Ranne zwierzęta. Dlaczego tak mało osób reaguje na ich cierpienie?
2020-08-29 18:10:23(ost. akt: 2020-08-28 12:28:00)
Każdego dnia na polskich drogach dochodzi do wielu wypadków z udziałem zwierząt. Wiele z nich ponosi śmierć na miejscu. Niestety te, które nie mają tyle szczęścia, godzinami konają w męczarniach...
Teoretycznie osoba, która potrąciła zwierzę, ma obowiązek udzielić mu pomocy. Jeśli tego nie zrobi, może zostać ukarana aresztem lub grzywną w wysokości nawet 5 tysięcy złotych. Jednak wiele osób po prostu odjeżdża. Trudno jest bowiem wyegzekwować skuteczne udzielenie pomocy zwierzęciu, jeśli nie wiadomo, do kogo sprawca zdarzenia ma się po nią zwracać. Również świadkowie takiego zdarzenia lub osoby, które znajdą ranne zwierze na poboczu, często nie wiedzą, jak właściwie postępować.
Znajdując martwe lub chore zwierzę, można zadzwonić do referatu odpowiedzialnego za ochronę środowiska. Rady gmin zobowiązane są co roku uchwalić program opieki nad bezdomnymi zwierzętami oraz powinny mieć podpisaną umowę z lekarzem weterynarii, który zapewni możliwość dojazdu do zwierzęcia rannego lub chorego i udzielenia mu niezbędnej pomocy. Jednak telefon w tym przypadku odbiorą tylko w godzinach pracy urzędu, a wypadki często mają miejsce po zmroku. Wtedy najlepiej wybrać numer 112. Opiszcie zdarzenie i miejsce znalezienia zwierzęcia. Po przyjęciu zawiadomienia, dyżurni przydzielą odpowiednie służby, które zajmują się tego typu sprawami na danym terenie. Najprawdopodobniej sprawa trafi do regionalnego Centrum Zarządzania Kryzysowego.
Kiedy już powiadomimy służby, dalej wszystko dzieje się poza nami. Jeśli nie jesteśmy w stanie zabezpieczyć zwierzęcia i przewieźć go do najbliższej czynnej lecznicy weterynaryjnej, to nic więcej zrobić nie możemy.
Problem polega jednak na tym, że często osoby, które chcą udzielić tej pomocy, pomimo wykonania telefonu nie widzą żadnej reakcji ze strony służb.
Odezwała się do nas czytelniczka i opowiedziała o zdarzeniu, które miało miejsce w Jezioranach.
— Jadąc ze znajomymi koło godziny 22 w piątek, zauważyłam na drodze kota. Siedział skulony na przeciwległym pasie. Niewiele myśląc zawróciłam i zatrzymałam się przed nim i wysiedliśmy z auta, żeby znieść go na pobocze na koc. Okazało się, że kot jest potrącony i ma ranę na głowie. Ja zajęłam się opatrzeniem w miarę możliwości tej rany, a jeden ze znajomych zaczął dzwonić po różnych schroniskach. Niestety było już późno i nikt nie odbierał, więc zdecydowaliśmy, że zadzwonimy na policję — opowiada pani Sara. — Dyspozytor zapewnił nas, że ktoś do nas przyjedzie. Po około 30 minutach zadzwonił pan z komisariatu i powiedział że oni nie są rozliczani za takie wyjazdy i nikt do nas nie przyjedzie. Zasugerował żebyśmy my zabrali kota. Oczywiście się nie zgodziliśmy, ponieważ byliśmy tylko na weekend i nie mieliśmy gdzie go zabrać — kontynuuje.
I dodaje: — Ta cała sytuacja trwała około 2 godzin i oczywiście nikt do nas nie przyjechał. Przyszedł tylko jakiś pan, niby z gminy, i zabrał kota, twierdząc, że przenocuje go do poniedziałku na przyczepce pod domem. Chciałam wziąć od pana numer telefonu, jakiś kontakt, żeby się dowiedzieć, co dalej z kociakiem. Oczywiście pan nie dał mi numeru, tylko prawie uciekł z tym kotem w wiaderku...”.
— Jadąc ze znajomymi koło godziny 22 w piątek, zauważyłam na drodze kota. Siedział skulony na przeciwległym pasie. Niewiele myśląc zawróciłam i zatrzymałam się przed nim i wysiedliśmy z auta, żeby znieść go na pobocze na koc. Okazało się, że kot jest potrącony i ma ranę na głowie. Ja zajęłam się opatrzeniem w miarę możliwości tej rany, a jeden ze znajomych zaczął dzwonić po różnych schroniskach. Niestety było już późno i nikt nie odbierał, więc zdecydowaliśmy, że zadzwonimy na policję — opowiada pani Sara. — Dyspozytor zapewnił nas, że ktoś do nas przyjedzie. Po około 30 minutach zadzwonił pan z komisariatu i powiedział że oni nie są rozliczani za takie wyjazdy i nikt do nas nie przyjedzie. Zasugerował żebyśmy my zabrali kota. Oczywiście się nie zgodziliśmy, ponieważ byliśmy tylko na weekend i nie mieliśmy gdzie go zabrać — kontynuuje.
I dodaje: — Ta cała sytuacja trwała około 2 godzin i oczywiście nikt do nas nie przyjechał. Przyszedł tylko jakiś pan, niby z gminy, i zabrał kota, twierdząc, że przenocuje go do poniedziałku na przyczepce pod domem. Chciałam wziąć od pana numer telefonu, jakiś kontakt, żeby się dowiedzieć, co dalej z kociakiem. Oczywiście pan nie dał mi numeru, tylko prawie uciekł z tym kotem w wiaderku...”.
Jeśli widzimy ranne lub chore zwierzę, nie bójmy się zadzwonić na całodobowy numer alarmowy 112 lub na policję 997.
Inna sytuacja miała miejsce tydzień temu.
— Moja kuzynka znalazła potrąconego psa w rowie. Zgłosiła to na policję, ale w ciągu 2 godzin nikt nie przyjechał po psa, tylko były pretensje z gminy, że robi aferę o jakiegoś „kundla”. Powiedziano jej, że pani, która powinna go zabrać nie mieszka już na terenie gminy, więc nie przyjedzie po niego. W ostateczności przyjechał syn weterynarza podległego i zabrał psa — opowiada czytelniczka.
Jeśli zadzwonimy na numer alarmowy, będąc świadkiem wypadku człowieka, to służby przyjeżdżają niemal natychmiast. W przypadku zwierząt wygląda to nieco inaczej... W takich sytuacjach często górę biorą emocje. Nie dość, że chcemy pomóc, to jeszcze na każdym kroku zderzamy się ze ścianą. Jednak procedury są tylko procedurami. Ważne, żeby nie przechodzić obok tego problemu obojętnie.
Pamiętajmy, że w większości przypadków potrącone zwierzęta da się uratować. Im szybciej przyjdzie pomoc, tym większe szanse na ich przeżycie. Dlatego jeśli widzimy ranne lub chore zwierzę, nie bójmy się zadzwonić na całodobowy numer alarmowy 112 lub na policję 997. W Olsztynie pomóc może również straż miejska dostępna pod numerem 986.
Milena Siemiątkowska
Czytaj e-wydanie
Gazeta Olsztyńska zawsze pod ręką w Twoim smartfonie, tablecie i komputerze. Codzienne e-wydanie Gazety Olsztyńskiej, a w piątek z tygodnikiem lokalnym tylko 2,46 zł.
Kliknij w załączony PDF lub wejdź na stronę >>>kupgazete.pl
Komentarze (10) pokaż wszystkie komentarze w serwisie
Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.
Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych
Zaloguj się lub wejdź przez
Mmma #2966328 | 5.173.*.* 31 sie 2020 01:27
Komentarz nisko oceniony. Kliknij aby przeczytać. Po niektórych komentarzach można tylko stwierdzić ludzie jeszcze długo muszą nauczyć się mądrości.
Mrągowianin #2966301 | 83.31.*.* 30 sie 2020 22:04
Ok załóżmy jest ustawa by zorganizować służbę ratowania zwierząt całodobową. Pytam się, kto będzie dla takiej służby płacił by ją utrzymywać? W każdym mieście - gminie przynajmniej jeden taki urząd z trzema zmianami? To są ogromne koszta. Cy te panie i obrońcy zwierząt zastanowili siś co proponują? I załóżmy tak psi karetka pędzi na sygnale do pieska i powrót na sygnale. Tylko pytam się gdzie ta pia karetka tym psem rannym pędzi? Może do szpitala pełniącego ostry dyżur? A może wy paniusie z tego artykuliku sfinansujecie te jednostki ratowania zwierząt? Powodzenia panie w działalności psiej.
Ocena komentarza: warty uwagi (14) odpowiedz na ten komentarz pokaż odpowiedzi (4)
Czytelniczka #2966239 | 82.139.*.* 30 sie 2020 18:24
Komentarz nisko oceniony. Kliknij aby przeczytać. Dziękuje bardzo za opublikowanie artykułu.. nam tylko nadzieje, ze dotrze do wielu osób i nie będą przechodzić obojętnie..
zenon #2966099 | 83.9.*.* 30 sie 2020 11:20
"Jeśli zadzwonimy na numer alarmowy, będąc świadkiem wypadku człowieka, to służby przyjeżdżają niemal natychmiast. W przypadku zwierząt wygląda to nieco inaczej." Nie normalnie nie wierzę że ktoś napisał takie bzdury Czy autor artykułu zastanowił się nad taką sytuacją że jego bliski zostanie poszkodowany w wypadku a na pomoc musi czekać bo służby pojechały sobie do rannego pieska czy kotka? Nie zawracajmy głowy policji czy strażakom takimi rzeczami Oni są od innych spraw
Ocena komentarza: warty uwagi (29) odpowiedz na ten komentarz pokaż odpowiedzi (1)
Nikt #2966056 | 37.30.*.* 30 sie 2020 10:15
Komentarz nisko oceniony. Kliknij aby przeczytać. Życzę tym ludziom, którzy nie szanują życia zwierząt, żeby umierali w męczarniach, na ulicy, bez bliskiej osoby. Miarą inteligencji człowieka jest to, jak traktuje zwierzęta. Jeśli chodzi o koszty, to na pewno ich stać na fajki i piwko, czasami może na tanią dziwkę, a nie potrafią pochylić się nad chorym lub umierającym zwierzątkiem. Może to nie ma większego znaczenia, ale gardzę takimi ludźmi, to samolubne leniuchy. Każde życie jest ważne, nie można gatunku ludzkiego uznać za coś lepszego od zwierząt, one kochają całe swoje życie swojego przyjaciela, bezwarunkowo i nie chcą nic w zamian, w przeciwieństwie do ludzi, bardzo często zwierzęta są o wiele bardziej mądre od głupawego niby właściciela, jakby leżał człowiek też nic by nie zrobili. Zadzwonili by na 112 i spieprzyli, żeby w nic ich nie mieszać. Nie wiem, dlaczego ludzie tak zdziczeli, stali się nie czuli dla zwierząt, a co za tym idzie także ludzi. Ci ludzie, którym ich los jest obojętny nie wiedzą ile tracą i wyłącznie dla tego bardzo im współpracuje. Żałosne. m