W szpitalu czułam się jak w domu!

2020-02-16 16:03:34(ost. akt: 2020-02-14 14:42:17)
Helena Świto: Niczego w życiu nie odkładałam, starałam się wszystko robić na bieżąco

Helena Świto: Niczego w życiu nie odkładałam, starałam się wszystko robić na bieżąco

Autor zdjęcia: Agnieszka Deoniziak

Pamięta pierwszych pacjentów szpitala, którzy teraz są już dziadkami. Pamięta kolejki pracowników ustawiających się po wypłaty przed szpitalną kasą. Helena Świto przepracowała w szpitalu dziecięcym w Olsztynie aż 54 lata, w tym 15 jako emerytka!
Helena Świto wychowywała się w Tomaszkowie pod Olsztynem. W tamtych latach to była mała warmińska wioska. Po ukończeniu szkoły podstawowej dojeżdżała do liceum do Olsztyna. Zrobiła tzw. małą maturę, a gdy przepisy się zmieniły, zdała prawdziwą maturę. Wówczas Urząd Wojewódzki wysłał ją do szpitala dziecięcego przy ul. Wyspiańskiego z informacją, że buduje się nowa siedziba szpitala przy ul. Żołnierskiej i będą potrzebni pracownicy.

— Skończyłam kurs na referentkę medyczną, czyli odpowiedniczkę dzisiejszej sekretarki medycznej — opowiada pani Helena. — Zetknęłam się wtedy z zapleczem służby zdrowia. To wszystko bardzo mnie ciekawiło. Poznałam wielu nowych ludzi, a 7 lutego 1968 roku przywieziono pierwszych pacjentów na oddział laryngologiczny, gdzie pracowałam jako referentka. Pamiętam, jak je wszyscy przyjmowaliśmy do szpitala, jak je — płaczące — tuliłam do siebie... Pewnie bym je tak tuliła cały dzień, ale ktoś z przełożonych powiedział, że powinnam przede wszystkim wykonywać swoją pracę. Przykro było patrzeć, jak dzieci zostają w oddziale chore, bez rodziców. Wówczas rodzice nie mogli przebywać z dziećmi całą dobę w szpitalu, jak to jest teraz.

Pani Helena była referentką medyczną w różnych oddziałach szpitalnych, w zależności od potrzeb. W międzyczasie wyszła za mąż, urodziła troje dzieci. Gdy dzieci trochę podrosły i wróciła do pracy. Zaproponowano jej zatrudnienie w księgowości.
— Praca też była ciekawa, a ja otrzymałam dużo ciepła od ludzi Czułam się tam jak w drugim domu! — wspomina. — Pierwsza praca to jak pierwsza miłość! Zawsze czułam się tu dobrze.

Było mi bardzo miło, ze tak dużo osób przyszło się ze mną pożegnać, gdy odchodziłam z pracy. Tyle miłych słów usłyszałam pod swoim adresem!
W księgowości przeszła wszystkie stanowiska. Początkowo rozliczała magazyny żywnościowe, potem przez wiele lat naliczała płace. Później prowadziła tzw. środki trwałe.
— Najtrudniejszym czasem w pracy była dla mnie denominacja, gdy należało przeksięgować cały majątek szpitalny — wspomina. — Potem przez jakiś czas pracowałam w kasie. Musiałam zorganizować wypłaty dla ponad 500 pracowników. Odliczałam każdemu właściwą sumę z listy płatniczej, kopertowałam pieniądze. Ludzie nie mieli wtedy założonych kont w banku. Musiałam pobrać pieniądze z banku, a początkowo nie było konwoju. Nosiłam je w torbach, podobnie jak nadmiar kasowy, który też musiałam oddawać do banku. Bałam się wozić pieniądze autobusami w torbach. Czasem wkładałam je do kieszeni, do rękawiczek. To była bardzo odpowiedzialna praca — podkreśla.

I dodaje: — Pamiętam, jak ludzie stali w kolejce do kasy po wypłatę. Kasy były ciężkie, ważyły po 900 kilogramów. Klucze do nich miały ponad 20 cm długości. Trzeba było mieć siłę, żeby takie kasy otworzyć. Zdarzało się, że w dniu wypłaty poszłam już do domu, zamknęłam wszystko, a ktoś spóźnialski dzwonił i prosił, żebym wracała. Szkoda mi było ludzi, więc wracałam...

Pani Helena godziła pracę zawodową z wychowywaniem dzieci. A jeszcze dodatkowo zajmowała się szyciem ubrań, nie tylko dla rodziny, ale też dla koleżanek z pracy. Współpracownicy znają również jej zdolności kulinarne. Wielokrotnie przynosiła do pracy tak pyszne ciasta, że nie sposób było sobie odmówić chociaż kawałeczka. Skąd czerpała na to wszystko siły?
— Kiedyś ludzie byli biedniejsi, dlatego dążyli do czegoś. Nie czekali, że ktoś poda, że ktoś zrobi — odpowiada po krótkim namyśle. — Teraz wszystko jest w zasięgu ręki, nawet chleb jest pokrojony. Starałam się być dla innych życzliwa, ale to samo od innych ludzi odbierałam.

Gdy pani Helena przeszła na emeryturę, zajęła się w szpitalu prowadzeniem kasy zapomogowo-pożyczkowej i ubezpieczenia pracowników. Przepracowała na emeryturze jeszcze 15 lat!
— Bardzo lubię pracować z ludźmi — podkreśla. — A jeszcze jak się komuś pomoże i druga osoba się cieszy, to jest największa radość. Było mi bardzo miło, ze tak dużo osób przyszło się ze mną pożegnać, gdy odchodziłam z pracy. Tyle miłych słów usłyszałam pod swoim adresem! To było bardzo wzruszające.

Co planuje robić na tej prawdziwej emeryturze, już bez pracy zawodowej? Na pewno nie będzie nadrabiać żadnych zaległości, bo... ich nie ma!
— Niczego w życiu nie odkładałam, starałam się wszystko robić na bieżąco — w pracy, z rodziną, ze znajomymi — wyznaje. — Mam troje wnucząt i półrocznego prawnuka. A od 40 lat mam działkę i domek rodzinny w szeregowcu, też z ogródkiem, więc pracy mam pod dostatkiem. Praca też daje radość i satysfakcję.

Agnieszka Deoniziak


Czytaj e-wydanie
Gazeta Olsztyńska zawsze pod ręką w Twoim smartfonie, tablecie i komputerze. Roczna prenumerata e-wydania Gazety Olsztyńskiej i tygodnika lokalnego tylko 199 zł.

Kliknij w załączony PDF lub wejdź na stronę >>>kupgazete.pl