Auto z USA, problem z Olsztyna

2021-02-17 20:21:08(ost. akt: 2021-02-18 08:13:34)
Ręce na kierownicy, ilustracja samochód

Ręce na kierownicy, ilustracja samochód

Autor zdjęcia: pixabay

Urzędnicy znów się popisali. Tym razem padło na mieszkańca Olsztyna, który sprowadził z USA samochód. Według Generalnego Inspektoratu Ochrony Środowiska trzeba go... zezłomować. Bo to przecież wrak. Choć pewnie sprawniejszy niż połowa aut importowanych z Niemiec.
W 2020 roku do Polski trafiło 34 tys. aut z importu prywatnego z USA. Ale często jest tak, że jak coś działa, to zaraz znajdzie się urząd, który stwierdzi, że nie może. Chodzi o pana Tomasza z Olsztyna, opisanego w artykule portalu Interia.pl. Na początku 2018 roku sprowadził do Polski — oczywiście uszkodzonego — chevroleta bolta. Auto było po kolizji, która spowodowała uszkodzenie przedniego zderzaka, lewego przedniego reflektora i wystrzelenie poduszek (kolanowej i w kierownicy). Auto trafiło do Polski w marcu 2018 roku, a pod koniec kwietnia przeszło już badanie techniczne. W momencie rejestracji licznik miła wskazywać zaledwie 3126 km.

Nie udało nam się skontaktować z właścicielem chevroleta, ale o opinię poprosiliśmy kogoś, kto zna się na sprowadzaniu aut z USA. Michał Gałon prowadzi na YouTube kanał zajmujący się tematyką sprowadzania samochodów z USA. Sam sprowadził kilka aut, a relację z napraw np. sportowych odmian Audi można obejrzeć na jego kanale. Mówi wprost: „według mnie w tym przypadku urzędnicy źle zinterpretowali przepisy”.

Każdy stan inaczej definiuje szkodę. Sformułowanie „salvage” jest u nas traktowane dosłownie, jako „wrak”, a w USA to podstawowe sformułowanie dla aut, które mają powyżej pewnego procenta uszkodzenia i u nich już się nie kwalifikują do normalnego trybu naprawy. Prościej to wystawić na aukcję, jako szkodę całkowitą. Ale nie jest to szkoda całkowita na zasadzie zniszczenia auta, tylko u nich z punktu widzenia systemu naprawy nie opłaca się tego robić — tłumaczy Michał Gałon. — W USA przy zbiciu nawet jednej lampy trzeba wymienić dwie, bo muszą być dwie nowe, a do tego komplet pasów i poduszek bezpieczeństwa. Dochodzą więc, w przypadku nowego auta, do 40 procent ceny samochodu i już się nie opłaca. W Polsce można to kupić taniej, bo w wartościach aukcyjnych. Jeśli nie ma chętnych, to cena spada. Może być tak, że zamiast 25 tys. dolarów kupisz auto za 15 tys. dolarów, bo komuś mógł np. nie pasować kolor. Nagrałem kiedyś odcinek na kanał, gdzie nabywca kupił RS-kę w cenie niższej o 10 tys. dolarów przez to, że była czerwona — śmieje się Michał. — A tak w ogóle, to widziałem dzisiaj tego chevroleta, więc właściciel go jeszcze ma. Na aukcjach w różnych stanach można spotkać auta z ogromnymi uszkodzeniami z certyfikatem, który dopuszcza auto do rejestracji w Polsce, ale są też auta takie jak w przypadku Florydy.

Różnica w certyfikatach


Z moich informacji wynika, że zaważył jeden wpis w certyfikacie. Przez niewiedzę urzędników został błędnie zinterpretowany, bo w USA wielokrotnie jest tak, że w miarę nowy samochód ma uszkodzenie, a ubezpieczyciel wycenia naprawę na tyle, że to się po prostu nie opłaca — wyjaśnia Michał Gałon. — Jest im więc na rękę, żeby się pozbywać tych aut. We Florydzie można zaobserwować auta, które na aukcjach mają zbity reflektor, porysowany zderzak i mają „certificate of destruction”. Czyli pełne złomowanie. W Polsce ten samochód też nie będzie zarejestrowany, bo w urzędzie celnym, skarbowym i ochrony środowiska jest wykaz certyfikatów, które dopuszcza się do ruchu — dodaje. — W przypadku tego samochodu, z tego co wiem, był zapis „salvage, non registerable”. Ten tytuł nadaje się np. w Illnois chyba od 2017 roku. Dopisek oznacza tyle, że ten samochód, z tymi uszkodzeniami, nie nadaje się do zarejestrowania. Ale jeśli trafi do warsztatu, który ma odpowiednie certyfikaty i samochód zostanie naprawiony zgodnie z procedurą naprawczą producenta, to może być później dopuszczony do ruchu — podkreśla Michał Gałon. — U nas natomiast urzędnicy zobaczyli ten zapis i stwierdzili, że samochód jest w ogóle nie do rejestracji. Nikt zapewne nie wnikał w znaczenie tego zapisu dla USA.

— Nie boisz się, że GIOŚ zwróci się też do ciebie?

Nie mogą, bo, jak mówiłem, urzędy dysponują spisem certyfikatów i skoro pozwalają od lat na rejestrację aut z tytułem „salvage”, to nie mogą teraz kazać zezłomować. W przypadku chevroleta zaważył dopisek „non registerable”. Normalny „salvage” jest w Polsce dopuszczany do ruchu od bardzo wielu lat — mówi Michał Gałon. — Dopiero niedawno doszły amerykańskie przepisy i zapisy do „title”, które pilnują, żeby auta były naprawiane zgodnie z technologią. Warsztat do bolta, który jest autem elektrycznym, musi mieć pewnie odpowiednie certyfikaty, żeby był ponownie dopuszczony do ruchu w USA. Jeśli ktoś w to nie wnika i nie ma wiedzy, to uznaje, że w Polsce w ogóle taki samochód nie może jeździć. To jest walka z urzędnikami, którzy raczej nie będą wnikać w te zapisy, więc wyjechanie z tej ślepej uliczki dla tego chevroleta będzie dosyć ciężkie — nie kryje.

Skąd ten donos?


Według informacji portalu interia.pl przebieg pojazdu przekroczył 75 tys. kilometrów, więc właściciel bez przeszkód przejechał nim ponad 70 tys. kilometrów. Mimo to pan Tomasz otrzymał jednak w 2020 roku nakaz zezłomowania pojazdu z Generalnego Inspektoratu Ochrony Środowiska. Grozi mu też kara grzywny w wysokości od 50 do 300 tys. zł. Wszystko przez zapis „salvage non reigisterable”. Urzędy nie robią problemów z zapisami „salvage” i rejestrują pojazdy bez przeszkód, ale w przypadku „junk”, „for parts only” lub „waste” faktycznie nie zarejestrujemy pojazdu. Warto zauważyć, że GIOŚ zajął się sprawą dopiero po donosie z Urzędu Skarbowego w Olsztynie. Chevrolet Bolt jest samochodem elektrycznym, a więc objętym zerową akcyzą. Mimo to pan Tomasz miał zapłacić akcyzę, a dwa miesiące po rejestracji auta US w Olsztynie wysłał do GIOŚ pismo o podejrzeniu nielegalnego wwozu odpadów do kraju. W lipcu pan Tomasz miał dostać informację o postępowaniu, więc wysłał od razu odpowiednie dokumenty (zdjęcia, tłumaczenia uwierzytelnione) do Warszawy. GIOŚ z kolei zwrócił się do prezydenta Olsztyna o kopie dokumentów z wydziału komunikacji i prezydent wysłał takie dokumenty w sierpniu 2018 roku. Od tamtej pory minęły dwa lata (do czerwca 2020 roku) i dopiero wtedy samochód pana Tomasza został uznany za wrak.

Urząd Skarbowy w Olsztynie zapytaliśmy o powody złożenia doniesienia do GIOŚ, a także o liczbę aut, które uznano za nielegalne wwożenie odpadów do Polski. Czekamy na odpowiedź i podejmiemy kolejną próbę skontaktowania się z właścicielem pojazdu. Do tematu na pewno wrócimy.

PJ