i zdobyć więcej złota, ale "nie wyszło mu to na złe". — Kiedy go towarzysze wyciągnęli, znaleźli wprawdzie jego czapkę pełną złota, jego samego zaś bez głowy — pisze Toepenn.

Korzeń, co mąci w głowie

Zatem bezpieczniej jest wdrapać się na stojącą tam wieżę widokową. Być może uda się wam dostrzec Błędne Góry, położone rzut beretem od tych Złotych.

Czemu Błędne? Bo w 1807 roku uciekli tam przed wojna Mazurzy z Wałów. Nie mieli co jeść, aż jedna dziewczyna "znalazła u stóp góry jadalny korzeń, podobny do marchwi i zaspokoiła nim głód". Za jej śladem poszli inni. — Kto zjadł ten korzeń, zapominał o nędzy i troskach, ale nie mógł odnaleźć drogi wiodącej z gór do domu.. Wyszedłszy z lasu ludzie widzieli dobrze swoje siedliska i pola, ale skoro tylko usiłowali do nich dość, błądzili — pisze Toeppen. W końcu jednak doszli jakoś do sąsiednich wiosek i tak trafili do Wałów.
My tajemniczego korzenia nie jemy więc bez problemu trafiamy do Zimnej Wody.

Zimna Woda: kościół myśliwych

We wsi warto zatrzymać się na chwilę przy kamiennym kościele św. Huberta, patrona myśliwych i leśników. Cały kościół, poza prezbiterium, ma wystrój nawiązujący do tradycji myśliwskiej. Na ścianach i nad ołtarzem wiszą poroża. Z nich również wykonane są żyrandole.
Kamienny kościół zbudowano w 2004 roku przy wsparciu finansowym myśliwych i Lasów Państwowych. Co 2 lata w Zimnej Wodzie odbywają się wojewódzkie obchody święta św. Huberta, patrona myśliwych i leśników. W kościele tablica z 2007 roku poświęcona żołnierzom 5 Wileńskiej Brygady AK, którzy w latach 1946 - 1947 walczyli z komunistami o niezawisłą Polskę.
Mnie jednak bardziej zainteresowały dwa cmentarze: ewangelicki i pierwszowojenny. Niestety ten pierwszy był (kiedy tam byłem) już całkowicie zarośnięty. Na drugim zachował się tylko pamiątkowy kamień z nowym napisem.


Człowiek zdycha, koń przepada

Choć gwara mazurska w prostej linii wywodzi się ze staropolszczyzny, to miała wiele dialektycznych odmienności. Na przykład Mazurzy zdychali a nie umierali, a ich zwłoki spoczywały w grobie czyli w trumnie. W wydanej niedawno przez
Oficynę Retman i Instytut Północny książce "Mazury i Polacy" znajdujemy taka relację Polaka z Pomorza, który wywiadywał się dzieci o nazwiska żyjących w ich wsi gospodarzy:

— Wawrzynowa? A Wawrzyn?
— On zdechł — odpowiada jeden chłopiec, a inne dzieci potwierdzają
— Jak ty mówisz! Chciałeś pewnie powiedzieć, że umarł!...Alboż tu może wszyscy tak mówicie, że człowiek zdechł?
— Jo — odpowiedział chłopiec zdziwiony
— A kiedy zdechnie koń lub krowa, jak wtedy mówicie?
— A...koń przepadnie, krowa też przepadnie — brzmiała odpowiedź

Juz sie zwami roztawam mili Przyiacele

Kiedy umierał Mazur czy Mazurka często kładziono go na słomie, żeby ułatwić mu odchodzenie. W Wałach, robiono to już po śmierci. Nieboszczyka kładziono na ławie pod oknem, którą wyścielane słoma i białym prześcieradłem. W domu zasłaniano zwierciadła a jeżeli zmarłym był gospodarz, to o jego śmierci powiadamiano konie i krowy, żeby nie poszły za właściciel i w ten sposób "nie przepadły".
Potem nieboszczyka czy nieboszczkę składano do trumny nogami w stronę drzwi. Zmarłemu wkładano do trumny słomkowy kapelusz i grzebień. Dzięki temu mógł otrzepać piach ze spodni i uładzić włosy. Kobietom zarzucano na plecy czarną chustę z frędzlami, a pod głowę wkładano grzebyk i lusterko. Zdarzało się, że przed pochówkiem otwierano trumnę i poprawiano ułożenie ciała. A później żałobnicy wracali na poczęstunek. Czy tak wyglądał pogrzeb Christopha Pukropa, przez którego przyjechałem do Wałów?

Przyjechał tam, bo chciałem na własne oczy zobaczyć XIX-wieczny krzyż z polskim napisem na tamtejszym cmentarzu, pod którym: „Tu w Bogu odpociwa Christoph Pukrop z wałow urodzoni dna 21 Scirna 1819 umarł dna 18 Listopata 1883.

Z pięknym epitafium:

“Juz sie zwami roztawam mili Przyiacele
Bogu ducha oddawam nie smęce sie wiele
proznec to narzekanie cało wzemnie pudze
lec kedy zmartwech wztanie Jak Skonie windze”.

Mazurski krzyż z 1883 roku ze wsi Wały

To jedyny zachowany mazurski krzyż w języku polskim. W Wilamowie koło Rozóg zachowały się 4 polskie kamienne nagrobki („Tu w Bogu odpoziwa moia kochana matka i moja kochana zona Wilhelmmine Chudaska urodzona Zokolowa” czy „Tu w Bogu odpocziwa Maria Sadlowski urodzona Bialowons urodzila sie 02 juli 1839 umerla 3 go juli 1888”.) w podgiżyckich Wilkasach dwa. I to wszystko.

Reszta już nie „w Bogu odpocziwa”, ale „ruhen in Gott”. Jest tak między innymi dlatego, że Mazurzy, którzy zdobywali wyższy status społeczny z reguły niemczyli się, tych biedniejszych zaś nie było stać na solidne nagrobki. To miedzy innymi dlatego polski zniknął z mazurskich cmentarzy.

Trochę więcej zachowało się za to polskich napisów w ewangelickich kościołach. Szczególnie przejmujący jest pochodzący z 1710 roku ze świątyni w pobliskim Rydzewie. Upamiętnia on siedmioro dzieci miejscowego pastora Jana Sartoriusa, która zabiła dżuma:

O zwiędnielyscie moie miłe Dziatki!
Jak lecie zwiędną wysmięnite kwiatki!
Lec zakwitniecie z weselem! z radością,
Gdy was Bog wzbudzy swoią Wszechmocnoscią.
Tak się smętni Rodzice, gdy iim siedmioro Dziatek w siedmiu
Dniach, morem umarło, wesołem Zmartwychwstaniem cieszyły

Tej tablicy już tam jednak nie ma, bo znajduje się teraz w olsztyńskim muzeum, do którego serdecznie zapraszam.

Igor Hrywna









.