Zawsze chciałem być Bohunem

2019-08-11 18:11:00(ost. akt: 2019-08-09 18:01:32)
Marek Danowski: Przed zawodami wsiadam na konia i sprawdzam, czy damy razem radę

Marek Danowski: Przed zawodami wsiadam na konia i sprawdzam, czy damy razem radę

Autor zdjęcia: archiwum prywatne

Jest samoukiem, bierze udział w zawodach i zdobywa medale. Teraz sam postanowił zorganizować taką imprezę. Wszystko z pasji. Do łuku i koni. Do Bohuna i Tatarów. Z Markiem Danowskim, łucznikiem konnym, rozmawia Ada Romanowska.
— Każdy chłopiec chce być Robin Hoodem. Ty też tak miałeś?
— Gdy miałem dwa latka, oglądałem „Ogniem i mieczem”. Rodzice przypadkowo włączyli mi ten film i ta historia mnie zafascynowała. Moim ulubionym bohaterem byli Bohun i Tatarzy.

— Czyli chciałeś być Bohunem, a nie Robin Hoodem.
— Oczywiście. Albo Tatarem. Pierwszy łuk zrobiłem sam z pomocą dziadka. To był kijek ze sznurkiem. I tak zaczęła się zabawa. Trenowałem dużo i zostało mi to do dziś. Tak naprawdę to sam nauczyłem się strzelania z łuku. Byłem tylko na jednych warsztatach, gdzie liznąłem trochę techniki. Ale w gruncie rzeczy jestem stuprocentowym samoukiem. Dziś już mam dwadzieścia jeden lat i nadal doskonalę swoją technikę.

— Jeżdżąc również konno.
— Bo gdy tak sobie strzelałem z łuku, pomyślałem: skoro Tatarzy tak potrafili, to dlaczego ja miałbym nie spróbować? Myślałem, że nikt w Polsce tego nie robi, ale szybko odkryłem, że istnieje Polskie Stowarzyszenie Łucznictwa Konnego. Mało tego, okazało się, że Polska jest w czołówce. Co roku drużynowo stajemy na podium. Mamy najlepszych zawodników i trenerów. Tym bardziej mnie to zmotywowało. Powiedziałem sobie wtedy wprost: albo będę pracował, zarabiał dużo pieniędzy i tylko w wolnym czasie oddawał się pasji, albo będę się właśnie nią zajmował zawodowo. Postawiłem jednak na to, co kocham. Dziś studiuję lingwistykę w biznesie, ale chcę iść w stronę sportu. Tym bardziej, że zaczęły pojawiać się sukcesy. Byłem na kilku zawodach i wróciłem z tarczą, a nie na tarczy. Na Węgrzech odbywały się na przykład zawody międzynarodowe. Przyjechali zawodnicy z całego świata, a mi udało się zdobyć czwarte miejsce. Jestem z tego bardzo dumny, bo nade mną byli tylko zawodnicy posiadający własne ośrodki. Niedawno wróciłem z Rakowni pod Poznaniem i zdobyłem trzecie miejsce na torze węgierskim. Jestem samoukiem, więc to, w mojej ocenie, wielki sukces. Zresztą cały czas się uczę.

— Z Youtube? Z „Ogniem i mieczem”?
— Na pewno obserwuję lepszych. Mam też mnóstwo różnego sprzętu. Sprawdzam wszystko, co tylko mogę i w ten sposób nabieram doświadczenia. I dzięki temu mogę powiedzieć, co jest najlepsze w tym sprzęcie, a co jest kiepskie w innym. Mam na przykład dziewięć łuków, ale używam jednego, ulubionego.

— A cię najbardziej kręci w łucznictwie?
— Dynamika i jednocześnie ogromny spokój. W łucznictwie trzeba umieć zapanować nad emocjami, ciałem i oddechem. Każdy, nawet najmniejszy ruch, wpływa na strzał. Również koń to odczuwa, wiec trzeba być opanowanym.

— Statystyczny Kowalski strzelanie z łuku widzi najczęściej na filmach. Bohaterowie strzelają strzała za strzałą, jak z automatu. Też tak potrafisz?
— To jest możliwe i nieraz mi się to udaje. Ale to nie jest strzelanie na celność, czym z kolei ja się zajmuję. Ale czasami strzelam do góry piachu. I wtedy strzała pada za strzałą.

— Z jakiej odległości można oddać celny strzał?
— Jestem w stanie strzelać skutecznie z siedemdziesięciu metrów. Wtedy strzał wchodzi w tarczę. Ale byli ode mnie lepsi. Łucznicy mongolscy budzili na przykład ogromny strach, bo ich łuki sięgały nawet pięciuset metrów. I był to zasięg śmiertelny. Budowa strzały była jednak inna. Lotki były mniejsze, co pozwalało jej dłużej i dalej lecieć. Europejczycy natomiast korzystali ze strzał z większymi lotkami, które spowalniały strzał. Najlepszymi i najbardziej celnymi strzelcami w Europie byli Anglicy.

— Ale czasy się zmieniają. Na czym dziś polegają zawody?
— Są różne rodzaje torów. Na przykład węgierski — prosty o długości stu metrów. Na środku ustawiona jest tarcza i trzeba do niej strzelać, jadąc oczywiście po torze. Mamy też tor koreański, który ma rząd tarcz. Ale jest też tor polski, najtrudniejszy, bojowy. Nigdy nie jest taki sam. Organizator zawodów zna określone zasady i według nich przygotowuje zadania. To taki tor niespodzianka. Najtrudniejszy dla zawodnika, ale i dla konia.

— Ale ty się pewnie z koniem dogadujesz…
— Powiem tak: konia nie można zmuszać, ale nie można mu też na wszystko pozwalać. Trzeba znaleźć złoty środek. Moja dziewczyna ma konia i właśnie na nim trenuję. To koń rasy hucuł o imieniu Syryjczyk. Jest nieduży, typowo tatarski, zwrotny i wytrzymały. Mówię na niego zdrobniale Kucyś.

— Konia jednak trzeba przyzwyczaić do zawodów.
— Mam książkę napisaną w siedemnastym wieku. To rękopis o tym, jak trenować konie. Co może dziwić, robię dużo hałasu, choć jednocześnie ważne jest spokojne podejście. Śpiewam mu, włączam muzykę, zaprowadzam konia w różne, nietypowe miejsca. Chodzę z nim do lasu, na łąkę, nad jezioro, na pole. Koń wie, co to błoto, klakson samochodu, górka, dolina. Dzięki temu nic go nie zaskoczy. On się nie boi, bo zna świat. Dzisiaj większość koni żyje w swoich stajniach i jeździ w znanych sobie parkurach. Gdy znajdą się w obcym sobie środowisku, płoszą się, a nawet uciekają. Są po prostu niedoświadczone. Jeszcze z Kucysiem nie brałem udziału w zawodach. Wszystko jeszcze przed nami. Do tej pory startowałem na wypożyczonych koniach, ale i z nimi sobie radzę. Mój trener jeździectwa zażartował nawet, że nawet na drzwiach pojadę. (śmiech) Przed zawodami wsiadam na konia i sprawdzam, czy damy razem radę.

— A jak ubierasz się na zawody? Wyglądasz jak Tatar?
— Mam misiurkę, czyli skórzaną czapę tatarską z futrem. Mam też żupan szlachecki. Cały czas kompletuję strój tatarski. Ale nie trzeba się ubierać w ten sposób na zawodach. Często startuję w białych bryczesach i koszulce sportowej z nazwą swojego teamu: Bachmat.

— Teraz sam organizujesz zawody.
— Na których nie wystartuję, ale wcale mnie to nie martwi. Zawody „Na pograniczu” odbędą się w Bałdach 15-18 sierpnia. Pomyślałem, że czas działać. Dlaczego? Jest duża powtarzalność zawodów w tych samych miejscach. Pomyślałem więc, że trzeba coś urozmaicić. Nie są to jednak zawody rankingowe, ale towarzyskie, dla zabawy. Przyjedzie wielu zawodników.

— Zarażasz swoją pasją?
— Znajomi pytają. Wielu już przywykło, ale gdy poznaję kogoś nowego, to starzy przyjaciele żartują: no to mamy dwie godziny z głowy… Ale swoją pasją zaraziłem brata, który ma czternaście lat. Trenuję go szabli i w łuku. Jego znajomi, wychowani na grach komputerowych, dziwią się, że takie rzeczy można robić naprawdę. Brat natomiast bardzo się wciągnął. Już trzy lata nie interesują go gry, bo ma ciekawsze zajęcie. Jest różnica między machaniem palcami na klawiaturze a przeżyciami w realu. Gdy wziął szablę metalową w ręce i gdy zaczęliśmy walczyć aż poszły iskry, codziennie pyta: kiedy to powtórzymy? Sam wiem, że coś w tym jest. Sam złapałem bakcyla od małego. I to jest niesamowite po dziś dzień.

Komentarze (5) pokaż wszystkie komentarze w serwisie

Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.

Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych

Zaloguj się lub wejdź przez FB

  1. Krecik #2777689 | 31.0.*.* 16 sie 2019 15:49

    Fajna pasja, podziwiam i gratuluje wytrwałości. Życzę dalszych sukcesow :)))))

    odpowiedz na ten komentarz

  2. Pytak #2775800 | 86.29.*.* 12 sie 2019 12:52

    "Zawsze chciałem być Bohunem" - czyli co ? brutalnym Ukraińcem i zdrajcą ?

    Ocena komentarza: poniżej poziomu (-1) odpowiedz na ten komentarz pokaż odpowiedzi (1)

    1. pih #2775632 | 83.9.*.* 12 sie 2019 01:12

      jak sie mozna zachwycac jakas dzicza ze stepow ktora od setek lat pustoszyla Prusy????

      Ocena komentarza: poniżej poziomu (-7) odpowiedz na ten komentarz pokaż odpowiedzi (2)

      1. białymiś #2775599 | 5.173.*.* 11 sie 2019 21:33

        A może więcej szczegółów o planowanych zawodach w Bałdach. Tym razem przed a nie po.

        Ocena komentarza: warty uwagi (6) odpowiedz na ten komentarz

      2. b #2775541 | 79.187.*.* 11 sie 2019 18:16

        Fajna pasja - widziałam w Kruszynianach takich przystojniaków tatarskich na koniach i z łukami

        Ocena komentarza: warty uwagi (4) odpowiedz na ten komentarz