Zawiozą dary z Olsztyna dla Zaporoża. Też możesz jeszcze pomóc Ukrainie
2022-04-03 16:29:48(ost. akt: 2022-04-03 07:48:01)
Wrócili z konwojem humanitarnym z Lwowa i już zaczęli myśleć o kolejnej podróży z pomocą. Przed nimi droga do Winnicy, gdzie zostawia wsparcie dla Zaporoża. Tam wojna jest na wyciągnięcie ręki. Na czele akcji stoją olsztyniacy — Joanna Mieszczyńska i Adam Giska.
Gdy wybuchła wojna, otworzyły nam się serca. Nie tylko myśleliśmy o pomocy, ale zaczęliśmy działać. Z Olsztyna wyjechało mnóstwo konwojów humanitarnych. Wiele już się pakuje, żeby znowu wyruszyć w trasę. Transporty trafiają między innymi do Lwowa, w organizację których włączała się Joanna Mieszczyńska, nauczycielka z Olsztyna.
— Poznałam tam, w Ukrainie, konkretnych ludzi z wojsk obrony terytorialnej. Widziałam, jak ciężko pracują i jak bardzo się starają. Widziałam też, czego im brakuje. Pomyślałam wtedy, że trzeba im pomóc. Że trzeba spojrzeć w głąb Ukrainy i w Olsztynie zainicjować pomoc dla Zaporoża ogarniętego wojną. Miasto, do którego przetransportujemy żywność, do Winnicy, jest oddalone od Lwowa o 350 km. Łącznie to z Olsztyna ok. tysiąc kilometrów w jedną stronę. I właśnie tam ruszymy 8 kwietnia — opowiada Joanna Mieszczyńska. — Z Winnicy nasza pomoc trafi do Zaporoża. W pomysł akcji „ZaPakuj busa na Zaporoże” włączyło się mnóstwo osób. Wspólnie podjęliśmy to wyzwanie i wspólnymi siłami organizujemy wparcie. Cały czas jednak liczymy na pomoc olsztyniaków, mieszkańców regionu, tutejszych firm i sklepów.
— Zaporoże jest bliżej miejsc, gdzie potrzeby są największe. To Kijów, Charków i Mariupol, do którego najtrudniej dotrzeć. Tam, w Zaporożu, obronie terytorialnej po prostu łatwiej jest rozdysponować pomoc. Szybciej i skuteczniej wszystko działa — podkreśla Adam Giska, pastor kościoła zielonoświątkowców w Olsztynie, który również organizuje pomoc. — Musimy pamiętać, że chociaż w Polsce jest spokojnie, tam cały czas trwa wojna. System dostaw właściwie nie funkcjonuje, więc potrzeby są coraz większe.
Wojna nie zatrzymuje
Ci ludzie, którzy wyruszą z Olsztyna, mają już doświadczenie w konwoju. W zeszłym tygodniu pojechali do Lwowa. Wtedy siły rosyjskie dwukrotnie ostrzelały miasto. Trafiony został między innymi skład paliw, co spowodowało duży pożar, a nad miastem unosiły się kłęby czarnego, gęstego dymu.
— Nie da się ukryć, że do Ukrainy jedzie się w pewnym napięciu, ale staramy się o tym w ogóle nie myśleć. Mamy dojechać w wyznaczone miejsce i przekazać dary. Nie koncentrujemy się na zagrożeniu, które rzeczywiście cały czas jest. Ostatnio, gdy jechaliśmy do Lwowa, było bombardowanie niedaleko naszej trasy. Widzieliśmy pewne rzeczy, ale nikomu nic się nie stało — opowiada Adam Giska. — Teraz jedziemy dalej, nie możemy ustawać w niesieniu pomocy. Nie możemy też przeżywać, że ktoś raptem wyskoczy zza krzaków i zacznie strzelać. Po prostu działamy. Na szczęście poruszamy się tam, gdzie jest względnie spokojnie i bezpiecznie. Nie ma tam obrazów wojny, którą widzimy w telewizji. Ale nie zapominamy, że niedaleko tak właśnie wygląda rzeczywistość.
Zgrzewki ułatwią konwój
Teraz do Ukrainy pojadą dwa busy z dużą przyczepą. Na pokładzie będzie znajdowało się 800 kg mąki, z której będzie można upiec chleb. Trafią też konserwy i dwie palety zupek. Pojadą również leki. Zakupy zrobili darczyńcy — to już ponad 25 tys. zł.
— Udało się to kupić dzięki prywatnemu zaangażowaniu ludzi, którzy nam zaufali. Dziękuję za wiarę, że ten projekt uda się zrealizować. A chcemy pomóc punktom obrony terytorialnej i ludności cywilnej. Część transportu trafi też do braci zakonnych z Winnicy, u których mamy już zapewnione miejsce bazowe, a którzy również pomagają na miejscu — podkreśla Joanna Mieszczyńska. — Jeśli ktoś chciałby coś przynieść, to proszę, aby się nie rozdrabniać. Warto skrzyknąć się ze znajomymi czy z sąsiadami i wspólnie kupić zgrzewkę kaszy, makaronu czy soli, a nie pojedyncze kilogramowe opakowania. To ułatwi pakowanie tych produktów do busa. Łatwiej będzie też to wszystko wyjąć i przenieść już na miejscu. Bo załadunek i rozładunek będzie odbywał się ręcznie. Oczywiście każda pomoc się liczy i jest przydatna, ale przynoszenie małych ilości, nawet zapakowanych w kartony, utrudnia nam pomoc.
A co jest potrzebne?
— Obrona terytorialna prosi o żywność — o małe konserwy i pasztety. O chleb z długim terminem przydatności i mleko UHT, ale również zapakowane w większej ilości. Prosi równie o ochraniacze na łokcie i kolana, nawet te z marketów budowlanych. Potrzebne są też buty wojskowe w różnych rozmiarach. Niezbędne są także opatrunki i podstawowe leki. Ciepłe rękawice, skarpety, bluzy. Śpiwory i karimaty — wylicza Joanna Mieszczyńska. — Ukraińcy mówią, że nasza pomoc jest im niezbędna. Że ją bardzo doceniają. Tym bardziej, że potrzebujących jest mnóstwo. Nie wszyscy wyjechali do Polski. Duża grupa ludności cywilnej tam została — często na terenach mocno zbombardowanych. A tam nie działają sklepy. Nie można iść na zakupy. Często nie ma prądu czy gazu. Włączany jest agregat, dzięki któremu można zagotować wodę w czajniku i naładować telefony. Dlatego potrzebne są powerbanki i właśnie agregaty prądotwórcze. Jeśli ktoś miałby taki sprzęt, bylibyśmy wdzięczni, gdyby podarował go Ukraińcom. Jest bardzo potrzebny. Tym bardziej, że tam są dzieci…
I dodaje: — Pomagamy, bo tak czujemy. I mamy wspólny cel. Cieszy mnie też niesamowita współpraca ze służbami ukraińskimi. Wojna jest straszna, ale ludzie mają niesamowity potencjał. Trzeba działać. Nie można stać i płakać. Bo wtedy nic nie zrobimy.
— Dlatego w czwartek 7 kwietnia w godz. 17-20 na ul. Pstrowskiego 34 w siedzibie kościoła zielonoświątkowego „Twoja Przystań” można dostarczyć dary. Tu będziemy ładować nasze konwojowe busy — zachęca Adam Giska. — I stąd następnego dnia wyruszymy z pomocą dla Zaporoża.
ADA ROMANOWSKA
Komentarze (0) pokaż wszystkie komentarze w serwisie
Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.
Zaloguj się lub wejdź przez