Produkty niby light — a cięższe, niż się wydaje

2019-11-09 16:11:28(ost. akt: 2019-11-08 13:08:47)

Autor zdjęcia: Pixabay

Do kupienia praktycznie w każdym sklepie, a często nawet w aptece. Produkty light — czy naprawdę są dietetyczne? Czy w ogóle są zdrowe? Jeśli staram się zdrowo odżywiać i dbać o linię — czy powinnam się całkowicie na te lighty przerzucić?
Jedni namawiają mnie z całej siły, przekonując, że produkty light są po prostu zdrowsze i mniej kaloryczne — a ponieważ moje nadprogramowe kilogramy pokochały mnie chyba na zabój — powinnam właściwie całkowicie swoją dietę oprzeć właśnie na nich. Inni, najwyraźniej sceptyczni wobec takich udogodnień, odradzają z całej siły — bo mają zły wpływ na moje zdrowie, nie tylko nie schudnę, ale wręcz utyję, a jeszcze zaszkodzi mi na inne fragmenty…

Gdzie zatem leży prawda? Kto ma rację? Jakie są za i przeciw dla produktów light? Czy rzeczywiście są dietetyczne i ile można ich spożywać i jaki mają wpływ na nasze zdrowie? Jakimi zasadami warto się kierować stojąc przed półką?

Light, slim, fit — o co chodzi?
Przede wszystkim te nazwy na etykietach produktów używane są zamiennie. Nazwa to jednak mały problem. Mnie interesuje bardziej, jak konkretnie producenci obniżają ich kaloryczność i czy rzeczywiście są zdrowsze niż te nie-light, nie-slim i nie-fit. Nie ukrywam — kwestią kluczową jest niezmiennie zrzucenie nadwagi.

Mimo tylu pochwał krzyczących z reklam, broszur i folderów, dietetycy twierdzą jednak, że żywność typu light nie należy do szczególnie odżywczej. Przeciwnie — mimo swojej nazwy często zasługują wręcz na miano bomb kalorycznych…! By obniżyć kaloryczność produktu — producent musi coś z niego usunąć. Taki zabieg rzeczywiście zmniejsza wartość odżywczą produktu, ale w niektórych wypadkach obniża też wykorzystanie innych składników. Choćby w serach żółtych i twarogach najczęściej obniża się zawartość tłuszczu — co pozwala zaoszczędzić nieco energii. Pamiętajmy jednak, że wraz z tłuszczem usuwane są rozpuszczalne w nim witaminy, głównie A i D, niezbędne m.in. dla dobrej kondycji wzroku, skóry i kości. Albo taki wapń, za który tak bardzo cenimy nabiał — w produktach light jest znacznie gorzej przyswajalny, jeśli nie towarzyszy mu witamina D. Poza tym to nawet logiczne: coś z produktu usuwamy — czymś to wolne miejsce musimy wypełnić. Producent, skoncentrowany głównie na kosztach, a dopiero potem na naszym zdrowiu — najczęściej zastępuje usunięte składniki wodą i substancjami zagęszczającymi, dzięki którym ta woda zatrzyma się w gotowym produkcie i nada mu odpowiedni kształt. Ale im wyższa zawartość wody, tym mniejsza trwałość żywności. Dlatego w produktach o obniżonej kaloryczności często pojawiają się konserwanty. Jeszcze gorzej, gdy tłuszcz, a przynajmniej jego część, zastępowany jest cukrem — a to już naprawdę niedobre rozwiązanie. Pamiętajmy też, że te odtłuszczone produkty zawierają o wiele mniej składników odżywczych potrzebnych dla naszego organizmu, a ponadto wielu z nich organizm nie może w ogóle przyswoić bez obecności tłuszczu.

Choćby do beztłuszczowych jogurtów dodaje się mleka w proszku, dzięki czemu natychmiast rośnie w nich stężenie „złego” cholesterolu. Czasem producenci stosują także różnego rodzaju zagęszczacze. A najbardziej zgubny może okazać się wybór jogurtów owocowych. Tak często reklamowane hasłem „0 proc. tłuszczu” — tak na prawdę zawierają masę węglowodanów i jeszcze więcej kalorii niż jogurty naturalne.

Albo majonezy — nawet z odtłuszczonym majonezem umiar jest konieczny: płaska łyżka majonezu ma wciąż dużo kalorii, aż 70. Ktokolwiek marzy o zgubieniu kilogramów — najlepiej niech majonez całkowicie usunie z jadłospisu.


Aspekt psychologiczny
Light z angielska znaczy przede wszystkim „lekki”. I tu uruchamia się bardzo często nasza dusza łasucha: no bo jak coś jest lekkie, jak ma obniżoną kaloryczność — to przecież mogę zjeść ile wlezie, a i tak nie mam prawa utyć…! A tymczasem sytuacja jest wypisz-wymaluj jak z tym porównaniem kilograma ołowiu do kilograma pierza: oba ważą dokładnie tyle samo, tyle że w walce o objętość pierze zdecydowanie wygrywa. I z tymi produktami typu light jest podobnie. A tymczasem, ponieważ traktujemy je jako to pierze i mniejszą (nomen omen!) wagę przywiązujemy do spożywanej ilości — nie kontrolujemy wielkości porcji, co kończy się najczęściej zjedzeniem zbyt dużo. A przecież wszystkie produkty, nawet typu light, zjadane w nadmiernych ilościach są przyczyną nadwagi. A poza tym…

… Light nie zawsze jest light
W czasie zakupów kolejny już raz zachęcam do wnikliwej lektury etykiet. Szkopuł bowiem w tym, że czasem producent trochę nas zwodzi i wabi — a nie każdy produkt z bijącym po oczach napisem „light”, „fit” czy „0%” — naprawdę jest niskokaloryczny. Zdarza się, że dodawane w nazwie słowo „light” to nic więcej jak marketingowa pułapka zastawiona na konsumenta. Prócz krzykliwych haseł poczytajmy zatem dokładnie skład wybranego produktu. Według polskich przepisów produkt typu light powinien zawierać mniej niż 40 kalorii na 100 g produktu stałego i nie więcej niż 20 kalorii na 100 g płynu. Dodatkowo wartość energetyczna takiego produktu powinna być zmniejszona o 30 proc. w porównaniu z produktem standardowym. A tymczasem nie raz i nie dwa może się okazać, że produkty light mogą mieć więcej kalorii niż ich tradycyjne odpowiedniki, jednym z ich głównych składników jest bowiem tłuszcz. Tak się dzieje choćby w przypadku słodyczy. I taka czekolada lub batonik „fit” może koniec końców okazać się bardziej kaloryczna niż ta, co napisu „fit” na etykiecie nie ma. Czasem są to po prostu produkty przeznaczone głównie dla chorych na cukrzycę — nie dla osób pragnących schudnąć.

Ponadto sztuczne substancje słodzące to zróżnicowana grupa związków. Taka sacharyna, aspartam czy taumatyna — są nawet kilkaset razy słodsze od cukru i dla uzyskania pożądanej słodyczy można wykorzystywać je w minimalnych ilościach. Daleko im jednak do ideałów: aspartamu nie wolno używać do gotowania czy pieczenia, ponieważ w wysokiej temperaturze traci swoje właściwości, a za to powstają z niego substancje toksyczne. Z produktów zawierających aspartam muszą również zrezygnować chorzy na fenyloketonurię. Z kolei substancje słodzące należące do polioli (sorbitol, mannitol, laktitol) mają słodycz zbliżoną do sacharozy, jednak ich kaloryczność w przeliczeniu na 1 g jest niższa, ale niestety, ich nadmierne spożycie może wywołać biegunki.

Aspekt ekonomiczny
Ten też ma nie lada znaczenie. Choć jakościowo wcale nie wypada lepiej, żywność typu light jest najczęściej droższa od tradycyjnych produktów. Musimy przecież zapłacić za wszystkie te „uzdrawiające” zabiegi technologiczne. Produkty spożywcze co do zasady mające odchudzać nas — jakże często odchudzają jedynie nasz portfel i na tym kończą. Warto o tym pamiętać, zanim wrzucimy je do koszyka.

Magdalena Maria Bukowiecka




Komentarze (3) pokaż wszystkie komentarze w serwisie

Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.

Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych

Zaloguj się lub wejdź przez FB

  1. es #2817087 | 87.98.*.* 10 lis 2019 20:46

    Jaka jest różnica między zaparciem, a biegunką ?

    odpowiedz na ten komentarz pokaż odpowiedzi (1)

    1. chudy #2816699 | 51.158.*.* 9 lis 2019 18:27

      To z głodu się je takie paskudy bo nic lepszego się nie znajdzie w polskich sklepach. Odżyny kiełbas pełne lady aż cuchną starością, Syfiące twarogi bo z wodą w środku. Chleb gąbczasty najpierw trzeba go podpiec na opiekaczu bo nie utrzyma żadnej pomazy, żwisa jak szmata. Inne wyroby kłócą się w żołądkach wołając o ranigast.

      Ocena komentarza: warty uwagi (1) odpowiedz na ten komentarz

    2. DzieciJarocina #2816693 | 81.190.*.* 9 lis 2019 18:13

      Mają 500 metrów do sklepu albo apteki i jadą samochodem to nie ma co dziwić że dupska brzuchy rosną ...

      Ocena komentarza: warty uwagi (1) odpowiedz na ten komentarz