Nie było czasu na karetkę. Poród przyjęli w domu

2021-03-03 17:00:36(ost. akt: 2021-03-03 15:57:54)
Zdjęcie ilustracyjne

Zdjęcie ilustracyjne

Autor zdjęcia: Ryszard Biel

W dobie pandemii ratownicy pracują na podwójnych obrotach. W karetce spędzają praktycznie cały dzień, ale w tym przypadku byli zmuszeni do szybkiej decyzji — trzeba było przyjąć poród.
Jeden z ratowników poinformował o sytuacji na Facebooku. Mirosław Potoczny pracuje w ratownictwie medycznym od 7 lat, ale... to dla niego wcale nie pierwszyzna.

— To był mój szósty poród. Może nie domowy, ale przyjęty poza szpitalem. Trzy przyjąłem w karetce, dwa w domu i jeden w samochodzie na wjeździe do Olsztyna.

— Zakładam, że trzeba działać szybko, ale mimo wszystko to nie może być decyzja spontaniczna?

— Dostaliśmy wezwanie o 16.50. Gdy dojechaliśmy na miejsce, to podjęliśmy decyzję, że nie możemy zawieźć pacjentki do szpitala, bo skurcze były już praktycznie co 30 sekund. Na 99 proc. nie dowieźlibyśmy pacjentki do szpitala, urodziłaby w karetce. Mieliśmy więc do wyboru zimną karetkę, lub ciepłe mieszkanie i więcej miejsca. Dziecko zostało zabezpieczone, bo mamy w karetce zestaw porodowy, odcięliśmy pępowinę, założyliśmy pieluchę i odwieźliśmy razem z mamą do szpitala wojewódzkiego. Dziecko zapłakało, ładnie oddychało.

— Takie sytuacje zostają chyba na całe życie z ratownikiem?

— Tak. Niestety zostają też te złe, gdy nie da się kogoś uratować. Tu na szczęście czujemy się spełnieni, wykonaliśmy kawał dobrej roboty. Kolega miał pierwszą taką sytuację na 11 lat pracy. Było napięcie, ale adrenalina pojawia się w takich sytuacjach u każdego. Najważniejsze, że dziecko przyszło na świat bez komplikacji. To jeden z najpiękniejszych momentów w tej pracy. Walka z covidem jest dla nas bardzo ciężka, jeździmy po całym województwie, spędzamy całe dnie w karetce. Przynajmniej tyle dobrego nas spotkało.

PJ