Moje serce bije ciągle po polsku

2022-12-25 18:02:00(ost. akt: 2022-12-23 15:08:22)
Krystyna Adamowicz

Krystyna Adamowicz

Autor zdjęcia: arch. GO

Krystyna Adamowicz, polska dziennikarka z Wilna, prezes Towarzystwa Absolwentów „Zawsze wierni Piątce”, organizatorka Kaziuków-Wilniuków, z którymi przyjeżdża na Warmię i Mazury, została nominowana w plebiscycie „Polak Roku 2022”. Plebiscyt organizuje „Kurier Wileński”.
— Gratuluję nominacji do tytułu „Polak Roku 2022” w plebiscycie „Kuriera Wileńskiego”.
— Dziękuję. To dla mnie wielkie wyróżnienie. Wejście do dziesiątki kandydatów odbieram jako dowartościowanie naszego pokolenia, nazywanego pokoleniem bez dzieciństwa i młodości. Nasze lata dziecięce częstokroć były spędzane w schronach i piwnicach, w latach młodości noce mijały na nasłuchiwaniu, czy czasem przy naszym domu nie zatrzymuje się samochód z sowieckimi żołdakami. A to oznaczało jedno — wywózkę. A jednocześnie jest to pokolenie, które w tych trudnych czasach uczyło się na tajnych kompletach, co również świadczyło o patriotyzmie młodych Polaków. A ci, którzy nie wyjechali ze swej ojcowizny,  jak ja z rodziną, nadal walczyło o polską szkołę. Wielu uczniów kontynuowało naukę w szkole w Wilnie, zwanej „Piątką” dzięki polskim wykładowcom. I do dziś powstałe 15 lat temu Towarzystwo Absolwentów „Zawsze wierni Piątce” jest wierne tym samym ideałom.

— Za co została pani nominowana?
— Jury złożone z laureatów poprzednich edycji wybiera kolejnych aktywnych Polaków z nadesłanych przez czytelników zgłoszeń. Może zwrócili uwagę na pomysł odnowienia miejsc pochówku naszych profesorów z „Piątki”, który powstał podczas spotkania w czerwcu ubiegłego roku? Rozpoczęliśmy od poszukiwania grobów na wileńskich cmentarzach. Na pierwszy zwiad przybyło ponad 30 najstarszych absolwentów „Piątki”. Nie tylko my poszukiwaliśmy zapomnianych grobów. Z dużym entuzjazmem dołączyli do nas harcerze obecnego Gimnazjum im. Joachima Lelewela, które jest spadkobiercą „Piątki”. To oni w przyszłości przejmą po nas sztafetę.

— Ile miejsc pamięci udało się odnaleźć?
— Odwiedziliśmy aż sześć cmentarzy, a zapaliliśmy znicze i odmówiliśmy modlitwę przy 60 miejscach spoczynku nie tylko profesorów, ale też wybitnych Polaków związanych z naszą szkołą. Podczas drugiej wyprawy pojechaliśmy na cmentarze położone poza Wilnem, gdzie również spoczywają nasi mistrzowie. Odnalezienie każdego miejsca ze znanym nazwiskiem było dla nas wielkim przeżyciem.

— Ktoś wam pomaga w tych poszukiwaniach?
— Nie udałoby się tego wszystkiego dokonać, gdyby nie pomoc instytucji i zwykłych ludzi. Pomaga nam Związek Polaków Rejonu Wileńskiego, którego prezesem jest europoseł Waldemar Tomaszewski, jak też Wydział Konsularny Ambasady RP, Fundacja Pomocy Polakom na Wschodzie. Ostatnio także Stowarzyszenie Odra-Niemen, któremu zawdzięczamy odnowienie pięciu nagrobków naszych profesorów. Nie są to pomniki zabytkowe, to skromne mogiły, ale spoczywają tu ludzie, którzy są symbolem polskości i wiary. Odnowiono też szósty nagrobek — profesora Andrzeja Biegi, łacinnika, a gdy ze szkoły wycofano łacinę, wykładał niemiecki, mógłby jeszcze uczyć greki i francuskiego. Był zamkniętym w sobie człowiekiem, nie opowiadał o swoim życiu, ale wiedzieliśmy, że odegrał ważną rolę podczas wojny z bolszewikami. Żył w samotności, gdy zachorował, uczniowie przychodzili do niego z pomocą w najprostszych życiowych sprawach. Ostatnim jego życzeniem było, by pochowali go obok grobów rodziny Kadenacych. I tak się stało. Przypomnę, że Zofia, zwana „Zulą”, z Piłsudskich Kadenacowa, ulubiona siostra marszałka Józefa Piłsudskiego, żona dr. med. Bolesława Kadenacego, zmarła w lutym 1935 r. i została pochowana na Cmentarzu Bernardyńskim w Wilnie. A Piłsudski ostatni raz był w Wilnie właśnie na pogrzebie siostry.

— Jakie groby udało się odnaleźć?
— Na przykład na tym samym, najstarszym w Wilnie Cmentarzu Bernardyńskim, spoczywa Maria Czekotowska, legendarna wykładowczyni języków polskiego i francuskiego. Pomnikowi, który znajduje się na skarpie nad Wilenką, groziło zawalenie. Należało go dobrze umocować, oczyścić litery, które zostały zatarte przez tyle lat. Czekotowska przed wojną ukończyła kurs doskonalenia francuskiego na paryskiej Sorbonie i również w Wilnie uczyła francuskiego oraz polskiego w elitarnym gimnazjum Nazaretanek oraz w Gimnazjum im. króla Zygmunta Augusta. W życiu „Piątki” odegrała też inną, ważną rolę. Ta lubiana, dystyngowana pani uczyła młodzież tańczyć mazura i poloneza. Organizowała występy, a nie było wtedy w Wilnie żadnego polskiego zespołu. Gdy powstał zespół artystyczny Wilia, młodzież z „Piątki” już miała umiejętności — znała tańce polskie. W pierwszych latach istnienia zespołu ponad 70 proc. jego uczestników stanowili właśnie absolwenci „Piątki”.

— Jeszcze jakich wybitnych nauczycieli miała „Piątka”?

— Nauczycielka angielskiego Helena Tomaszewska to kolejna legenda, absolwentka London University College. Pochodziła z bułgarskiego rodu książęcego. Mąż Emanuel Bończa-Tomaszewski to wybitny wileński naukowiec. Spoczywają na cmentarzu prawosławnym na Lipówce, gdzie jest więcej mogił naszych wykładowców i uczniów. Zadbaliśmy nie tylko o groby profesorów, ale też o ich bliskich.

Tych sześć odnowionych nagrobków to nie wszystko. Poważnej renowacji wymaga grób chemika Ludwika Kuczewskiego, Janiny Pieniążkowej, Eugenii Januszkiewicz, których mogiły znajdują się na Rossie. To również osobowości Wilna.

Jednak poszukiwanie grobów to nie wszystko. Interesuje nas też historia Wilna. Ostatnio mieliśmy kilka ciekawych spotkań. Był to wyjazd do Archiwum Szkolnictwa Ziemi Wileńskiej, w którym są cenne zbiory archiwalne, z ogromnym pietyzmem zbierane w ciągu 30 lat przez absolwenta szkoły Jana Pakalnisa.

— Układa już pani plan Kaziukowych występów? Próby już trwają?
— Próby Kaziukowe naszych zespołów artystycznych trwają okrągły rok, to najczęściej są zespoły ludowe czy — jak ostatnio — zespoły folkowe wykorzystujące motywy ludowe. I takie grupy przyjadą na koncerty 11-13 marca w przyszłym roku na Warmię i Mazury. Do wyjazdu szykują się też twórcy ludowi, którzy zawsze przywożą palmy wileńskie, wyroby rękodzielnicze, obrazy — najczęściej z widokami Wilna, smakołyki wileńskie, czyli wędliny, sery, oczywiście chleb. Czekamy już na spotkania w Olsztynie, Lidzbarku Warmińskim i w innych miastach.

— A jak wyglądają w pani domu świąteczne przygotowania?

— W polskich, wileńskich domach, niezależnie od władz i ustroju, zawsze dni Bożego Narodzenia były największym świętem. A zaczynamy od „świątecznego” sprzątania domu. Potem przychodzi czas na kuchnię. Stół bożonarodzeniowy od lat w moim domu jest taki sam, jak nauczyła mnie mama. A więc rosół, u nas grzybowy, pierożki z grzybami i kapustą. W jeden z tych pierożków wkładamy fasolkę. Ten z biesiadników, który na nią trafi, może liczyć na szczęśliwy rok. Oczywiście na stole wigilijnym musi być karp, u nas — faszerowany albo w galarecie. Koniecznie są śledzie, i to w kilku wariantach, zawsze kompot z suszonych owoców, kisiel z żurawiny, makowiec. No i śliżyki, znane tylko na wileńskim stole. 12 dań jest obowiązkowych! A jeszcze śpiewamy kolędy, mój dom jest śpiewający, wszyscy w różnych okresach przeszliśmy szkołę zespołu Wilia. No i pasterka to nasza tradycja. Nazajutrz świąteczne śniadanie, już mięsne!

— Pewnie po świętach odbędzie się rozstrzygnięcie plebiscytu?

— Głosowanie trwa do 31 grudnia. O tym, która z nominowanych dziesięciu osób zdobędzie tytuł „Polaka Roku”, decydują czytelnicy „Kuriera Wileńskiego” na podstawie przesłanych kuponów.
Pozdrawiam Wilniuków, czytelników „Gazety Olsztyńskiej” z zaśnieżonego Wilna. Choć widoki przepiękne, chodzenie po takich zaspach jest trudne. Na Warmii i Mazurach ponoć jest podobnie. Zawsze słucham wiadomości z Polski i informacji o pogodzie, szczególnie z Warszawy, gdzie studiuje moja wnuczka.

Beata Brokowska