Pomaganie mnie uszczęśliwia

2022-04-24 17:40:19(ost. akt: 2022-04-24 17:52:54)

Autor zdjęcia: Arch. prywatne

Kobieta niezwykła, która nie umie przejść obojętnie wobec cierpienia ludzkiego i krzywdy zwierząt. Człowiek o dobrym sercu, który bezinteresownie pomaga innym. Żona, matka, przyjaciel. — Uważam, że dobro zawsze powraca, więc nie odwracajmy wzroku od potrzebujących a po prostu pomagajmy - mówi Anna Żywiec ze Szczytna.
Są ludzie, którzy bezinteresownie pomagają innym: ludziom, zwierzętom... Organizacja takiej pomocy wymaga sporo czasu, cierpliwości i wiary w słuszność. Kieruje nimi miłość, empatia, niezgoda na obojętność. Jedną z takich osób jest właśnie pani Anna Żywiec ze Szczytna.
— Pomaganie mam we krwi — śmieje się pani Ania. — Wszystko, co robię dla innych, wynika z potrzeby pomagania oraz z tego, że nie potrafię odmawiać i mówić "nie". Mam taką wariację pomagania, że nie potrafię przejść obojętnie wobec żadnego ludzkiego cierpienia czy tragedii. Jestem zła, jak nie mogę czegoś załatwić i tak kombinuję, że coś zawsze wymyślę. Pomaganie daje mi siłę i moc. Kiedy uda mi się pomóc, kiedy pasek zbiórki się zazieleni, czuję się spełniona i szczęśliwa.

Anna Żywiec ze Szczytna ma 39 lat ale już mówi o sobie, że jest kobietą szczęśliwą i spełnioną. To osoba niezwykła, która zawsze jest gotowa nieść pomoc. Wspaniała matka dwójki dzieci: 16-letniej Oli i 3-letniego Jasia. Cudowna kobieta, wrażliwa osoba, prawdziwy przyjaciel... Ogromnym szacunkiem i sympatią darzą ją nie tylko mieszkańcy Szczytna, ale i powiatu. Każdy, kto miał okazję ją poznać, wie, że to osoba, która dla każdego ma dobre słowo, służy pomocą, jest wrażliwa na ludzką krzywdę i biedę. Kobieta, która dla każdego ma "serce na dłoni". Szczególnie wrażliwa na sytuację osób starszych, chorych, niepełnosprawnych i samotnych. Na co dzień uśmiechnięta i życzliwa. Mimo przeciwności losu i różnych sytuacji życiowych, patrząca z optymizmem w przyszłość.

Pani Ania od zawsze niosła pomoc innym. Intensywniej zaczęła działać po tragicznym wypadku w Szczytnie, gdzie rozpędzone auto uderzyło w wózek z bliźniakami prowadzony przez ich babcię. Okazało się, że byli to synkowie jej koleżanki Beaty. Niestety, jeden z chłopców zmarł, natomiast drugi w stanie ciężkim przebywał w szpitalu. Pani Ania była jedną z założycielek zbiórki na rehabilitację chłopca. W trybie ekspresowym udało się uzbierać kwotę ponad 600 tysięcy złotych. Dziś pani Ania i mama Bartusia nie tylko wspierają inne zbiórki ale są też przyjaciółkami i często spotykają się razem z dziećmi.
- Zawsze licytowałam i wspierałam inne zbiórki, jednak po wypadku bliźniaków zaczęłam działać. Jestem matką i nie mogłam przejść obojętnie obok tej tragedii - opowiada. - Uruchomiliśmy zbiórkę, organizowaliśmy kiermasze ciast, bazarek z rzeczami. Ale zbiórki to nie wszystko, staramy się też być wsparciem dla tych rodzin i osób. W momencie wypadku z mamą bliźniaków nie byłyśmy tak blisko, spotykałyśmy się. Ta tragedia nas zbliżyła bardzo. Mój syn jest rok młodszy od bliźniaków i nie mogłam sobie wyobrazić jak ogromna to tragedia dla tej rodziny. Patrząc na Beatę, jej determinację, wiedziałam, że muszę pomóc. Dziś jesteśmy przyjaciółkami, nasze dzieci się uwielbiają, a my jesteśmy blisko.
Obrazek w tresci

Po zbiórce na rehabilitację Bartusia przyszedł czas na kolejne. Pani Ania zbierała pieniądze dla księdza Andrzeja Preussa, Karolinki Rodkiewicz, Bartosza Długokęckiego, Bartosza Tomaszewskiego,Gabrysi Bednarek czy Iza Kargol. Oczywiście nigdy nie działała tam sama, zawsze z grupą przyjaciół.
- Prowadzenie takiej zbiórki to "praca" 24 godziny na dobę - tłumaczy pani Ania. - Trzeba założyć zbiórkę, zebrać fanty, zorganizować wszystko w mediach społecznościowych, wystawiać rzeczy na licytację, opisywać, robić zdjęcia, pilnować terminów licytacji, wpłat i odbiorów. Osoby działające w grupie poświęcają swój czas i całe serce. Chcemy, by pasek się zazielenił by każde działanie przyniosło potrzebną kwotę.

Pani Anna to bardzo skromna osoba, która nigdy nie potrafiła obojętnie przejść wobec ludzkiej krzywdy czy nieszczęścia. Jest wolontariuszem, chętnie pomaga samotnym sąsiadom i wspiera wszystkie charytatywne akcje.
— Uważam, że dobro zawsze powraca. Może kiedyś ja będę potrzebowała czyjejś pomocy — mówi. — Kiedy mogę komuś pomóc, to cieplej robi mi się na sercu. Kiedy widzę ludzkie łzy wzruszenia, wiem, że tak trzeba. Że warto pomagać ludziom, mieć otwarte serce. To tak niewiele dla nas a dla kogoś to bardzo ważne. Bardzo dziękuję wszystkim, którzy wspierają mnie w działaniach. Bez ich pomocy sama nie byłabym w stanie wiele zdziałać.

W życiu każdego z nas są różne momenty, chwile dobre i złe, radości i smutki. Pani Ania jest doskonałym przykładem, że warto mieć marzenia, spełniać się, kochać i być kochanym. Być dobrym człowiekiem, pomagać innym, nie oczekując niczego w zamian. Dobro zawsze wraca.
— Każda kobieta powinna się rozwijać i iść na przód - argumentuje.— Dbać o podnoszenie swojej poprzeczki i powiększania komfortu, ale przede wszystkim dbać o to, żeby było Ci dobrze – czy w Twojej skórze, czy w pracy i związku, gdziekolwiek by to nie było. Nie chodzi o to, aby zmieniać swoje wnętrze, ono zawsze pozostanie Twoje i ważne jest to, aby było spójne z Tobą, ale o bycie – wyżej i wyżej, do celu oraz do stania się mentalnie taką osobą, jaką chciałaś być.
Obrazek w tresci

Oprócz pomagania pani Ania ma jeszcze jedną pasję - gotowanie i pieczenie. To jej odskocznia od codzienności, możliwość oderwania się od problemów i relaks.
A jakie marzenia ma pani Anna?
— Jestem kobietą spełnioną. Staram się być szczęśliwa — zapewnia. — Według mojej definicji, szczęście jest pewnym procesem, czymś, co dokonuje się przez świadome działanie, sposób myślenia i patrzenia. Może być procesem trudnym, którego owoce dopiero mogą uszczęśliwić. Całe życie pracuję na te owoce cierpliwie. Powiem szczerze, nie interesują mnie osiągnięcia materialne. Najważniejsze jest zdrowie moje i najbliższych, żebyśmy mogli jak najdłużej korzystać z życia. Warto walczyć o swoje marzenia i je spełniać. Nie można stać w miejscu, załamywać rąk... Trzeba iść do przodu, na przekór wszystkiemu!

Takie osoby jak pani Ania nazywane są aniołami w ludzkiej postaci. Nie pomagają dla pogłosu i oklasków. Dla nich największą nagrodą i szczęściem jest to, że pasek się zazieleni, wywołają uśmiech na twarzy innych.
— Czasem łza szczęścia znaczy więcej niż słowo "dziękuję" — mówi pani Ania. —Chciałabym żeby ludzie mieli więcej czasu dla swoich bliskich. Czas umyka nam przez palce, czasem nie zauważamy tego co ważne w życiu. Warto się zatrzymać i cieszyć każdą chwilą, bliskością rodziny...

Joanna Karzyńska