Żyjemy z tym już miesiąc

2021-03-04 11:55:54(ost. akt: 2021-03-04 12:15:46)

Autor zdjęcia: Igor Hrywna

Tak, to już miesiąc. 4 marca minister zdrowia Łukasz Szumowski powiedział nam to, czego się obawialiśmy, choć nie potrafiliśmy jeszcze wtedy tego zrozumieć, jak bardzo to coś zmieni nasze życie. Tego dnia dowiedzieliśmy się, że w Polsce mamy pierwszego chorego z koronawirusem. Dzisiaj jest ich już ponad dwa tysiące. I, jak powiedział kilka dni temu minister — to nie tylko nie jest początek końca epidemii, ale to nie jest nawet koniec jej początku.
Początki: bez święconej wody

Koronawirus "docierał" do Polski ponad miesiąc. Pierwsza, niepotwierdzona informacja o chorym, pojawiła się pod koniec stycznia. W Olsztynie pierwsza informacja o chorym pojawiła się 4 lutego. Potem stało się to już codziennością. Chorzy wśród nas jednak już byli, bo do końca lutego w całej Polsce przeprowadzono tylko 500 testów.
Wirus, choć jeszcze nieobecny, zmieniał powoli nasze życie. Dla wielu z nas szokiem był komunikat do wiernych wystosowany przez arcybiskupa Stanisława Gądeckiego, przewodniczącego Konferencji Episkopatu Polski.

— Ponieważ istnieje wiele dróg przenoszenia się tego wirusa... trzeba, aby księża biskupi w swoich diecezjach, w ośrodkach, w których pojawiłoby się takie zagrożenie, przekazali wiernym informację o możliwości przyjmowania na ten czas komunii świętej duchowej lub na rękę — napisał arcybiskup Gądecki i dodał: „Kto ma obawy przed zarażeniem, ten nie powinien w tym czasie korzystać z wody święconej umieszczonej w kropielnicach”.

Pierwszym objawem, że jednak się boimy, był szturm na sklepy spożywcze. Niewielu natomiast zajmowało się w tym czasie tym, jak wirus może wpłynąć na naszą gospodarkę. W "Gazecie Olsztyńskiej" duży tekst o tym opublikowaliśmy 3 marca.

Godzina zero: koronawirus przyjechał autobusem

Następnego dnia obudziliśmy się w nowej rzeczywistości. Wirus przekroczył Odrę.
Dotarł do nas autobusem z Niemiec. Pacjent "zero" trafił do szpitala w Zielonej Górze. Nam, na Warmii i Mazurach, ciągle wydawało się, że koronawirus nas nie dotyczy. Ba, niektórzy żartowali w mediach społecznościowych, że jesteśmy tak opóźnieni, że nawet wirus nas omija. Choć już się na niego przygotowywaliśmy. 6 marca szpital w Ostródzie stał się regionalnym centrum diagnozowania i leczenia koronawirusa. Pacjentów przeniesiono do innych placówek.

Tego samego dnia pierwszy oddech koronawirusa poczuliśmy w Olsztynie. Zamknięto dwie przychodnie, bo pojawił się tam pacjent z gorączką, który wrócił z północnych Włoch. Po przeprowadzeniu, zgodnie z procedurami, dezynfekcji przychodnie zostały ponownie otwarte. Nie na długo jednak, podobnie jak wszystkie inne w Polsce i w regionie.

Żarty skończyły się, kiedy stwierdzono dwa pierwsze przypadki koronawirusa w regionie. Najpierw u mieszkanki powiatu olsztyńskiego, która do Polski wróciła autokarem z Niemiec. Potem u mężczyzny, który przyjechał do znajomej rodziny do Małdańca koło Szczytna. Mężczyzna podróżował tym samym autobusem, co polski pacjent zero. Zanim trafił do szpitala w Ostródzie, mieszkał tam przez kilka dni. W okolicy tego samego dnia zamknięto dwie szkoły.

— Bardzo się boimy zarażenia wirusem — mówiła nam wtedy Hanna Deptuła, sołtys położonej niedaleko od Małdańca wsi. — Nie sądziliśmy, że ta choroba dotrze do naszego województwa, a okazało się, że jest tak blisko. Do Małdańca z naszej miejscowości jest około 10 kilometrów, więc nic dziwnego, że dopadł nas strach.

Mężczyzna kilka dni temu wyszedł ze szpitala. Jest zdrowy.


Potem nadeszła lawina

Przez kilka kolejnych dni codziennie dowiadywaliśmy się o kolejnych obostrzeniach i ograniczeniach. To był jeszcze czas, kiedy nie dopuszczaliśmy do siebie myśli, że koronawirus zmieni wszystko i to nie na tydzień czy dwa.

Życie na pozór toczyło się normalnie. Rząd odwołał, co prawda, masowe imprezy (zgodnie z prawem impreza masowa to taka, w której uczestniczy więcej niż 1000 osób), ale te mniejsze ciągle się odbywały.


U nas rozmawiano głównie o tym, co będzie z Kortowiadą. Nie było wiadomo wtedy, nie jest wiadomo i teraz. Zaplanowano ją na 20-24 maja 2020 roku. Kibice zastanawiali się z kolei, co stanie się z rozgrywkami piłki nożnej. Pojawiły się pomysły, żeby mecze rozgrywać bez widzów. Nikt jeszcze wtedy nawet nie myślał, że za moment sport po prostu zniknie.

Na granicach też niewiele się działo. Można było je przekraczać bez problemu. Jednak zgodnie z wytycznymi premiera, wprowadzono na nich kontrole sanitarne. Najpierw objęto nimi przejścia między naszym krajem a Niemcami. Potem także na przejściach granicznych z Rosją, Białorusią i Ukrainą. Kontroli poddawane były wszystkie osoby przyjeżdżające do Polski.

11 marca chyba po raz pierwszy mocniej odczuliśmy, że sytuacja jest poważna. Tego dnia Dariusz Piontkowski, minister edukacji narodowej, poinformował, że od 12 do 25 marca wszystkie przedszkola, szkoły i placówki oświatowe zarówno publiczne, jak i niepubliczne, nie będą prowadziły zajęć dydaktyczno-wychowawczych. Szkoły wyższe jeszcze pracowały, ale niektórzy rektorzy już zawieszali zajęcia.

Ale wszyscy pocieszaliśmy się, że do świąt Wielkiej Nocy jest jeszcze miesiąc. Chyba nikomu nawet przez myśl nie przeszło, że będziemy uczestniczyć w mszach przez internet czy ekran telewizora.

Będzie ich 1000

11 marca mieliśmy w Polsce 22 oficjalnie stwierdzone przypadki koronawirusa. Wielu naszych czytelników pisało wtedy, że przez tydzień będzie ich 1000. Było ich o połowę mniej, ale jak już teraz wiemy, liczba potwierdzonych przypadków zależy od liczby testów, a tych robiliśmy wtedy bardzo mało.

W regionie mieliśmy wtedy 2 zarażonych, 134 osoby objęte kwarantanną i 450 nadzorem epidemiologicznym. Kiedy powstawał ten tekst (w czwartek po południu), zakażone były 66 osoby, kwarantanną objęto ponad 5 tysięcy osób, a nadzorem epidemiologicznym ponad 2 tys. osób.

Tego dnia zamknięto teatry, kina, muzea, domach kultury... Pojawiły się plotki, że rząd zamknie sklepy. Dlatego pojawiły się tam tłumy, szczególnie tych, którzy pamiętali jeszcze puste półki z czasów PRL.

— Stanowczo dementuję pojawiające się #fakenewsy. Wszystkie sklepy działają i będą działać normalnie! Nie ma mowy o zamykaniu żadnych placówek handlowych! — uspokajała Jadwiga Emilewicz, minister rozwoju.

Ci, z których składały się te tłumy, nie myśleli wtedy o rękawiczkach czy maskach. Nie zachowywali też odległości... Gospodarka kulała coraz bardziej. Kto mógł, ten pracował zdalnie. Ludzi na ulicach było mniej, ale nadal sporo.


My toczyliśmy w tym czasie bój o to, żeby wprowadzić automatyczne światła w całym Olsztynie i by to kierowcy miejskich autobusów otwierali drzwi w autobusach. Dzięki temu nie musieliby tego robić sami mieszkańcy. Trochę to trwało, ale w końcu się nam udało.


12 marca w Poznaniu zmarła 57-letnia kobieta. Była pierwszą oficjalną ofiarą koronawirusa w Polsce.
Czemu piszę oficjalną? Bo dzisiaj niektórzy specjaliści uważają, że statystyki zgonów związanych z koronawirusem są naciągane w dół. Ministerstwo Zdrowia temu stanowczo zaprzecza.

Za zamkniętymi drzwiami

Po kinach przyszedł czas na restauracje i galerie. Zamknięto je w połowie marca. Podobnie jak granice. Te ostatnie początkowo na 10 dni... Wprowadzony przez rząd stan zagrożenia epidemicznego dotknął też wierzących. Zgodnie z nowymi przepisami w zgromadzeniach mogło brać 50 osób. Kościół dostosował się do tego zarządzenia. A abp Józef Górzyński udzielił dyspensy od obowiązku uczestnictwa we mszy.

Dwa tygodnie dzieliły nas od totalnego zakazu, już nie gromadzenia się, ale tego, że chodzić po ulicy można właściwie tylko w pojedynkę.

Samorządy zaczęły zamykać miejskie targowiska. W Olsztynie zamknięto pchli targ na Sybiraków, ale rynek przy Grunwaldzkiej działa do tej pory. Zamknięto sądy, urzędy... Większość spraw załatwiamy teraz przez internet. Ciekawe, co z tego zostanie, kiedy wszystko wróci do normalności?

Drogo, coraz drożej!

A nas czytelnicy zaczęli alarmować o drożyźnie w sklepach.

— Ćwiartki z kurczaka są już po 9,99 zł, a były po 3,99. Łopatka 19,99 zł, schab — 22, 99 zł. Ceny z kosmosu! Filet zdrożał z 9,99 na 24 zł, ziemniaki z 2,2 na 3,9 zł — informowali nas czytelnicy. Jak zawsze postaraliśmy się Wam pomóc.

Ratownicy medyczni, lekarze i strażacy mieli inny problem. Ludzie, którzy prosili ich o interwencję, a mieli objawy charakterystyczne dla zakażenia koronawirusem, nie informowali o tym. W efekcie coraz więcej osób personelu medycznego musiało odbywać kwarantannę.

— Jeśli będziecie potrzebować naszej interwencji (a przebywacie na kwarantannie czy też macie objawy zarażenia koronawirusem COVID-19), poinformujcie o tym dyspozytora podczas zgłoszenia — apelowali wtedy strażacy ochotnicy z Gietrzwałdu. — Proszę się nie obawiać, pomożemy wszystkim, tak jak czyniliśmy to do tej pory — przekonywali na FB.

Nie kłam strażaka

A w całej Polsce nabrała rozmachu akcja pomocy dla szpitali. Okazało się bowiem, że lekarze i pielęgniarki nie mają podstawowego sprzętu ochronnego, jak choćby maseczek. W pomoc włączyły się też firmy i zwykli ludzie z naszego regionu. A my utworzyliśmy na FB specjalną grupę samopomocową.



A nieco później również grupę skierowaną do przedsiębiorców. Prowadzimy też akcję #WspierajLokalnyBiznes, #ocalićgospodarkę. Bo to oczywiste, że zdrowie jest dzisiaj najważniejsze. Ale zaraz potem jest gospodarka.

Antybohaterką tamtego czasu była Polka, która po powrocie z Niemiec do Polski została prewencyjnie objęta obowiązkową 14-dniową kwarantanną. Uciekła, bo jak potem wyjaśniła policjantom, jest wegetarianką, a do jedzenia dostała kiełbasę. Poskarżyła się również na niemiłą obsługę.

Bliżej świąt

Potem przyszły kolejne obostrzenia. Koronawirus nic już sobie z nich nie robił. 21 marca, w pierwszy dzień wiosny, stwierdzono 111 zachorowań. Wtedy to był szok. Dzisiaj wszyscy byśmy się cieszyli, że to tylko tyle. Wtedy już wiedzieliśmy, że tegoroczne święta będą inne. Nie spotkamy się gromadnie przy wielkanocnych stołach, nie będziemy się odwiedzać. A wcześniej nie zaniesiemy do naszych świątyń palm i koszyków. Jakieś resztki nadziei mają tylko grekokatolicy i prawosławni, bo ich święta przypadają tydzień później.

Coraz częściej jednak, tak po świecku, daleko nam do świątecznego nastroju. Chodzi o gospodarkę i nasze miejsca pracy. Do urzędów zgłaszają się już pierwsi przedsiębiorcy deklarujący grupowe zwolnienia. Nasz region będzie szczególnie dotknięty, bo przecież w dużym stopniu żyjemy z turystyki. A dzisiaj nie wiadomo, kiedy w naszych hotelach i pensjonatach znowu pojawią się goście.
Przygotowana przez rząd tarcza antykryzysowa spotkała się z powszechną krytyką ze strony przedsiębiorców.

— To, co się proponuje, to tylko odkładanie nieszczęścia, które na nas spadnie — ocenia Andrzej Dowgiałło, właściciel Grupy Anders (m.in.hotele Krasicki, Ryn i Anders). — Jesteśmy średnim przedsiębiorstwem i tak naprawdę w całym tym pakiecie, poza zaproponowanymi zawieszeniami, odroczeniami w czasie, prawie nie ma nic. Jako średnie przedsiębiorstwo jesteśmy za burtą. I to jest tragiczne. Zatrudniamy ponad 400 osób i nie ma dla nas żadnego istotnego wsparcia związanego chociażby z płacami.

26 marca mieliśmy okazję podzielić się z wami pierwszą od dłuższego czasu dobrą wiadomością. Do domu wróciła pierwsza zakażona koronawirusem osoba z naszego województwa. 31 marca ze szpitala w Ostródzie wyszedł pacjent, który zachorował w naszym regionie jako drugi. ¶

Przez klika dni wierzyliśmy, że to pierwsze jaskółki, symboliczne oznaki wiosny. Niestety 4 kwietnia w ostródzkim szpitalu zmarł 74 letni mieszkaniec Olecka. Jest pierwszą ofiarą koronawirusa w warmińsko-mazurskim.

Na wiosnę musimy jeszcze poczekać. We własnych mieszkaniach i domach.

Informujemy Was o tym, co ważne i ciekawe.
Ale też pomagamy, kiedy tego potrzebujecie. Przez ten miesiąc w "Gazecie Olsztyńskiej" i na gazetaolsztynska.pl opublikowaliśmy ponad 500 artykułów związanych z koronawirusem.
I jak my wszyscy, nie możemy się doczekać tego ostatniego, w którym napiszemy, że go pokonaliśmy.

W tych ciężkich czasach jesteśmy stale z Wami:


Ten tekst opublikowaliśmy 6 kwietnia 2020. Opisałem w nim pierwszy miesiąc naszego życia z koronawirusem. Tak to wtedy wyglądało i tak to widzieliśmy. Swój tekst zakończyłem zdaniem, że nie możemy doczekać się tekstu, w którym napiszemy, ze pokonaliśmy koronawirusa. Po roku to zdanie niestety nie straciło na aktualności

Igor Hrywna: