Wspólne mieszkanie a sprzeciw rodziców

2021-03-13 14:11:16(ost. akt: 2021-03-13 14:12:57)
Zdjęcie jest tylko ilustracją do tekstu

Zdjęcie jest tylko ilustracją do tekstu

Autor zdjęcia: Freepik

Jagoda i Kacper podjęli decyzję o wspólnym zamieszkaniu. Rodzice dziewczyny nie byli zadowoleni z ich decyzji. Zaczęły się pytania o ślub i wnuki. Para chce jednak żyć własnym życiem i w zgodzie ze sobą.
Jagoda, 28 lat:
Kacpra poznałam w pracy. Przystojny, zawsze uśmiechnięty i pomocny, w przerwach na lunch cierpliwie pocieszał mnie po rozstaniu z poprzednim chłopakiem. Nie podejrzewałam nawet, że między nami może dojść do czegoś więcej. Ale stało się, zostaliśmy parą, a intensywny, biurowy romans z czasem przerodził się w trwałe uczucie. Kiedy zaczęliśmy się spotykać, zarówno ja, jak i on mieszkaliśmy w wynajętych kawalerkach. Po roku uznaliśmy, że zdecydowanie bardziej będzie opłacało nam się zamieszkać razem niż pomieszkiwać w dwóch miejscach po trochu. Wydawało nam się też, że mieszkanie jest kolejnym naturalnym krokiem w naszej relacji.

O planach wynajęcia czegoś z Kacprem chciałam powiedzieć podczas jednej z wizyt w domu rodzinnym. Wiedziałam, że nie będzie łatwo. Moja rodzina jest bardzo religijna i zdawałam sobie sprawę, że mama i tata nie będą zadowoleni z mojej decyzji. Ale miałam świadomość, że jestem dorosła i mam prawo ułożyć sobie życie tak, jak tego sama chcę. Mimo odległości nie potrafiłabym ukrywać przed nimi, że zamieszkałam z Kacprem, więc zatajenie prawdy odpadało.

Rodzice wiedzieli, że kilka miesięcy wcześniej Kacper pojawił się w moim życiu i jest dla mnie bardzo ważny. Ale gdy oznajmiłam im, że szukamy mieszkania do wynajęcia nabrali do niego dystansu. Chociaż jak najlepiej starałam się wytłumaczyć mój punkt widzenia, to spotkałam się z niezrozumieniem.

Wyjaśniłam, że się kochamy, w przyszłości planujemy się pobrać, a poprzez wspólne mieszkanie lepiej poznać. Rodzice jednak nie byli szczęśliwi i nie ukrywali tego. O ile mama choć po części zaakceptowała moją wizję, to tata nie szczędził gorzkich słów. Zgodnie z jego poglądem, istnieje wyłącznie jeden właściwy model związku. Odwołał się przy tym do tego, co mówił ksiądz w kościele, retorycznie pytał co powie kapłanowi na najbliższej kolędzie o swojej „bezbożnej” córce. Zupełnie inaczej do tematu podeszli rodzice Kacpra. Wręcz wspierali nas w decyzji i pomogli w wyposażeniu dwupokojowego lokum, które wkrótce wynajęliśmy.

Nie zmieniłam zdania pod naciskiem taty. Postawiłam na swoim i z perspektywy nie żałuję. Wspólne zamieszkanie z Kacprem wiele mi dało. Poznaliśmy swoje wady i zalety, zwyczaje. Paradoksalnie choć spędzamy ze sobą dużo więcej czasu, to mniej się kłócimy. Gdy mieszkaliśmy oddzielnie nie było szans, by się do siebie „przyzwyczaić”. Spotkania w kinie, restauracjach czy nawet pomieszkiwanie u siebie nie pozwalają na dobre poznanie drugiej osoby. Na randkach człowiek chce się pokazać z tej najlepszej strony, a we wspólnych czterech kątach nic się nie ukryje. Dzięki tej decyzji wiemy już, że chcemy być razem na dobre i na złe.

Moi rodzice nadal „wiedzą swoje”. Mama stara się mnie wspierać, często dzwoni i pyta co u mnie słychać, ale wolę jej raczej opowiadać o tym co dzieje się u mnie w pracy niż o życiu z Kacprem. Z tatą prawie w ogóle nie mam kontaktu. Do rodzinnej miejscowości jeżdżę już bardzo rzadko, praktycznie wyłącznie na święta. Przebywanie tam mnie stresuje i wiecznie czuje się na cenzurowanym.

Kiedyś z Kacprem rzeczywiście chcemy wziąć ślub kościelny. Ja w białej sukni, on czekający na mnie przy ołtarzu - czasem wyobrażam sobie jakby to mogło wyglądać, ale nie chcę wywierać na nim presji zaręczyn. Uznaję, że kiedy przyjdzie na to pora, to stanie się to naturalnie.

Rodzice co jakiś czas czas dają nam do zrozumienia, że chcieliby żebyśmy podjęli już jakieś wiążące decyzje co do wspólnej przyszłości, wspominają o wnukach. Z początku bardzo mnie to drażniło, ale z czasem zrozumiałam, że zawsze będzie jakieś „A kiedy?”. Po zaręczynach kiedy ślub, potem kiedy dzieci, własne mieszkanie, drugie dziecko… Odpowiadam im wtedy, że wszystko w swoim czasie. Bo przede wszystkim ważne, by żyć własnym życiem i w zgodzie ze sobą.

O sytuacji, w której znaleźli się Jagoda z Kacprem rozmawiamy z mgr Kamilem Jarmoszukiem, psychologiem zajmującym się m.in. terapią par.


— Bohaterka naszej historii, mimo sprzeciwu rodziców, mieszka ze swoim chłopakiem bez ślubu. Czy można jakoś złagodzić powstałe w ten sposób napięcie w rodzinie?
Fot. archiwum prywatne
— Po pierwsze Jagoda powinna się zastanowić, czy wartości, o których mówią rodzice, to wartości, które podziela ona sama. Można się domyślać, że nie, skoro sytuacja jest jaka jest. A skoro te wartości nie są jej wartościami, to pojawia się kolejne pytanie, na które bohaterka powinna sobie odpowiedzieć. To znaczy, czy chce układać sobie życie pod siebie, tak jak ona czuje i chce, czy wciąż starać się sprostać oczekiwaniom innych. To co może zrobić Jagoda to nie próbować przekonać rodziców do swoich racji, bo domyślam się, że będzie to niewykonalne. Tylko bardziej pogodzić się z tym, że ma inny pogląd. I zastanowić się, jakie konsekwencje pociągnęłoby za sobą to, gdyby uległa rodzicom. Przypuszczam, że w dłuższym okresie te konsekwencje byłyby znacznie trudniejsze do zniesienia niż postępowanie zgodnie z własnym systemem wartości.

— W jaki sposób komunikować się z rodzicami, którzy mają inne poglądy niż my, tak żeby relacje były w miarę poprawne?
— Ciężar tego, żeby komunikacja nie była agresywna nigdy nie leży po jednej stronie. Nie da się tak poprowadzić rozmowy, żeby z całą pewnością uzyskać oczekiwany przez nas efekt. To co warto zrobić to samemu nie posługiwać się agresywnymi komunikatami. Jeżeli rodzice mówią coś, co sprawia nam przykrość, to otwarcie o tym mówić, nie oceniając przy tym ich zachowania. Jeżeli rodzice powiedzą coś co sprawia nam przykrość, najlepiej odpowiedzieć: „Rozumiem, że nie macie nic złego na myśli, ale gdy pojawiają się takie komentarze, źle się czuję, jest mi przykro.” Nie atakujemy, mówiąc: „Wy to zawsze…”, bo to prosta droga do konfliktu. Zamiast tego mówimy o emocjach, odczuciach, tym jaką reakcję wywołuje u nas dane zachowanie.

— Jeśli coraz częściej pojawiają się takie krytyczne komentarze, to chyba automatycznie młoda osoba się wycofuje i unika odwiedzin w rodzinnym domu. Powstaje ciężki do przebicia mur…
— Oczywiście, że tak. To nieunikniona konsekwencja tej sytuacji. Bo trzeba pamiętać, że są dwie strony medalu. Bohaterka historii ponosi konsekwencje tego, że rodzice mają określone poglądy, ale rodzice też na tym tracą, pogarszając relacje z własnym dzieckiem.

— Jak w tej sytuacji powinien zachować się partner bohaterki, który chciałby być przez rodziców Jagody zaakceptowany?
— Nie ma tu jednej dobrej odpowiedzi. To na co należy zwrócić uwagę to rozłożenie akcentów. Młody człowiek nie tyle powinien zabiegać o akceptację ze strony rodziców swojej wybranki, co tworzyć satysfakcjonującą relację z nią. Powinien rozmawiać z Jagodą o tym, co jest dla niej ważne, również w kontekście relacji z jej rodziną. Oboje nie powinni zbyt mocno zabiegać o to, by te relacje były za wszelką cenę poprawne. Nie za cenę własnego systemu wartości i pomysłu na życie. To nie powinien być ich priorytet.

— To może skutkować spięciami w związku.
— Lepiej ustalić pewne rzeczy między sobą. W jaki sposób zachowujemy się przy rodzicach i jak często stawiamy się w sytuacjach z ich udziałem. Gdy Jagodzie i jej partnerowi uda się wypracować wspólne, spójne stanowisko, pozwoli to uniknąć napięć między nimi. Jeżeli spotkania z rodziną nie będą komfortowe ani dla Jagody, ani dla Kacpra, to przypuszczam, że wizyty w domu rodzinnym będą coraz rzadsze.

— Myśli pan, że sytuacja mogłaby się unormować po ewentualnych zaręczynach i ślubie?
— Większe szansę na to, żeby relacje się poprawiły są jeśli młodzi ludzie będą „robili swoje” i otwarcie mówili o tym, że ta sytuacja ich boli. Powinni podkreślać, że zależy im na dobrych relacjach z rodziną, ale nie za taką cenę. Wtedy jest szansa na to, że rodzice faktycznie zobaczą, że to miecz obusieczny, że problem istnieje naprawdę i w ten sposób odpychają własne dziecko. Wówczas być może zaakceptują decyzje młodych ludzi. Pobieranie się tylko z uwagi na to, by rodzice dali nam święty spokój to niedobra droga. To tylko wywoła kolejne obustronne żale i jest duże zagrożenie, że konflikt będzie narastał.

— Czy młodzi ludzie często zwracają się do psychologa w przypadku konfliktów z rodzicami na tle światopoglądowym?
— Teraz już dość rzadko zdarzają się takie sytuacje jak przedstawiona. W przypadku zamieszkania przez młodych ludzi bez ślubu nie ma już takiego napiętnowania społecznego jakie było jeszcze pokolenie wcześniej. Natomiast jeżeli chodzi ogółem o relacje między rodzicami a dorosłymi dziećmi, to często zdarzają się spięcia na tej linii. Każda sytuacja jest indywidualna, ale dość często zdarza się tak, że rodzice przez całe dzieciństwo wywierali presję na dziecku. To pozostawia ślad. Później ten dorosły człowiek ma problemy w wielu sytuacjach, odbija się to na poczuciu własnej wartości, wierze w to, że jest w stanie sobie poradzić w życiu. W takich sytuacjach pomocne mogą okazać się właśnie sesje z psychologiem.

Dominika Raszkiewicz
redakcja@gazetaolsztynska.pl

Komentarze (2) pokaż wszystkie komentarze w serwisie

Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.

Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych

Zaloguj się lub wejdź przez FB

  1. jaro. #3062499 13 mar 2021 21:04

    Bohaterka artykułu ma 28 lat. Gdyby miała 18, to rodzice mieliby prawo kwękać... Widać, że ojciec w innej epoce żyje

    Ocena komentarza: warty uwagi (2) odpowiedz na ten komentarz

  2. Ewa Nowak #3062477 13 mar 2021 14:34

    Jakby 30 lat temu napisano taki artykuł, to może wzbudziłoby jakaś sensację, a może i zgorszenie. Teraz to jest normalne,ludzie żyją jak chcą.Chyba,że bohterowie artykułu są zależni finansowo od rodziców albo pochodzą z ortodoksyjnych katolickich domów.

    Ocena komentarza: warty uwagi (6) odpowiedz na ten komentarz