Stanisław Olszewski, maszynista z Olsztyna: "Każdego dnia spotykam się z bezmyślnością, zwłaszcza na przejazdach kolejowych"

2022-11-25 17:43:18(ost. akt: 2022-11-25 16:51:49)
Stanisław Olszewski na kolei pracuje od czterdziestu lat

Stanisław Olszewski na kolei pracuje od czterdziestu lat

Autor zdjęcia: Zbigniew Woźniak

— Ktoś patrzący z boku mógłby powiedzieć, że maszynista ma bardzo nudną pracę. Bo jedzie do przodu, widzi tory i za każdym razem jest to samo. Nic z tych rzeczy! — mówi Stanisław Olszewski, maszynista i instruktor z Olsztyna. 25 listopada obchodzimy Dzień Kolejarza.
— Można powiedzieć, że w końcu przyszła na pana kolej…
— Bo to w mojej rodzinie tradycja. Mój tata pracował na kolei, choć nie był maszynistą. Najpierw najstarszy brat jako pierwszy zaczął pracować na kolei. Potem „średni brat” i w końcu ja. Oczywiście myślałem, żeby znaleźć pracę gdzie indziej. Tym bardziej że czasy się zmieniły i kolej również wyglądała kiedyś inaczej. Zastanawiałem się, czy warto. Ale rzeczywiście przyszła na mnie kolej. I dziś wiem, że podjąłem bardzo dobrą decyzję.

— Kolej się zmienia, a kolejarze?
— Zawsze stają na wysokości zadania. Podążają za zmianami, bo świat się zmienia często na lepsze. Dziś też kolej ma mnóstwo spółek, różnych przewodników, kiedyś to były po prostu Polskie Koleje Państwowe, czyli PKP. Cały czas jednak jesteśmy kolejarzami. Można to powiedzieć o maszyniście, konduktorze i również o osobie, która ostukuje koła wagonu.

— No właśnie, po co to robią?
— Gdy przyjmujemy ludzi do pracy na kolei, muszą mieć pierwszą kategorię słuchu, czyli słuch wrażliwy — prawie muzyczny. Ci, którzy ostukują, muszą wyłapać nieprawidłowości w zestawach kołowych. Gdy jest sprawny w stu procentach, bez żadnych usterek, wtedy dźwięk jest czysty, metaliczny. Brzmi prawie tak, jak uderza się w dzwon. Gdy coś się dzieje, dźwięk jest głuchy — tak jakbyśmy kopnęli w puste wiadro. Dlatego jeśli coś zaczyna się dziać, jest to do wychwycenia. Oczywiście są też nowoczesne metody badania i urządzenia diagnostyczne, które wychwytują nieprawidłowości. Ale mimo wszystko czynnik ludzki jest niezwykle ważny.

— Ma pan ciekawą pracę?
— Ktoś patrzący z boku mógłby powiedzieć, że maszynista ma bardzo nudną pracę. Bo jedzie do przodu, widzi tory i za każdym razem jest to samo. Nic z tych rzeczy! Za każdym razem jest inaczej. Wszystko zależy od pory roku. Zwłaszcza wiosną czy latem widzimy wschody słońca. Pamiętam widok na trasie do Ełku. Ten obraz może ocierać się o kicz, ale byłem zafascynowany tym, co widzę. Był staw, po którym płynął łoś. Poroże sterczało znad wody, powietrze było przesiąknięte wilgocią, a jednocześnie wschodziło słońce. Łoś był więc cały we mgle. Po prostu bajka! Gdybym nie prowadził wtedy pociągu, nie zobaczyłbym tego. Często widzimy, jak zwierzyna wychodzi z lasu, choć nieraz robi to niepotrzebnie, bo wchodzi na tory.

— I co wtedy?
— Jest dobrze, gdy zwierzaki reagują na sygnał „baczność” i uciekają. Ale zdarzają się różne sytuacje. Nie zawsze na torach znajdują się zwierzęta. Zdarzają się też ludzie. Próbujemy hamować, ale skład ma niestety długą drogę hamowania.

— Co czasami kończy się tragicznie…
— To ogromna trauma dla maszynisty, który jest bezsilny. Nic nie może zrobić. Włącza sygnał „baczność”, hamuje i czeka na to, co się stanie. I to są sekundy… Dobrze, gdy samochód zdąży przejechać przejazd. Najgorsze jest to, że takie sytuacje wynikają najczęściej z braku ludzkiej wyobraźni.

— Często się to zdarza?
— Za często. Nie chciałbym operować cyframi, ale praktycznie każdego dnia maszynista spotyka się z bezmyślnością. Nieraz ludzie kończą swoje kłopoty w taki, a nie inny sposób. A każdy pociąg prowadzi człowiek. I on jest obciążony taką traumą… Nie da się tego wyczyścić z pamięci. To nie komputer, że włączy się reset i po problemie.

— I potem trzeba wrócić do pracy.
— Tak, trzeba wyruszyć w podróż, bo ludzie potrzebują kolei.

— Trudno wyobrazić sobie świat bez niej.
— Każdy dobrze wspomina wakacyjny wyjazd pociągiem. To ogromna frajda, prawda? Ale to sporadyczne podróże, może kilka razy w roku. Niektórzy jednak dojeżdżają pociągiem codziennie do pracy. Wystarczy pójść na dworzec i zobaczyć, ilu ludzi przyjeżdża rano do Olsztyna. I tak dzieje się w każdym mieście. Wyobraźmy sobie, że ci ludzie nie mają czym przyjechać. Albo wyobraźmy sobie, że wjadą samochodami do Olsztyna. W jednej chwili się zakorkuje. Pociągi docierają również tam, gdzie nie ma odpowiednich dróg. Radzą sobie też ze śnieżycami. Oczywiście zdarzają się i przypadki, że kolej staje w środku pola czy w lesie. Na tory może na przykład runąć drzewo. Oczywiście to może zdarzyć się pod każdą szerokością geograficzną, nie tylko w Polsce.

— A zimą nie ma przestojów?
— Mrozy i śniegi psują szyki nie tylko kierowcom. Również w lotnictwie nie są mile widziane. Kolej jednak jest znacznie bardziej odporna na złe warunki pogodowe. Pociąg potrafi przebić się przez zaspy. Oczywiście tak jak drogowcy odśnieżają drogi, tak zarządzający torami odśnieża tory. Służą do tego pługi śnieżne. Na szczęście od wielu, wielu lat nie mieliśmy takiej zimy, która wszystko by wstrzymała. Sam pamiętam zimy, zwłaszcza w latach osiemdziesiątych, kiedy śniegu częściej przybywało niż ubywało. Wtedy, gdy pociąg utknął, potrafił stać nawet kilka dni. Ale pamiętam też sytuację z 2009 czy z 2010 roku spod Kętrzyna. Pociąg trafił na długą na dwieście metrów i wysoką na dwa metry zaspę, która zatrzymała cały skład. Pociąg ma około czterech metrów wysokości, więc śnieg sięgał do górnej krawędzi okna. A mokry śnieg jest zbity i nie tak łatwo go przebić, bo stawia opór. Ale taka jest siła natury. W takich sytuacjach musi przyjechać pług i udrożnić przejazd.

— Dla podróżnych to pewnie przygoda…
— Ludzie wtedy reagują bardzo spontanicznie. Chcą pomagać. Również gdy ktoś mieszka obok, przybiega z łopatą. Zdarza się, że to dla niektórych wydarzenie dnia. Media też chętnie mówią o takich przypadkach.

— Kto dzisiaj chce pracować na kolei?
— Przychodzą do nas różni kandydaci. To nie tylko młodzi ludzie, którzy są świeżo po szkole. Są to też osoby, które gdzieś już pracowały i chcą coś zmienić w swoim życiu. Ale mamy również dużą grupę Polaków z emigracji. Były czasy, że trudno było znaleźć pracę w Polsce, a ludzie chcieli wrócić z zagranicy do Polski. Nie mogli jednak zaczepić się nigdzie na stałe, więc szukali swojego miejsca na kolei. Nieraz słyszałem: „Panie Stanisławie, jeśli mi się nie uda, znowu wyjadę i już nie wrócę do Polski…”. Mam satysfakcję z tego, że kolej pomogła zostać im w Polsce.

— A jaka będzie kolej przyszłości?
— Kolej się rozwija. Wystarczy chociażby spojrzeć na olsztyński dworzec. W tej chwili to ogromny plac budowy, ale to się zmieni. Będą też nowe tory. Mam również nadzieję, że pojawi się nowy tabor. Mówię tu jednak o niedalekiej przyszłości. A jaka będzie kolej jeszcze później? Już dziś coraz więcej mówi się o niekonwencjonalnej kolei. Doskonali się na przykład kolej magnetyczną. Mówi się też o hyperloop Elona Muska. To koncepcja ekstremalnie szybkiego środka transportu poruszającego się tunelami. Ludzie przemieszczaliby się w niskociśnieniowych rurach w kapsułach, które mogłyby osiągać prędkość nawet 1200 km na godzinę.

— Kto wie, być może kiedyś z Olsztyna do Zakopanego dojedziemy w pół godziny…
— Jesteśmy społeczeństwem, które ma mało czasu. Mamy mnóstwo narzędzi, które pozwalają nam go zaoszczędzić, ale i tak dla większości doba jest za krótka. I pewnie to się nie zmieni.

— Ale szczęśliwi czasu nie liczą. I to szczęścia najlepiej życzyć kolejarzom z okazji Dnia Kolejarza?
— Zawsze się przyda. Ale z okazji Dnia Kolejarza chcę podziękować podróżnym, dla których każdego dnia jeżdżą pociągi. Chcę również życzyć wszystkim kolejarzom zawsze zielonego semafora. To zielone światło dla pociągów.

ADA ROMANOWSKA

Od początku lat 90. w Polsce Dzień Kolejarza obchodzi się 25 listopada. Tego dnia wypada wspomnienie świętej Katarzyny z Aleksandrii, patronki kolejarzy, ale także kołodziejów, przewoźników czy motorniczych. Opieka nad osobami tych profesji jest związana z historią jej męczeńskiej śmierci – miała być łamana kołem, ostatecznie została ścięta.