Bił psa sztachetą a gdy był oszołomiony wrzucił go do stawu. Pimpek nie miał szans na przeżycie. Teraz jego morderca może trafić do więzienia
2022-12-11 14:33:06(ost. akt: 2022-12-09 16:55:08)
Możliwe, i to na dwa lata. Za to właścicielce psa, która morderstwo zleciła, grozi rok za kratami. Oczywiście oboje dostaną też prawdopodobnie zakaz posiadania zwierząt — oby, bo to, jakie piekło zgotowali niewinnemu psu, woła o pomstę do nieba.
W środę w Sądzie Rejonowym w Braniewie zakończyła się rozprawa w sprawie, o której informowaliśmy w styczniu tego roku.
W pierwszą środę 2022 roku — przypomnijmy — funkcjonariusze z Braniewa zostali powiadomieni przez zaniepokojonego mężczyznę o tym, że jeden z okolicznych mieszkańców najprawdopodobniej zabił psa.
— W rozmowie ze zgłaszającym policjanci ustalili, że tego wieczoru 62-latek szedł ze zwierzęciem w kierunku lasu. Obawę wzbudził fakt, że podejrzany nigdy wcześniej nie był widziany z czworonogiem, co więcej, miał ze sobą drewnianą sztachetę. Świadkowie ruszyli za nim, a gdy po chwili usłyszeli dziwne odgłosy, postanowili powiadomić policję — relacjonowała Jolanta Sorkowicz z Komendy Powiatowej Policji w Braniewie.
Niestety na ratunek było już za późno.
— Kiedy funkcjonariusze dostrzegli w stawie truchło psa, na miejsce wezwali grupę dochodzeniowo-śledczą. Policjanci ruszyli śladem 62-latka, który przed przyjazdem patrolu uciekł z lasu. Już następnego dnia funkcjonariusze zatrzymali podejrzanego. Na podstawie zgromadzonego materiału dowodowego kryminalni przedstawili 62-latkowi zarzut zabicia zwierzęcia, do którego się przyznał — informowała braniewska policjantka.
W sprawę zaangażowała się Monika Hyńko z braniewskiego inspektoratu OTOZ Animals. To właśnie jej udało się ustalić prawdopodobny przebieg zdarzeń. Mężczyzna miał zabić psa za 50 złotych.
— Świadkowie widzieli, jak ciągnie Pimpka drogą w kierunku domów jednorodzinnych, za którymi był zagajnik. Zaniepokoiło ich to, bo wiedzieli, że Pimpek nie jest jego psem. Tuż przed zagajnikiem wyrwał sztachetę z płotu jednej z posesji. Trzymając ją w ręce, ciągnął za sobą stawiającego opór, wystraszonego pieska pod górę, w kierunku zagajnika. Tam — z zamiarem zabicia psa — zaczął uderzać Pimpka drewnianą sztachetą — aż do skutku — relacjonowała swoje ustalenia Monika Hyńko.
Martwy Pimpek został już wrzucony do stawu, a sprawca uciekł, zanim na miejsce przyjechała policja. Kiedy został zatrzymany, przyznał się do zabicia psa na zlecenie jego właścicielki, ta do swojego udziału też się przyznała.
Pierwsza rozprawa miała miejsce we wrześniu tego roku. Oskarżeni — zleceniodawczyni i zleceniobiorca — przyznali się do winy, chcieli poddać się nawet dobrowolnej karze w postaci prac społecznych. Otwarcie sprzeciwiał się temu braniewski inspektorat OTOZ Animals, występujący w sprawie jako oskarżyciel posiłkowy.
Pierwsza rozprawa miała miejsce we wrześniu tego roku. Oskarżeni — zleceniodawczyni i zleceniobiorca — przyznali się do winy, chcieli poddać się nawet dobrowolnej karze w postaci prac społecznych. Otwarcie sprzeciwiał się temu braniewski inspektorat OTOZ Animals, występujący w sprawie jako oskarżyciel posiłkowy.
— Będziemy walczyć o karę bezwzględnego pozbawienia wolności dla oskarżonego. Uważamy, że kara ograniczenia wolności jest nieadekwatna do popełnionego czynu — zapowiadali obrońcy zwierząt, którzy nie mają wątpliwości, że psa zabito z zimną krwią.
— Oskarżony w sposób bezwzględny zaciągnął uwiązanego do łańcucha szczeniaka w pobliski zagajnik, gdzie oderwaną z płotu drewnianą sztachetą z wystającym gwoździem zaczął z całej siły uderzać szczeniaka w głowę, raniąc go i łamiąc mu kości. Jeszcze żywego wrzucił do pobliskiego stawu. Pimpek poraniony, połamany nie miał już sił wydostać się z wody. Szczeniak utonął — przekazywali.
Druga rozprawa miała miejsce 26 października, ale została przełożona na 30 listopada z uwagi na konieczność przesłuchania kolejnych świadków.
Po pierwsze wiadomo już, jaka była bezpośrednia przyczyna śmierci psa.
Po pierwsze wiadomo już, jaka była bezpośrednia przyczyna śmierci psa.
Po tym, jak oprawca wrzucił jeszcze żywego, ale oszołomionego uszkodzeniami głowy zwierzaka do stawu, ten zaczął się topić. Nadal walczył jednak o życie, próbował złapać oddech, ale skończyło się na tym, że do jego oskrzeli razem z wodą trafiły zbutwiałe liście. Dusząc się, zmasakrowany wcześniej sztafetą pies, utonął.
— W związku z tym, że oskarżeni czynu dokonali w bestialski sposób, z premedytacją, przemyślanie, było to zaplanowane, nie dokonali tego pod wpływem impulsu, tylko z zimną krwią postanowili odebrać życie żywej istocie, bez powodu, tylko dlatego, że oskarżona nie chciała już psa, prokurator zażądał dla oskarżonego kary dwóch lat pozbawienia wolności, zakaz posiadania wszelkich zwierząt na okres piętnastu lat, nawiązkę w wysokości 1000 zł na rzecz ochrony zwierząt i pokrycie kosztów sądowych. Dla oskarżonej prokurator zażądała kary roku pozbawienia wolności, zakaz posiadania wszelkich zwierząt na okres 10 lat, nawiązkę 1000 zł na rzecz ochrony zwierząt i pokrycie kosztów sądowych — przekazuje Monika Hyńko z braniewskiego inspektoratu i informuje, że OTOZ Animals przychyla się do proponowanej kary.
Jaki wyrok zapadnie? Tego dowiemy się za dwa tygodnie, sąd ogłosi swoją decyzję 14 grudnia.
Kamila Kornacka
Komentarze (1) pokaż wszystkie komentarze w serwisie
Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.
Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych
Zaloguj się lub wejdź przez
Kruk #3107516 11 gru 2022 17:56
Co za bydlaki Kara musi być Nie jakieś pitu pitu
Ocena komentarza: warty uwagi (4) odpowiedz na ten komentarz