Mój Olsztyn: Jak smok bawił się w karnawale

2021-03-07 19:01:14(ost. akt: 2021-03-07 17:27:28)

Autor zdjęcia: Pixabay

Bez echa z oczywistych względów minął nam tegoroczny karnawał. Jak wiadomo, największe zabawy karnawałowe odbywają się co roku w Brazylii, gdzie pole do popisu podczas parady na sambodromie w San Paulo mają najbardziej znane w tym kraju szkoły samby, z udziałem tancerek, tancerzy, bębniarzy i innych osób.
Mają godzinę na to, żeby pokazać swój kunszt taneczno-muzyczny. Bolek Uryn, olsztyński podróżnik i reportażysta, z zawodu ichtiolog, zdobył kiedyś akredytację na taki pokaz, a nawet przepustkę do pierwszej strefy.

Co mi w tym pomogło? — opowiada. — Legitymacja Związku Literatów Polskich, honorowana nawet tam! Mogłem sobie dotknąć najładniejszych tancerek! — zaręcza. — Nigdy w życiu się tyle nie nafotografowałem tak wielu czekoladowych piękności, nie natańczyłem po paradzie w okolicznych knajpach! Po konkursie zaprosiłem na kawę nowo wybraną Królowę Samby i zaproponowałem jej występ w Olsztynie. Wtedy pokazała mi kalendarzyk: Dzień po dniu aż na pół roku naprzód zajęte!

Bolek wzdycha, że w tym roku karnawał w Brazylii się nie odbył, ale wcześniej mieliśmy na brazylijskich paradach olsztyniankę — tancerkę Katarzynę Stocką.

Fot. archiwum Władysława Katarzyńskiego

Nazwali mnie: Anakonda


Na chwile odbiegnę od tematyki karnawałowej. Bolek, który do swoich opowieści dodaje jak kucharz do menu sporą dawkę fantazji, jakiś czas temu „wrobił” mnie, kiedy chciałem napisać do „Gazety Olsztyńskiej” reportaż z jego przygotowań do wyprawy nad Amazonkę.

— Jak to ubarwić, żeby pomogło znaleźć jakichś sponsorów? — zastanawialiśmy się obaj.
Przysłał mi wówczas olsztyński podróżnik zdjęcie znad tej najdłuższej rzeki świata przedstawiające anakondę, która pożera człowieka. Widać tylko wystające z jej paszczy kalosze.
To miał być mój przewodnik! — poinformował Bolek. — Wpłaciłem mu nawet zaliczkę.

Zdjęcie z takim podpisem ukazało się w GO, a potem jeden z czytelników przysłał identyczne, które od kilku lat krążyło po internecie, a pożeranym był nie jakiś przewodnik, tylko nieostrożny indiański wieśniak. Zaraz po tej publikacji koledzy nadali mi w redakcji ksywkę — Anakonda.

Wyrwał sobie ostrze


Ale wracając do karnawału. Przedwojenny, zaledwie 30-tysięczny, Olsztyn miał pod tym względem duże tradycje. Bale i potańcówki z kapelami organizowano w karnawale nie tylko w restauracjach, ale również w dziewięciu istniejących tu hotelach, na przykład ówczesnym Deutsches Haus, Kronprinz, Koniglicher Hof. Po wojnie swoje bale mieli aktorzy, bankowcy, prawnicy i inne branże, nie sposób je tu policzyć. Bale organizowano nie tylko w DŚT (Dom Środowisk Twórczych), ale i i Pod Żaglami, w Teatralnej, w NOT, Fecie, Staromiejskiej, Ince, Andromedzie, klubach osiedlowych w Kortowie, hotelach Gromada, Nowoczesna, Kopernik...

Najgłośniejsze zabawy, bale przebierańców, odbywały się przed laty w Olsztynie w Domu Środowisk Twórczych, a organizowali je plastycy. Bale kończyły się zazwyczaj nad ranem, a potem nieliczni „dopijali” się w jednej z pracowni w DŚT. Wśród uczestników balów karnawałowych w DŚT brylował rzeźbiarz i pilot szybowcowy Sylwin Mydlak, który na co dzień bywał tu otoczony wianuszkiem pięknych dam. Każda z nich utrzymywała, że artysta „dosiadał” szybowca i w trakcie lotu kręcił kółka nad jej domem, żeby udokumentować, że tu właśnie mieszka jego muza.

Otóż tenże Mydlak przebrał się raz na balu za smoka wawelskiego. Wszyscy podziwiali jego długą smocza paszczę, ale rzeźbiarz siedział ciut markotny, bo nijak nie mógł wznosić toastów. Wtedy zlitował się nad nim jeden z biesiadników, wlewając mu do gardła trunki przez rurę od odkurzacza. Czynił to w takim tempie, że w pewnej chwili „smok” zakrztusił się niczym prawdziwy wawelski poczęstowany przez szewczyka Skubę skórą owcy wypchanej siarką.

Drugim uczestnikiem, któremu daleko było do szczęścia na tymże balu, był artysta plastyk Janusz Wierzyński, który przebrał się za ofiarę pchnięcia nożem. Użył do tego celu dwóch noży. Trzon jednego z nich przykleił z tyłu tułowia, ostrze drugiego z przodu. Ze wznoszeniem toastów jakoś sobie poradził, ale kiedy przyszło do tańców, wszystkie panie, widząc przed sobą ostrze, spod którego wyciekał sok pomidorowy, odmawiały. Janusz w końcu wyrwał sobie ostrze i bawił się doskonale.

Fot. archiwum Władysława Katarzyńskiego

Bal plastyka był niepowtarzalny, ja bywałem w DŚT na innych. Kiedyś wygrałem nawet konkurs na fraszkę karnawałową, pisząc ją po ogłoszeniu konkursu w ubikacji. Dopóki jej, pocąc się, nie stworzyłem, przeżyłem szturm śpieszących za potrzebą do drzwi zamkniętej przeze mnie toalety.

Co jeszcze zapamiętałem z tych balów. Za oknem deszcz, przy naszym stoliku pisarz i poeta Wiesław Niesiobędzki z Iławy. Leje jak z cebra. W pewnej chwili Wiesiek chwyta talerz z karpiem i wyrzuca go przez okno z okrzykiem: — Rybka lubi pływać!

Policja, cisza nocna!


Żaden prawdziwy karnawał nie obędzie się bez wodzireja. Przez lata takim najstarszym w Olsztynie był — pochodzący z Mazowsza — bankowiec pan Orłowski (imienia nie pamiętam), który opowiadał mi o przedwojennych balach z kuligiem ziemiaństwa polskiego. Drugim muzyk Tadeusz Michalski.

Kiedyś pojechałem na dłuższy czas w celach zarobkowych do Stanów Zjednoczonych — opowiadał. — Raz zaproszono mnie w karnawale do sali jednej z parafii, gdzie organizowano zabawą taneczną, a cel był charytatywny. Muzykę puszczano z magnetofonu Grundig, który obsługiwał mężczyzna w średnim wieku. I on też był wodzirejem. Okazało się, że był to miejscowy proboszcz. Single i singielki dobierali się w pary na podstawie losowania z dwóch kapeluszy, a kiedy oni tańczyli, reszta towarzystwa musiała siedzieć przy stolikach albo pod ścianami. Tak mi się to spodobało, że po latach zorganizowałem w restauracji Kolorowa Bale Samotnych Serc. Przez jakiś czas był tam kelnerem, kiedy przycisnęła go bieda, Jurek Sawicki, jeden z byłych dziennikarzy rozwiązanej wtedy gazety „Nasza Wieś”. Zdarzały się na balach panie lekkich obyczajów, które starały się go poderwać, bo był kawalerem, ale rozpoznawszy sytuację materialną indagowanego „obiektu”, odstępowały. Ileż to potem było wesel po takich balach! A mnie zaproszono na kilka z nich i tam też byłem wodzirejem! — wspomina Tadek.

Fot. archiwum Władysława Katarzyńskiego

Wodzirejami bywali piosenkarze Grażyna Bałabańska i Walerian Ostrowski. Grażyna, która zagrała epizod w filmie „Milioner”, gdzie główną rolę powierzono Januszowi Gajosowi, nie mogła podczas balu opędzić się od adoratorów. Waler bywał wodzirejem w wielu miejscach, ostatnio w Karczmie Warmińskiej w Gietrzwałdzie.

Czas na dobrej zabawie szybko mijał — wspomina. — Nadchodzi apogeum, godzina dwudziesta druga, a tu sygnał od wyjścia: „Policja, cisza nocna!”. Kapela i ja ewakuujemy się przez okno, kelnerki sprzątają, księgowość liczy kasę. A skąd ten pośpiech? Sąsiad karczmy uznawał, że mimo wygłuszenia obiektu, jest za głośno i dzwonił do władz.

Nie chwaląc się, ja też raz bal karnawałowy zorganizowałem. Zabawę dla rodziców ze zbiórką pieniędzy na cele szkolne w Giławach, gdzie pracowałem jako nauczyciel. Pech sprawił, że poprzedniej nocy wichura zerwała linie elektryczną i w całej wsi zabrakło prądu. To się u wejścia do sali gimnastycznej postawiło ciągnik ze spółdzielni produkcyjnej i światło było!

Władysław Katarzyński