To co dajesz innym, wraca do ciebie!

2019-12-26 08:22:00(ost. akt: 2019-12-24 11:12:20)
Marcel z rodzicami

Marcel z rodzicami

Autor zdjęcia: Zbigniew Woźniak

Dobro wraca. Banał? Niekoniecznie. O tym, że warto pomagać, bo dobro wróci to do nas ze zdwojoną siłą, przekonali się nasi bohaterowie. "Gazeta Olsztyńska" nie jest obojętna na los pokrzywdzonych. Pomogliśmy wielu osobom.
Magda Wołoszyn, właścicielka salonu kosmetycznego z Olsztyna nie potrafi przejść obojętnie obok potrzebujących. Niestety, kilkakrotnie padła ofiarą oszustów. Dlatego kiedy zgłosiła się do niej okradziona kobieta, przez chwilę miała wątpliwości, czy jej pomóc. A to dlatego że niejednokrotnie jej ufność i wiara w ludzi została wykorzystana. Do dziś w jej rodzinie krąży anegdota, jak bezdomnemu siedzącemu pod blokiem zrobiła kanapki, a ten ją zaatakował kulami. Pani Magda przyzwyczaiła się, że co i rusz ktoś wpada do jej salonu i wyciąga rękę z prośbą o pomoc lub pożyczkę... Tak było i teraz.

— Kobieta, która pojawiła się w moim salonie, poprosiła mnie o pożyczenie 10 zł — wspomina. — Powiedziała, że przyjechała ze Szczytna do lekarza i że w przychodni ją okradziono. Nie miała torebki, dokumentów, portfela z pieniędzmi. Nie miała jak wrócić do domu, bo straciła także kartę kodową, nie mogła więc skorzystać z auta.

Chodziło tylko o 10 zł. Wiedziałam, że nie zbiednieję, jeśli nawet bezpowrotnie stracę tę kwotę, ale z drugiej strony nie chciałam dać się już nabrać. Jednak postanowiłam, że pomogę. Kobieta zarzekała się, że na drugi dzień rano odda 10 zł. Jednak nie stawiła się o umówionej godzinie. Pani Magda pogodziła się z tym, ze znów została oszukana. Kiedy przystąpiła do robienia zabiegu, okazało się, że kobieta zjawiła się w jej salonie kosmetycznym.

— Byłam zajęta, nie mogłam odejść od klientki — opowiada. — Ta pani postawiła elegancką torebkę prezentową, pożegnała się i wyszła.
Kiedy pani Magda skończyła zabieg, zajrzała do torebki. Znalazła w niej bardzo dobry likier i zawinięte banknoty. – To było 200 zł — nie kryje emocji. — Nie wiem, jak ta kobieta się nazywała. Wyszła szybko i nie zdążyłam jej nawet podziękować. Na moim przykładzie widać, że dobro wraca.

Historia Kamili Jońskiej jest wyjątkowa. To 19- latka z Olsztyna, która pracuje jako sprzedawca. Wrażliwa, empatyczna i czuła na ludzką krzywdę starała się pomagać innym jak umiała. Dodawała otuchy tym, którzy potrzebowali rozmowy czy pocieszenia. Kiedy uczęszczała do szkoły zawodowej, w jej życiu pojawiły się problemy. Kamila nie chce jednak o nich mówić głośno.

— Chcę opowiedzieć o osobach, które pomogły mi przetrwać ten trudny czas — opowiada. — Jedną z nich jest psycholog, pani Dorota Kułakowska Pocieszała mnie kiedy trzeba, broniła i dodawała wsparcia. Mimo że skończyłam już szkołę, to nadal mamy kontakt. Zawsze mogę na nią liczyć. Na mojej drodze pojawiła się także pedagog Grażyna Kurmin. To wspaniała i ciepła osoba, która dodaje mi otuchy w trudnych chwilach.

Pani Kamila skontaktowała się z redakcją „Gazety Olsztyńskiej”, żeby móc podziękować tym osobom na na naszych łamach. — Są naprawdę wyjątkowe — podkreśla. — A ja obiecuję, że postaram się być tak sam dobra, jak one.

O tym, że warto pomagać przekonała się także Ewa Jackowska, pielęgniarka z Wojewódzkiego Szpitala w Olsztynie. W zawodzie jest już 24 lata. Pracuje na oddziale chirurgii naczyniowej. Mimo że codziennie parzy na rany, amputacje, a czasem nawet na zgony, nigdy nawet na chwilę nie zwątpiła w sens wykonywania swojego zawodu.

W tym roku pani Ewa brała udział w naszej akcji Wielkie Serce. A to wszystko dzięki swojej pacjentce, pani Marii, która nominowała ją do konkursu. — Z powodu mojej choroby jestem ograniczona ruchowo. Zaczęły mi puchnąć nogi. Doszło do owrzodzeń i wysięków. Trwało to od stycznia. Pani Ewa przyjeżdża do mnie i zmienia opatrunki — opisuje pani Maria. — Stara się dopasować odpowiednie, aby załagodzić ból. Jest osobą wesołą, komunikatywną. Nareszcie zaczęły się goić nogi. Pani Ewa cieszy się razem ze mną. Dziękuję jej za wszystko.

Ewa Jackowska jest pewna, że nominacja do tego plebiscytu jest wynikiem tego, że dobro wraca. — Zawsze warto pomagać — podkreślała w rozmowie z nami. — To co dałam ludziom, do mnie po prostu wróciło.

Swoją historią podzieliła się także nasza internautka przedstawiająca się jako Agnes. — Dobro powraca ze zdwojona siłą — przekonuje. — Parę lat temu w zimie zapukał do naszego mieszkania mężczyzna. Nie był bezdomny, ale biedny. Ja miesiąc wcześniej straciłam pracę, byłam na utrzymaniu mamy i chorego brata. Ten pan poprosił o jedzenie dla siebie i swoich dzieci oraz o jakieś zbędne ubrania. Pamiętam, że daliśmy mu wtedy chleb. Moja mama dała mu jakieś słoiki z jedzeniem i podarowała mu bluzę. Był bardzo szczęśliwy. Za dwa tygodnie dostałam dobrze płatną pracę, a tydzień po zdarzeniu mama robiąc zakupy w piekarni dostała gratis torbę bułek, bo akurat była ostatnią klientka. Wtedy uwierzyłam, że dobro powraca: mama dała jeden chleb, a później dostała cala torbę bułek....

at

POMOGLIŚMY

„Gazeta Olsztyńska” także nie jest obojętna na los pokrzywdzonych. Tym bardziej, że zawsze możemy liczyć na czytelników o wielkich sercach. Na przestrzeni tego roku pomogliśmy wielu osobom. Jedną z nich jest pani Stanisława z Olsztyna.

Pani Stanisława z Olsztyna mimo chorego kręgosłupa spała na starej wersalce. Swoją historią wzruszyła naszych czytelników, którzy zorganizowali zbiórkę. Dzięki temu mogła kupić nowe wymarzone łóżko. Pani Stanisława cieszy się już nie każdym dniem, ale przede wszystkim każdą nocą. W końcu może spać wygodnie i co najważniejsze — zdrowo. O nowym łóżku marzyła od dawna. Dopiero pomoc naszych czytelników pozwoliła spełnić jej marzenia.

— Łóżko już stoi w moim pokoju. Jestem wypoczęta i wyspana. I przede wszystkim bardzo szczęśliwa. Aż brak mi słów, żeby to określić — mówi pani Stanisława z olsztyńskiego Zatorza. – Wszystkim bardzo dziękuję. Wiem, że nie jestem sama w swoim kłopocie i że wokół mnie są ludzie o dobrym sercu. Nie wiem, co bym zrobiła, gdyby nie oni. Teraz mogę cieszyć się życiem i mam nadzieję, że jak najszybciej stanę na nogi. Chcę też jak najszybciej wrócić do swoich codziennych zajęć.

Przypomnijmy, że pani Stanisława zgłosiła się do naszej redakcji, gdy traciła wiarę w lepsze jutro. 74-letnia olsztynianka cierpi z powodu chorego kręgosłupa. Gdy przeszła na emeryturę, pracowała sprzątając laboratorium. Dorabiała też sprzedając na olsztyńskim pchlim targu, żeby spłacać wysokie raty kredytu. Jednak gdy choroba się pogłębiła, nie była w stanie nawet wyjść z domu. Nie miała też odpowiedniego łóżka i spała na zapadniętej wersalce. Dodatkowo wyskoczyły z niej sprężyny. Kłopoty finansowe nie pozwoliły jej na zakup nowego łóżka. Dlatego pani Stanisława opowiedziała nam swoją historię. Czytelnicy w odpowiedzi zorganizowali zbiórkę pieniędzy na zakup nowego łóżka. Udało się zebrać 2066 zł. Pani Stanisława na łóżko wydała tysiąc złotych, a kolejny przeznaczyła na spłatę zobowiązań kredytowych.
ar

Dzięki interwencji „Gazety Olsztyńskiej" pan Antoni, emeryt z Olsztyna może już spać spokojnie. Handlarze, którzy wmówili mu, że wygrał 21 tysięcy złotych i naciągnęli na kredyt na ponad 3 tysiące złotych, oddali mu pieniądze. Pan Antoni nie ukrywa radości, że ma to już za sobą. Ostatnie tygodnie były dla niego wielkim stresem. Nie mógł spać po nocach, bo liczył w pamięci, czy wystarczy mu na leki, czynsz i jedzenie. Wszystko przez matę soniczną, specjalny pas, lampę i wytłaczarkę, które nierozpakowane leżały przez jakiś czas w kącie kawalerki, w której przy ulicy Wyszyńskiego w Olsztynie, mieszka pan Antoni oraz… kredyt na ponad 3 tysiące złotych do spłacania przez dwa lata. O tym, jak olsztynianin dał się naciągnąć pisaliśmy kilka dni temu. Przypomnijmy. Pan Antoni ma 74 lata. W skrzynce na listy znalazł zaproszenie na prezentację dotyczącą zdrowego stylu życia. Jest schorowany, więc poszedł zobaczyć, jak żyć, żeby być zdrowym.

Prezentacja przypominała badania lekarskie. Według jego relacji każdy dostał numerek. Prowadzący spotkanie pousadzali swoich gości, jak w kolejce do gabinetu. Gabinet lekarski udawała mała przestrzeń za kotarą.

— Prowadzący wywołał mój numer i poszedłem na badanie. Kazał mi ścisnąć w ręku coś, co przypominało mikrofon. Powiedział, że mam pasożyty w organizmie i kilka poważnych schorzeń. Potem wróciłem na swoje miejsce na krzesełku — relacjonował nam emeryt z Olsztyna.

Według relacji pana Antoniego, on i jeszcze kilka osób miały zostać poinformowane, że każda z nich wygrała po 21 tysięcy złotych. Emeryt z Olsztyna tak się ucieszył, że zapomniał o bożym świecie. Takich pieniędzy dawno nie widział na oczy. I ich nie zobaczył...

Zamiast nagrody dostał jednak propozycję zakupu specjalnego sprzętu, a kiedy okazało się, że ma tylko mniej niż dwieście złotych w kieszeni, to błyskawicznie dostał do podpisania dokumenty na zakup w kredycie rozłożonym na dwa lata. Handlarze z prezentacji zawieźli pana Antoniego do domu samochodem. Nawet pomogli mu wnieść zakupiony towar do mieszkania. Wszystko po to, żeby jak najszybciej podekscytowany starszy pan dopełnił wszystkich kredytowych formalności.

— Po tym, jak Gazeta wszystko ci ludzie do mnie przyszli. Rozwiązaliśmy umowę sprzedaży i kredytu, a ja oddałem im cały sprzęt. Prosili, żebym więcej nie chodził do Gazety. O wygranej, którą obiecali powiedzieli, że nic takiego nie pamiętają — mówi zadowolony z finału sprawy pan Antoni. — Dałem się nabrać jak dziecko. Teraz mam nauczkę.
sk

Jak co roku ogromną pracą i energią wykazała się Fundacja „Przyszłość dla Dzieci” założona w 2002 roku przez wydawcę „Gazety Olsztyńskiej”. Fundacja jak co roku finansowała badania, zabiegi, operacje, leki, przejazdy i pobyty w placówkach leczniczych.

Nie sposób przywołać historii wszystkich podopiecznych, nad którymi się pochyliła. Jedno jest pewne: każda akcja czy zbiórka kończyła się sukcesem. Tak było m.in. w przypadku Ksawerego z miejscowości Iłowo Wieś. Chłopiec miał 9 miesięcy, zdiagnozowano u niego ciężką białaczkę. Odtąd dni państwa Krajewskich wypełniły się obawą o życie i zdrowie chłopca. Nadzieją stał się przeszczep szpiku kostnego. Był moment, kiedy rodzice Ksawerego na chwilę odetchnęli z ulgą. — Przeszczep odbył się w grudniu ubiegłego roku. Myśleliśmy, że będzie już dobrze... Ale zaraz na wiosnę doszło do wznowy białaczki — mówi smutno pani Anna. — Tak bardzo, że choroba zajęła jądra. Trzeba było je usunąć.

]Żeby przeszczep zakończył się sukcesem, potrzebny był lek. Jego kwota to 68 tysięcy złotych. Skąd rodzice Ksawerego mogliby wziąć tyle pieniędzy? Jedynym żywicielem rodziny jest tata chłopca. Jego mama czuwa przy synku i zamieniła dom na szpital. Zebranie tak horrendalnej kwoty wydawało się niemożliwe.

Losem chłopca przejęła się Iwona Żochowska-Jabłońska, dyrektor zarządzająca Fundacji „Przyszłość dla Dzieci”. Ksawery niemal natychmiast dołączył do podopiecznych tej fundacji. Na efekty nie trzeba było długo czekać. W ciągu dwóch dni zebrana została kwota 6 tys. złotych! Potem, z dnia na dzień rosła. Do pomocy dołączyli się m.in. mieszkańcy gminy Dywity, którzy podczas Dnia Dziecka zebrali 2 tys. złotych. Po naszych publikacjach na łamach „Gazety Olsztyńskiej ” oraz na gazetaolsztynska.pl, kwota stawała się coraz większa. Każdy wpłacał darowiznę na swoją miarę.

Do zbiórki dołączyła też fundacja Cancer Fighters. Fundacja ta przekazała aż 37 tysięcy złotych. — Zadziałała moc internetu — uśmiecha się Piotr Misiewicz z Cancer Fighters. — Mogliśmy liczyć na duży odzew ludzi o wielkich sercach. Do sukcesu przyczyniło się także kilka lokalnych eventów.

Efekt? — Udało się zebrać całą potrzebną kwotę — nie kryje zadowolenia Iwona Żochowska-Jabłońska. — Całe 68 tysięcy złotych! A to wszystko dzięki ludziom o dobrych sercach. Wiemy, że chłopiec dostał już ostatnią dawkę leku. Było ich potrzebnych aż sześć.

Ten lek był jedynym gwarantem i jedyną szansą na to, że nie dojdzie do wznowy choroby. Lek przyjął się bardzo dobrze, nie dawał żadnych skutków ubocznych.

Mama Ksawerego podkreślała w rozmowie z nami, że jest w szoku, że udało się zebrać potrzebną kwotę — Nie mogę uwierzyć, że to się udało — mówiła wzruszona.

Nic dziwnego— pani Anna wielokrotnie sama pomagała innym. Nie potrafiła przejść obojętnie obok chorych i cierpiących dzieci. Czy to znaczy, że dobro wraca? Mama Ksawerego nie ma wątpliwości, że tak.

Pomoc Ksaweremu nadal jest jednak potrzebna. Bo mimo że leczenie pomogło, to pojawiły się kolejne trudności i komplikacje.

Iwona Żochowska-Jabłońska, inicjatorka akcji charytatywnej na rzecz Ksawerego od początku była pewna, że się uda. — Nie pierwszy raz Fundacja „Przyszłość dla Dzieci” udowodniła, że niemożliwe jest możliwe. Ale to wszystko dzięki ludziom, którzy mają dobre serca. Każdy grosz się liczy. A w tym przypadku liczył się czas. Na szczęście zdążyliśmy... Ale niestety to nie koniec. Walczymy dalej.
at

Cuda działy się także w przypadku Marcela. Może dlatego że przyszedł na świat w wigilijny wieczór? Dziś skończy osiem lat. Chłopiec dostał jedynie 4 z maksymalnych 10 punktów w skali Apgar, a już wcześniej pojawiły się problemy. Jego mama, Katarzyna Waśkiewicz cierpi na padaczkę. Lekarz wysłał ją na badania prenatalne, które niestety potwierdziły jego obawy o zdrowie nienarodzonego jeszcze dziecka. Jego narodzinom towarzyszył lęk i obawy o jego zdrowie. Już w pierwszej dobie po narodzinach wykonano mu operację kręgosłupa. — Pierwszy rok życia Marcelka to był tylko szpital, w domu byliśmy może 6 tygodni. Synek bardzo dużo chorował: zapalenie płuc, krtani, oskrzeli. Te ciągłe infekcje były trudne i wyczerpujące — opowiada pani Katarzyna.

Marcel bardzo dużo już przeszedł i jeszcze wiele go czeka. Jak każde dziecko rośnie, więc potrzebuje sprzętu rehabilitacyjnego dostosowanego do jego potrzeb.

Pierwszy wózek inwalidzki Marcel dostał od znajomych. Kolejny w dużym stopniu został zrefundowany. Tym razem nie poszło już tak łatwo. Zmieniły się przepisy, a fundusze na dofinansowanie sprzętu rehabilitacyjnego są ograniczone. — Nie udało się nam uzbierać koniecznej sumy. Znajoma podpowiedziała nam byśmy zgłosili się do naszego burmistrza. Burmistrz Biskupca Kamil Kozłowski to bardzo dobry człowiek. Bez problemu umówiliśmy się na spotkanie i wybraliśmy się do niego z synem — mówi mama Marcela. — Powiedział nam, że zrobi wszystko co w jego mocy. No i udało się. Odezwała się do nas Fundacja „Przyszłość dla Dzieci” i nam pomogła. Jesteśmy za to ogromnie wdzięczni – dodaje.

Ludzie o wielkich sercach zawsze wyciągną do potrzebujących pomocną dłoń. Tym razem udało się pomóc małemu Marcelowi. Będzie mu łatwiej funkcjonować, a jego mamie łatwiej pomagać synkowi.

Takie wydarzenia, jak przekazanie wózka inwalidzkiego Marcelowi ogrzewają serca. – Nigdy nie pozostajemy obojętni. Wiemy z jakimi trudnościami borykają się rodzice chorych i niepełnosprawnych dzieci. Pomagamy w każdy możliwy sposób. Jesteśmy właśnie dla nich— wyjaśnia Iwona Żochowska-Jabłońska, dyrektor zarządzająca Fundacji „Przyszłość dla Dzieci”. I przypomina, że Fundacja ma pod opieką 370 dzieci z naszego regionu.

— Gdy burmistrz Biskupca zgłosił się do nas w imieniu rodziców, zrobiliśmy wszystko co w naszej mocy — dodaje.

Marcel przeszedł wiele operacji i jeszcze wiele go czeka, ale ma przy sobie serdecznych i gotowych do pomocy ludzi. — Jesteśmy bardzo wdzięczni za okazaną pomoc, sami zwyczajnie nie bylibyśmy w stanie tego dokonać. To przerastało nasze możliwości. Tym bardziej jesteśmy szczęśliwi — uśmiecha się jego mama.

krn


Czytaj e-wydanie
Gazeta Olsztyńska zawsze pod ręką w Twoim smartfonie, tablecie i komputerze. Roczna prenumerata e-wydania tylko 199 zł.

Kliknij w załączony PDF lub wejdź na stronę >>>kupgazete.pl