Prof. Bożena Kordan, czyli od robaka do owada
2021-08-19 12:00:00(ost. akt: 2021-08-19 11:15:01)
To nie była zwykła rozmowa. I to wcale nie dlatego, że w jej trakcie dopadło mnie wspomnienie karaczana — giganta, którego zupełnie niechcący ujrzałam w jednym ze sklepów Malagi i którego do dziś nijak nie mogę odzobaczyć…!
Od dziecka robak jest zły — jest tak doszczętnie zepsuty, że trzeba go bić i absolutnie nie dać ujść z życiem. Tak mam zakodowane. Traumę karalucha ujrzanego kiedyś w jednym z mieszkań wybudowanych w systemie wielkiej płyty — pogłębił tylko sam Ryszard Kapuściński nader barwnym i mocno sugestywnym opisem karaluchów gigantów, które osobiście i często widywał w Liberii. Sama sobie dogodziłam za to we wspomnianej Maladze — zbyt dokładnie przyglądałam się męskim koszulom na okrągłym stojaku. I po co? Po to, by zobaczyć tego karaczana, który lazł sobie niespiesznie najpierw po stelażu, aż w końcu zniknął w rękawie jednej z koszul…?! No, naprawdę… Żeby to chociaż jakieś kiecki były…!
Nic dziwnego, że raz, rozważając istnienie robactwa w kontekście teologicznym — uznałam wręcz, że robactwo ręką boską nie mogło zostać powołane do życia i że musiała to być wyłącznie łapa diabelska. A spotkanie z podobnym do malaskiego karaczanem na zaprzyjaźnionym Uniwersytecie Warmińsko-Mazurskim — tylko mnie we własnej religii utwierdziło…!
— Jak dzieli się fachowo owady w entomologii? Bo ja je dzielę na pożyteczne i wredne…
— Oczywiście, ma pani rację — śmieje się mówi prof. Bożena Kordan, kierownik Katedry Entomologii, Fitopatologii i Diagnostyki Molekularnej z Wydziału Rolnictwa i Leśnictwa Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego w Olsztynie. — W entomologii owady można podzielić na wrogie i pożyteczne. Do tych pierwszych zaliczamy szkodniki roślin, produktów przechowywanych, pasożyty człowieka i zwierząt, gatunki, które przenoszą patogeny wywołujące choroby roślin, zwierząt i ludzi, oraz takie, które nas niepokoją swoją obecnością. Natomiast owady pożyteczne to przede wszystkim gatunki, które wytwarzają produkty użyteczne dla człowieka, np. pszczoła, zapylające rośliny uprawne oraz te, które ograniczają populacje gatunków szkodliwych. Do tej ostatniej grupy należy cała rzesza owadów prowadzących drapieżny i pasożytniczy tryb życia. Analizując te dwie grupy owadów, bliżej mi do szkodników roślin uprawnych… Bo jako nauczyciel akademicki uczę entomologii stosowanej od… Ojej! Lepiej nie wnikajmy w szczegóły…! Ale chcę powiedzieć, że naprawdę kocham swoją pracę i kocham te owady. Ale zaręczam: w całej rzeszy owadów rzeczywiście szkodliwych da się wyróżnić także te szalenie pożyteczne człowiekowi! I ja je obserwuję na co dzień. O, jaka piękna biedronka. O, jaki cudny złotook… Albo owady prowadzące pasożytniczy tryb życia — widzę to długie pokładełko, które samica błonkóweczki wbija w ciało larwy jakiegoś motyla, składając wewnątrz jajeczko. Albo widzę mszycę, w którą inna błonkówka też wbiła pokładełko i ta mszyca z zielonego zmienia kolor na złoty i puchnie, a ja myślę: „Oho! Już się tworzy mumia, z której zaraz wyleci cała rzesza młodych błonkówek…!” W naszym otoczeniu żyje bardzo dużo gatunków owadów pożytecznych, zarówno drapieżców, jak i pasożytów. Niestety, wiedza na ich temat w naszym społeczeństwie jest bardzo skromna. Drapieżcą jest na przykład biedronka (postać dorosła i larwa): jej naturalnym pokarmem są mszyce, które zjada na tej samej zasadzie, jak my zjadamy upieczonego kurczaka. Na kilka kęsów, nie wszystko na raz, zaczyna od części miękkich, czyli tych mniej nasyconych chityną (organiczny związek chemiczny, z którego zbudowane są szkielety zewnętrzne stawonogów oraz ściany komórkowe grzybów — przyp. red.). Te, które chityną nasycone są bardziej — nóżki, część tułowia — biedronka zostawia jako niestrawne. Drapieżny tryb życia prowadzą również złotooki, chrząszcze z rodziny biegaczowatych, kusaki, omomiłki. Dodatkowo w tej grupie owadów pożytecznych spotykamy liczne gatunki użyteczne: przede wszystkim pszczoły, ale nie tylko miodne. Bardzo cenne, niedoceniane, nieznane są też pszczoły dzikie, żyjące samotnie, odgrywające bardzo ważną rolę w zapylaniu roślin. Te wszystkie owady, o których mówimy, żyją obok nas, to są bardzo miłe aspekty, które pozostają w głowie na podstawie obserwacji środowiska naturalnego. Owady są naprawdę rewelacyjne. Dlatego nie rozumiem ludzi, którzy czasem bezmyślnie zabijają gatunki pożyteczne, co wynika często z niewiedzy. A ja na przykład siedząc nad szklanką soku obserwuje muchówkę, która wręcz zastyga w bezruchu nad tą moją szklanką, bo też chciałaby sobie tego soku skosztować. Na swoje nieszczęście bardzo podobna jest do osy i najczęściej pada ofiarą packi na muchy…! A jest bardzo pożyteczna: sama bierze udział w zapylaniu kwiatów, ale już jej larwy niszczą mszyce, które atakują krzewy i drzewa.
— Oczywiście, ma pani rację — śmieje się mówi prof. Bożena Kordan, kierownik Katedry Entomologii, Fitopatologii i Diagnostyki Molekularnej z Wydziału Rolnictwa i Leśnictwa Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego w Olsztynie. — W entomologii owady można podzielić na wrogie i pożyteczne. Do tych pierwszych zaliczamy szkodniki roślin, produktów przechowywanych, pasożyty człowieka i zwierząt, gatunki, które przenoszą patogeny wywołujące choroby roślin, zwierząt i ludzi, oraz takie, które nas niepokoją swoją obecnością. Natomiast owady pożyteczne to przede wszystkim gatunki, które wytwarzają produkty użyteczne dla człowieka, np. pszczoła, zapylające rośliny uprawne oraz te, które ograniczają populacje gatunków szkodliwych. Do tej ostatniej grupy należy cała rzesza owadów prowadzących drapieżny i pasożytniczy tryb życia. Analizując te dwie grupy owadów, bliżej mi do szkodników roślin uprawnych… Bo jako nauczyciel akademicki uczę entomologii stosowanej od… Ojej! Lepiej nie wnikajmy w szczegóły…! Ale chcę powiedzieć, że naprawdę kocham swoją pracę i kocham te owady. Ale zaręczam: w całej rzeszy owadów rzeczywiście szkodliwych da się wyróżnić także te szalenie pożyteczne człowiekowi! I ja je obserwuję na co dzień. O, jaka piękna biedronka. O, jaki cudny złotook… Albo owady prowadzące pasożytniczy tryb życia — widzę to długie pokładełko, które samica błonkóweczki wbija w ciało larwy jakiegoś motyla, składając wewnątrz jajeczko. Albo widzę mszycę, w którą inna błonkówka też wbiła pokładełko i ta mszyca z zielonego zmienia kolor na złoty i puchnie, a ja myślę: „Oho! Już się tworzy mumia, z której zaraz wyleci cała rzesza młodych błonkówek…!” W naszym otoczeniu żyje bardzo dużo gatunków owadów pożytecznych, zarówno drapieżców, jak i pasożytów. Niestety, wiedza na ich temat w naszym społeczeństwie jest bardzo skromna. Drapieżcą jest na przykład biedronka (postać dorosła i larwa): jej naturalnym pokarmem są mszyce, które zjada na tej samej zasadzie, jak my zjadamy upieczonego kurczaka. Na kilka kęsów, nie wszystko na raz, zaczyna od części miękkich, czyli tych mniej nasyconych chityną (organiczny związek chemiczny, z którego zbudowane są szkielety zewnętrzne stawonogów oraz ściany komórkowe grzybów — przyp. red.). Te, które chityną nasycone są bardziej — nóżki, część tułowia — biedronka zostawia jako niestrawne. Drapieżny tryb życia prowadzą również złotooki, chrząszcze z rodziny biegaczowatych, kusaki, omomiłki. Dodatkowo w tej grupie owadów pożytecznych spotykamy liczne gatunki użyteczne: przede wszystkim pszczoły, ale nie tylko miodne. Bardzo cenne, niedoceniane, nieznane są też pszczoły dzikie, żyjące samotnie, odgrywające bardzo ważną rolę w zapylaniu roślin. Te wszystkie owady, o których mówimy, żyją obok nas, to są bardzo miłe aspekty, które pozostają w głowie na podstawie obserwacji środowiska naturalnego. Owady są naprawdę rewelacyjne. Dlatego nie rozumiem ludzi, którzy czasem bezmyślnie zabijają gatunki pożyteczne, co wynika często z niewiedzy. A ja na przykład siedząc nad szklanką soku obserwuje muchówkę, która wręcz zastyga w bezruchu nad tą moją szklanką, bo też chciałaby sobie tego soku skosztować. Na swoje nieszczęście bardzo podobna jest do osy i najczęściej pada ofiarą packi na muchy…! A jest bardzo pożyteczna: sama bierze udział w zapylaniu kwiatów, ale już jej larwy niszczą mszyce, które atakują krzewy i drzewa.
— Nie będę ukrywać: moim ulubionym owadem jest pszczoła…!
— A moją faworytką jest mszyca, zwłaszcza mszyca grochowa Acyrthosiphon pisum, o której opublikowałam kilka prac i z której robiłam habilitację. Tak, lubię mszyce! Zdaję sobie sprawę, że to brzmi dziwnie, bo mszyce często są przyczyną wielu szkód w roślinach uprawnych, ale też ozdobnych. Specyficznie żerują i specyficznie rozmnażają się: mają narząd gębowy kłująco-ssący, którym wkłuwają się i pobierają sok z roślin. Groźne są także ze względu na liczebność, a dodatkowo sprzyja im ocieplenie klimatu. Jedna mszyca, zależnie od gatunku, ale i od rośliny, na jakiej żeruje, rodzi od 65 do 100 larw. Te dzieci mszycy w ciągu 8-10 dni już same są zdolne do rozmnażania…! Jak łatwo wyliczyć, w krótkim czasie mszyc rodzą się miliony. Stąd widok na gałązce róży bardzo licznej populacji osobników od bardzo malutkich po starsze i większe, bo tam jest kilka pokoleń. Mszyce wysysają soki, ale i wydzielają spadź, która z kolei zawiera dużo cukru i stanowi doskonałe podłoże do rozwoju grzybów sadzakowych — one nie są wprawdzie szkodliwe, ale powodują na roślinach czarny nieprzyjemny nalot i, co gorsze, ograniczają proces fotosyntezy roślin. Mszyce przynoszą też wirusy, które wywołują u roślin liczne choroby, choćby w rolnictwie karłowatość jęczmienia lub żółtaczkę rzepy.
— A moją faworytką jest mszyca, zwłaszcza mszyca grochowa Acyrthosiphon pisum, o której opublikowałam kilka prac i z której robiłam habilitację. Tak, lubię mszyce! Zdaję sobie sprawę, że to brzmi dziwnie, bo mszyce często są przyczyną wielu szkód w roślinach uprawnych, ale też ozdobnych. Specyficznie żerują i specyficznie rozmnażają się: mają narząd gębowy kłująco-ssący, którym wkłuwają się i pobierają sok z roślin. Groźne są także ze względu na liczebność, a dodatkowo sprzyja im ocieplenie klimatu. Jedna mszyca, zależnie od gatunku, ale i od rośliny, na jakiej żeruje, rodzi od 65 do 100 larw. Te dzieci mszycy w ciągu 8-10 dni już same są zdolne do rozmnażania…! Jak łatwo wyliczyć, w krótkim czasie mszyc rodzą się miliony. Stąd widok na gałązce róży bardzo licznej populacji osobników od bardzo malutkich po starsze i większe, bo tam jest kilka pokoleń. Mszyce wysysają soki, ale i wydzielają spadź, która z kolei zawiera dużo cukru i stanowi doskonałe podłoże do rozwoju grzybów sadzakowych — one nie są wprawdzie szkodliwe, ale powodują na roślinach czarny nieprzyjemny nalot i, co gorsze, ograniczają proces fotosyntezy roślin. Mszyce przynoszą też wirusy, które wywołują u roślin liczne choroby, choćby w rolnictwie karłowatość jęczmienia lub żółtaczkę rzepy.
— Czy to pszczoły korzystają z tej spadzi, by stworzyć miód spadziowy?
— Tak!
— Tak!
— To całe szczęście, że ja wolę pszczoły od biedronek…! Choć fakt: raz mój powojnik zbyt mocno polubiły mszyce. Jedna wycieczka krajoznawcza po moich koszarach i miałam 12 nieco wygłodniałych. Zaprosiłam je na swój balkon — opędzlowały te mszyce w 3 dni i od tamtej pory każda, nawet bardzo już zdesperowana mszyca omija moje kwiatki szerokim łukiem. Ale lubię też mrówki, ćmy, motyle… Za to komary i osy biję bez litości!
— O! Ćmy i motyle…! Ćma to właśnie motyl, tyle że prowadzi nocny tryb życia…!
— O! Ćmy i motyle…! Ćma to właśnie motyl, tyle że prowadzi nocny tryb życia…!
— O rany… Ile ja się dziś rzeczy dowiem…! Ale dobrze. I jeszcze uwielbiam cykady. Znaczy piewikowate… Na Cyprze pamiętam ich cykanie, uwielbiałam w Kition siadać pod jodłami i słuchać. Mogłam tak bez końca.
— A ja z Australii pamiętam. Początkowo wręcz wydawało mi się, że ten metaliczny dźwięk to gdzieś z samochodu się wydobywa. A to były właśnie cykady, które jak orkiestra dawały całe koncerty…! A rzeczywiście — muchy i komary też biję bez litości, natomiast osy przeganiam. Przy czym różne sukcesy odnoszę, bo ostatnio jedną wygoniłam drzwiami, a ona i tak wpadła mi oknem dachowym z powrotem do domu. Ale boję się os, bo mogę silnie zareagować alergicznie, więc kiedy już nie mam wyjścia, to muszę ją pacnąć.
— A ja z Australii pamiętam. Początkowo wręcz wydawało mi się, że ten metaliczny dźwięk to gdzieś z samochodu się wydobywa. A to były właśnie cykady, które jak orkiestra dawały całe koncerty…! A rzeczywiście — muchy i komary też biję bez litości, natomiast osy przeganiam. Przy czym różne sukcesy odnoszę, bo ostatnio jedną wygoniłam drzwiami, a ona i tak wpadła mi oknem dachowym z powrotem do domu. Ale boję się os, bo mogę silnie zareagować alergicznie, więc kiedy już nie mam wyjścia, to muszę ją pacnąć.
— Kleszcze też są wredne…
— Kleszcz to nie owad! To pajęczak należący do roztoczy!
— Kleszcz to nie owad! To pajęczak należący do roztoczy!
— A pająk…?
— Też pajęczak! Jak czytam lub słyszę w mediach te przekłamania i zaliczanie kleszczy do owadów — to się zawsze denerwuję. To jest zupełnie inna grupa. Lubię również motyle, podziwiam ich piękno. Ale często w swoim ogrodzie obserwuję trzmiele. To są najbardziej pracowite owady. Niesamowicie szybko zapylają, a zaczynają od pory, kiedy promienie słońca ledwie zaczynają się pojawiać nad światem. Pszczół i innych owadów zapylających jeszcze nie ma, a trzmiele już pracują. I tak do wieczora, kiedy innych już nie ma, a trzmiele wciąż sobie fruwają i zbierają ten pyłek. Trzmiel tak się potrafi w swojej pracowitości zapomnieć, że czasem noc go zastaje na kwiatku! I on tam zostaje, czeka do wczesnego ranka i… dalej zabiera się za swoją pracę!
— Też pajęczak! Jak czytam lub słyszę w mediach te przekłamania i zaliczanie kleszczy do owadów — to się zawsze denerwuję. To jest zupełnie inna grupa. Lubię również motyle, podziwiam ich piękno. Ale często w swoim ogrodzie obserwuję trzmiele. To są najbardziej pracowite owady. Niesamowicie szybko zapylają, a zaczynają od pory, kiedy promienie słońca ledwie zaczynają się pojawiać nad światem. Pszczół i innych owadów zapylających jeszcze nie ma, a trzmiele już pracują. I tak do wieczora, kiedy innych już nie ma, a trzmiele wciąż sobie fruwają i zbierają ten pyłek. Trzmiel tak się potrafi w swojej pracowitości zapomnieć, że czasem noc go zastaje na kwiatku! I on tam zostaje, czeka do wczesnego ranka i… dalej zabiera się za swoją pracę!
— Dziś czytałam w „The Wall Street Journal”, że miasto Detroit wspomogło dotychczasową populację kolejnymi 12 milionami pszczół. I pojawiły się protesty okolicznych pszczelarzy…
— Wydaje mi się, że wszystko wynika z troski o naturalny proces zapylania. Wiemy, że populacja pszczół na całym świecie zmniejsza się, niknie. Nie bardzo wiem, w jaki sposób zasilono populację pszczół w Detroit, zapewne gdzieś na dachach lub w innych miejscach instaluje się ule z pszczołami, które potem będą zapylać rośliny w miastach. Ja nie widzę tu powodów do protestu czy kwestionowania takiej akcji. Tylko musimy się tymi sprowadzonymi pszczołami opiekować, bo rzeczywiście szereg chorób je dotyka. A poza tym trzeba wiedzieć, jak z pszczołami postępować, także w kontekście prewencji chorób.
— Wydaje mi się, że wszystko wynika z troski o naturalny proces zapylania. Wiemy, że populacja pszczół na całym świecie zmniejsza się, niknie. Nie bardzo wiem, w jaki sposób zasilono populację pszczół w Detroit, zapewne gdzieś na dachach lub w innych miejscach instaluje się ule z pszczołami, które potem będą zapylać rośliny w miastach. Ja nie widzę tu powodów do protestu czy kwestionowania takiej akcji. Tylko musimy się tymi sprowadzonymi pszczołami opiekować, bo rzeczywiście szereg chorób je dotyka. A poza tym trzeba wiedzieć, jak z pszczołami postępować, także w kontekście prewencji chorób.
— Co ja, mieszkanka Olsztyna, z mieszkaniem w bloku i 8-metrowym balkonem mogę zrobić dla sąsiadujących ze mną pożytecznych owadów?
— Nasze balkony to taki swoisty ekosystem. I my musimy nauczyć się żyć z tym środowiskiem w zgodzie. Nie stosujmy żadnych środkach chemicznych, wykorzystujmy naturalność: wywary z roślin, które te uciążliwe owady odstraszają. Uprawiajmy też rośliny przywabiające owady zapylające „miododajne”. One przylecą i się u nas nakarmią. Nasze wspólnoty mieszkaniowe i spółdzielnie powinny pomyśleć o zagospodarowaniu terenów zielonych, by też nasadzać je roślinami przyjaznymi owadom. Lawenda, kocimiętka, jeżówka nie wymagają szczególnej pielęgnacji, a bardzo ułatwiają życie pszczołom. Tu zadanie dla zarządców zieleni — by dokarmiać nasze pożyteczne owady od wczesnej wiosny do późnej jesieni. A generalnie uważam, że jako społeczeństwo cierpimy na bardzo niską świadomość ekologiczną. Czy na naszych osiedlach nie mogłyby stać tablice edukacyjne, informujące i dzieci, i dorosłych jak wiele pożytku daje nam pszczoła, trzmiel, ale też biedronka czy złotook? Te ostanie pod koniec lata wlatują do naszych domów, siadają często na suficie, bo chcą przezimować — ale problem polega na tym, że złotook jesienią z zielonkawego staje się taki trochę bardziej beżowy i nieco przypomina mola. I zabijamy je, a to wielki błąd. Tak. Ten absolutny brak świadomości ekologicznej mnie przeraża. Owady ogólnie, poza nielicznymi wyjątkami, brane są jako zło, zabijamy je, a nie myślimy, że im więcej owadów zapylających, pożytecznych — tym lepsze kwiaty i soczystsze owoce.
— Nasze balkony to taki swoisty ekosystem. I my musimy nauczyć się żyć z tym środowiskiem w zgodzie. Nie stosujmy żadnych środkach chemicznych, wykorzystujmy naturalność: wywary z roślin, które te uciążliwe owady odstraszają. Uprawiajmy też rośliny przywabiające owady zapylające „miododajne”. One przylecą i się u nas nakarmią. Nasze wspólnoty mieszkaniowe i spółdzielnie powinny pomyśleć o zagospodarowaniu terenów zielonych, by też nasadzać je roślinami przyjaznymi owadom. Lawenda, kocimiętka, jeżówka nie wymagają szczególnej pielęgnacji, a bardzo ułatwiają życie pszczołom. Tu zadanie dla zarządców zieleni — by dokarmiać nasze pożyteczne owady od wczesnej wiosny do późnej jesieni. A generalnie uważam, że jako społeczeństwo cierpimy na bardzo niską świadomość ekologiczną. Czy na naszych osiedlach nie mogłyby stać tablice edukacyjne, informujące i dzieci, i dorosłych jak wiele pożytku daje nam pszczoła, trzmiel, ale też biedronka czy złotook? Te ostanie pod koniec lata wlatują do naszych domów, siadają często na suficie, bo chcą przezimować — ale problem polega na tym, że złotook jesienią z zielonkawego staje się taki trochę bardziej beżowy i nieco przypomina mola. I zabijamy je, a to wielki błąd. Tak. Ten absolutny brak świadomości ekologicznej mnie przeraża. Owady ogólnie, poza nielicznymi wyjątkami, brane są jako zło, zabijamy je, a nie myślimy, że im więcej owadów zapylających, pożytecznych — tym lepsze kwiaty i soczystsze owoce.
— A łyżeczka cukru i trochę wody na balkonie wczesną wiosną?
— Raczej polecałabym wczesne rośliny cebulowe: krokusy, szafirki, żonkile, narcyzy, tulipany… One wschodzą bardzo wcześnie, a owady zapylające bardzo je lubią. To znacznie lepsze wsparcie niż sztuczny i niezdrowy, także dla owadów, cukier.
— Raczej polecałabym wczesne rośliny cebulowe: krokusy, szafirki, żonkile, narcyzy, tulipany… One wschodzą bardzo wcześnie, a owady zapylające bardzo je lubią. To znacznie lepsze wsparcie niż sztuczny i niezdrowy, także dla owadów, cukier.
— Dlaczego wybrała Pani sobie na życie zawód związany z owadami?
— To generalnie dziwna historia, bo ja w dzieciństwie bardzo bałam się wszelkich owadów i też traktowałam je jako obrzydliwe „robaki”. Nie zbierałam więc biedronek do pudełka po zapałkach, nie biegałam za motylkami. Byłam chłopczycą, wspinałam się na drzewa i bawiłam się w wojnę. Potem zajęłam się wyczynowo sportem, siatkówką, koszykówką, też lekkoatletyką. W liceum doszedł do tego zespół pieśni i tańca „Bartkowianie”. A potem przyszła chwila wyboru studiów… Metodą eliminacji wybrałam ówczesną Akademię Rolniczo-Techniczną, konkretnie rolnictwo. Pracę magisterską pisałam w katedrze, którą dziś kieruję. Do dziś pamiętam jej temat „Ryjkowcowate Curculionidae koniczyny czerwonej” Po obronie prof. Irena Żurańska zaproponowała mi pozostanie na uczelni. Uzasadniając tą propozycję podkreśliła, że weryfikacja materiału entomologicznego, który oznaczyłam nie wykazała żadnych błędów. Do dziś kocham też to, co robię. Dlatego w ogóle nie czuję, bym chodziła do pracy. Ja tu się po prostu dobrze czuję — jak w domu…!
Magdalena Maria Bukowiecka
— To generalnie dziwna historia, bo ja w dzieciństwie bardzo bałam się wszelkich owadów i też traktowałam je jako obrzydliwe „robaki”. Nie zbierałam więc biedronek do pudełka po zapałkach, nie biegałam za motylkami. Byłam chłopczycą, wspinałam się na drzewa i bawiłam się w wojnę. Potem zajęłam się wyczynowo sportem, siatkówką, koszykówką, też lekkoatletyką. W liceum doszedł do tego zespół pieśni i tańca „Bartkowianie”. A potem przyszła chwila wyboru studiów… Metodą eliminacji wybrałam ówczesną Akademię Rolniczo-Techniczną, konkretnie rolnictwo. Pracę magisterską pisałam w katedrze, którą dziś kieruję. Do dziś pamiętam jej temat „Ryjkowcowate Curculionidae koniczyny czerwonej” Po obronie prof. Irena Żurańska zaproponowała mi pozostanie na uczelni. Uzasadniając tą propozycję podkreśliła, że weryfikacja materiału entomologicznego, który oznaczyłam nie wykazała żadnych błędów. Do dziś kocham też to, co robię. Dlatego w ogóle nie czuję, bym chodziła do pracy. Ja tu się po prostu dobrze czuję — jak w domu…!
Magdalena Maria Bukowiecka
Komentarze (0) pokaż wszystkie komentarze w serwisie
Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.
Zaloguj się lub wejdź przez