Nie żyje Władysław Jeżewski, Człowiek Teatru

2021-03-31 15:21:31(ost. akt: 2021-03-31 15:27:11)

Autor zdjęcia: Archiwum Teatru im. Jaracza w Olsztynie

Dla swoich współpracowników i uczniów, którym przybliżał aktorski świat, był „Panem Władeczkiem”. Jak zapewniają i jedni, i drudzy, Władysław Jeżewski zostanie zapamiętany jako świetny aktor, wspaniały pedagog i wielki człowiek. Człowiek teatru.

WSZECHSTRONNY AKTOR


Władysław Jeżewski zmarł w wieku 89 lat. Ci, którzy znali go ze sceny, podkreślają m.in. jego aktorski kunszt. Kunszt, który szkolił na łódzkiej filmówce, a szlifował też w teatrach m.in. we Wrocławiu, Opolu, Zielonej Górze, Poznaniu i Toruniu, by w końcu, w 1967 roku, związać się na stałe z Teatrem Jaracza, do którego zaprosił zarówno jego, jak i jego żonę, Hannę, Aleksander Seweruk.

Ścieżka, która doprowadziła Władysława Jeżewskiego na olsztyńską scenę, była kręta. Niewiele brakowało na przykład, by nie skończył szkoły teatralnej.

— Dyrektorem Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej w Łodzi był wtedy pan Kazimierz Dejmek, wybitny reżyser, człowiek nieznoszący sprzeciwu, twardy i nieustępliwy — wspominał kilka lat temu na łamach „Gazety Olsztyńskiej” Władysław Jeżewski. — Wszystko musiało się odbywać zgodnie z jego wizją i życzeniem. Pewnego dnia wezwał mnie do siebie, ponieważ dowiedział się, że podczas wykładów teoretycznych czytam książki. Odpowiedziałem, że mam ze sobą indeks z samymi pozytywnymi ocenami. Nie interesował go jednak ani mój indeks, ani dobre oceny z egzaminów. Stwierdził, że jeszcze jeden taki numer i wylatuję. Byłem indywidualistą i nie podporządkowałem się jego rozkazowi. Razem ze mną wyrzucił 14 osób spośród 25 na roku. Poszedłem po tym na filologię rosyjską do Krakowa.

Kiedy miał już zacząć próby w Teatrze Rapsodycznym, wypatrzyła go jego dawna pani profesor. „Zawołała: Jeżewski, wracaj do szkoły, Dejmka już nie ma! Wróciłem do Łodzi i skończyłem szkołę” — relacjonował w rozmowie z Niną Ramatowską.

— Władziu był znakomitym aktorem — mówi Alicja Kochańska, aktorka olsztyńskiego teatru. — Miał wszechstronne umiejętności. Doskonale sprawdzał się zarówno w rolach tragicznych, dramatycznych, jak również w rolach wodewilowych i farsowych, komediowych. Potrafił też świetnie śpiewać.

Alicja Kochańska ma wiele wspomnień związanych z „Panem Władziem”, jak mówili o nim koledzy.

— Grałam z Władkiem w „Czarownej nocy”, którą reżyserował Krzysztof Rościszewski. Pamiętam, że kiedy przyszłam na pierwszą próbę, oniemiałam. Już pierwsze czytanie w wykonaniu Władzia i partnerującemu mu Tadeusza Madei było koncertowe. Byli fantastyczni. Żartowałam wtedy, że nie wiem, co teraz będziemy robili przez cały miesiąc prób, skoro już teraz są gotowi na premierę.

Jego sceniczne dokonania doceniali nie tylko koledzy po fachu, ale i publiczność. Dwukrotnie uznano, że stworzył Teatralną Kreację Roku. Jedna z tych nagród trafiła w jego ręce za rolę Pana Jourdain w „Mieszczaninie szlachcicem” Moliera. Co ciekawe, jak podkreśla Andrzej Fabisiak, zastępca dyrektora Teatru Jaracza, w postać tę wcielał się w tym samym sezonie, kiedy grał też premierowo Wernyhorę w „Weselu” Wyspiańskiego w reżyserii Adama Hanuszkiewicza. — To dowód tego, jakim był wielostronnym aktorem — zauważa Fabisiak.

Za swoje osiągnięcia Władysław Jeżewski został również odznaczony Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski (2005), Srebrnym Medalem Zasłużony Kulturze Gloria Artis (2013) oraz Nagrodą im. Biskupa Ignacego Krasickiego (2014).

Fot. Bartosz Cudnoch

PEDAGOG, CZYLI PARTNER


Choć Władysław Jeżewski mówił w rozmowie z Markiem Barańskim, że już po pół roku widać, czy rokowania dotyczące słuchaczy przyjętych do Studium Aktorskiego im. Aleksandra Sewruka były właściwe, to tłumaczył jednak, że warto dawać drugą szansę. Bo okazuje się i tak, że słuchacz, po którym trudno byłoby się spodziewać rozwoju, na drugim roku się otwiera i nabiera pewności siebie.

O to poczucie własnej wartości u początkujących aktorów dbał na różne sposoby. Nie był na przykład fanem przesadnej krytyki, ale też, jak sam przyznawał, nie rozpieszczał jednak słuchaczy przesadnie dobrymi ocenami. Uczył ich tego, co było święte dla niego samego: aktor musiał grać tak, by widz go widział, słyszał i rozumiał. — Bez tego nie ma teatru. Oczywiście wewnętrzne przeżycia oraz emocje na scenie są także potrzebne. Ale powinny one wkraczać dopiero po spełnieniu tych pierwszych warunków, nie odwrotnie. Proszę pomyśleć. Co z tego, że facet miota się po scenie, jeśli nie rozumiem, o czym on gada? To jest podstawa — mówił w wywiadzie dla Gazety.

Uważał też, że cenną kwestią dla początkujących aktorów, jest współpraca ze starszymi kolegami.

— Ponieważ grają z nami, podejście do nich jest bardziej, nazwijmy je, koleżeńskie – tłumaczył w rozmowie z Markiem Barańskim. I dodawał: — Słyszą na próbach, jakie wymagania ma reżyser wobec nas, widzą nieudane próby doświadczonych aktorów i zdają sobie sprawę, jaka to niełatwa sprawa. Grają obok nas i widzą, jak my się staramy. I coś z tego biorą.

Brali, jak zapewniają, wiele. I przyznają, że bycie jego uczniem czy uczennicą było przyjemnością i zaszczytem.

Mariusz Sieniewicz, kiedyś także student Władysława Jeżewskiego na zajęciach z estetyki, a później jego współpracownik w Teatrze Jaracza, napisał: — „Nieodmiennie wywoływał we mnie onieśmielenie — swoją klasą, dystansem, humorem. Nie chcę zabrzmieć niczym Coehlo, ale roztaczał ciepłą, trudno uchwytną aurę. Był wyrozumiałym strażnikiem klasyki i tradycji, gdy zalewały nas małe barbarie post-dramatyzmu i brutalizmu. Nie zawstydzał, a pięknie onieśmielał. W ostatnich latach na scenie — nieinwazyjny mentor i dający poczucie sensu nestor”.

PRAWDZIWY HUMANISTA


Jakie słowa powracają, kiedy prosi się o kilka określeń, które oddawałyby usposobienie Władysława Jeżewskim? Na pewno uśmiech, humor, dystans. Słucham o jego gotowości do żartów z samego siebie, czytam o umiłowaniu komizmu sytuacyjnego, o pogodzie ducha, którą chętnie dzielił się z innymi.

— Był bardzo towarzyską osobą. Kiedy odbywały się np. jakieś bankiety popremierowe czy inne preteksty towarzyskie, wszyscy pytali i szukali, gdzie jest Pan Władeczek — wspomina Andrzej Fabisiak. — Zależało nam na tym, żeby usiąść pobliżu i słuchać anegdot oraz opowieści o przygodach teatralnych. A że jak mało kto miał ironiczny dystans do rzeczywistości i umiał fantastycznie opowiadać, był niezwykle lubiany.

— To był wspaniały człowiek. Zawsze pomocny i dla tych młodych ludzi, z którymi spotykał się w Studium, i dla kolegów. Potrafił rozładować trudne sytuacje. Jest nam bardzo smutno i tęskno. Będziemy wspominać Władzia bardzo czule — zapewnia Alicja Kochańska.

Czy Władysław Jeżewski miał życie pozateatralne? Miał. Kiedy nie grał, pisał sztuki teatralne i teksty piosenek. A poza tym spędzał mnóstwo czasu np. na zgłębianiu kultury Celtów. Bo nie znosił się nudzić.

Andrzej Fabisiak podkreśla, że dorobek Władysława Jeżewskiego wychodzi poza granice definicji słowa aktor. Zastępca dyrektora Teatru Jaracza nie ma wątpliwości, że zmarły zasłużył na miano Człowieka Teatru.

— To był prawdziwy humanista: oczytany, świetnie znający się na muzyce — podkreśla Fabisiak. I dodaje: — Władysław Jeżewski był człowiekiem współtworzącym ideę wartościowego teatru.
Daria Bruszewska-Przytuła
d.bruszewska@gazetaolsztynska.pl


Fot. Bartosz Cudnoch

Poproszony kiedyś o wskazanie swoich najważniejszych ról wymienił m.in. Horacja w „Hamlecie” Shakespeare’a (reż. Bohdan Poręba), Eugeniusza w „Tangu” Mrożka (reż. Lech Komarnicki), Probierczyka w „Jak wam się podoba” Shakespeare’a (reż. Andrzej Żarnecki), Poloniusza w „Hamlecie” (reż. Krzysztof Rościszewski), Gospodarza w „Weselu” Wyspiańskiego (reż. Jerzy Wróblewski), Cześnika w „Zemście” Fredry (reż. Stefania Domańska), Pozzo w „Czekając na Godota” Becketta (reż. Janusz Kozłowski), Horodniczego w „Rewizorze” Gogola (reż. Walery Bucharin), Pana Smitha w „Łysej śpiewaczce” Ionesco (reż. Romuald Szejd), tytułowego „Pana Jowialskiego” Fredry (reż. Marek Okopiński), Ojca w „Pułapce” Różewicza (reż. Krzysztof Rościszewski), Łukę, Szypuczina i Czubukowa w „Omdleniach” Czechowa (reż. Jarosław Ostaszkiewicz), Pana Jourdain w „Mieszczaninie szlachcicem” Moliera (reż. Jan Bartkowski), Wernyhorę w „Weselu” Wyspiańskiego (reż. Adam Hanuszkiewicz), Sieriebriakowa w „Wujaszku Wani” Czechowa (reż. Aleksander Galibin), Kreona w „Antygonie” Sofoklesa (reż. Waldemar Matuszewski), Pietrina w „Płatonowie” Czechowa (reż. Krzysztof Nazar), Partitę w „Księciu Niezłomie” Pakuły (reż. Julia Pawłowska), Dziadka w „Królowej ciast” Pintéra (reż. Katarzyna Kalwat).
Źródło: Teatr Jaracza w Olsztynie