Mariusz Antolak: Pandemia otworzyła mi wiele nowych dróg

2021-04-24 20:00:00(ost. akt: 2021-04-24 20:00:44)
Park Narodowy Wyspy Magdaleny, Patagonia, Chile, 2018

Park Narodowy Wyspy Magdaleny, Patagonia, Chile, 2018

Autor zdjęcia: archiwum prywatne

Dr inż. Mariusz Antolak to pochodzący z Iławy nauczyciel akademicki, adiunkt w Katedrze Architektury Krajobrazu Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego w Olsztynie, prezes Fundacji „W krajobrazie”, architekt krajobrazu, ogrodnik, podróżnik.
Też masz takie "zakręcone" poniedziałki?
– Odkąd jest pandemia, to trochę mniej. Już w weekend wysyłam maile, które wysłałbym w poniedziałek (śmieje się). Po to, żeby nadgonić pracę. I okazuje się, że dostaję odpowiedzi po paru minutach, jeszcze w weekend. Trochę się nam przez tę pandemię zatarły granice. Żyjemy w wirtualnej rzeczywistości i czasem nie wiemy, co można, czego nie, co wypada, a co jest niestosowne.

Jak wyglądało twoje życie przed pandemią?
– Było równie intensywne jak teraz. Pracuję na Uniwersytecie Warmińsko-Mazurskim w Olsztynie, na drugim „etacie” w Fundacji „W krajobrazie” i dodatkowo wykonuję zlecenia zawodowe jako architekt krajobrazu. Życie pełne wyzwań zawodowych. Łączenie pasji z pracą. Mnóstwo emocji! I bliskich, bezpośrednich kontaktów, nie tylko w Polsce. Dużo podróżuję, rocznie odwiedzałem około czterech krajów. Taką przyjąłem taktykę: intensywna praca przez cały rok, pozwalająca na dłuższe wyjazdy zagraniczne.

W marcu 2020 r. to wszystko się zmieniło.
– Jeszcze w grudniu 2019 r., dokładnie w Wigilię, byłem na lotnisku w Lome, w Togo, na końcu świata. To był jeden z wyjazdów fundacyjno-uczelnianych. Docierały już do mnie słuchy, że coś się dzieje w Chinach, jakiś nowy wirus. Wiedziałem, że Azjaci sobie radzili z każdym nowym wirusem. Do głowy mi jednak nie przyszło, że może to być jeden z moich ostatnich „normalnych” wyjazdów. W marcu rok temu, kiedy zostały zdiagnozowane pierwsze przypadki wirusa w Polsce, akurat jechałem do Lublina. Tamtejszy dom kultury organizował festiwal podróżniczy, w ramach którego opowiadałem o swoich wyjazdach do Afryki. Jechałem tam pociągiem. Właśnie wtedy zaczęła się w Polsce panika dotycząca koronawirusa. Sam się potwornie bałem jechać. Wsiadający do pociągu kaszleli, reszta się dziwnie przyglądała. Maseczek nikt jeszcze nie nosił. W powietrzu wisiała wyczuwalna niepewność… To było przerażające. Dopływały do mnie kolejne informacje… Przejeżdżając przez Ostródę dowiedziałem się, że zdiagnozowano tam pierwszy przypadek. To był mocny cios, to już tak blisko…! Czułem, że dzieje się coś niedobrego, co może mieć znaczny wpływ na moje dalsze życie. Miałem opłaconą konferencję w Malezji, zaplanowany miesięczny wyjazd do Myanmaru, realizację ogrodu dla dzieci z niepełnosprawnościami w Ghanie.

Warsztaty ogrodnicze i projektowe w szkole podstawowej w Prai, Wyspa Santiago, Republika Zielonego Przylądka, 2015












Wszystko stanęło...
– Trzeba było przeorganizować działania. I fundacyjne, i uczelniane. Na uniwersytecie realizuję, w ramach pracy habilitacyjnej, międzynarodowy projekt. Piszę o edukacji w przestrzeni w różnych krajach. Nie mam już łatwego dostępu do wyjazdów zagranicznych, więc pod tym względem pandemia była dla mnie dużym utrudnieniem. Ale też – fajnym bodźcem do rozpoczęcia innego myślenia czy szukania nowych rozwiązań. Każdą sytuację tego typu traktuję jako czynnik rozwijający. mieniłem strategię działania fundacji. Pozyskałem granty do zrealizowania w kraju. Uruchomiłem Leśną Polanę Edukacyjną „Stacja Permakultura” w Sząbruku, w której zacząłem realizować warsztaty. Przeniosłem się do sieci. Zacząłem prowadzić zajęcia zdalne w różnych szkołach. Pod tym względem pandemia bardzo mi pomogła w kontaktach i otworzyła wiele nowych dróg. Żeby zrealizować jeden wykład w Krakowie, musiałbym stracić dwa dni na dojazdy. A teraz – kilka godzin zajęć i mogę łączyć się z kolejnym miastem. Dzięki temu prowadziłem zajęcia także za granicą, na przykład w Bułgarii. I było to dużo łatwiejsze niż przed pandemią, bo ludzie zrozumieli, że kontakt wirtualny jest teraz niezbędny i równie cenny. To dla mnie duży plus tej pandemii. Dla chcącego nic trudnego. Zmieniłem swoje myślenie. Uwielbiam kontakt bezpośredni, jestem zwierzęciem stadnym. Owszem, lubię też samotność, ale pandemia uświadomiła mi, jak ważny jest dla mnie kontakt z drugim człowiekiem. Mieszkam w lesie, z dala od ludzi. Na początku byłem zafascynowany tym, że nie muszę jeździć codziennie do miasta, a ze studentami i klientami kontaktować się zdalnie przez internet, no i w każdej chwili wyjść do mojego ogrodu.

Sząbruk - spacer z psem, pandemia koronawirusa, 2021


To był marzec, czas najważniejszy dla ogrodnika! Byłem w siódmym niebie! Mieszkanie przez rok w takich warunkach, bo przez rok praktycznie tylko 10-20 razy byłem w mieście, pokazało, że jednak bezpośredni kontakt jest nam potrzebny. Nawet z ludźmi, z którymi nie lubimy się spotykać. Podjąłem też ważną decyzję o wzięciu psiaka ze schroniska. Nie wyobrażam sobie życia bez Nera. Jesteśmy nierozłączni.

A minusy?
– Brak możliwości wyjechania za granicę. Czuję się bardzo klaustrofobicznie, zamknięty. Gdybym chciał wyjechać, to i tak nie wiem, co by się działo na lotnisku, czy nie musiałbym przejść kwarantanny. Nie czuję się z tym dobrze, ale przyzwyczaiłem się do tej myśli, że na razie tylko Polska. Dostosowałem się.

Wyczuwam spory spokój ducha…
– Te emocje w ciągu roku mocno się zmieniały. Przez większą część roku izolowałem się, obawiając się zakażenia. Gości zapraszałem głównie do ogrodu… Teraz jestem po pierwszej dawce szczepionki przeciw koronawirusowi. Czuję się trochę bezpieczniej. Ale nie do końca. Może przyjść nowy szczep… Życie zmieniło się na trwałe.

Salar de Uyuni – solnisko, pozostałość po wyschniętym słonym jeziorze w południowo-zachodniej Boliwii, 2018


Ta normalność, do której powrotu sobie życzymy, już chyba nie będzie tą samą normalnością, którą znamy.
– Straciliśmy zaufanie do innych, zrodził się dystans między ludźmi. Zrozumiałem, jak cenne i ważne było wcześniej to zaufanie. Jak zwykły gest, wyjście na spacer, do kawiarni, złapanie kogoś za rękę – były ważne dla naszego rozwoju psychicznego. A im coś bardziej zakazane, tym bardziej tego pragniemy. Nie każdemu jest łatwo, jedni są mocniejsi, inni słabsi. Ta pandemia na pewno wywarła trwałą zmianę w psychice u wielu, wielu ludzi.

Czy twoim studentom łatwiej jest teraz uzyskać zaliczenie przedmiotu?
– Temat – rzeka. Jest różnie. Z mojej strony, jako wykładowcy, nie widzę większej różnicy w prowadzeniu zajęć, chociaż dużo trudniej rozmawiać ze studentami, gdy nie mają włączonych kamer. Uważam, że wiele tracą. Dużo trudniej przeprowadzić dyskusję. Ja mówię, ale nie mam pewności, że oni nadal słuchają. Pod względem merytorycznym dostarczam im nadal tę samą wiedzę. Prowadzę m.in. zajęcia projektowe i w bezpośrednim kontakcie student pokazywał mi swój projekt, ja na nim rysowałem. Teraz podobnie, tyle że na komputerze. Jednak komunikacja pozawerbalna była też ważna i widzę obecnie duży problem w relacjach na linii nauczyciel – student... Jakość kształcenia na pewno mocno ucierpiała.

Rozmawiała Edyta Kocyła-Pawłowska

Fot. archiwum prywatne