Jałmużna szczęścia nie przyniesie?

2021-06-24 18:24:37(ost. akt: 2021-06-24 15:29:27)

Autor zdjęcia: Pixabay.com

Ubóstwo to globalny problem, którego nasza cywilizacja wciąż nie umie rozwiązać. Przepaść pomiędzy biednymi i bogatymi dalej rośnie. Mamy kolejny kryzys i nie zanosi się, żeby wkrótce cokolwiek się zmieniło. Czy będą konieczne radykalne kroki?
Bezwarunkowy dochód podstawowy to koncepcja dość rewolucyjna. Zakłada, że państwo powinno płacić każdemu obywatelowi pensję niezależnie od stanu zatrudnienia i dochodu. Tylko tak wyeliminujemy nędzę i nierówności społeczne. Pomysł nie jest nowy, pojawił się pod koniec XVI w. Za jego twórcę uważa się Tomasza Morusa, autora słynnej „Utopii”. Ideę podchwycili niektórzy myśliciele epoki oświecenia. Współcześnie bronili jej Martin Luter King, Bertrand Russel czy Elon Musk. Na naszym podwórku potrzebę wprowadzenia takiego dochodu głosi Stowarzyszenie Dom Wszystkich Polska i jego lider, Ryszard Kalisz.

Miesięcznie po 1200 euro


Czy bezwarunkowy dochód miałby dobroczynny wpływ na społeczeństwo? Niemieccy uczeni postanowili to sprawdzić. Badania ruszyły 1 czerwca. Prowadzi je Niemiecki Instytut Badań Ekonomicznych. Przez trzy lata 122 szczęśliwców otrzyma miesięcznie po 1200 euro. Czyli kwotę nieco wyższą niż próg ubóstwa w Niemczech. Co pół roku uczestnicy wypełnią ankiety, dotyczące ich stanu psychicznego, życia i pracy, aby sprawdzić, jak mocno podstawowy dochód wpłynął na wymienione sfery. Wyniki zostaną porównane z doświadczeniami grupy, która nie otrzymywała darmowej pensji. Inicjatorem projektu jest Michael Bohmeyer. Niemiecki pisarz i przedsiębiorca przekonuje, że bezwarunkowy dochód podstawowy nie zniechęci do pracy zawodowej. Wręcz przeciwnie, kreatywność pracowników wzrośnie.

To nie pierwszy tego typu eksperyment. Podobne testy prowadziły m.in. Włochy, Hiszpania, USA, Kanada, a nawet Rosja. W Finlandii przez prawie dwa lata 2 tys. bezrobotnych dostawało 560 euro miesięcznie. Rezultaty nie napawały entuzjazmem. Choć zapomoga poprawiła samopoczucie badanych, nadal pozostawali oni bez pracy. Jednocześnie nie sprawdziły się prognozy sceptyków. Bezwarunkowy dochód wcale nie zachęcał do bierności zawodowej. Udowodniły to badania amerykańskie, prowadzone w latach 70. XX w. W serii eksperymentów wzięli udział niezamożni przedstawiciele różnych grup etnicznych. Z pracy zrezygnowało jedynie 17 proc. kobiet i 7 proc. mężczyzn. Co ciekawe, najczęstszym powodem była chęć podjęcia nauki.

Eksperyment w regionie?


Czy podobne doświadczenie warto przeprowadzić w Polsce? Na przykład na Warmii i Mazurach, które są jednym z najuboższych regionów w kraju.

— A niby co taki eksperyment miałby wykazać? — zastanawia się Eryk Kowalczyk, filozof oraz publicysta. — Że dodatkowa kasa pomoże potrzebującym? To i tak wiemy.

Nasz rozmówca nie ma wątpliwości. Z biedą trzeba walczyć. — Ale bezwarunkowy dochód to czysta abstrakcja. Niemożliwa do realizacji w obecnej sytuacji ekonomiczno-politycznej. Mamy około 38 mln obywateli. Wyobraźmy, że każdy co miesiąc otrzyma tysiąc zł. Koszt tej filantropii to 456 mld zł rocznie! Nasz system tego nie udźwignie!

Eryk Kowalczyk zwraca uwagę na inny dylemat. — Bezwarunkowy dochód podstawowy zakłada wypłatę dla każdego. Pieniądze dostawałby zarówno bezdomny mieszkający na ulicy, jak i milioner. Powstaje pytanie. Po co dopłacać komuś, kto i tak ma krocie? Ta forma wsparcia powinna być kierowana raczej do grup najgorzej radzących sobie na rynku pracy. Na przykład do osób, które wciąż pozostają bez zatrudnienia pomimo aktywnych starań. I które nie mają prawa do świadczeń z tytułu niepełnosprawności — przekonuje.

Coś za coś


Pieniędzy nie powinno się dawać za nic. — Gdy ludzie mają coś za darmo, z czasem przestają to cenić — akcentuje Kowalczyk. — Dlatego należałoby ustalić twarde reguły. Kiepsko ci się powodzi? Chcesz podstawowy dochód? Zgoda. Ale masz bezwzględny zakaz palenia tytoniu, picia alkoholu czy zażywania narkotyków. Czekają cię regularne badania na obecność tych substancji. Jeśli będziesz pił i ćpał, stracisz prawo do świadczenia. Coś za coś. Chcesz by utrzymywało cię państwo? Prowadź skromny i zdrowy tryb życia. Chcesz balować? Zapraszamy do pracy. Podobne restrykcje eliminują z gry patologiczne środowiska. Jeśli komuś zależy tylko na wódce, nigdy nie pójdzie na taki układ.

Lepiej dawać wędkę, niż rybę


— Bezwarunkowy dochód to walka ze skutkami, nie zaś z przyczyną — twierdzi Łukasz, bezrobotny z Olsztyna. — Moim zdaniem społeczeństwo bardziej powinno kłaść nacisk na cywilizowanie wolnego rynku. Gospodarkę trzeba opierać na wartościach humanistycznych. Nie zaś na prawach dżungli, jak obecnie. Wielu z nas marzy o tym, by nie pracować.

— Często wynika to nie z lenistwa, lecz z niechęci do toksycznego środowiska pracy. W Polsce to niestety prawdziwa plaga. Jesteśmy jednym z najbardziej zestresowanych narodów w Unii.

Cierpimy przez nadmiar obowiązków i ciągły pośpiech. — Wielu pracodawców chce uzyskać przychód jak najniższym kosztem — zauważa Łukasz. — Zamiast zatrudnić dwóch pracowników, wolą wziąć jednego, który będzie wyrabiać podwójną normę. Dla przełożonego to zysk. Dla pracownika już nie koniecznie. Zarabia mniej, niż powinien. Zaś nieustanna gonitwa generują frustrację i chroniczne zmęczenie. A to prosta droga do poważnych chorób, takich, jak nerwica czy depresja. Część ludzi, nie wytrzymując napięcia, popada w nałogi. Stres generuje również groźne dolegliwości ze strony układu krążenia, takie jak nadciśnienie tętnicze. Choroba może skończyć się udarem mózgu i kalectwem — ostrzega.

Mobbing w pracy


Łukasz regularnie śledzi statystyki. Są naprawdę niepokojące. Według raportu „Bezpieczeństwo pracy w Polsce 2019. Mobbing, depresja, stres w miejscu pracy” aż 46 proc. polskich pracowników biurowych i fizyczno-umysłowych doświadczyło mobbingu w miejscu pracy. Ponad połowa padła ofiarą przemocy słownej, a 14 proc. przemocy fizycznej.

— Znęcanie się psychiczne nad podwładnym, to nasz chleb powszedni. Niestety takie incydenty są rzadko zgłaszane. Ze względu na ryzyko zwolnienia, pracownicy wolą siedzieć cicho. Udowodnienie mobbingu jest trudne. Potrzebni są świadkowie, a nikt nie chce podpaść szefowi. Gdy sprawa kończy się w sądzie, postępowania toczą się latami. Sądy stosują wąską definicję mobbingu. Stąd większość pracodawców nie ponosi żadnych konsekwencji.

Wielu poszkodowanych popada w bierność zawodową. — Znaleźć robotę to żaden kłopot — przyznaje Łukasz. — Schody zaczynają się, gdy chcesz trafić do normalnego zespołu. Grupy, gdzie traktują cię jak człowieka. A nie jak psa, którym się pomiata.

Polski rynek pracy jest pełen patologii. Mobbing i wyzysk to tylko wierzchołek góry lodowej. Ale problem leży też po stronie pracowników. Szczególnie tych, którzy zaczynają karierę. — Na ogół są oni słabsi psychicznie niż pokolenie ich rodziców — ocenia Łukasz. — Gorzej sobie radzą z trudnymi emocjami, gorzej znoszą stres, łatwiej się łamią. Nie akceptują krytyki, nawet tej konstruktywnej. Bywają przesadnie roszczeniowi. Przy braku odpowiedniego doświadczenia żądają wysokich honorariów. To eskaluje napięcia na linii pracownik-kierownik. Pogłębia ich wzajemną niechęć i pogardę.

Czy da się coś z tym zrobić?

— Sokrates wierzył, że zło bierze się z ignorancji — przypomina Łukasz. — Choć minęło ponad dwa tysiące lat, ta myśl pozostaje wciąż aktualna. Dzięki wiedzy naukowej pozbyliśmy się wielu zabobonów i szkodliwych zjawisk. By uleczyć choroby rynku pracy, nie wystarczą innowacje technologiczne i prawne. Musimy zreformować nasze myślenie.

Jak tego dokonać?— Potrzeba nam zupełnie nowego systemu oświaty. Instytucji, która nie tylko da nam praktyczną wiedzę, niezbędną w konkretnym zawodzie. Ale wyposaży w inne kompetencje. Takie jak szeroko rozumiana inteligencja emocjonalna. Nawyk autorefleksji, samokontroli. Zdolność do kontemplowania otaczającej rzeczywistości — wylicza.

— Pragnę żyć w społeczeństwie, które przestanie pracować ciężko, a zacznie pracować mądrze — zdradza. — Oczywiście nie byłby to porządek idealny, wolny od skaz. Zawsze znajdą się osoby, które nie akceptują świata i wolą się odizolować. Dla nich najlepszym wyjściem byłby bezwarunkowy dochód podstawowy. Dla całej reszty niekoniecznie. By cieszyć się pełnią życia, człowiek musi realizować się w różnych sferach. Rozwijać pasje, zawierać przyjaźnie, tworzyć. Osiągać sukcesy, także zawodowe. Jałmużna nie uczyni nas szczęśliwymi.

Okiem eksperta


A jak projekt bezwarunkowego dochodu podstawowego oceniają specjaliści?

— Osobiście od wielu lat postuluję to rozwiązanie — powiedział nam dr hab. Andrzej Buszko, ekonomista z UWM. — Płaca powinna zabezpieczać podstawowe wydatki pracującej osoby. Istnieje oczywiście płaca minimalna, płaca średnia. Niestety minima socjalne nie zawsze pokrywają niezbędne wydatki, które osoba pracująca powinna w teorii pokryć — zauważa.

Bezwarunkowy dochód podstawowy powinien być, ale nie dla wszystkich.
— Gdyby taką formę pomocy otrzymywał każdy, byłoby to niesprawiedliwe — zastrzega Andrzej Buszko. — Podobny problem mieliśmy przy okazji programu 500 plus. Program jak najbardziej słuszny, ważny i istotny. Ale są osoby, którym ta kwota nie robi żadnej różnicy w budżecie. Z kolei dla innych jest to bardzo istotne wsparcie rządowe. Projekt bezwarunkowego dochodu podstawowego powinien więc uwzględniać kryterium dochodowe. Osoby o najwyższych dochodach powinny być zwolnione z tego typu programów — twierdzi.

Podobne świadczenia mają przede wszystkim wyrównywać szanse.
— Świat się zmienia, cywilizacja mimo wszystko postępuje. Należy dbać o osoby, które z różnych względów nie radzą sobie w warunkach gospodarki rynkowej — przekonuje ekonomista. — Pierwszym krokiem jest bez wątpienia zapewnienie godziwych dochodów

Paweł Snopkow