Do końca był twardzielem... Wspominamy Marka Łupkowskiego, perkusistę zespołu Tuhaj Bej

2019-10-13 14:00:00(ost. akt: 2019-10-12 11:28:12)
Marek Łupkowski

Marek Łupkowski

Autor zdjęcia: Tuhaj- Bej

Profesjonalny muzyk, bardzo pracowity i przede wszystkim serdeczny kolega — tak o Marku Łupkowskim, perkusiście zespołu Tuhaj Bej mówią jego przyjaciele z muzycznego świata. I nie mogą się pogodzić z jego odejściem...
Bliscy i przyjaciele Marka Łupkowskiego, olsztyńskiego muzyka do końca wierzyli, że wyjdzie on z choroby zwycięsko. Niestety mimo walki Marek Łupkowski zmarł. Miał guza nerki z przerzutami do kości żeber, kręgosłupa, mostka, płuc, wątroby. W sierpniu walczył o niego cały Olsztyn. Muzycy zjednoczyli siły, żeby zagrać dla niego koncert charytatywny, z którego środki miały zostać przeznaczone na lek.
Niestety przed kilkoma dniami członkowie Tuhaj Beja, zespołu, w którym grał Marek opublikowali bardzo smutną wiadomość w mediach społecznościowych.
– Po długiej i zawziętej walce odszedł od nas nasz perkusista Marek, chłopak, o którego walczył cały Olsztyn, pół Polski, a jego rodzina i przyjaciele wykazali się nadludzką siłą! – czytamy na profilu społecznościowym zespołu. – Połączyło nas prawie 14 lat wspólnej rock&rollowej przygody, ale będziesz, Moris, na zawsze w naszych sercach, a Twoje aranże będą brzmiały nam w uszach z każdym koncertem. Liczę, że jesteś, Przyjacielu, już w lepszym miejscu i że kiedyś walniemy razem jeszcze nie jeden numer.

Marek Łupkowski z zespołem

Jak go wspominają muzycy?
Paweł Pająk, przyjaciel, perkusista Big Day'a i jeden z organizatorów koncertu: — Kiedyś pożyczyłem Markowi bębny. Miał grać w Kominie na WOŚP. I tak się zaczęła nasza przyjaźń. Perkusiści to specyficzna grupa muzyków, są tak samo zakręceni. Radziliśmy się z Markiem w różnych sprawach, przekazywaliśmy sobie nowinki. Próby mieliśmy na tej samej sali, więc spotykaliśmy się często. Byłem świadkiem, jak Marek zmagał się z chorobą. Był bardzo zdolnym perkusistą, dużo ćwiczył. Chciał się doskonalić. Kiedy mówił, że bolą go plecy, byliśmy pewni, że to z przetrenowania. Był dobrym kumplem, zawsze uśmiechniętym. Uważam, ze do samego końca był twardzielem. Pokazał jak żyć w tak trudnej dla niego sytuacji. To co się stało, ta choroba, nie złamała go do końca. Jeszcze kilka dni przed śmiercią, żartował w szpitalu..

Justyna Mozol, flecistka i manager zespołu Tuhaj Bej: — Marek to najbardziej pracowita osoba jaka kiedykolwiek grała w tym zespole, ćwiczył z nami, ćwiczył sam, z basistą, z gitarzystą, on po prostu kochał grać, nigdy nie miał dość. Kiedy organizator koncertu mówił: „Gracie 90 minut,” wokalista z przerażeniem krzyczał: „Aż półtorej godziny?!". A Marek na to: „Tylko półtorej godziny”?! Choć Marek miał czasem bardzo kontrowersyjne poglądy i gust, ciężko się było z nim dobrze pokłócić. Finalnie obracał wszystko w żart, tak że zacięta dyskusja kończyła się wspólnym toastem. To również imprezowa dusza, najlepszy kompan szalonych pomysłów: czekania na wschód słońca nad Bugiem, wzywania piorunów na Kurpiach, spania pod busem w największe upały, kąpieli w rwącej Narwi. Koledzy z kapeli nieco mu dokuczali mówiąc na Marka „dżentelmen”, bo w ich dość mocno „męskich” poglądach, zaniesienie mi walizki do hotelu przez Marka, było „przesadą”. Marek szanował i doceniał kobiety, kochał nad wszystko swoją Kasię, synów i rodzinę i najwyżej cenił czas spędzony z najbliższymi.

Michał Kowyk, basista Tuhaj Beja: — Doceniam Marka jako dobrego kompana, wspaniałego ojca i świetnego perkusistę. Wracając wstecz widzę uśmiechniętego gościa korzystającego z życia na 110 proc. Jakie mam wspomnienia z Markiem? To jest opowieść na kilka dobrych wieczorów i nie dla każdego. Ale uwierzcie mi, że każde wspomnienie wywołuje dużo pozytywnych emocji, a to pokazuje, że historia z nim związana była warta przeżycia...

Agnieszka Skrycka, wokalistka z Olsztyna wystąpiła podczas koncertu charytatywnego dla Marka. Wtedy dopiero go poznała.
— Podeszłam do niego, przedstawiłam się i przywitałam — opowiada w rozmowie z nami. — Powiedziałam mu, że kibicuję mu, że wierzę, że się uda. Marek w końcu zjednoczył Olsztyn! Uważam, że miał w sobie dużo samozaparcia w walce z chorobą. Miałam nadzieję, że tylu artystów śpiewających dla niego da mu moc. Nikt z nas nie wie, czy nie dopadnie go choroba, nie wie, co go czeka.

Łukasz Jędrys także poznał osobiście dopiero na koncercie charytatywnym.
— Kiedy usłyszałem o tej inicjatywie, wiedziałem, że nie ma żadnego znaczenia jak dobrze się znamy, bo muzycy muszą trzymać się razem. Był już wtedy bardzo osłabiony, a i tak zrobił na mnie ogromne wrażenie, gdy pomimo naprawdę poważnego stanu wyszedł na scenę i raz jeszcze zagrał na perkusji ze swoim zespołem Tuhaj Bej. Pożegnał się z nami muzyką wzruszając cały amfiteatr. Widząc go po raz ostatni powiedziałem mu, że fajnie było się wreszcie poznać i mam nadzieję, że zagramy kiedyś coś razem....