Joanna Jędrzejczyk przepytana przez olsztyńskie dzieci

2021-06-01 12:04:57(ost. akt: 2021-06-04 12:38:50)

Autor zdjęcia: Kamil Foryś

Czy biła się na przerwach? Czy udzielała się w samorządzie szkolnym? W co się bawiła jako dziecko? O to wszystko Joannę Jędrzejczyk pyta młodzież z Pracowni Dziennikarstwa Pałacu Młodzieży w Olsztynie.
— Czy zawsze chciałaś uprawiać sztuki walki?
— Uprawiałam pięściarstwo tylko przez chwilę, od 2010 roku, ale zawsze uprawiałam sztuki walki np. boks tajski. Będąc w wieku nastoletnim, nigdy nie myślałam, że będę profesjonalnym sportowcem. Bo zawsze ktoś czegoś od nas wymaga. Nauczyciele, rodzice mówią „ucz się tego, ucz się tamtego…”, a ja uważam, że poza obowiązkami powinniśmy bardzo mocno rozwijać swoje zainteresowania i poznawać świat. Sport był zawsze w moim życiu, ale nigdy nie myślałam, że będę sportowcem, ponieważ byłam za wolna i za pulchna. Moi rodzice nie byli sportowcami i nie miałam nikogo, kto mógłby mnie do tego pchnąć. Mimo to sport zawsze we mnie był. Wielka przygoda ze sportem zaczęła się u mnie w wieku 16 lat. Chciałam profesjonalnie grać w koszykówkę. W wieku 13 lat zrealizowałam już to marzenie, jednak problemy zdrowotne uniemożliwiły mi dalszą grę. A dziś jestem już od 18 lat w branży sportowej i zdobywam wiele tytułów mistrzyń świata. Cieszę się, że się nie poddałam i dalej rozwijałam swoją pasję, która potem przerodziła się w moją pracę.


— Gdybyś nie była zawodniczką sztuk walk, to kim byś dziś była?

— Uważam, że życie jest nam w jakimś stopniu pisane. Oczywiście, my jesteśmy kowalami własnego losu, a Bóg, natura czy wszechświat dają nam znaki, energię, pomysły i to od nas zależy, jak to wykorzystamy. Jak wyciśniemy każdą godzinę, dzień, jak przeżyjemy dobrą i złą sytuację czy relację. Ja uważam, że sport był mi po prostu pisany. Do dziś zawstydza mnie, kiedy ktoś mówi, że jestem dla niego inspiracją czy autorytetem. Chociaż staram się coraz bardziej siebie doceniać, uczę się tego, wiem przecież, że zrobiłam wiele dla polskiego sportu. Jeśli chodzi o przeszłość i myśl o jakimś zawodzie, to był czas, że chciałam być lekarzem, ale nigdy nie byłam mocna w nauce, byłam raczej średnią uczennicą. Dziś jest inaczej: skończyłam trzecie studia, myślę o podjęciu czwartego kierunku, cały czas się rozwijam. Jednak kiedy patrzę wstecz na moje życie i na to, gdzie jestem dziś, jestem przekonana, że taki scenariusz napisało dla mnie życie, a ja pomogłam mu rozwijaniem i pielęgnowaniem swojego talentu i oczywiście ciężką pracą.

— Jakie zabawy z dzieciństwa pamiętasz i jakie lubiłaś najbardziej?
— Podobały mi się zawody organizowane w podstawówce, na których zbierały się dzieciaki z całego Olsztyna. Nie wiem, czy jeszcze coś takiego się organizuje. Jeśli chodzi o zabawy, to moje pokolenie chyba trochę inaczej się bawiło niż wasze, chociaż te zabawy na pewno nadal istnieją. Dążyliśmy do tego, żeby być jak najwięcej na zewnątrz. Trudno nas było ściągnąć z podwórka, od przyjaciół. Wychowałam się na dużym osiedlu, na Jarotach. Zawsze była nas wielka chmara. Graliśmy w palanta, to była moja ulubiona gra i byłam w nią naprawdę dobra. Czasami graliśmy w 40 osób. Grałam z dziewczynami w gumę, zbierałam karteczki, ale lubiłam tez pokopać piłkę albo pograć w koszykówkę z chłopakami. Jeździłam na deskorolce, do tej pory lubię jeździć na rolkach, lubię taką formę rekreacji. Poza tym graliśmy w chowanego, ciuciubabkę i przede wszystkim cały wolny czas spędzaliśmy na podwórku. Ja i moi koledzy i koleżanki lubiliśmy ruch, nie lubiliśmy nudy. Do tej pory kiedy nie zrobię treningu, gorzej się czuję, aktywność fizyczna ustawia człowieka dobrze na cały dzień, nawet trudny!

Fot. Pracownia Dziennikarstwa/ Pałac Młodzieży w Olsztynie

— Dzień Dziecka, który szczególnie zapadł ci w pamięć?
— Najlepsze w Dniu Dziecka są po prostu lody z bliskimi. Często wymagamy dużych rzeczy i prezentów, które cieszą tylko przez moment, a największą wartość mają chwile spędzone wspólnie z bliskimi. Nie pamiętam zabawek, które dostawałam, ale pamiętam poświęcony mi czas. Najprostsze rzeczy często mają największą siłę. To takie bezcenne, nienamacalne momenty. Możemy kupić wiele, w wielu miejscach być, ale gdy nie mamy przy sobie bliskich osób, to okazuje się, że to ma niewielką wartość…

— Czy kiedy byłaś w podstawówce, uczestniczyłaś w życiu szkoły, tj. byłaś w samorządzie uczniowskim, gazetce szkolnej?
— Tak, chyba pisałam do gazetki szkolnej i od najmłodszych lat lubiłam pomagać innym. Do dziś to robię, dzielę się tym, co mam. Od zawsze byłam organizatorką, inicjowałam akcje charytatywne. Pierwszą zbiórkę charytatywną zorganizowałam w wieku 11 lat. Zbierałam zabawki i potrzebne rzeczy dla domu małego dziecka, który mieści się na Nagórkach. Organizowałam też dyskoteki w szkole. Bardzo chętnie przygotowywałam i brałam udział we wszelkich działaniach po lekcjach w szkole. Uczyłam się w szkole z oddziałami integracyjnymi, więc jako uczniowie wspieraliśmy również na co dzień osoby ze specjalnymi potrzebami, to obudziło we mnie i mojej siostrze, która się ze mną, uczyła dużą wrażliwość i empatię.

— Czy trzynastoletnia Joasia Jędrzejczyk biła się na przerwach?
— Nie biłam się, stawałam w obronie innych. Bicie nigdy nie jest rozwiązaniem. Wiele osób uważa, że w związku z tym, czym zajmuję się zawodowo, jestem również agresywna w życiu prywatnym. Jestem jednak bardzo pokojowo nastawiona i uważam, że siła fizyczna nie jest i nie powinna być nigdy metodą rozwiązywania problemów. Zawsze najlepsza jest rozmowa.

— Co byś powiedziała sobie dwunastoletniej?
— Że jestem inna, a przez to oryginalna. A oryginalne osoby są nietuzinkowe, mile widziane. Powiedziałabym sobie, że jestem ładna, że jestem odważna, że świat stoi przede mną otworem i że wszystko jest możliwe. Każdy z nas jest inny, a o gustach się nie dyskutuje. Każdy z nas powinien uskrzydlać siebie, koleżanki i kolegów, nie powinniśmy podcinać sobie nawzajem skrzydeł, tylko raczej dzielić się ze sobą dobrą energią. Byłam zawsze pozytywnie zakręconą dziewczyną, optymistką (ale realistką). Powiedziałabym, żeby codziennie stawać przed lustrem i mówić do siebie: „Jestem dobra, jestem królową, jestem mistrzynią, dam radę, niezależnie od tego, co przyniesie mi ten dzień!”.

— Czy jest coś, co chciałabyś powiedzieć dzieciom dziś? Dzisiejszej młodzieży?
— Powiedziałabym, żeby dzieci były dziećmi, żeby nie dążyły za wszelką cenę do dorosłości, nie przyśpieszały tego. Żeby pielęgnowały w sobie duszę dziecka. Ja mam ją do tej pory, lubię pojechać do Disneylandu, lubię Mickey Mouse, lubię pojeździć na desce. Chcę powiedzieć dzieciom, żeby cieszyły się każdym dniem i wyciskały go „na maksa”. Żeby cieszyły się tym, co tu i teraz. Oczywiście, należy wyznaczać sobie cele na przyszłość, ale trzeba też cieszyć się chwilą.

Zespół Pracowni Dziennikarstwa Pałacu Młodzieży w Olsztynie