To była zbrodnia – o stanie wojennym, specjalnie dla "Gazety Olsztyńskiej", mówi premier Jarosław Kaczyński

2021-12-13 11:28:22(ost. akt: 2021-12-15 18:00:34)

Autor zdjęcia: mat. prasowe

– Trzeba pamiętać, że do „Solidarności” w trakcie kilku miesięcy wstąpiło prawie 10 milionów ludzi. To był wielki, wyjątkowy w dziejach świata ruch społeczny, zdecydowanie wykraczający poza formułę klasycznego związku zawodowego – mówi specjalnie dla "Gazety Olsztyńskiej" Jarosław Kaczyński.
Czym dla Pana jest stan wojenny?

– Nie ulega dla mnie wątpliwości, że była to wojna wypowiedziana własnemu narodowi. Jej celem było zdławienie wolnościowych i godnościowych aspiracji większości polskiego społeczeństwa. Trzeba pamiętać, że do „Solidarności” w trakcie kilku miesięcy wstąpiło prawie 10 milionów ludzi. To był wielki, wyjątkowy w dziejach świata ruch społeczny, zdecydowanie wykraczający poza formułę klasycznego związku zawodowego.

Istnieje teoria tak zwanego „mniejszego zła”, głosząca, iż stan wojenny został wprowadzony po to, by uchronić Polskę przed interwencją sowiecką.

– O ile sowiecka agresja pod koniec 1980 roku była mniej lub bardziej realna, to z ujawnionych dokumentów wynika, że rok później Moskwa ją wykluczała. Odrzuciła na przykład prośbę gen. Jaruzelskiego o – jak to się w komunistycznej nomenklaturze mawiało – bratnią pomoc ze strony Armii Czerwonej. A zatem nie groźba sowieckiej interwencja legła u podstaw ogłoszenia stanu wojennego, tylko niechęć do zawarcia jakiegokolwiek kompromisu z upominającym się o swoje prawa społeczeństwem oraz do podzielenia się z nim posiadaną władzą.

Uważa się, że poprzednik Wojciecha Jaruzelskiego na stanowisku I sekretarza PZPR Stanisław Kania był człowiekiem kompromisu, przeciwnym rozwiązaniom siłowym.

– Rzeczywiście, Kania chciał uniknąć rozlewu krwi i oparł się sowieckim naciskom, by zgodzić się na wkroczenie wojsk sowieckich, które wsparłyby atak polskich sił komunistycznych na Solidarność. Nic nie wskazuje, by dążył do osiągnięcia prawdziwego kompromisu z „Solidarnością”, że chciał pójść na rzeczywiste ustępstwa wobec społeczeństwa. Koncepcja Kani przewidywała zastosowanie środków właściwych dla służb specjalnych dążących do jej opanowania, politycznego „zużycia”, wciągnięcia w system, a być może i później likwidacji. Z pewnością jednak nie wykluczał wprowadzenia stanu wojennego lub innego masowego użycia sił w sytuacji skrajnej.

Z tego, co Pan mówi wynikałoby, że stan wojenny był nieuchronny.

– Jak powiedziałem były dwie koncepcje – masowego użycia siły i nieco bardziej skomplikowanej i być może mniej kosztownej społecznie metody – wygrała ta, na którą stawiali Rosjanie. Nie było po stronie komunistycznej sił, czy też – mówiąc ostrożniej – wystarczających sił, które by chciały doprowadzić do autentycznego porozumienia, czyli dopuszczenia strony społecznej do realnego współuczestniczenia w sprawowaniu rządów, nie mówiąc już o przejęciu przez nią władzy. Takie jest moje zdanie, choć – rzecz jasna – ostateczna odpowiedź na to pytanie należy do historyków.

Wypowiadane są opinie, kiedyś taką sformułował Zbigniew Brzeziński, że gdyby gen. Jaruzelski prowadził politykę polskiej racji stanu, a nie podporządkowania ZSRR, to stanu wojennego można by uniknąć.

– Znane porzekadło mówi, że gdyby babcia miała wąsy, to byłaby dziadkiem. Wszystko rozbija się o to „gdyby”. W tego typu spekulacjach można by pójść dalej i zastanawiać się, jak rozwijałaby się sytuacja, gdyby stan wojenny nie został wprowadzony i czy Polska dotrwałaby bez rozlewu krwi do czasu ugruntowania zmian w Związku Sowieckim. Ale odpowiedzi na takie pytania są już domeną historii alternatywnej czy historii kontrfaktycznej.

Czy spodziewał się Pan ogłoszenia stanu wojennego?

– To, że rozpocznie się on 13 grudnia, rzecz jasna, nie wiedziałem, ale atmosfera gęstniała od wielu tygodni, nie mówiąc już o pogłębiającym się od dłuższego czasu kryzysie, więc można się było spodziewać, że do czegoś złego dojdzie.

Jakby pan określił konsekwencje wprowadzenia stanu wojennego?

– Były one wielorakie. Przede wszystkim straciło życie wielu ludzi. Ginęli oni podczas pacyfikacji zakładów pracy, tak jak w trakcie obrony kopalni „Wujek”, podczas demonstracji, w wyniku brutalnych pobić przez funkcjonariuszy MO i SB lub w ramach zaplanowanej zbrodni – tak przecież zginął Błogosławiony ksiądz Jerzy Popiełuszko, czy też zamordowani zostali przez nieznanych sprawców u schyłku PRL księża: Stefan Niedzielak, Stanisław Suchowolec czy Sylwester Zych. Niestety, mimo wysiłków historyków nie znamy dokładnej liczby ofiar stanu wojennego, zwłaszcza że – co podkreślają badacze – należą do nich także osoby, które nie straciły życia w skutek użycia wobec nich przemocy, ale z innych powodów, np. nie dotarła do nich w związku z brakiem łączności telefonicznej pomoc, jak to było w czasie powodzi w ówczesnym województwie płockim. Za wszystkimi represjami stanu wojennego kryły się cierpienia, ból i różnego typu indywidualne i rodzinne tragedie. Mój śp. Brat powiedział kiedyś, że największą zbrodnią tych, którzy podjęli decyzję o wprowadzeniu stanu wojennego, było zabicie nadziei, zabicie wiary w to, że w Polsce może być lepiej. Jak twierdzą socjologowie czy psychologowie społeczni, wciąż jako społeczeństwo odczuwamy skutki traum spowodowanych przez stan wojenny.

Dlaczego dzień 13 grudnia powinien być dla nas ważny jako rocznica?

– Odpowiedź jest oczywista. Po pierwsze dlatego, że ofiarom stanu wojennego winni jesteśmy pamięć i cześć. Po drugie – okres „Solidarności” był jednym z etapów naszej polskiej walki o wolność, za co zapłaciliśmy wysoką cenę w postaci stanu wojennego, związanych z nim represji oraz jego bardzo negatywnych konsekwencji politycznych, społecznych i gospodarczych. Zaś po trzecie – pamięć jest ważna, bo buduje, bo wzmacnia wspólnotę, którą tworzymy.