Kobiety zamykają się w domach i piją samotnie

2020-09-19 09:00:00(ost. akt: 2020-09-19 08:46:26)
Zdjęcie jest tylko ilustracją do tekstu.

Zdjęcie jest tylko ilustracją do tekstu.

Autor zdjęcia: pixabay.com

SPOŁECZEŃSTWO || Agata, która zmaga się z chorobą alkoholową, opowiedziała nam o piciu w samotności i o tym, dlaczego kobiety piją w taki sposób. Okazuje się, że boją się tego "co ludzie powiedzą". Pijąca kobieta natychmiast zostanie nazwana szmatą.
Alkoholizm kobiet wciąż jest w naszym społeczeństwie tematem tabu. Zwłaszcza w środowiskach wiejskich i małomiasteczkowych. Tę tezę, poszerzoną o własne doświadczenia, prezentuje nasza rozmówczyni, 40-letnia kobieta mieszkająca na wsi, w pobliżu niewielkiego miasta.

Agata (imię zmienione) wychowała się w rodzinie, w której był problem alkoholu i przemocy domowej. Była jedynaczką, a alkoholikiem jej ojciec. To także zdeterminowało jej postępowanie w dorosłym życiu.

— Ojciec chyba z dziesięć razy był na detoksie, ale nigdy na terapii. Nic to w jego przypadku nie dało. Zmarł na marskość wątroby, a pił do końca życia, w tym także różne "specyfiki" jak denaturat — opowiada Agata.

— Moje dzieciństwo to więc obraz pijanego i awanturującego się ojca. Nie pamiętam go trzeźwego. Nie unikał przemocy i po prostu lał mamę. Jedyną osobą, która czasem potrafiła go uspokoić byłam ja. Mama nie bardzo mogła interesować się mną, bo wiecznie była zajęta pijanym ojcem i tym, aby nie było awantur. Jestem jedynaczką, więc musiałam radzić sobie sama i robiłam to jak potrafiłam — mówi kobieta.

Jej ojciec zmarł, gdy miała 17 lat. Była wtedy w ogólniaku. Musiała jednak z niego zrezygnować, bo nie było jej stać na jego ukończenie. Skończyła szkołę branżową, a po latach dwie policealne. Mówi, że zawsze się dobrze uczyła. Alkoholu spróbowała po raz pierwszy na dyskotece po ukończeniu podstawówki.

— Wypiłam piwo i kieliszek wódki. Skutek był taki, że nie mogłam iść. Nie spodobało mi się i strasznie to przeżyłam. Potem przez kilka lat nie tknęłam alkoholu. Myślę, że trochę też podświadomie, bo pamiętałam, jak skończył mój ojciec — opowiada Agata.

Mimo tego związała się z mężczyzną, o którym wiedziała, że pije do nieprzytomności. Dlaczego?

— Nie znałam innej rzeczywistości — odpowiada.

— Takie picie mego obecnego męża było dla mnie czymś normalnym. Dziś wiem, że dorosłe dzieci alkoholików bardzo często wstępują w takie związki w przekonaniu, że poradzą sobie z problemem ich partnerów. Jest w tym pewien rodzaj pychy: ponieważ całe życie spędziłam w takim otoczeniu, to poradzę sobie z tym w związku, bo znam problem i wiem o nim wszystko. Akurat mnie w pewnym stopniu się udało, bo mąż pije teraz tylko symbolicznie i to od wielkiego dzwonu. Po jego awanturach, których nie pamiętał, wyolbrzymiałam mu to, co zrobił. Opowiadałam tak, żeby było naprawdę dramatycznie i to chyba trochę na niego zadziałało. Do tego na pewno doszło to, że mąż po prostu nie chciał rezygnować z rodziny i naszego związku — opowiada Agata.

Zanim jednak jej mąż przestał pić, urodziło im się pierwsze dziecko. Zajęta jego wychowaniem i codziennymi obowiązkami oraz "walką" z ekscesami małżonka, sama nie piła. Zmieniło się to, gdy podjęła pierwszą w życiu pracę. Trafiła do biura jednego z przedsiębiorstw. Jak się okazało, zatrudnione tam kobiety piły i to dużo.

— Piłyśmy z okazji urodzin, imienin, Dnia Babci, a także dlatego, że w hali produkcyjnej jest zimno, albo za gorąco. Każda "okazja" była dobra. Piłyśmy z szefową, która zresztą czasem przynosiła nam wino, albo z szefem, który dostarczał wódkę. Same też składałyśmy się, głównie na wódkę. Było na to przyzwolenie — mówi kobieta.

— Bardzo szybko doprowadziło mnie to do uzależnienia. Szybko zrozumiałam, że nie piję normalnie i że mam problem. Zauważyłam po prostu, że kiedy w pracy nie piliśmy, nie myślałam o niczym innym, tylko aby się napić. Te myśli były pierwszymi sygnałami, że jest źle. Mimo tego piłam — opowiada nasza rozmówczyni.

Sygnały świadczące o chorobliwym piciu nie były tylko "wewnętrzne". Na problem zwracał uwagę niepijący już mąż. Agata jednak zachowywała się dość standardowo jak na alkoholika, bo natychmiast znajdowała szereg usprawiedliwień swego stanu. Choćby takie, że "tam wszyscy piją", co zresztą było prawdą.

Sygnały związane z nałogowym piciem przestały do niej docierać, gdy zaszła w kolejną ciążę. Odstawiła wtedy alkohol w obawie o zdrowie dziecka.


Nadal pracowała w pijącym towarzystwie. Zauważyła przy tym, że może wypić dużo. Chęć napicia się była tak wielka, że po dojechaniu z pracy do swej wsi zawracała i jechała kilka kilometrów do miasta, aby kupić alkohol. Wtedy wstydziła się jeszcze kupować go w wiejskim sklepie. Swój problem ukrywała przed otoczeniem. Później uznała, że nic się jednak nie stanie, jeśli kupi wódkę u siebie.


Agata dodaje, że nigdy nie chodziła pijana po wsi właśnie dlatego, aby nikt jej nie zobaczył. Wiedziała już wtedy, że pijana kobieta jest znacznie gorzej postrzegana niż pijany mężczyzna.

— Jak teraz wiem, choćby z terapii i uczestnictwa w mitingach Anonimowych Alkoholików, duża część kobiet alkoholiczek tak właśnie robi. Znam zresztą kobiety, które nadal piją i robią to nie wychodząc z domu. Facet alkoholik z reguły nie czuje wstydu, nawet jak go ktoś widział pijanego. Otoczenie to toleruje, nawet jak leży pod płotem. Ale pijana kobieta natychmiast zostanie nazwana "dziwką", "szmatą" lub jeszcze gorzej — twierdzi Agata.

Opowiada, że aby ukryć swój alkoholizm przed otoczeniem, robiła zapasy. Alkohol chowała w różnych zakamarkach domu. Mąż zwykle znajdował ukryte butelki, a ich zawartość wylewał. Nazywała go więc "psem policyjnym", a wszystko było przyczynkiem do słownych awantur. Zawsze znajdowała sposób, aby kupić alkohol, ale picie przestawało ją bawić.

— Ponieważ wychowałam się w takiej, a nie innej rodzinie, zawsze miałam problem z panowaniem nad emocjami. Zawsze sama musiałam sobie radzić. Picie nie pomagało mi w opanowaniu emocji, nie dawało oczekiwanej radości i polepszenia nastroju. Zawsze kończyło się wybuchami płaczu. To był jakiś sposób użalania się nad sobą. Było mi z tym źle, ale kolejnego dnia znów piłam, a przestawałam, gdy już ryczałam — mówi Agata.

Mówi, że wiedziała, iż jest alkoholiczką i nie stanowiło dla niej większego problemu przyznanie się do tego przed najbliższymi. Najczęściej jednak słyszała, że sama powinna sobie z tym poradzić, bo jest matką, żoną, kobietą.

Kiedy zdecydowała się na terapię okazało się, że jej kamuflaż, samotne picie w domu, były dość skuteczne. Lekarka, która wypisała jej skierowanie, była wszystkim zdziwiona. Problem bagatelizował miejscowy ksiądz, któremu Agata się zwierzyła. Wielu mieszkańców wsi pojęcia nie miało, że kobieta pije. Inni może coś wiedzieli, ale nie znali skali problemu.


— To samo było udziałem tych kilku kobiet, które były ze mną na terapii. Nawet one uważały, że same powinny sobie poradzić. Także proporcja kobiet do mężczyzn na terapii już wiele mówi. Pań było cztery, a grupa liczyła ponad 40 osób. To nie jest tak, że uzależnionych jest dużo mniej kobiet niż mężczyzn. Kobiety nie idą na terapię w obawie, że zostaną napiętnowane, tak jak ja. To zresztą doprowadziło mnie do tego, że nawet zaczęłam żałować tej terapii. Sama byłam obojętna na te opinie, bałam się jednak, że ktoś ze złośliwym uśmiechem powie memu dziecku, że ma matkę alkoholiczkę — mówi kobieta.

Opowiada, że podczas terapii wiele się nauczyła. Niestety, po ośmiu lub dziewięciu miesiącach znów sięgnęła po alkohol. Dziś przypuszcza, że przyczyniło się do tego ludzkie gadanie. Jakoś też nie układało się jej z mężem, który tymi "ludzkimi językami" bardzo się przejmował.

Agata sama przekonała się, że prawdziwa jest jedna z najprostszych definicji alkoholizmu, że jest to niemożność powstrzymania się od picia, po wypiciu pierwszej dawki.

— U koleżanki wypiłam lampkę wina. Idąc od niej do domu kupiłam w sklepie pół litra wódki. Wypiłam ją w domu, jeszcze raz poszłam do sklepu i kupiłam drugą butelkę. Rano nie wiedziałam, co robiłam wieczorem. Przekonałam się, że ta definicja jest prawdziwa. Kolejne cztery lub pięć dni wyglądały tak samo. Trafiłam na detoks. Sama poszłam po skierowanie, prawdę mówiąc, ze strachu, że w momencie, gdy przestanę pić złapie mnie padaczka. Na padaczkę alkoholową cierpiał mój ojciec, a jest ona przecież jednym z objawów "zespołu odstawienia". Można jej uniknąć pijąc alkohol.

Po trzech dniach w szpitalu wypisałam się i piłam w domu. Nie robiłam nic innego. Piłam i leżałam. "Pomagała mi" moja mama, bo wykonywała za mnie wszystkie domowe obowiązki. Znów trafiłam na terapię. Nie piłam prawie rok i znów się wciągnęłam. Tym razem nie przestrzegałam zasad bezpieczeństwa, choćby unikania kontaktu z alkoholem. Potem jeszcze zapisałam się na terapię dochodzącą. Trwała rok. Nie mam pewności, że teraz będzie dobrze. Nadal mam kłopoty z własnymi emocjami. Na szczęście w mojej obecnej pracy wszyscy wiedzą o moim uzależnieniu. Gdy współpracownicy zauważą, że coś się ze mną dzieje, że jestem nerwowa albo wyolbrzymiam proste problemy, zwracają mi uwagę. Daje mi to olbrzymią pomoc. Nie oszczędzają mnie i tak powinno być — opowiada Agata.


Obecnie nie pije od dziewięciu miesięcy. Ostatni epizod alkoholowy zaliczyła w Boże Narodzenie. Terapie zrobiły swoje, bo potrafiła już sama przestać pić. Poukładała swoje życie rodzinne, nie ma konfliktów z mężem. Śmieje się, że czasem tylko ma zwykłego, babskiego focha.

Andrzej Grabowski

Źródło: Gazeta Olsztyńska

Komentarze (8) pokaż wszystkie komentarze w serwisie

Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.

Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych

Zaloguj się lub wejdź przez FB

  1. Marzena #2986645 | 10.10.*.* 16 paź 2020 01:34

    Szkoda takich ludzi. Cokolwiek by nie zrobili, to już do końca zostaną alkoholikami. Co gorsza, jest ryzyko, że potomstwo przejmie te złe nawyki i tak bez końca.

    odpowiedz na ten komentarz

  2. małomiasteczkowy #2974652 | 5.173.*.* 20 wrz 2020 11:12

    Większość tej inteligencji wykształconej pije w samotności z oczywistych względów.

    Ocena komentarza: warty uwagi (1) odpowiedz na ten komentarz

  3. Czytelnik #2974627 | 95.49.*.* 20 wrz 2020 09:52

    Zrobiłaś pierwszy krok terapia. Każda terapia się kiedyś kończy. Poszukaj osób które nie piją, a znajdziesz ich w AA. Nie wstydź się uzależnienia. Lepiej być w AA niż samotnie przeżywać emocje w samotności. A co ludzie powiedzą miej to gdzieś. Ważna jesteś Ty przecież robisz to dla siebie a nie dla ludzi. Życzę ci ,,POGODY DUCHA" na każdy dzień w trzeźwości.Nie jest istotne czy nie pijesz 9 miesięcy czy 9 lat ważne że nie pijesz dzisiaj !!!

    Ocena komentarza: warty uwagi (3) odpowiedz na ten komentarz

  4. Sloma #2974388 | 10.10.*.* 19 wrz 2020 14:53

    Nałóg alkoholowy jak i każdy inny niełatwo porzucić, dopiero gdy uzależniony tego chce to jest jakaś szansa na wygranie z chorobą. Ale taka chęć zmiany niewiele pomoże gdy po terapii wracamy "na stare śmieci" gdzie z pewnością będą się tej osobie przypominać "miłe chwile" na fazie i będzie często myślał/a nad powrotem do nałogu, chociaż na 1 raz i z planem braku powrotu do tego, a kończy się zbyt częstym sięganiem po używkę. No i trzeba mieć trochę zaparcia aby szybko nie stracić ochoty na zmiany. Także to nie taka łatwa sprawa, idealnie by było zmienić otoczenie i znajomych na niepijących, ale teraz każdy prawie ma jakiś nałóg, ja np. nie piję alkoholu ale palę :)

    Ocena komentarza: warty uwagi (3) odpowiedz na ten komentarz

  5. yas #2974351 | 178.200.*.* 19 wrz 2020 13:46

    Zycze pani wytrwalosci.Zycie bez alkoholu nabiera pieknych,prawdziwych barw.Jestem suchym alkoholikiem od 17-tu lat.Powodzenia

    Ocena komentarza: warty uwagi (11) odpowiedz na ten komentarz

Pokaż wszystkie komentarze (8)