Moje wspomnienie Marii Koterbskiej
2021-01-20 20:09:19(ost. akt: 2021-01-20 16:38:34)
Urodziłam się stanowczo za późno! Za późno na Beatlesów i Rolling Stonesów, za późno na Kabaret Olgi Lipińskiej i na Tey. Za późno na festiwale sopockie i opolskie, na wszystkie występy Boney M. i Demisa Roussosa, na walce Embarass. I stanowczo za późno na Marię Koterbską... Wczoraj zmarła jedna z najpopularniejszych piosenkarek lat 50. i 60., legenda polskiej piosenki.
Co tu dużo mówić, jak już ktoś powinien odpowiedzieć za te moje tęsknoty, za te moje pretensje o zbyt wysoki numer pesel, jest to wyłącznie i bezdyskusyjnie moja mama. To ona w swoich czasach nastoletnich i we wczesnej młodości żywo zainteresowana była muzyką polską i światową, także filmem, o kryminałach nie wspominając, skutkiem czego, gdy tylko została matką ukochanej jedynaczki, od samego zarania zaczęła konsekwentnie wszystkie te swoje pasje i zamiłowania przeszczepiać.
Co nam z tego wyszło?
Przy czym przeflancowywała to wszystko o tyle bez opamiętania, co jednak z wystarczającą tolerancją, żeby sobie też dawać flancować idoli i pasje nastolatki urodzonej o ponad ćwierć wieku później. Co nam z tego w międzyczasie wyszło?
Dość powiedzieć, że ja wskażę kolejne przeboje Ireny Santor, a mama świetnie orientuje się w dyskografii i kolejach życia duetu Wham! i George’a Michaela; ja doskonale z marszu i ku wielkiej uciesze mamy oraz jej rówieśniczek zaśpiewam połowę repertuaru Zdzisławy Sośnickiej, a mama z łatwością odróżni Prince’a od Michaela Jacksona i jaką taką angielszczyzną wymieni większe przeboje ich obu, bez pudła trafiając, który z panów wylansował „Billie Jean”, a który dla odmiany „Purple Rain”. A do tego tak się akurat składa, że płyta Zdzisławy Sośnickiej była pierwszym winylem mojej mamy i razem ze starodawnym adapterem posiadamy ją do dziś, ale i kaseta magnetofonowa „Aleja Gwiazd”, z repertuaru tej samej Sośnickiej była moją pierwszą kasetą i grałam ją na swoim Kasprzaku do zdarcia, na zmianę z przebojami Whitney Houston, zespołu Bon Jovi i Krzysztofa Antkowiaka.
Do końca życia nie zapomnę wzruszenia mamy, gdy w wieku lat 12 płynnie i bez zająknięcia wyśpiewałam jej piosenkę „Help!” Beatlesów, jedną z jej najbardziej ulubionych piosenek nie tylko tego zespołu, ale zgoła całego świata — przy czym akurat dwujęzyczność z pewnością zawdzięczam z jednej strony własnemu uporowi i pracowitości, ale z drugiej — właśnie mamie i jej wsparciu, w tym także finansowemu.
Pani Maria
W całym tym muzyczno-pokoleniowym galimatiasie Pani Maria to jest postać na osobny, bardzo obszerny rozdział, może nawet dwa, a każde słowo musiałabym kaligrafować jakimś najcenniejszym atramentem, najlepiej z drobinkami szczerego złota!
W całym tym muzyczno-pokoleniowym galimatiasie Pani Maria to jest postać na osobny, bardzo obszerny rozdział, może nawet dwa, a każde słowo musiałabym kaligrafować jakimś najcenniejszym atramentem, najlepiej z drobinkami szczerego złota!
[...]
Czytaj e-wydanie
To tylko fragment artykułu. Cały przeczytasz we środowym (20 stycznia) wydaniu Gazety Olsztyńskiej
Aby go przeczytać kliknij w załączony PDF lub wejdź na stronę >>>kupgazete.pl
Komentarze (0) pokaż wszystkie komentarze w serwisie
Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.
Zaloguj się lub wejdź przez