Nie wolno zapominać o ojczyźnie, czyli jak Kuropatwa Jastrzębiem została

2019-08-18 14:00:00(ost. akt: 2019-08-16 16:33:25)
Zdjęcie jest tylko ilustracją do tekstu

Zdjęcie jest tylko ilustracją do tekstu

Autor zdjęcia: Andrzej Grabowski

Kilka dni temu skończył 92 lata. Zdarzenia sprzed 75 lat ma ciągle żywo w pamięci. Kiedy mówi o dniach tego heroicznego zrywu, w jego oczach widać szczególne iskry. Rozmawiamy z Wiesławem Nowakiem - najstarszym żyjącym w Olsztynie Powstańcem Warszawskim z Szarych Szeregów.
— Podczas okupacji uczyłem się w Gimnazjum Ojców Marianów. Cała nasza klasa należała do podziemnego harcerstwa. I tak trafiłem do Szarych Szeregów — pan Wiesław zaczyna swoją opowieść kładąc dokumenty, zdjęcia i publikacje na stole w swoim mieszkaniu na olsztyńskim Starym Mieście.

Dla niego owe dokumenty są niezwykle ważne. Należy do pokolenia, które nie rzuca słów na wiatr. Każde słowo musi mieć pokrycie w potwierdzonych relacjach, zweryfikowanych opowieściach naocznych świadków.


— Mnie na kursie w Szarych Szeregach dali pseudonim Kuropatwa Rozigrana. Wszystko przez to, że od zawsze mam dosyć wesołe usposobienie — mówi powstaniec. — Potem zostałem Jastrzębiem, bo miałem dosyć dobre wyniki ze strzelania — dodaje nie ukrywając dumy.

Do powstania pan Wiesław szedł już z własną bronią. Wcześniej udało mu się kupić pistolet. Na miejsce koncentracji szedł więc uzbrojony. Zabezpieczał transport z bronią z tajnego magazynu na Placu Wilsona.

— Mój tata też był w konspiracji. Mama, kiedy wychodziliśmy przed godziną “W” - każdy do swojego oddziału - żegnała nas błogosławiąc, żebyśmy obaj przeżyli — mówi wracając pamięcią do tamtych chwil. — U nas na Żoliborzu strzelanina zaczęła się wcześniej niż o wyznaczonej godzinie, bo już po trzynastej. Kiedy słyszałem strzały, też próbowałem ustrzelić niemieckiego motocyklistę, ale nie trafiłem — opowiada.

Nasz rozmówca nie trafił też do swojego oddziału w wyznaczonym czasie. To przez zamieszanie, które wcześniej powstało na dzielnicy. Przyłączył się do pierwszego napotkanego oddziału. Był młodym harcerzem i nie uczestniczył w najkrwawszych walkach. Brał jednak kilka razy udział w brawurowych akcjach.

— Było różnie. Oczywiście był paraliżujący strach, ale było też wielkie poczucie honoru, więc mimo strachu zgłaszałem się na ochotnika — mówi po latach.

Powstańczy Jastrząb z Szarych Szeregów był w 227 plutonie harcerskim. Jego oddział zajmował się zarówno przenoszeniem rozkazów, utrzymywaniem łączności, ochroną transportów z żywnością, ale także bezpośrednią walką. Młodzi powstańcy z charakterystyczną dla swojego wieku brawurą wykonywali swoje obowiązki. I - jak to młodzi - często zakładali się, czy potrafią wykonać jakieś nieprawdopodobnie trudne zadanie. Niektóre z takich zakładów - niestety - kończyły się tragicznie.

— Dwóch kolegów strzelało z rusznicy z radzieckich zrzutów. Broniliśmy się w kamienicy, na którą szły czołgi. W nocy próbowaliśmy rozbijać niektóre z nich, ale to było trudne zadanie, bo te radzieckie rusznice przeciw Tygrysom na niewiele się zdawały — olsztynianin mruży oczy przypominając sobie tragiczną w efekcie sytuację.

Dwóch z jego kolegów założyło się z pozostałymi, że dadzą radę wystrzelić nocą trzy razy pod rząd z rusznicy do niemieckiego czołgu. To było wyzwanie, bo ogień z rusznicy przyciągał uwagę Niemców.
— Pamiętam, jak jeden trzymał drugiego, żeby ustabilizować odrzut. Dwa razy już wystrzelili i zabierali się za trzeci strzał. Niestety, czołg, który ostrzeliwali był asekurowany przez inny, który namierzył stanowisko chłopaków i wystrzelił. Nic z nich nie zostało — wspomina łamiącym się głosem pan Wiesław.

Były jednak sytuacje na wspomnienie których pan Wiesław uśmiecha się znacząco. Tak właśnie jest, kiedy opowiada jak konwojował harcerki przenoszące żywność.
— To też była noc. Któraś z dziewcząt zachowała się przez moment głośno. Niemcy odpalili flary. Niebo zajaśniało, zaczął się ostrzał. Dziewczyny tak się wystraszyły, że kucały ze strachu. My śmialiśmy się z nich do rozpuku — opowiada z błyskiem oku żołnierz Szarych Szeregów.

Pan Wiesław jest skromnym człowiekiem. Nie lubi mówić o swoich wyczynach. Dopiero dopytywany opowiada jak sam unieszkodliwił jeden z czołgów.

— Miałem pepeszę. Razem z kolegą dostaliśmy zadanie obrony kamienicy przed atakującym nas czołgiem — wspomina. — Nie wiem, jak to zrobiłem, bo tylko naciskałem spust strzelającego seriami po trzy pociski karabinu, ale zastrzeliłem dowódcę tego czołgu. Potem wszyscy mi gratulowali — mówi skromnie.

17- letni wówczas żołnierz Szarych Szeregów raz użył granatu w bezpośredniej walce. Sam o mało nie przypłacił tego swoim życiem.


— Niemcy próbowali wdrapać się do kamienicy przez okno na parterze. Odbezpieczyłem granat, ale on wydawał takie kliknięcie, które ich ostrzegło. Sam osłupiałem tak, że rzuciłem go w ostatniej chwili, żeby zdążyć się schować za ścianą — opowiada.

Dla Wiesława Nowaka powstanie skończyło się kilka godzin przed podpisaniem oficjalnej kapitulacji. Trafiając do niewoli miał na sobie niemiecka panterkę i niemieckie spodnie. Musiał je oddać w punkcie selekcyjnym, bo niemiecki oficer uznał, że to własność Rzeszy i należy ją zwrócić.
— No i tak do niewoli trafiłem w samych majtkach — śmieje się pan Wiesław.

Niewiele brakowało, a trafiłby do obozu koncentracyjnego. — U Niemców zawsze był porządek. Nas traktowali jak bandytów... Zapakowali w pociąg i zawieźli do obozu koncentracyjnego, ale jak kapitulacja została oficjalnie podpisana, to cofnęli skład z bocznicy obozu koncentracyjnego do obozu jenieckiego, bo mieliśmy już status jeńców wojennych — mówi.

W niewoli u Niemców, młody wówczas chłopak, spędził kilka miesięcy, aż do wyzwolenia przez Amerykanów. Zaciągnął się do Oddziałów Wartowniczych. Nawiązał kontakt z ojcem, który też przeżył Powstanie. W końcu wrócił do kraju w 1947 roku, a po skończeniu studiów w Gdańsku przyjechał do Olsztyna.
— Uczyłem na WSR, a potem na ART. Zajmowałem się mechaniką budowli. Trybuny na stadionie Stomilu są mojej konstrukcji, podobnie wieżowiec niedaleko mostu Jana — przypomina.

Pan Wiesław wie jedno. Wojna to najstraszniejsze, co może się zdarzyć. Wie jednak, że gdyby jeszcze raz przyszło podejmować decyzję, to też zaciągnąłby się do powstania.


— Trzeba w życiu umieć dbać o swoje własne sprawy, ale nie wolno zapominać o obowiązkach wobec Ojczyzny. Tak mnie w domu wychowano i mam nadzieję, że obecne pokolenie też tak myśli — podsumowuje najstarszy z żyjących w Olsztynie Powstańców Warszawskich.

SK

Komentarze (5) pokaż wszystkie komentarze w serwisie

Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.

Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych

Zaloguj się lub wejdź przez FB

  1. Oko #2782226 | 5.173.*.* 26 sie 2019 23:10

    Cześć Hubert...

    odpowiedz na ten komentarz

  2. @olsztynianka 79 lat #2779009 | 83.9.*.* 19 sie 2019 20:49

    Kto Pani takich bzdur naopowiadał. Tragedia Warmiaków to się zaczęła w styczniu 1945 roku i trwała przez kilkadziesiąt lat. Chyba, że ma Pani na myśli takich "Warmiaków" jak Pieniężny z Wielkopolski :-D :-D

    Ocena komentarza: poniżej poziomu (-1) odpowiedz na ten komentarz

  3. olsztynianka 79 lat #2778685 | 31.0.*.* 19 sie 2019 12:16

    Czy Warmia i Mazury nie mają swoich bohaterów lat 1939-45?.W stolicy walczyli o wyzwolenie,na naszych ziemiach walczono by język polski był w szkołach.Młodzi będą znali bohaterów powstania nie znając dramatu Warmiaków.G.O mało w tym pomaga.

    odpowiedz na ten komentarz pokaż odpowiedzi (1)

    1. toja #2778386 | 195.136.*.* 18 sie 2019 16:24

      chwała dla powstanców którzy dali z siebie wszystkie siły.Hańba dla tych którzy wbrew logice posłali tych ludzi na rychłą smierc jak tez tylu warszawiaków

      Ocena komentarza: warty uwagi (5) odpowiedz na ten komentarz

    2. Czesc i Chwala #2778364 | 81.190.*.* 18 sie 2019 15:04

      Bohaterom

      Ocena komentarza: warty uwagi (1) odpowiedz na ten komentarz