Henryk Falkowski: Odkrywam uczniów, których do tej pory nie zauważałem [ROZMOWA]

2021-02-06 07:31:05(ost. akt: 2021-02-06 17:35:15)
Henryk Falkowski

Henryk Falkowski

Autor zdjęcia: Zbigniew Woźniak

Od niedawna publikuje na Facebooku analizy obecnej sytuacji na świecie i udowadnia, że w wielu przypadkach historia zatacza koło. O zdalnej nauce, historii i strajku kobiet rozmawiamy z Henrykiem Falkowskim, historykiem z IV LO w Olsztynie.
— Zapowiedział pan serię postów na Facebooku słowami "ich celem jest pokazanie, jak tworzy się nowe, dla wielu, jeszcze niezauważalnie". Jakie „nowe” ma pan na myśli?
— Chodziło o to, co zauważył historyk francuski Roland Mousnier, który powiedział, że historia toczy się kołem — od demokracji do autorytaryzmu, od autorytaryzmu do demokracji. W tej chwili przechodzimy właśnie tę pierwszą fazę.

— Ale w Polsce czy na świecie?
— Na świecie. To zjawisko nie dotyczy tylko Polski. Jeśli komuś odcina się dostęp do mediów społecznościowych z racji tego, co pisze, to nie jest działanie demokratyczne.

— Uprzedził pan moje pytanie, bo w swoich wpisach wspomina pan o filmie „Kevin sam w Nowym Jorku” i scenie z Donaldem Trumpem, którą chciano zmienić. Porównuje pan to do wycinania Nikołaja Jeżowa ze zdjęć. Nie jest tu ważny kontekst jego wypowiedzi?
— Donald Trump chciał odwołać ludzi, którzy poszli na Kapitol. Ta informacja została zablokowana. System zadziałał trochę ślepo. Są też kwestie badań naukowych. Jeśli robi się ograniczenia w kwestii badań biologicznych, genetycznych, to jeszcze jestem w stanie to zrozumieć, bo są jakieś imponderabilia moralne. Jeśli jednak ogranicza się badania w dziedzinie nauk humanistycznych, jeśli np. ktoś napisze życiorys właściciela jakiegoś dużego medium lub koncernu i wówczas sądowo zakazuje się pisania na ten temat, to też jest to „nowe”, o którym pisałem.

— Mam wrażenie, że to już było.
— Tak, ale to właśnie przykład tej toczącej się kuli. Tworzenie np. rady kontrolującej internet, żeby podać przykład z naszego podwórka, która będzie wybierana przez Sejm, a wiemy, kto ma tam bezwzględną większość, zakłada, że nie będzie pluralistyczna.

— Sama bezwzględna większość też jest chyba zaprzeczeniem demokracji?
— Trzeba sobie odpowiedzieć na pytanie, co to jest demokracja? Klasyczna definicja mówi o rządach ludu. Kim jest ten lud? Kiedyś byli to tylko Ateńczycy, później Rzymianie lub tylko mężczyźni. Współczesną demokrację określa się mianem liberalnej.
Dzisiejsza definicja demokracji jest budowana na Peryklesie, który powiedział, że to rządy większości. I słyszymy przecież „my mamy większość, więc robimy, co chcemy”. Dziś dodaje się do tej definicji „z poszanowaniem praw mniejszości”. Czyli rządzi większość, ale musi pamiętać o mniejszości, która kiedyś też zmieni swoją rolę. Jak pisał Seweryn Krajewski — „w mojej ojczyźnie nigdy normalnie”.

— Wspominał pan również o pułapce Tukidydesa. Wątek dotyczył USA i mówił pan o tym, że to pierwszy kandydat do wszczęcia wojny. Zaskoczył pana szturm na Kapitol i pierwszy podwójny impeachment?
— Zdobycie Kapitolu, bo w zasadzie został zdobyty, to było wielkie zaskoczenie. Nie było osoby, która była w stanie to przewidzieć. Z impeachmentem byłbym ostrożny. Próba wykluczenia kogoś z gry politycznej często kończy się tym, że ta osoba zbiera wszystko. Chodzi o populizm. Taki polityk staje się bohaterem. Hugo Chaves jest najlepszym przykładem.
Populizm po tamtej stronie Atlantyku jest dosyć popularny i to na dodatek w kolebce demokracji tamtego kontynentu, czyli USA. Jeśli ktoś jest przekonany, że wygrał wybory i mówi o oszustwie przy liczeniu głosów, bez względu na to, czy to prawda, czy nie, to jego wyborcy czują, że ich głosy zostały stracone. W tym momencie jest to legenda do budowania czegoś, co pozwala później przejąć pełnię władzy. Mussolini do tego przecież doprowadził.

— Ale to chyba też nie nowość? Żyjemy w czasach populistów.
— Jak zdefiniować populizm? Na pewno ci, którzy obiecują rzeczy niestworzone i ci, którzy występują przeciw elitom. W Polsce mówiono, że 500+ jest populistyczne, bo nie da się zrealizować. Dało się, choć dziś autorzy planu raczej żałują, że dali pieniądze wszystkim. Próbują to teraz ograniczyć. Jak teraz zabrać dziecku taką zabawkę?

— Jedna definicja mówi, że, jak my jesteśmy populistami to dobrze, a jak oni, to źle.
— Tak, ale tutaj jest też drugi człon — wystąpienie przeciw elitom. Z tym, bez wątpienia, mamy teraz do czynienia w Polsce. Nie mam wątpliwości, że za kilka miesięcy, gdy epidemia będzie wygasać, w Polsce odbędzie się nowe wielkie polityczne rozdanie. Pękają środowiska, które uważaliśmy za stabilne i za chwilę zobaczymy nowe twory. Politycy ustawiają się do tego, kto w tej drużynie zwycięży.

— Naprawdę myśli pan, że to wszystko pęknie i zobaczymy nowe twarze? Nie chce mi się wierzyć...
— Oczywiście zmieni się etykieta, niekoniecznie ludzie. W ostatnich latach wiele nowych partii weszło do polityki. Ostatecznie łączyły się ze starymi. Myślę, że czas na nowe nazwy i niestety społeczeństwo to kupi. Tak samo, jak mówimy o złym Trumpie, a Biden nie odpuści Chinom. To wielkie pytanie dla polskiej polityki, jak się zachować w tym sporze?

— To znaczy?
— Przypomnę, że Chiny są sąsiadem Rosji. Nie możemy być tacy antychińscy, bo mogą nam się w jakimś rozdaniu bardzo przydać. Przypomnę o słynnym telefonie Mao Tse-tunga z października 1956 roku, gdy Chruszczow w Belwederze prowadził negocjacje w sprawie Gomułki. Mao powiedział, żeby go nie tykać i Chruszczow się wycofał. O tym się wiele nie mówi, a powinno.

Henryk Falkowski

— Pisze pan nie tylko o wielkiej polityce, ale także o szkole, np. o wynikach testów przesiewowych nauczycieli. W niektórych szkołach wyszło źle, w innych lepiej, ale wygląda na to, że zakażenia będą się pojawiać. Czeka pan na szczepienie?
— Tak, bo razem z młodzieżą czekamy na powrót do szkół. Ten fizyczny. Zdalne nauczanie, choć nasz model chwalą nawet Niemcy, to jednak jest coś, co można ocenić najwyżej na 4 z minusem. A naszym celem jest 5.

— To i tak lepiej niż na początku...
— To było z marszu. Teraz jesteśmy mądrzejsi. Szczepienie interesuje mnie nie tylko dlatego, że jestem lepiej chroniony, ale sądzę, że to ma wielkie znaczenie społeczne. Dzisiaj miałem na lekcji temat „spory światopoglądowe”. Piękny temat do dyskusji. Ale jak ją prowadzić np. przez Teams? To nie to samo, co debata na żywo. Młodzież ma swoje poglądy i nie jest tak, że on jest jeden.
Naturalny pluralizm, który występuje w każdym pokoleniu, a u młodzieży nie podlega cenzurze, jest tutaj mocno pokazywany. To też dramat maturzystów. Przewidywałem, że wrócimy do szkół po Wielkiej Nocy, ale dla nich to powrót na kilka tygodni. To zadanie na kilka lat, bo przyszłoroczni maturzyści też będą mieli wielką wyrwę w wiedzy. Potrzeba wieloletniego programu naprawczego wyjścia z tej sytuacji.

— Może zostawmy to nauczycielom, bo programy różnie wychodzą.
— Słusznie, bo ostatecznie na nas będzie spoczywać odpowiedzialność. Poczekajmy na badania, które powiedzą, jakie efekty przyniosło zdalne nauczanie.

— Czy nauka zdalna wniesie coś do polskiej szkoły?
— Każdy nauczyciel inaczej pracuje, bo każda szkoła ma inny model. Są szkoły, gdzie w 100 proc. lekcje odbywają się przez Teams, są też takie, gdzie uczniowie dostają materiały do opracowania. Wielkim wyzwaniem dla nauczycieli są prace pisemne. One powinny być tak sformułowane, żeby uczeń nie przekopiowywał treści z internetu. Podręczniki dają nam szanse, np. teksty źródłowe, które pozwalają nam na tworzenie unikalnych pytań. Tu jest dodatkowa praca nauczyciela. Według mnie poświęcamy teraz więcej czasu na przygotowywanie lekcji. Pracy przy zdalnym nauczaniu jest bez wątpienia więcej.

— A czego nauczyli pana uczniowie?
— Kiedy wymyślam tematy, gdzie nie ma prostej odpowiedzi w internecie, to wtedy odkrywam osobowości, bo chyba tak to trzeba określić, wśród uczniów, których do tej pory na lekcji nie zauważałem. Ten bezpośredni, bardziej osobisty kontakt internetowy między mną a uczniem, daje mi szansę na lepsze poznanie takiego ucznia, niż tego, który zbiorowo wypowiada się na lekcji. W grupie może nie powiedziałby wszystkiego. Jest taka grupa uczniów, którzy znaleźli pole do osobistej wypowiedzi.

— Chciałbym pana zapytać, czy, jako historyka, zaskoczył pana strajk kobiet? Pod względem społecznym.
— Zaznaczę jedną ważną rzecz. Trzeba mieć świadomość, kto złamał kompromis z 1993 roku. Nie zrobiły tego kobiety. Było to komuś potrzebne, żeby osiągnąć inne cele. Cała agresja tego ruchu jest dla mnie rzeczą wtórną. Nie podobają mi się wulgaryzmy i postawa rewolucyjna.
Ja, chociaż jestem osobą, która urodziła się z wadą wrodzoną i myślę, że eugenika jest rzeczą straszną, nadal uważam, że rodzice muszą mieć prawo decyzji. Jeśli zaś chodzi o siłę tego ruchu, to byłem zaskoczony na początku. Teraz trochę słabnie przez dodawanie niepotrzebnych politycznych postulatów, doprowadziło do zawężenia tego frontu. Wielu wspierających zaczęło odchodzić. Musimy wrócić do kompromisu.

Paweł Jaszczanin