Trzymamy kciuki za Ukrainę [SONDA]

2023-02-24 18:35:38(ost. akt: 2023-02-24 16:08:48)
Monika i Kamil Kruszewscy z dziećmi

Monika i Kamil Kruszewscy z dziećmi

Autor zdjęcia: Zbigniew Woźniak

Jak wojna w Ukrainie zmieniła nasze życie? Albo nasze nastawienie do życia? Czy to kolejne doświadczenie, które sprawiło, że na świat patrzymy inaczej? Jak? Rozmawiamy o tym z wami na olsztyńskiej starówce.
— Gdy się obudziłem, jeszcze w łóżku zacząłem czytać serwisy. Wszędzie były informacje o wojnie. Ale jakiej wojnie? Przecież, gdy zasypiałem, wszystko było normalne. Pomyślałem nawet przez chwilę, że może to zły sen. Że za chwilę wszystko wróci do normy. Gdy włączyłem telewizję, też nie mogłem uwierzyć w to, co widzę. Ale obrazy nie kłamią. Widziałem dym, słyszałem strzały. I przerażenie komentatorów — wspomina Damian Krajewski, pracownik biurowy z Olsztyna. — Przed chwilą zmagaliśmy się z pandemią i myśleliśmy, że nic gorszego już nas nie spotka. Że w końcu weźmiemy wakacje od lęku. Wojna to wszystko przekreśliła. Gdy przyszedłem rano na zajęcia, bo rok temu jeszcze studiowałem, nie wiedzieliśmy, o czym ze sobą rozmawiać. To był czwartek… Tłusty czwartek. Trochę te pączki gryzły nam się z tym, co może stać się z naszym życiem. Wojnę znaliśmy przecież tylko z opowieści dziadków, a teraz była w zasięgu wzroku. Ukraina jest przecież blisko. Granice są umowne, a rakiety mają ogromny zasięg. Ten strach pierwszych dni był najgorszy. Później zaczęliśmy działać. W naszych domach pojawiali się pierwsi uchodźcy. Staliśmy się wszyscy wielką rodziną. Razem z nimi płakaliśmy, razem z nimi patrzyliśmy z nadzieją w przyszłość. I tak jak wojna mnie przeraża, tak ta ludzka solidarność daje siłę. I tak jak wojna toczy się dalej, tak nasze życie również idzie do przodu. Z jednej strony przyzwyczailiśmy się do tego, że nieopodal nas giną ludzie i walą się domy. A z drugiej nie wiemy, jak i kiedy się to skończy. Jedno pytanie zadaję sobie jednak bezustannie: dlaczego takie rzeczy dzieją się w XXI wieku?

— To był trudny emocjonalnie rok. Też doskonale pamiętam ten dzień, a właściwie ranek, gdy Rosja zaatakowała Ukrainę. Ale spodziewałam się tego, co się stało. Przed atakiem śledziłam wiadomości i przeczuwałam, że dojdzie do najgorszego. Rozmawiałam też z Ukraińcami, którzy mówili mi o tym, czego nie było w mediach. Ale nigdy nie przypuszczałam, że wojna potrwa rok. Właściwie nie wiadomo jeszcze, ile przed nami — mówi Ewa Szyncel, która przyjechała do Olsztyna z Warszawy. — Jestem pełna podziwu, że Ukraińcy cały czas się trzymają. I mają ogromną wolę walki. Ale oni walczą też za naszą wolność. Gdyby nie stawiali oporu, szybko byśmy się przekonali, jak okrutna może być wojna. Między innymi dlatego też my, Polacy, dajemy im ogromne wsparcie. Ale w tej pomocy nie jesteśmy samotną wyspą. Dobrze, że Joe Biden, prezydent USA, przyjechał do Polski. Swoją obecnością tutaj, ale również słowami, daje nam poczucie bezpieczeństwa. Jesteśmy najbliżej wojny i gdyby się coś stało, nie zostaniemy sami. Joe Biden deklaruje pomoc. A pomyśleć, że gdy wygrał wybory, nie doceniałam go. Nie byłam do niego przekonana. Ale swoją postawą odnośnie do wojny pokazał, że jest konkretnym przywódcą. Nawet pojechał do Kijowa, co jeszcze bardziej pokazało, że nie rzuca słów na wiatr. Pokazał Putinowi, że się nie boi.

Ewa Szyncel z rodziną
Fot. Zbigniew Woźniak
Ewa Szyncel z rodziną

— Dla nas, dla młodego pokolenia, wojna jest realnym doświadczeniem. Nie sposób jej nie przeżywać. Uczyłam się o wielu wojnach na lekcjach historii, ale żadne z tych wydarzeń nie wzbudziły we mnie aż tylu emocji — zauważa Aniela Bieniszewska, tegoroczna maturzystka z Olsztyna. — Wojnę, która toczy się w Ukrainie, możemy obserwować niemal na żywo. Żyjemy w świecie, gdzie każdy ma telefon i może wszystko relacjonować. Być może dlatego, po maturze, nie myślę o żadnych studiach. Chcę pożyć przez rok. Chcę poznać świat, spełnić się. Na naukę jeszcze przyjdzie czas. Teraz chcę iść do szkoły życia. Być może wyjadę do pracy do Niemiec. Być może do Włoch…

— Nie wiadomo, czy jutro cały świat się nie zarwie — dodaje Maciej Klimas, który również przygotowuje się matury. — Dlatego trzeba cieszyć się ze wszystkiego, co mamy tu i teraz.

Aniela Bieniszewska i Maciej Klimas
Fot. Zbigniew Woźniak
Aniela Bieniszewska i Maciej Klimas

— Pewnie niewiele osób zdaje sobie z tego sprawę, ale wojna ratuje polskie firmy przed upadkiem. Nie mówię o inflacji, ale o pracownikach. Nasz rynek pracy potrzebuje osób z fachem w ręku. Na pomoc przychodzą właśnie Ukraińcy, którzy znajdują zatrudnienie jako ślusarze, spawacze czy monterzy. Ukrainki pracują natomiast w hotelach, sklepach, restauracjach… Tam, gdzie kiedyś szukano ludzi do pracy, dziś zatrudnia się Ukraińców — zauważa pan Paweł, przedsiębiorca z Olsztyna. — Pamiętajmy tylko, że Ukraińcy po wybuchu wojny zostali zmuszeni do przyjazdu do Polski. To nie był ich wybór. Stąd nie ma się co dziwić, że spora część myśli, żeby jak najszybciej wrócić do swoich domów, rodzin i pracy. Ale niestety trzeba też wiedzieć, że nie każdy będzie miał gdzie wracać, bo jednak wiele miejsc w Ukrainie zostało zniszczonych. Poza tym wojna wciąż trwa. Trzymam oczywiście kciuki, żeby jak najszybciej się skończyła. Ale jednocześnie martwię się, że stracę pracowników. Zatrudniam pięć osób, które uciekły przed wojną. Wcześniej na ogłoszenie o pracę nikt nie odpowiadał. Teraz, choć w trudnych czasach, mam zespół, który może realizować zadania. Woja więc, paradoksalnie, jednych przeraża, a innym ratuje biznes.

— Sytuacja na świecie się skomplikowała i to powoduje nasz niepokój — twierdzi Kamil Kruszewski z Lidzbarka Welskiego. — Wojna ma wpływ również na gospodarkę. Inflacja, z jaką się zmagamy, bardzo się z nią wiąże. Codzienność jest trudniejsza.

— Przyjechaliśmy do Olsztyna między innymi dlatego, żeby wyrobić sobie paszporty. Boję się wojny i lepiej mieć dokumenty niż ich nie mieć. Ale ogólnie rzeczywiście życie niewiele się zmieniło. Zwłaszcza gdy ma się dzieci, człowiek skupia się na nich. Może i dobrze, bo nie ma czasu, żeby pomyśleć bardziej o tym, co się dzieje i co może się stać — dodaje Monika Klimaszewska, żona pana Kamila. — Teraz też coraz częściej nie odkładam niczego na później. Trzeba korzystać z życia, nie odmawiać sobie drobnych przyjemności. Bo nigdy nie wiadomo, co przyniesie jutro.

ADA ROMANOWSKA