Dęby będą mocnym argumentem? Na ul. Chełmińskiej w Olsztynie trwa walka o drogę

2022-04-10 19:07:00(ost. akt: 2022-04-10 20:37:12)
Jerzy Buczyński walczy o to, aby dęby Adam i Ewa stały się pomnikami przyrody

Jerzy Buczyński walczy o to, aby dęby Adam i Ewa stały się pomnikami przyrody

Autor zdjęcia: Ada Romanowska

Wracamy do tematu. Mieszkańcy olsztyńskiego Zatorza chcą ustanowić dwa dęby pomnikami przyrody. Ratusz przychyla się do pomysłu, ale chce dojazdu do drzew. Mieszkańcy pytają: chodzi o drogę, a może sprzedaż działki deweloperowi? Ratusz chce iść do sądu.
Przy ul. Chełmińskiej na Zatorzu w Olsztynie rosną dwa ogromne dęby — Ewa i Adam. Mieszkańcy starają się, żeby zostały pomnikami przyrody. Drzewa rosną na działce miejskiej, co powinno ułatwić sprawę. Tym bardziej, że ratusz potwierdza, że drzewa maja wyjątkową wartość. Niestety to nie takie proste. Bo żeby dojść do dębów, trzeba przejść po trawniku, który należy do mieszkańców — do Spółdzielni Mieszkaniowej „Podlesie”. I jest to teraz możliwe. Mieszkańcy na takie przejście się zgadzają. Miasto jednak ma inny pomysł. Chce zamiast dojścia, mieć dojazd na stałe.

— Mielibyśmy się zgodzić na służebność naszego gruntu w tym celu. Ale nikt o zdrowych zmysłach nie wyrazi na to zgody, zwłaszcza że wokół deweloperzy robią, co chcą. Przy budowie jednego z pobliskich nowych osiedli wycięto już ponad 40 drzew, w tym wiekowy dąb — podkreśla Jerzy Buczyński, mieszkaniec ul. Chełmińskiej, z urodzenia Mazowszanin, a z wyboru Warmiak, społecznik i regionalista. — Jeśli do działki miasta będzie prowadziła droga dojazdowa, ten teren będzie atrakcyjny dla kolejnego dewelopera. Nawet usunięcie tych dębów nie będzie stanowiło problemu. Ich wycięcie będzie kosztowało 50 tys. zł. Przy milionowej inwestycji to nie są wielkie koszty.

Jak podkreśla pan Jerzy, rozmowy na temat dojścia do dębów nie zostały zakończone. Dlatego, gdy spółdzielnia dostała informację, że ratusz kieruje sprawę dostępu do swojej działki do sądu, trudno było w to uwierzyć.
Dęby na ul. Chełmińskiej
— Spotykaliśmy się w ratuszu i rozmawialiśmy o dostępie do dębów. Miasto podkreślało, że nie godzi się na inne warunki, tylko na służebność przejścia i przejazdu. Szukaliśmy jednak rozwiązania, nie było głosu decydującego. Ale proponowałem, że do opieki nad dębami służebność przejścia wystarczy. Stwierdził to również w swojej opinii dendrolog, drogowcy i Fundacja Działań Społecznych i Ekologicznych Nexus — zauważa Jerzy Buczyński. — W czasie naszych rozmów nie padło żadne słowo, że sprawa może skończyć się w sądzie. Smuci mnie, że urzędnicy nie rozumieją i nie szukają innych rozwiązań.

I dodaje: — Nawet gdyby dębów nie było, również nie zgodzilibyśmy się na dojazd. Dlaczego? Swego czasu położono tu sieć kanalizacyjną. Były głębokie wykopy, zmieniono nam grunt i doszło do zmiany stosunków wodnych. Wcześniej była tu żyzna gleba i mieliśmy działki. Teraz stoi tu woda. Mamy obawy, że jeszcze bardziej zostanie zdegradowane tutejsze środowisko. Już samo wybudowanie drogi zniszczy przyrodę. A zależy nam na zieleni. Przestaliśmy użytkować działki, ale chcieliśmy tu zrobić łąkę kwietną i miejsce rekreacji. Po wojnie kiedyś tu było po prostu sąsiedzkie miejsce spotkań. Drzewa nas integrowały i nadal to robią. Dlatego będziemy się bronić. Te dęby są naszym najmocniejszym argumentem.

Dlaczego ratusz idzie do sądu?


— Sprawa zaczęła się w 2020 roku. Wtedy to po raz pierwszy wystąpiliśmy do Spółdzielni Mieszkaniowej Podlesie z wnioskiem o ustanowienie służebności drogi koniecznej do naszej działki o numerze 23/58, w związku z tym że ta nieruchomość nie ma dojazdu z drogi publicznej. Chcieliśmy oczywiście uiścić za to stosowną opłatę. Po wymianie korespondencji niestety spółdzielnia nie wyraziła zgody na naszą prośbę — odpowiada Marta Bartoszewicz, rzeczniczka olsztyńskiego ratusza. — W związku z tym, że nie udało nam się polubownie załatwić tej sprawy w listopadzie ub roku złożyliśmy do sądu wniosek o ustanowienie drogi koniecznej. Zgodnie art 145 Kodeksu Cywilnego jeśli nieruchomość nie ma odpowiedniego dostępu do drogi publicznej wówczas jej właściciel może żądać od właścicieli gruntów sąsiednich ustanowienia potrzebnej służebności drogowej. Jako propozycję wyznaczyliśmy taki przebieg drogi dojazdowej, który będzie jak najmniej uciążliwy dla mieszkańców sąsiednich nieruchomości. Obecnie czekamy na odpowiedź spółdzielni na pismo, które otrzymała z sądu.

Legenda pełna miłości


Te dęby mają ogromne znaczenie dla mieszkańców ul. Chełmińskiej. Jerzy Buczyński stworzył nawet legendę, która przybliża historię tych drzew, a która sięga 150 lat wstecz. Na tyle ocenia się wiek drzew. Opowiada, jak młoda Ewa wraca leśną drogą z koszem pełnym dorodnych kurek z gospodarstwa położonego nad jeziorem Perszkowo na skraju wsi Zielona Górka. Gdy dochodzi do rozdroża, klęka. Bo tu, na dorodnym dębie, zawieszona jest kapliczka. Nagle kątem oka zauważa, że obserwuje ją przystojny młodzieniec. To Adam, strażnik leśny z dywickiego lasu. Młodzi przypadają sobie do gustu. Niestety wiosną 1870 roku Adam otrzymuje wezwanie do wojska. Służba ma trwać trzy lata. To ogromny cios dla uczucia, które jeszcze nie zostało nazwane. Ale gdy młodzi spotykają się ostatni raz, wyznają sobie dozgonną miłość. I na jej znak sadzą dwie sadzonki dębu — drzewa, które ich połączyło. Niestety wybucha wojna francusko-pruska. W jednej z potyczek ginie Adam. Ewa, gdy się o tym dowiaduje, wstępuje do klasztoru w Chełmnie, do zgromadzenia Sióstr Miłosierdzia. Tak samo kilkanaście lat później uczyniły to Justyna Szafryńska i Barbara Samulowska, którym ukazała się w Gietrzwałdzie Matka Boska. Najprawdopodobniej w tym klasztorze spotkały siostrę Magdalenę, naszą Ewę. A dęby rosną do dzisiaj i mają się dobrze. Noszą imiona osób, które je zasadziły. 


ADA ROMANOWSKA