Zostaw! To na święta!

2021-12-23 20:03:37(ost. akt: 2021-12-23 13:20:19)
Hasło „Zostaw, to na święta!” wciąż ma się dobrze w wielu domach.

Hasło „Zostaw, to na święta!” wciąż ma się dobrze w wielu domach.

Autor zdjęcia: źródło: Pixabay

"Jajecznicę sobie zrób. Albo kanapkę z serem. A to zostaw, bo to na święta". Czy jest ktoś, kto nie słyszał tych słów w swoim domu? Mimo dostępności wielu produktów, w wielu rodzinach nadal można usłyszeć: "Zostaw, to na święta".
Sałatka jarzynowa musi dobrze się przegryźć. Dlatego mama Karoliny z Olsztyna robiła ją dzień przed wigilią. — Ale 24 grudnia w ciągu dnia nadal jej nie można było tknąć — opowiada 30-latka. — Dopiero wieczorem, na kolacji wigilijnej. A mnie ślina ciekła. Pamiętam, jak nocą zakradałam się do lodówki i podjadałam zakazaną sałatkę. Kiedyś nie chciało mi się wziąć łyżeczki i palcem wykradałam majonez. Mama rano zobaczyła takie obramowanie na misce. Wściekła się. Mówiła, że u niej w rodzinnym domu też się z pewnymi potrawami czekało do wigilii. Dziś ma wnuki. Synowie mojego brata nie muszą czekać do kolacji, opychają się wszystkim. Ale może to dlatego, że żyjemy w lepszych czasach?

Hasło „Zostaw, to na święta!”, mimo wspomnianych przez Karolinę lepszych czasów, wciąż ma się dobrze w wielu domach. Dowodem jest na to Katarzyna z Dywit, mama dwójki dzieci. — Święta to Święta! — mówi stanowczo. — Wtedy nie je się zwyczajnych rzeczy, jak na co dzień. Nie daję dzieciom owsianki z suszonymi owocami jak zwykle. Wtedy jest pasztet i inne pyszności. W ubiegłym tygodniu właśnie upiekłam pasztet. Może leżeć nawet i dwa tygodnie w lodówce. I skoro go piekę na święta, to ma być właśnie na ten czas. Jaki to będzie miało sens, kiedy będziemy go jeść wcześniej? Święta Bożego Narodzenia muszą się różnić od reszty dni.

Tak też było w domu rodzinnym Agnieszki Skryckiej, wokalistki z Olsztyna. — Mięsnych rzeczy do północy w ogóle nie można było tknąć — wspomina. — Jak ktoś w dzień wigilii dostał chociaż jajko na śniadanie, to już w ogóle było dobrze. Moja mama bardzo tradycyjnie podchodziła do tematu świąt. Po powrocie z pasterki na stole pojawił się bigos, kotlety i w ogóle mięsa. Najbardziej kusiła mnie galareta, którą przyrządzał mój tata. Natomiast moja mama pozwalała oblizać akcesoria, używane do robienia ciast.

Dlaczego reszty nie można było spróbować?

Agnieszka Skrycka jako Ejtomikołajka
Fot. archiwum prywatne
Agnieszka Skrycka jako Ejtomikołajka
— Święta to wyjątkowy czas. Na stole wtedy było bogato. Na rarytasy typu barszczyk z uszkami czy rybę po grecku czekało się cały rok. Tak samo z pierogami z kapustą i grzybami: one kiedyś nie były dostępne w hipermarkecie. Po to zbieraliśmy grzyby, żeby wykorzystać je do farszu do pierogów. Ja w ciągu roku także nie robię bigosu czy ryby po grecku. Chcę, żeby dzieci do mnie właśnie na tę rybę czy na ten bigos przyjeżdżały — uśmiecha się wokalistka.

W domu rodzinnym pani Teresy z Olsztyna, nikomu do głowy nie przyszło, żeby wcześniej tknąć jedzenie przygotowane na Boże Narodzenie. — Moje dzieciństwo przypadło na lata 50-te i 60-te. A wtedy nie było niczego. Na święta się czekało cały rok. Wtedy były mięsa, ciasta, cytryny i pomarańcze — wspomina.

Mama pani Teresy nie piekła sama ciast, bo westfalka sprawiała kłopoty. Raz się nawet zapaliła. Potem już się bała. — Moja mama ciasta kupowała, ale za to robiła pyszne pierogi z kapustą i grzybami. Natomiast tata kupował świniaka i niósł mięso do wędzarni. W domu nie było warunków na samodzielne wędzenie. Potem szynki i kiełbasy wisiały na strychu. Najbardziej pamiętam smak boczku. Był przepyszny — opowiada pani Teresa.

Nie można było tknąć indyka, karpia w galarecie i gęsi z jabłkami. — Zresztą był adwent, więc nikt nie myślał o objadaniu się. Mój tata robił zimne nóżki, smażył ryby. Ja i moje rodzeństwo przypatrywaliśmy się temu, ale nikt palcem nie tknął, chociaż kusiło — uśmiecha się pani Teresa.

Z kolei pan Michał z Olsztyna dodaje, że gdyby nie hasło „Zostaw, to na święta”, celebrowanie tych dni nie miałoby w ogóle sensu. — To nie chodzi o to, że mnie na przykład nie stać na kawałek makowca, żeby go zjeść przed świętami. Mimo szalejącej inflacji, uważam, że jest lepiej niż przed laty. Bo coś się kupi w dyskoncie, coś na promocji. Ale gdyby to wszystko było przed świętami, to Boże Narodzenie straciłoby swój smak — uważa.

Mariusz Szwonder, bajkopisarz z Olsztyna wyjadał sałatkę jarzynową.

Fot. Arch. prywatne
— To chyba standard w Polsce. Najpierw: „zostaw, nie ruszaj,” a potem „zjedz, bo się zmarnuje.” Sam zresztą robiłem sałatkę warzywną jak byłem małym chłopcem. A potem, jeszcze przed świętami, ją wyjadałem. Przez cały rok czekałem na pierogi lepione przez babcię.

Na fanpage'u "Gazety Olsztyńskiej" zapytaliśmy naszych internautów, czy zdarzało im się słyszeć od rodziców, że nie mogą spróbować jakiejś potrawy przed świętami.

— Mama nakrywała ściereczką ciasta i wstawiała do ostatniego pokoju, bo tam było mniej tłoczno — wspomina lata swoje dzieciństwa Paulina. — Zresztą do tej pory tak robi, tylko mnie i rodzeństwa starszego już nie ma w rodzinnym domu .

Z kolei w domu Wiolety można było spróbować pierogi. Ale tylko spróbować. — Więcej nie, bo reszta to na święta — śmieje się internautka. — Kiedy pytałam, ile ich mama zrobiła, to okazało się, że od 130 przestała już liczyć...

— Mandarynek na święta nie trzeba zostawiać, bo w każdej chwili można dokupić — opowiada Marzena, nasza stała Czytelniczka. — Ale na przykład makowce robię sama. I robię je wcześniej, bo inaczej bym się zamęczyła. I nie chciałabym, żeby ktoś zjadł te ciasta wcześniej. Byłoby mi przykro. Moja mama tak samo robiła. Mówiła mi: "Jak głodna jesteś, to kanapkę sobie zrób. A to zostaw, bo na święta!".

Aleksandra Tchórzewska
a.tchorzewska@gazetaolsztynska.pl