Pracownicy medyczni z Olsztyna jadą do Warszawy. "Mamy już dość. Medycyna w Polsce dogorywa"

2021-09-11 11:05:40(ost. akt: 2021-09-11 11:49:12)

Autor zdjęcia: Ryszard Biel

Pracownicy medyczni z całej Polski zapowiedzieli ogólnopolski protest. Około 300 osobowa grupa pielęgniarek, ratowników medycznych i pracowników służby zdrowia z Olsztyna jedzie dziś do Warszawy. Ich relacje są przerażające.
Ja przepracowałem w tym zawodzie 25 lat, jednak mam 50 lat doświadczenia. Pracujemy po 300 godzin miesięcznie, wyrabiamy po dwa etaty. Tak się nie da żyć — zaczął rozmowę Tadeusz Mirowski, ratownik medyczny z Olsztyna, z którym rozmawialiśmy w drodze do Warszawy.

Niezadowolenie ratowników medycznych jest związane z brakiem reakcji strony rządowej na postulaty dotyczące ustawy o zawodzie ratownika medycznego, nowelizacji ustawy o Państwowym Ratownictwie Medycznym oraz tabeli określającej najniższe wynagrodzenia, w której ratownicy zostali ujęci jako „inny zawód medyczny”, a nie jako zawód ratownika medycznego. Dlatego dziś ratownicy z Warmii i Mazur dołączą do protestu.

— Nam nie chodzi o tylko o kasę, żeby było jasne. Nasze postulaty są niezmienne od pięciu lat. Trzy lata temu spotkaliśmy się z działaczami PiS-u na konwencji w Olsztynie i te postulaty były dokładnie takie same. Wczoraj (dzień przed zapowiadanym protestem) się nagle obudzili i chcieli rozmawiać. Mówili, że "wyciągają do nas rękę" — relacjonuje Mirowski — Chcemy samorządu ratowników medycznych, chcemy nowelizacji ustawy o państwowym ratownictwie medycznym, a to wszystko po to, żeby lepiej udzielać pomocy pacjentom. Chcemy tego, żeby pracodawcy traktowali nas poważnie. Jesteśmy na śmieciówkach, bez urlopu. Chcemy żyć normalnie, jak ludzie — podsumowuje ratownik medyczny.

Tadeusz Mirowski w rozmowie z "Gazetą Olsztyńską" podkreślał, jak trudny jest zawód ratownika medycznego, powołując się na pierwszy okres pandemii. Kiedy wszyscy pozamykali się w domach, gabinetach i przeszli na pracę zdalną my zostaliśmy. Na pierwszej linii frontu. Narażając siebie i nasze rodziny. — przypomina ratownik. Dziś, aby walczyć o swoje prawa i warunki pracy jadą do Warszawy, żeby pokazać swoje niezadowolenie i beznadziejną sytuację.

To nie pierwszy protest ratowników medycznych, ostatni odbył się 30 czerwca w Olsztynie przed Urzędem Wojewódzkim. Wtedy zarzewiem konfliktu była decyzja ministra zdrowia o zakończeniu wypłacania tzw. dodatku zembalowego, który obniżał jeszcze bardziej wypłaty ratowników.

Ratownicy medyczni nie boją się rozmawiać o pieniądzach. Część z nich opuszcza środowisko, ze względów finansowych. My jesteśmy zdolnymi ludźmi, część z nas może naprawiać jachty, inni wymieniać szybki w iphonach a inni naprawiać samochody. Zarobilibyśmy wtedy podobne pieniądze. Mamy poczucie misji, którą musimy spełnić, chcemy pomagać naszym pacjentom, ta robota jest bardzo satysfakcjonująca. Tylko poczuciem dobrze spełnionego obowiązku się nie najemy — zauważa ratownik.

Do protestu ratowników, którzy rozpoczęli całą akcję dołączyły również pielęgniarki oraz inni pracownicy służby zdrowia, których sytuacja jest równie beznadziejna. Wie Pan, że pielęgniarki żyją średnio 61 lat? To jest o ponad 15 lat krócej niż statyczny Polak — zauważa Mirowski — W naszym środowisku funkcjonuje powiedzenie, że każdy medyk-patriota umiera przed pobraniem pierwszego świadczenia emerytalnego.

— Nie żalimy się, nie chcemy współczucia. My walczymy o realne zmiany i poprawę naszych warunków pracy. Chcemy pomagać tym, którzy tego potrzebują — kończy ratownik.

Karol Grosz