Slap fighting. Ta dyscyplina powinna być zakazana?

2021-10-31 18:21:09(ost. akt: 2021-10-29 14:05:20)

Autor zdjęcia: Grzegorz Czykwin

O tragedii, jaka wydarzyła się w piątek 22 października podczas mistrzostw w slap fightingu, mówi cała Polska. Artur „Waluś” Walczak trafił do szpitala po ciężkim nokaucie ze strony rywala. Teraz walczy o życie. Jak mogło do tego dojść? W jakim kierunku zmierza nasz świat? To tylko niektóre z pytań zadawanych przez internautów.
Czym właściwie jest slap fighting? To zawody w wymierzaniu ciosów z otwartej dłoni w twarz. Zasady są następujące: dwóch przeciwników staje naprzeciwko siebie i okłada się przysłowiowymi „liśćmi”. Jakakolwiek obrona jest niedozwolona. W konkurencji liczy się więc nie tylko siła i technika, ale i odporność na uderzenia. Wygrywa ten, kto znokautował rywala lub zdobył więcej punktów. Nietypowa konkurencja od początku budziła liczne kontrowersje. Mimo to stała się międzynarodowym fenomenem, a w Rosji i USA bije rekordy popularności. Zwolenników zdobywa również w naszym kraju.

— Organizacja PunchDown rozwija się w Polsce bardzo dynamicznie. Z każdą kolejną edycją wzrasta zainteresowanie publiczności tą „twarzową" dyscypliną, wzrasta też zainteresowanie zakładami bukmacherskimi na pojedynki slap fighterów — mówił dla serwisu sport.se.pl Dawid Synówka, dyrektor marketingu firmy Totalbet Zakłady Bukmacherskie.

Piątkowa tragedia może odwrócić ten trend. Organizatorami feralnego turnieju zainteresowała się prokuratura. Natomiast znokautowany Artur „Waluś” Walczak jest w śpiączce. Lekarze musieli przeprowadzić operację odessania krwi, która wylała się do mózgu zawodnika. Według nieoficjalnych informacji były strongman ma niewielkie szanse na przeżycie.

Tak nieszczęśliwy finał zapewne nie zdziwił neurologa Konrada Rejdaka.
— W przypadku bardzo silnego uderzenia, również otwartą dłonią, może dojść do krwawienia śródczaszkowego lub powstania stłuczenia mózgu — ostrzegał lekarz w marcu 2021 roku na łamach serwisu natemat.pl.

Ta dyscyplina powinna być zakazana: nie miał wątpliwości specjalista.
— Dla zdrowia mózgu jest bardzo szkodliwa, a moim zdaniem nie ma nic wspólnego ze sportową rywalizacją — podsumował.

Jasna motywacja


Dlaczego ludzie decydują się na udział w tak ryzykownej grze? Stawka idzie o duże pieniądze. Podczas pierwszej gali Punchdown na zwycięzcę czekała nagroda w wysokości 10 tys. zł, podczas drugiej odsłony 20 tys. Finalista piątej edycji, Dawid Zalewski (ten sam, który znokautował „Walusia”) otrzymał czek na 50 tys. zł. Motywacja zawodników jest więc jasna. A co kieruje widzem, który płaci pieniądze, żeby to oglądać? Zdaniem niektórych rosnący poziom agresji w naszym społeczeństwie. Z taką opinią nie do końca zgadza się Piotr Wójcik, socjolog.

— Myślę, że agresja w naszym społeczeństwie utrzymuje się od lat na podobnym poziomie. I poziom ten niestety jest wysoki — konstatuje. — Co gorsza, mamy tutaj do czynienia ze zjawiskiem wszechobecnym. Ofiarą czyjejś złości i frustracji możemy paść praktycznie wszędzie. W sklepie, w urzędzie, w autobusie, na ulicy, w pracy. Oczywiście ludzie nie zawsze mają odwagę wyrazić ten gniew. Ale jest on widoczny. Wystarczy popatrzeć po ludziach. Ich napięcie, rezygnację i wyobcowanie widać gołym okiem — twierdzi.

W sytuacji, gdy czujemy się bezkarni, dajemy pełen upust negatywnym emocjom. — Proszę sprawdzić dowolne fora internetowe. Albo komentarze pod artykułami na lokalnych serwisach informacyjnych. Tam aż roi się od hejterów. Czasem nie chce się wierzyć, że jest w nas tyle jadu i głupoty — przyznaje socjolog.

Czy winę za taki stan rzeczy ponoszą politycy, którzy skłócają opinię publiczną?
— Na pewno politycy dolewają oliwy do ognia, wykorzystując nastroje społeczne do własnych celów. Jednak ich działania nie stanowią tutaj czynnika decydującego. Moim zdaniem problem naszej agresji i wzajemnej nienawiści ma znacznie głębsze korzenie — podejrzewa.

Decydującą rolę odgrywają warunki w jakich żyjemy.
I zastrzega: — Oczywiście od tej reguły są wyjątki. Przeważnie jednak społeczności, które żyją w trudnych warunkach ekonomicznych są agresywniejsze, niż społeczności egzystujące w warunkach bardziej sprzyjających. Statystyczny Polak jest mniej życzliwy i bardziej agresywny niż statystyczny mieszkaniec Europy Zachodniej. Jest jednak mniej agresywny i sfrustrowany, niż statystyczny mieszkaniec Europy Wschodniej.

— Żyjemy w pośpiechu, jesteśmy przeciążeni obowiązkami, nie mamy chwili wytchnienia. Pracujemy za dwóch, zarabiamy byle jak, mamy niewiele alternatyw. Ta jawna niesprawiedliwość generuje ogromne pokłady niezadowolenia. Ludzie próbują tą złość jakoś rozładować. Jednym ze sposobów może być oglądanie widowisk, takich jak np. zawody slap fihghtingu — podkreśla socjolog.

W pogoni za pieniądzem


Nieco inną teorię ma Eryk Kowalczyk, olsztyński filozof oraz pedagog.

— Rosnąca popularność tego typu widowisk nie musi się wiązać z rosnącym poziomem agresji w naszym społeczeństwie — przekonuje. — Oczywiście problem agresji jak najbardziej istnieje. Ale moim zdaniem mamy tutaj do czynienia z innym fenomenem. A mianowicie z obniżającym się poziomem kultury popularnej oraz jej odbiorców. Nie jest to zjawisko nowe. Jego początki obserwowaliśmy już dwadzieścia, a nawet trzydzieści lat temu. Zapewne wielu z nas pamięta kontrowersje, jakie budziły pierwsze programy typu reality-show, gdy wchodziły na polskie ekrany. Demokratyzacja oraz komercjalizacja mediów, która nastąpiła po 1989 roku, była zjawiskiem nieuniknionym i pod wieloma względami koniecznym. Niestety miała też ciemną stronę. Goniąc za pieniądzem, prywatni nadawcy zaczęli serwować głupie, a nawet szkodliwe treści, bo takie lepiej się sprzedają. Schlebiając prymitywnym gustom zaczęli jednocześnie je utrwalać, zaniżając poziom kultury naszych mediów. Rozwój serwisów internetowych, umożliwiających bezpłatne publikowanie własnych filmów, pogłębił negatywne trendy.

— Do masowego odbiorcy zaczęły trafiać materiały, których nie puściłaby żadna stacja. Nie tylko z uwagi na treść, ale i na formę — wskazuje Kowalczyk. — Przykładem służy choćby patostream, czyli internetowe transmisje na żywo, w których epatuje się zachowaniami dewiacyjnymi. Zawody w policzkowaniu oraz patostream to zjawiska bardzo bliskie. W pierwszych galach slap fightingu brali udział m.in. internetowi celebryci.

Tego typu widowiska mogą być szkodliwe szczególnie dla dzieci.
— Tak młode osoby nie mają często dystansu do tego, co widzą na ekranie. Nieświadomi zagrożeń, mogą zacząć naśladować zachowania, które podpatrzą — ostrzega Kowalczyk.

To nie jedyne zagrożenie.— Człowiek, który przywykł do śmieciowego jedzenia ma problem z przestawieniem się na zdrową kuchnię. Podobny mechanizm działa w tym przypadku. Widz od najmłodszych lat przyzwyczaja się do prymitywnej rozrywki, która nic nie wnosi do jego rozwoju. Takie nawyki mogą zniechęcać do angażowania się w bardziej ambitne hobby oraz do inwestowania czasu w samorozwój — tłumaczy olsztyński publicysta.

Jak przeciwdziałać tym niekorzystnym procesom?

— Powinniśmy stawiać na większą edukację w tym zakresie — przekonuje Kowalczyk. — Musimy mieć świadomość, że to co słuchamy i oglądamy jest równie ważne jak to, czym się odżywiamy. Powinniśmy wiedzieć, jak obchodzić się z niebezpiecznymi treściami, by nie zrobić sobie krzywdy. Same nakazy i zakazy niewiele tutaj pomogą — konkluduje.

Paweł Snopkow

Warto wiedzieć:
*Pierwsze oficjalne zawody w slap fightingu zorganizowano w Rosji w 2019 roku. To właśnie filmiki z rosyjskich turniejów zainspirowały Patryka Dzięcioła, współzałożyciela Punchdown, do organizacji podobnych wydarzeń w Polsce;
*W galach Punchdown brali udział nie tylko panowie, ale i panie. Podczas jednej z edycji do walki stanęła Esmeralda Godlewska. Celebrytka zmierzyła się z Anastasiyą Yandaltsavą, byłą uczestniczką programu „Warsaw Shore”;
*Podczas zawodów w slap fightingu zabrania się ciosów w skroń, oko, ucho i krtań.