Iwona Bolińska-Walendzik: Wszystko się zmienia. Warto to uwieczniać [ROZMOWA]

2020-01-05 10:20:00(ost. akt: 2020-01-03 19:05:16)
Iwona Bolińska-Walendzik

Iwona Bolińska-Walendzik

Autor zdjęcia: Łukasz Czarnecki-Pacyński

Iwona Bolińska-Walendzik, znana w Olsztynie kuratorka wystaw w Galerii Stary Ratusz WBP, jest doktorem sztuk plastycznych. Od jakiegoś czasu odczuwa jednak potrzebę pracy literacko-reporterskiej. Właśnie wydała swoją pierwszą książkę.
W siedzibie Wojewódzkiej Biblioteki Publicznej, gdzie Iwona Bolińska-Walendzik pracuje, odbył się niedawno jej pierwszy wieczór autorski. Wydany właśnie zbiór reportaży-opowieści pt. „Five o’clock in Olsztyn” jest debiutem olsztyńskiej malarki i poetki.

— Podtytuł książki brzmi: „Historia pewnego domu”, a nie „pewnych domów”, o których mowa w tej książce...
— Po pierwsze, „Historia pewnych domów” brzmiałaby znacznie gorzej. A po drugie — każda opowieść jest indywidualna i intymna, każdy z moich rozmówców opowiada tu o swoim własnym „home”, dla każdego innym.

— Zaczęło się od...
— Najbliższego sąsiedztwa. Mieszkam na osiedlu nad Jeziorem Długim, które jest wymarzonym miejscem do życia. Od kiedy je odkryłam, chciałam tam zamieszkać i udało się. Książka zaczyna się od opowieści mojej sąsiadki Anny Korwek, która mieszkała w tym domu od 1948 roku. Kiedy rozmawiałyśmy, miała 90 lat. Dwa lata później odeszła z tego świata.

— Co skłoniło cię do rozpoczęcia tego rodzaju pracy?

— Lubię odwiedzać znajomych, obserwować, jak żyją. Pomyślałam, że każda z ich opowieści jest na tyle interesująca, że warto ją zapisać. Jest świadectwem czasu, miejsca. Stąd pomysł, żeby to zachować. Już w roku 2016 te opowieści zaczęły pojawiać się w piśmie kulturalno-literackim „Variart”.

— A czy miało z tym jakiś związek twoje wykształcenie plastyczne?
— Od początku lat dwutysięcznych przywoziłam z różnych wojaży inspiracje malarskie, dzięki którym powstawały potem batiki. Takie jak np. cykl „Opowieści romańskie” czy „Ze światłem w tle”. W latach 2013-14 realizowałam z kolei projekt fotograficzny „Five o’cklock in Olsztyn”. Był to bardzo nietypowy „spacer po Olsztynie” fotografowanym z okien mieszkań moich znajomych. Potem poszłam o krok dalej, zaczęłam pisać i tak doszłam do książki pełnej olsztyńskich opowieści.

— Pracując w Wojewódzkiej Bibliotece Publicznej przy organizacji wystaw nie porzuciłaś jednak własnej twórczości artystycznej...
— Staram się być aktywnym twórcą. Już za kilka miesięcy będę miała swoją kolejną wystawę w Galerii Amfilada. Natomiast kiedy otwierają się nowe możliwości działania, to warto z nich skorzystać. Wciąż czuję się przede wszystkim plastykiem, może bogatszym o nowe doświadczenia, tym razem związane ze słowem pisanym.

— A co dalej? Czy masz jakieś kolejne plany reporterskie? A może nawet pisarskie?
— Szczerze mówiąc, w moich planach zupełnie innego rodzaju książka miała być tą pierwszą, wydaną drukiem. To miały być moje prozy poetyckie, częściowo opublikowane w „Borussii”. Teraz jednak moja wyobraźnia kieruje mnie już w inne obszary poszukiwań twórczych. Ale czy powstanie z tego kolejna większa publikacja... zobaczymy.

— Czy to będą także opowieści o różnych miejscach, czy też może bardziej o ludziach w tych miejscach?
— To zawsze będzie w jakiś sposób opowieść o ludziach, ale punktem wyjścia będzie prezentacja kolejnego interesującego miejsca.

Wieczór autorski w WBP: J.Wilengowska i I.Bolińska-Walendzik.

— Kiedy już wykona się, czasem naprawdę czasochłonną pracę przy zbieraniu materiałów, a potem opracuje je do publikacji, trzeba jeszcze znaleźć pieniądze na tę publikację...
— Tym razem Stowarzyszenie „Nasze Jakubowo” napisało projekt do Urzędu Miasta w Olsztynie i udało mu się pozyskać pieniądze na wydanie „Five o’clock in Olsztyn”. Partnerem wydania jest także Wojewódzka Biblioteka Publiczna w Olsztynie. Chciałabym w tym miejscu podziękować wszystkim, którzy otworzyli przede mną swoje drzwi i opowiedzieli mi o sobie i swoim domu. Dziękuję też Tomkowi Ratajczakowi za jego pomoc przy złożeniu książki do druku. Wprawdzie sama jestem plastykiem, ale trochę trudno robić wszystko własnymi rękami. To również Tomek — myśląc o okładce — zasugerował, żeby umieścić na niej starą mapę Olsztyna. Znalazłam w zbiorach naszej biblioteki mapę z 1946 roku i jej reprodukcja weszła do publikacji.

— Widać na tej mapie, rysowanej jeszcze ręcznie, że dzisiejszy Urząd Marszałkowski to dawna dyrekcja PKP, a aleja Piłsudskiego nazywała się wtedy aleją Zwycięstwa. Dzisiejszy Urząd Wojewódzki to z kolei dawny Urząd Bezpieczeństwa Publicznego przy ulicy Stalina.
— Wiele się zmieniło od czasu wydania tej mapki. Olsztyn się rozrósł i ciągle rośnie. Wiele ulic zmieniło nazwy, wiele budynków zmieniło przeznaczenie. W książce jest wiele opowieści mówiących właśnie o tym. Na przykład jedna z bohaterek mieszka teraz na ulicy Radiowej, ale przedtem była to ulica Lumumby, a w latach tużpowojennych Działdowska. Wszystko się zmienia i warto to w jakiś sposób uwieczniać.

Łukasz Czarnecki-Pacyński


Czytaj e-wydanie
Gazeta Olsztyńska zawsze pod ręką w Twoim smartfonie, tablecie i komputerze. Roczna prenumerata e-wydania tylko 199 zł.

Kliknij w załączony PDF lub wejdź na stronę >>>kupgazete.pl


Komentarze (1) pokaż wszystkie komentarze w serwisie

Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.

Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych

Zaloguj się lub wejdź przez FB

  1. Ai #2844667 | 88.156.*.* 5 sty 2020 14:08

    W moim HOME jest mi dobrze ale czy nie można mówić po polsku? Dziś każdy chce być na czasie i jest love. home, smart

    Ocena komentarza: warty uwagi (7) odpowiedz na ten komentarz