Studentka z Ukrainy z UWM: modlę się za moich braci, którzy walczą na Ukrainie

2023-02-25 12:27:33(ost. akt: 2023-02-25 20:05:07)
Wczoraj (24.02) w całej Polsce odbyły się antywojenne manifestacje

Wczoraj (24.02) w całej Polsce odbyły się antywojenne manifestacje

Autor zdjęcia: PAP

Modlę się za moich dwóch starszych braci, którzy walczą na Ukrainie. W Polsce, gdzie jestem od roku, chce pomagać rodakom - mówi PAP Liliia Maksym, która po wybuchu wojny na Ukrainie przyjechala do Olsztyna. Liliia studiuje edukacje artystyczną na Warmińsko-Mazurskim Uniwersytecie.
Liliia przyjechała do Polski z obwodu tarnopolskiego 2 tygodnie po wybuchu wojny na Ukrainie.

"24 lutego ub. roku obudziły nas o 5 rano świsty i huk dochodzące z nieznanych kierunków. Nie wiedzieliśmy, co się dzieje. Potem zdaliśmy sobie sprawę, że to odgłosy latających rakiet. To był dzień, który zmienił życia każdego z nas. W tym czasie nasza mama pracowała w Polsce a ja z trójką rodzeństwa mieszkaliśmy na Ukrainie. Moja starsza siostra zaczęła pakować szybko podręczną walizkę. Wyjęła też z albumu zdjęcia każdego z nas i na odwrocie podpisała je imieniem i nazwiskiem, datą urodzenia i skąd jesteśmy. Zdjęcia mieliśmy przy sobie. W razie gdyby coś się złego przydarzyło, miały pomóc w identyfikacji"- wspomniała drżącym głosem Liliia. Siostra przygotowała też teczkę z najważniejszymi dokumentami. Pierwszy tydzień był pełen strachu, emocji i paniki- dodała.

Przypomina, że gdy w nocy był pierwszy alarm bombowy, z rodzeństwem musiała biec, by ukryć się w piwnicy u znajomych. W ich rodzinnym domu nie było takiego miejsca. Tam siedzieli dwa tygodnie. "W tym czasie mama bardzo się o nas martwiła. Przyszedł w końcu moment, że dzwoniąc do nas powiedziała, że odbierze nas autobus ewakuacyjny i będziemy jechać do Polski"- podkreśla Liliia.

Jak mówi, dla niej było to trudne, bo nie znała języka. "Mieliśmy jedną walizkę na cztery osoby i każdy z nas miał swój plecak. Ja wzięłam jeszcze to, co była dla mnie najważniejsze czyli gitarę. Gdy kierowca zobaczył, że wchodzę z instrumentem, trochę zamruczał ale ja udałam, że go nie słyszę i zajęłam miejsce autobusie. Zapamiętałam, że autobus miał napis +dzieci+" - opowiada Liliia.

6 marca po przekroczeniu granicy, już w Polsce rodzina spotkała wolontariuszy. "Wtedy zobaczyłam, co to znaczy ludzka życzliwość i serce. Przy granicy rozstawione były namioty i w nich czekaliśmy na przyjazd samochodu, który nas przywiezie do Olsztyna. Siostra mi powiedziała, żebym zagrała na gitarze dla wszystkich czekających"- dodała.

Wtedy jak wspomnina, zmarzniętymi rękami zagrała na gitarze utwór "Czerwona ruta", bardzo popularną pieśń na Ukrainie. Wszyscy wokół podchwycili melodię, niektórzy płakali. "Grałam też swoje piosenki; ludzie nie pozostali obojętni. Przenosili mi herbatę do ogrzania rąk, koce, słodycze dla młodszych braci i sióstr. Gdy przyjechał już po nas samochód, to miałam taką pustkę w sobie i zadawałam sobie znów pytanie co będzie dalej?"- podkreśla.

Gdy przyjechali do Olsztyna była późna noc. Zobaczyli w końcu mamę. Ciocię z mężem, u której mieszkali około miesiąca. Potem już sama wynajęła mieszkanie. Szybko znalazła pracę w barze sushi, a języka uczyła się w praktyce.

"Zaczęłam też działać w stowarzyszeniu ukraińskich kobiet w Miejskim Ośrodku Kultury w Olsztynie. Jeszcze przed oficjalnym otwarciem byłam wolontariuszem i nauczycielem muzyki dla dzieci ukraińskich. Podczas inauguracji stowarzyszenia poznałam prodziekana wydziału sztuki Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego prof. Jana Połowianiuka, który usłyszał, jak śpiewam i gram na gitarze. Opowiedział mi o uczelni i zaprosił na egzaminy wstępne"- dodała.

W tym czasie Liliia studiowała on-line na ukraińskiej uczelni w Kamieńcu Podolskim. Jak mówi, pomyślała że studia w Polsce, to szansa na rozwój. Zdała egzaminy i dostała na kierunek edukacja artystyczna. Zaczęła też śpiewać w chórze Bel Canto prowadzonym przez prof. Połowianiuka. Poznała wiele osób i powoli -jak określa - odzyskiwała swoje życie.

Zaczęła pracować jako wolontariusz w Fundacji "Dwa skrzydła". W sierpniu ub roku. była animatorem dla grupy dzieci ukraińskich będących pod opieką fundacji. "W tę pracę włożyłam całą swoją duszę. Starałam się każdemu dziecku dać choćby cząstkę swego serca. Moim pragnieniem było, by każde dziecko czuło się bezpiecznie, by znów mogło beztrosko się bawić"- zaznaczyła.

Pracowała też z grupą gitarzystów w Miejskim Ośrodku Kultury w Olsztynie i śpiewała w Bel Canto. Gdy skonczyły się półkolonie dla ukraińskich dzieci, pojechała na tydzień na Ukrainę po dokumenty potrzebne na studia w Polsce. "To była bolesna podróż, ale cieszę się że spotkałam się z rodziną, przyjaciółmi i znajomymi"- mówi Liliia.

Na uczelni, na roku jest jedyną Ukrainką, ale jak mówi ludzie okazują jej wsparcie. "Wciąż uczę się języka polskiego, bariera językowa jest coraz mniejsza. Muszę być silna a to oznacza, że uśmiecham się bez względu na to, co się dzieje w moim życiu. Dziękuję za każdy dzień. Chcę pomagać w miarę swoich możliwości ludziom z Ukrainy, mówić co się dzieje w naszym kraju. Chcę poświęcać się muzyce, bo to kocham"- dodała.

"Jestem zdrowa i mogę dużo zrobić na tym świecie. Mam dwóch braci wojskowych, za których się modlę. Jeden jest artylerzystą a drugi sanitariuszem. Oni widzą prawdziwe piekło tam na Ukrainie. Za ten horror co tam jest, winny zostanie ukarany przez wyższe siły, bo kara jest nieunikniona"- mówi Liliia. (PAP)