Hapkido to dobra szkoła walki

2019-10-29 10:00:00(ost. akt: 2019-10-29 10:57:46)
Mistrz Byun Seungjin konsultuje kolejną technikę

Mistrz Byun Seungjin konsultuje kolejną technikę

Autor zdjęcia: Łukasz Czarnecki-Pacyński

To już czwarta wizyta w Olsztynie dr Byun Seungjin, dyrektora Instytutu Sztuk Walki na Uniwersytecie Keimyung w Seulu, eksperta taekwondo oraz hapkido. Prowadzi treningi w olsztyńskim Klubie Sportowym "Korio" Dariusza Nowickiego.
Pan Byun jest jednym z szefów Koreańskiej Federacji Hapkido. Naucza także starożytnej sztuki walki o nazwie „taekgyeon”, jedynej, która została – jak na razie - wpisana na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO. — Zawsze odwiedzam Gdańsk oraz Olsztyn, gdzie prowadzę treningi — wyjaśnia koreański instruktor. Od dwudziestu lat jeździ po świecie, nauczając hapkido. Pięć lat temu pojawił się także po raz pierwszy w Polsce. Jak każdy specjalista sztuk walki, unika konfrontacji na ulicy, a treningi służą przede wszystkim pokonywaniu własnej słabości i rozwijaniu siebie. — Gdybym musiał bronić mojej rodziny czy mojego kraju, to oczywiście nie zawaham się wykorzystać moich umiejętności — wyjaśnia koreański ekspert — w życiu codziennym nie po to jednak trenujemy na macie, żeby potem komukolwiek cokolwiek udowadniać.


fot. ŁCP

Na treningu z mistrzem Byun spotkałem zawodników w różnym wieku. Byli wśród nich i nastolatkowie, i dojrzali mężczyźni. — Hapkido to piękny styl, uważam, że bardzo niedoceniany — mówi 37-letni Sławek. — Jestem nim naprawdę zafascynowany i poświęcam mu każdą wolną chwilę. Wcześniej trenowałem taekwondo. Teraz moje dzieci trochę już podrosły i nie potrzebują już takiej uwagi ze strony ojca, jak wcześniej. Mogę więc z powrotem zająć się praktykowaniem sztuki walki.


fot. ŁCP

— Poświęcić trzeba na pewno wiele — dodaje 17-letni Antek — Trzeba przetrwać trudy treningu i „zaprzyjaźnić się” z bólem. To ból uczy nas pokory oraz szacunku dla partnera na macie. Nikt nie chce przecież zrobić nikomu krzywdy, ale każda dźwignia jest tak długo trzymana, aż nasz kolega, któremu założyliśmy tę dźwignie, poklepie ręką matę na znak, że już wystarczy. Te dźwignie są także rodzajem masażu leczniczego, który wpływa korzystnie na nasze zdrowie. Hapkido łączy i rozszerza wiele zagadnień występujących w innych sztukach walki, jak karate czy taekwondo oraz aikido. Dzięki temu mamy w zanadrzu mnóstwo możliwości wyjścia z każdej sytuacji. Trudno nazwać to uprawianiem sportu. Sztuka walki to droga świadomego życia. Podczas zawodów hapkido nie chodzi o zdobywanie punktów, jak w taekwondo ale o zastosowanie jednej skutecznej techniki, rozstrzygającej spotkanie.

Walczymy wtedy oczywiście w specjalnych ochraniaczach i kaskach, pozwalających przetrwać taki atak. To ma być normalna technika, może nie nokautująca, ale realna. Dozwolone są rzuty i podcięcia oraz różne kopnięcia. Nie, żeby zabić, ale unieszkodliwić przeciwnika. Uczymy się dozować techniki do realnego zagrożenia. Są one często bardzo bolesne, bardzo skuteczne w samoobronie, nie czynią jednak jednocześnie wielkiej krzywdy napastnikowi. Tyle, że odechciewa mu się już dalszego ataku. Wtedy człowiek czuje się bezpiecznie. Oczywiście nie szuka sam przysłowiowego „guza”, ale w sytuacji zagrożenia umie się zachować.


fot. ŁCP

— To nawet nie pasja, tylko styl życia — dodaje 15-letni Janek. — Ćwiczę już 10 lat taekwondo i od 3 lat hapkido. I nie jest już szukanie czasu dla hapkido. Teraz muszę jeszcze znaleźć czas na naukę szkolną, pomiędzy kolejnymi treningami. Jestem w tym od 5 roku życia. Ważny jest pewien tradycyjny rytuał. Adepci kłaniają się sobie przed wykonaniem kolejnej techniki na znak wzajemnego szacunku oraz uważności. „Nie chcę zrobić ci nic złego i dziękuję za twoją gotowość do pomocy w nauczeniu się przeze mnie nowej techniki”. I nie szukamy oczywiście „guza” na ulicy, jednak swoje umiemy i kiedy trafi się jakiś „mocarz”, który chce nam pokazać, jaki jest wielki, to może się zdziwić. Chociaż w szkole udało mi się wytłumaczyć takiemu koledze, że nie tędy droga i obyło się na szczęście bez pokazu moich umiejętności.

14-letni Wiktor trenuje hapkido od sześciu tygodni: — Zainteresowała mnie samoobrona i w ogóle inny sposób podejścia do sztuki walki, niż w sportowym taekwondo. To jest naprawdę ekscytujące. Ufamy sobie z kolegami i ćwicząc razem motywujemy się nawzajem do coraz większego zaangażowania.
Miłosz, rówieśnik Wiktora, nie widzi już życia bez regularnych treningów. Podobnie jak koledzy, zaczął ćwiczyć taekwondo w wieku 6 lat. Teraz jednak wybrał hapkido. — Mam to już we krwi. Moje ciało przyzwyczaiło się do tego ruchu, znoszenia bólu – bo jeżeli nie boli, to znaczy, że słaba technika.

Łukasz Czarnecki-Pacyński
Masz pytanie do autora? Pisz:
l.czarnecki@gazetaolsztynska.pl