Był sobie młyn…[ZDJĘCIA]
2020-07-19 16:10:23(ost. akt: 2020-07-17 10:59:26)
Nie wiedzieć czemu od wczesnego dzieciństwa nęciły mnie młyny. Majestatyczne i tajemnicze, z daleka takie niedostępne — z bliska, od wewnątrz pełne jakiegoś zapracowanego chaosu… Mieć taki młyn — niech pęknę! — na własność, zaszyć się w nim i odgrodzić od reszty świata…
Swoje zrobiły może wiatraki z olsztyneckiego Skansenu, do których prowadzana byłam od zarania żywota dość regularnie, a było to w czasach, gdy do większości obiektów można było zajrzeć, do upojenia penetrować wszystkie zakamarki i w ogóle wstęp był wolny. Chałupy były niskie i ciemne, kościółek wprawdzie klimatyczny, ale bardzo pusty — a holendry, zwłaszcza taki jeden na tyłach, to było coś! Przy nieco rzetelniejszym wietrze wszystko w nim się trzęsło i tajemniczo szumiało, wspólnie z dziadkiem odczytywaliśmy stare, w większości poblakłe już napisy na belkach, ścianach i resztkach sprzętu. Sprawdzaliśmy wszystkie zakamarki, zbieraliśmy na ubraniach tony starożytnego kurzu i oczywiście mąki. Myszy nie przeszkadzały mi wcale — jedna z moich dziwności polega między innymi nie tylko na braku lęku czy obrzydzenia do gryzoni, wręcz przeciwnie, ręce do myszy i szczurów pchają mi się tak samo chętnie, jak do szczeniaczka czy pięciu małych kotków. No, a młyn bez myszy — to w ogóle nie młyn!
Olsztynek jednak na wyciągnięcie ręki nie był, samochód albo pociąg wymagał asysty — zaczęłam domagać się jakiegoś młyna w większej bliskości miejsca zamieszkania. Mama wiedząc, że długo siły mojego charakteru nie wytrzyma, wpadła na pomysł genialny, bo łączył przyjemne z pożytecznym. Raz na dwa-trzy tygodnie odbierała mnie ze szkoły i obwieszczała wiadomość, od której po prostu dreszcz szczęścia wstrząsał całym moim jestestwem…
Mąka i magia
Olsztynek jednak na wyciągnięcie ręki nie był, samochód albo pociąg wymagał asysty — zaczęłam domagać się jakiegoś młyna w większej bliskości miejsca zamieszkania. Mama wiedząc, że długo siły mojego charakteru nie wytrzyma, wpadła na pomysł genialny, bo łączył przyjemne z pożytecznym. Raz na dwa-trzy tygodnie odbierała mnie ze szkoły i obwieszczała wiadomość, od której po prostu dreszcz szczęścia wstrząsał całym moim jestestwem…
— Idziemy dziś do młyna po mąkę — oznajmiała mi mianowicie i moje ruchy, zwyczajowo niedbałe i ślamazarne, nabierały raptem tempa mierzalnego wyłącznie przez aparaturę NASA, a podłoga szatni i całej szkoły natychmiast zaczynała parzyć pod stopami.
Biegłam do tego młyna na skrzydłach, godzinami mogłam sterczeć przy rampie i oglądać odbiór wielkich, upaćkanych mąką, lnianych worków, z których każdy na moje oko ważył przynajmniej dwie tony. Wleźć tam do środka i zwiedzić te wszystkie obsypane mąką piętra — to było marzenie najdziksze ze wszystkich. Zajrzeć na strych i do piwnic, obejrzeć dokładnie wszystkie elementy o wiele bardziej skomplikowanego mechanizmu mielącego niż w holendrze, a potem zajrzeć w pozostałe zakamarki i niechcący wystraszyć okoliczne myszy — dla takich chwil wtedy żyłam.
A na koniec kupowałyśmy z mamą mąkę do użytku domowego, tortową lub pszenną, w dwukilogramowym worku z papieru, zeszytym u góry bardzo charakterystycznym ściegiem. Potem samo rozpoczynanie nowego worka — to był cały rytuał, bo ścieg bardzo umiejętnie prułam, nici nawijałam na specjalną, do tego celu przeznaczona szpulkę, a worek, po opróżnieniu go z mąki do końca, służył potem jako mało wyszukany pojemnik na kruche ciastka. Owszem, nie brakowało nam ani pudełek drewnianych, ani metalowych, ani słoików, bombonierek czy innych kuchennych pojemników — ale tylko w tych workach po mące z olsztyńskiego młyna ciastka pozostawały kruche do ostatniego — nomen omen! — okruszka.
A wiele lat później, z pomocą brytyjskiego serialu pt. „Jonathan Creek” udowodniłam wszystkim niedowiarkom, że w młynie mieszkać można, a nawet można mieszkać w nim pięknie i przytulnie...
Młyn i spichlerz olsztyński to jedne z najstarszych kompleksów architektury przemysłowej w Olsztynie. Dziś ich adres to Partyzantów 33A — przed wojną znajdowały się przy ówczesnej Bahnhofstraße, czyli po prostu przy ulicy Dworcowej. Spichlerz, mieszalnia i suszarnia zboża powstały w 1924 r., a ich architekt był jednym z najbardziej cenionych wówczas w Allensteinie, nazywał się August Feddersen i zaprojektował też m.in. teatr i kościół franciszkanów, czyli obecną parafię pw. Chrystusa Króla przy Wyspiańskiego 4 w Olsztynie. Projektując budynki młyńskie, zastosował nawiązujący do architektury regionalnej tzw. mur pruski, który zmyślnie połączył z żelbetem.
O czym mowa?
Młyn i spichlerz olsztyński to jedne z najstarszych kompleksów architektury przemysłowej w Olsztynie. Dziś ich adres to Partyzantów 33A — przed wojną znajdowały się przy ówczesnej Bahnhofstraße, czyli po prostu przy ulicy Dworcowej. Spichlerz, mieszalnia i suszarnia zboża powstały w 1924 r., a ich architekt był jednym z najbardziej cenionych wówczas w Allensteinie, nazywał się August Feddersen i zaprojektował też m.in. teatr i kościół franciszkanów, czyli obecną parafię pw. Chrystusa Króla przy Wyspiańskiego 4 w Olsztynie. Projektując budynki młyńskie, zastosował nawiązujący do architektury regionalnej tzw. mur pruski, który zmyślnie połączył z żelbetem.
Nie bez znaczenia było położenie całego obiektu, a konkretnie bliskość dworca kolejowego — młyn bez przeszkód, wprost z kolejowej rampy przyjmował transporty zboża zwożonego do Allensteinu, a potem do Olsztyna koleją. Wcześniej w tym samym miejscu stały zabudowania znanej pod koniec XIX w. warmińskiej spółki produkcyjno-handlowej „d’Atton Ranch”. Sam młyn stanął na miejscu starego, drewnianego obiektu i w międzywojennym Allensteinie była to budowla nowoczesna, a także jedna z większych inwestycji przemysłowych. Inwestorem był lokalny przedsiębiorca Wronka, do którego należał także tartak przy Gartenstraße (czyli ul. Ogrodowej — dziś Knosały). Roboty ziemne i budowlane wykonała firma Pfeiffer, roboty ciesielskie firma Skibowski — obie działały w Allensteinie. Natomiast specjalistyczne prace przy konstrukcji żelbetowej powierzono firmie Wayss&Freitag z Królewca.
W 1931 r. młyn przeszedł w zarząd Warmińskiej Spółki Gospodarczej, która zajmowała się sprzedażą produktów rolnych i maszyn rolniczych. Kiedyś, przy samym chodniku stał niewielki budynek, który służył jako hala wystawiennicza dla maszyn przeznaczonych na sprzedaż. Maszyny naprawiano też przy młynie, na miejscu, w sąsiadującym z nim warsztacie.
A tak naprawdę cały zespół zabudowań młyńskich, do których tak gnało mnie w dzieciństwie, był częścią niewielkiej, przedwojennej dzielnicy przemysłowej, która działała sobie w najlepsze w okolicach dzisiejszego ronda Bema. Gdzieś na podwórkach między ulicami Partyzantów i Kopernika, która — taka ciekawostka — przed wojną też nazywała się Kopernikus-Straße — stały zabudowania należącej do Karla Kuehna fabryczki kamienia sztucznego. Wojennej pożogi nie przetrwały pawilony gospodarcze sąsiadujące z młynem, ale sam młyn ocalał i po wojnie, jeszcze jesienią 1945 r., został upaństwowiony i ponownie uruchomiony, by już pod polskim szyldem nadal mielić mąkę.
Architektonicznie silos ma konstrukcję żelbetową, pięciokondygnacyjną, przekrytą mansardowym dachem, w którego wyższej połaci umieszczono lukarny. Cały dach zwieńczony jest dodatkowo małą jednokondygnacyjną tzw. nastawą, też przekrytą osobnym łamanym dachem, ale już bez lukarn. Do przyziemia silosu przylega rampa towarowa — w czasach mojego dzieciństwa wiele — oj wiele — się na niej działo…
Z kolei spichlerz to niewielki, dostawiony do silosu od strony zachodniej budynek, w którym odbywał się załadunek ziarna. Ma jedną kondygnację i poddasze o konstrukcji szachulcowej. W jego południowej elewacji widać modernistyczny szczyt schodkowy, w którym kiedyś zainstalowano żuraw do wciągania worków ze zbożem.
Smutne jest to, że parę innych zabudowań z dawnego kompleksu młyna dziś już nie istnieje. Po 1945 r. rozebrano choćby parterowy, kryty wielopołaciowym dachem budynek, w którym przed wojną była maszynownia. Niestety, nie zachowało się też historyczne wyposażenie techniczne młyna — na początku lat 70. XX w. ówczesny zarządca wymienił je na nowsze i nowocześniejsze, produkcji NRD — do młyna przyjechały wtedy nowe mlewniki, odsiewacze i podnośniki. Do dziś możemy za to na parterze podziwiać nieźle zachowane pozostałości drewnianych zsypów komór zbożowych.
Co będzie…?
Niestety, mimo niewątpliwej wartości historycznej i obiektywnego piękna, mimo usytuowania w bardzo dogodnym miejscu na mapie Olsztyna i wciąż solidnych ścian — młyn nie cieszy się zainteresowaniem potencjalnych nabywców. Pomysłów i inwencji na to, jak budynki młyna i spichlerza wykorzystać wprawdzie nie brak: ktoś chciał przebudować je na hotel, a inny wymarzył sobie ściankę wspinaczkową — ale nic z tego nie wyszło. Nie wyszła też apteka i przychodnia lekarska…
— Pracownicy Wojewódzkiego Urzędu Ochrony Zabytków w Olsztynie w ciągu ostatnich lat nie prowadzili spraw związanych z budynkiem młyna przy ul. Partyzantów 33A w Olsztynie — mówi Bartłomiej Skrago, rzecznik WUOZ. — Właściciele zabytku nie podejmują żadnych inicjatyw inwestycyjnych dotyczących zmiany sposobu użytkowania budynku i przystosowania go do nowych funkcji. W ciągu ostatnich dziesięciu lat w budynku prowadzone były drobne roboty budowlano-remontowe, polegające na zabezpieczeniu budynku przed czynnikami atmosferycznymi, ale dzięki temu też Wojewódzki Konserwator Zabytków nie miał powodów wydawania decyzji nakazujących przeprowadzenia takich prac. Zgodnie z przepisami ustawy o ochronie zabytków, organ konserwatorski, poprzez kontrole, zalecenia pokontrolne i decyzje nakazujące, ma obowiązek mobilizowania właścicieli obiektów zabytkowych do prowadzenia, gdy jest to konieczne, prac mających na celu zabezpieczenie zabytku oraz odtworzenie jego zniszczonych elementów. Konserwator nie może jednak wymagać zmiany sposobu użytkowania czy prowadzenia w budynku jakiejś działalności. Co prawda organ konserwatorski wydaje w formie decyzji pozwolenia na prace inwestycyjne przy zabytkach, ale inicjatywa i pomysł inwestycyjny musi wyjść od właściciela…
Kiedy idę w kierunku młyna od strony ul. Limanowskiego, wciąż widzę napis: „Z naszej mąki uda ci się każdy wypiek”. Poblakły jest i wyszczerbiony — środkowej części nie ma w ogóle, ale zapewniam, że cytuję wiernie. Bo wciąż pamiętam młyn, który tętnił życiem, mielił i sprzedawał mąkę, z której dobre gospodynie z pewnością zagniatały swojski makaron i wszystkie rodzaje pierogów, z której piekły pyszne ciasta, a może nawet chleb… Szkoda, że młyn stoi, niszczeje, a większość mijających go ludzi w ogóle nie przejmuje się losem tych budynków, które po prawie już wieku na dobre wrosły w krajobraz Olsztyna. Nawet myszy mi szkoda — bo zabawa pomiędzy tymi niezliczonymi workami zboża i mąki na wszystkich piętrach i młyna, i spichlerza musiała być przednia. A tak co? Poszły sobie gdzieś w świat…
Magdalena Maria Bukowiecka
Komentarze (15) pokaż wszystkie komentarze w serwisie
Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.
Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych
Zaloguj się lub wejdź przez
M. #2951997 | 193.188.*.* 24 lip 2020 08:16
Raz w latach 90 kupiłam dwa kilogramy mąki żytniej z tego młyna- był wtedy taki kiosk opodal młyna. Po upieczeniu w domu chleba okazało się, że chleba nie da się zjeść z powodu domieszki piasku. Czyżby były to zmiotki z posadzki zapakowane do sprzedaży , tego nie wiem. Z powodu dużej odległości nie reklamowałam produktu ale jeśli takie niedbalstwo było powszechną wtedy praktyką w tym młynie, to nie dziwię się, że upadł. I dodam, że nie były to przypadkowe ziarenka piasku ale po przyjrzeniu się zawartości pozostałej po wypieku w torebce, była to "regularna" mieszanka z mąką. Powinna się nazywać"mieszanka Kopciuszka".
Ocena komentarza: warty uwagi (1) odpowiedz na ten komentarz
Mazurka #2950700 | 37.30.*.* 21 lip 2020 08:33
I ten zapach mielonego zboża,szkoda że to minęło
Ocena komentarza: warty uwagi (5) odpowiedz na ten komentarz
Szkoda #2950510 | 82.139.*.* 20 lip 2020 18:41
A już myślałem, że doczekamy się na Warmii porządnego kasyna z klubem go-go, a tu guzik z pętelką...
Ocena komentarza: warty uwagi (2) odpowiedz na ten komentarz
sorte #2950344 | 37.108.*.* 20 lip 2020 11:36
Tam znaleziono zwłoki parę lat temu.
Ocena komentarza: poniżej poziomu (-3) odpowiedz na ten komentarz
mam prośbę #2950341 | 31.60.*.* 20 lip 2020 11:22
Mam prośbę. Na posesji sąsiadującej z młynem stał budynek mieszkalny 2 piętrowy (Partyzantów 33). Budynek został rozebrany by wykonać podjazd do nowego żelbetowego wiaduktu (poprzedni wiadukt był obok i nazywano go żelaznym mostem). Jeżeli ktoś posiada zdjęcie(a), na którym jest chociaż fragment tego budynku mieszkalnego to proszę o SMS na tel. 697 168 458. Będę wdzięczny.
Ocena komentarza: warty uwagi (5) odpowiedz na ten komentarz