Mazurzy: nie przezywajcie nas szwabami i lutrami

2022-01-29 08:10:00(ost. akt: 2022-04-15 09:53:24)
Krzyż, w który wrastają dwa drzewa zdobiący okładkę tej książki, to chyba jeden z najbardziej emocjonalnych symboli losów Mazurów. Takich symboli na mazurskich cmentarzach jest więcej, że wspomnę tu tylko krzyż na cmentarzu w podkętrzyńskiej Nowej Różance. Tworzą go w pionie ścięte drzewo i w poziomie resztka metalowego ogrodzenia nieistniejącego już grobu, która “wgryzł”się w pień.
Książkę Janusza Małłka „Zanik ludu mazurskiego” przeczytałem już jakiś czas temu, ale jakoś już tego czasu mi nie starczyło, żeby zarekomendować tę kapitalną książkę. Tym bardziej, że mam osobisty sentyment do tego nazwiska. Janusz Małłek to syn znanego działacza mazurskiego Karola Małłka. A ja przez 4 lata uliczką Karola I Roberta Małłków kończyłem swoją drogę do olsztyńskiego LO II.

Wspomniany, okładkowy krzyż pochodzi z Targowa (powiat szczycieński). Stoi tam nietypowy jak na Mazury, bo kamienny kościółek, zbudowany w latach 1884-1934. Tamtejszym Mazurom nie posłużył zbyt długo.

Po wojnie w powiecie szczycieńskim mieszkało ponad 11 tysięcy Mazurów, więcej było ich tylko w powiecie mrągowskim. Byli także w Targowie. Pod koniec lat 60. było ich 80. Potem i oni wyjechali.

Od połowy lat 70. pustą świątynię starali się przejąć miejscowi katolicy, co ostatecznie stało się w 1981 roku. Od tego czasu o miejscowych Mazurach świadczą już tylko krzyże na miejscowym cmentarzu. Jak ten najbardziej słynny, z okładki książki Janusza Małłka. Krzyże z napisami po niemiecku, z niemieckimi imionami i polskimi nazwiskami.

Tytułem swojej książki Janusz Małłek nawiązuje do artykułu o losach ludu, który mieszkał tutaj przed Mazurami. Chodzi o tekst M. Pollakówny „Zanik ludności pruskiej” (Szkice z dziejów Pomorza, t.I, Warszawa 1958).

— Lud mazurski z ludem staropruskim łączyła ziemia, wspólne bytowanie i podobny los — pisze Janusz Małłek w uwagach wstępnych do swojej książki. — Różni natomiast chronologia wydarzeń. Staroprusowie zeszli ze sceny dziejowej ostatecznie…w pierwszych latach XVIII wieku. Mazurzy nieomal z niej zeszli w XX i XXI wieku. Pozostali nieliczni. Na jak długo? I dodaje: — Mazurzy podzielili więc los swoich poprzedników — Staroprusów. Ci, którzy pozostali, są już tylko kustoszami ich bytności.

Co jednak istotne, Prusowie, wbrew temu, co się u nas dość powszechnie uważa, nie zostali wybici do nogi. Zostali zasymilowani. Na północy przez kolonistów niemieckich, na południu przez polskich osadników, czyli Warmiaków i Mazurów. Tymczasem Mazurzy — bez względu na to, za kogo się uważali — wyjechali. Dzisiaj pozostało ich już kilka może tysięcy. I są bardziej Polakami lub Niemcami, bo mazurskość coraz rzadziej określa bowiem ich miejsce na ziemi przodków.

— Należę do pokolenia, które wielokrotnie słyszało Mazurów posługujących się gwarą mazurską, tak przypominającą staropolszczyznę Mikołaja Reja i Jana Kochanowskiego. Dzisiaj z trudem daje się odnaleźć na Mazurach osoby, które pamiętają choćby tylko jakieś zwroty w dialekcie mazurskim. Trochę lepiej jest na Warmii ze znajomością gwary warmińskiej — pisze Janusz Małłek. Warto jednak pamiętać o tym, że sam fakt mówienia po polsku — gwarą mazurską — nie był równoznaczny z poczuciem polskiej przynależności narodowej.

To zjawisko w 1945 roku zauważył Lucjusz Dura, naczelnik wydziału osiedleńczego Urzędu Pełnomocnika Rządu RP na Okręg Mazurski. — Z ludności tej pozostała dziś nieliczna garstka, u wielu wypaczyli Niemcy ich duchową konstrukcję do tego stopnia, że mówią po polsku, a uważają się za Niemców — stwierdził na pierwszym zjeździe starostów powiatowych, który odbył się w Olsztynie w lipcu 1945 roku. Mazurzy w 1945 roku w zdecydowanej większości czuli się już bowiem Niemcami. Przyczyn tego było wiele.

Czy Mazurów można było zatrzymać w Polsce, a dokładniej w PRL? Można było, ale pod warunkiem, że nie wydawano by im w ogóle paszportów. To rzecz oczywista, że o wyjazdach decydowały nie tylko kwestie narodowościowe, ale też chęć połączenia się z rodziną, a później po prostu względy ekonomiczne. Wyjeżdżali zresztą także ci, którzy Polskę mieli w sercu.

Edward Szymański (1895-1966) był znanym działdowskim Mazurem, polskim działaczem i pierwszym prezesem tamtejszego Związku Mazurów. W 1931 roku Związek opracował memoriał skierowany do polskich władz. Mnie najbardziej uderzył ostatni, 21 punkt, kw którym Mazurzy prosili o “Wpływanie na ludność napływową, aby nie przezywała Mazurów szwabami i lutrami”.

Tenże Szymański 10 lat wcześniej tak scharakteryzował Mazurów: “Wyróżnia ich polskie pochodzenie i niemieckie wykształcenie, słowiańskie zwyczaje i obyczaje oraz niemiecka tradycja, polskie nazwiska i niemieckie imiona, polskie przysłowia i niemieckie pieśni, słowiańska religijność i ewangelicka profesja. Jest to typ osobowości “przejściowej”, na drodze od Polaka do Niemca”.

W czasie wojny Szymański trafił do obozu koncentracyjnego. Po jej zakończeniu kierował Wojewódzkim Urzędem Ziemskim w Olsztynie, był posłem. Po 1956 był przewodniczącym regionalnej komisji ds. wyjazdów autochtonów. Wyjechał do RFN w 1958 roku.

Książka Janusza Małłka jest fascynująca. To nie jest nudny wywód naukowy. Przeczytałem ją jednym tchem. Po prosty świetna lektura, dla każdego, kto chce zrozumieć, dlaczego mamy Mazury bez Mazurów. I że jest to dużo bardziej skomplikowane, niż popularne od jakiegoś czasu przekonanie, że jakby nie “czerwoni”, to Mazurzy zostaliby w Polsce.

Kiedy czytam o tym zanikaniu Mazurów, to zawsze przypomina mi się ten cytat: — Co miało się zdarzyć, to już się zdarzyło. Powoli, bezgłośnie i prawie niezauważalnie zaginęła kraina jego narodzin. Jeżeli jeszcze nie do końca, to tylko dlatego, że on sam, mając świadomość kresu, był na tyle bezradny, by mieć pragnienia, aby tej wiadomości nie przyjmować do siebie — tak zaczął, swoją bodaj najważniejszą, książkę “Kronika z Mazur” Erwin Kruk (1941-2017). Napisał to ponad ponad 30 lat temu.

Ten cytat jest zresztą często przywoływany. Rzadziej inny, pokazujący pewną samotność Mazurów, we własnym ewangelickim kościele.

— Ale tego dnia było jakoś inaczej, żywiej, bez tylu pustych ławek, których widok zazwyczaj przygnębia. Pogrążony w zadumie pomyślał, że dziś ten kościół jest choć trochę mazurski… Na ogół bowiem trudno tu było dostrzec braterską więź łączącą ludzi zakorzenionych w tej samej tradycji. Niekiedy odnosiło się wręcz wrażenie, że tutejsi ewangelicy to ludzie ze Śląska, spod Cieszyna, z innych okolic i miast, a co gorsza — że Mazur i ich protestanckiej tradycji jakby nigdy nie było.

Co najbardziej zaskoczyło mnie w książce Janusza Małłka? Stwierdzenie, że początek zanikania Mazurów ma związek z ich propolskimi sympatiami. Mazurzy przyjęli bowiem z sympatią powstanie styczniowe. Zostało to odebrane jako niebezpieczne dla Prus i dało początek ostrej polityce germanizacyjnej. A przecież jeszcze w 1845 król pruski Fryderyk Wilhelm IV zwolnił za germanizację szkół radcę szkolnego rejencji gąbińskiej a dwa lata wcześniej zmniejszono liczbę godzin niemieckiego w mazurskich szkołach i dopuszczono naukę języka polskiego

“Zanik ludu mazurskiego” to kolejna pozycja autorstwa Janusza Małłka poświęcona Mazurom wydana przez wydawnictwo “Retman”. Mam nadzieję że będą kolejne. Czego też i życzę samemu wydawnictwu, które wniosło i wnosi wielki wkład w popularyzację Mazur i Mazurów.

Ukazała się właśnie już 42 pozycja “Mojej biblioteki mazurskiej”, a jest nią książka “Luteranie na Mazurach i Warmii po 1945 roku” autorstwa Grzegorza Jasińskiego (wydana wspólnie z Instytutem Północnym). Jestem już po lekturze. Świetna! Postaram się jak najszybciej zarekomendować ją państwu.

Igor Hrywna

Janusz Małłek, Zanik ludu mazurskiego, wyd. Retman, Dąbrówno 2020

Jerzy  Małłek, Zanik ludu mazurskiego