Dorosłam i spełniłam swoje marzenia [ROZMOWA]

2019-04-14 20:20:00(ost. akt: 2019-04-14 21:09:59)

Autor zdjęcia: Archiwum prywatne

Dzięki samozaparciu i chęci spełnienia marzeń, dziś jest właścicielką prężnie działającego salonu tatuażu i piercingu. Angelika "Aki" Rudnicka, pochodząca z niewielkiej miejscowości Godki pod Olsztynem, opowiada nam o swojej pasji.
— Czy tatuaże od zawsze były twoją pasją?
— Od kiedy sięgam pamięcią. Wiele osób pyta mnie, jak to się stało, że tatuuję. Może to się wydawać dziwne, ale do 18 roku życia wstrzymywałam się z decyzją o tatuażu. Po zrobieniu pierwszego wszystko ruszyło jak lawina. Ale w końcu zapragnęłam nie tylko je posiadać, ale także sama robić.

— Dlaczego zdecydowałaś się na otwarcie własnego biznesu? W końcu salonów tatuaży jest cała masa.
— Od zawsze marzyłam o własnym studio i budowaniu marki kojarzonej z moją osobą. W końcu dorosłam do tej decyzji i postanowiłam spełnić swoje marzenia. I tak powstało Cherry Tattoo.

— Trudno było zacząć?
— Początki zawsze są trudne. Człowiek nie jest anonimowy, zaczyna reprezentować dana firmę i jest za nią odpowiedzialny. Potrzebny jest też nakład finansowy, masa "papierologii", pozwoleń itp. Droga była wyboista, ale się udało.

— Jak długo działa twoja firma?
— Oficjalnie, w czerwcu tego roku skończy dwa lata.

— Skończyłaś jakiś kurs związany z tatuażem, czy jesteś samoukiem?

— Dużą wiedzę czerpałam od obecnych tatuatorów, którzy mnie tatuowali. Później, małymi kroczkami, od mniej do bardziej skomplikowanych wzorów zaczęłam tatuować sama. I tak jakoś poszło. Kiedy byłam młodsza, tatuaże nie były tak popularne. Nie było kursów, a jedynie dobra wola tatuażystów chcących podzielić się swoją wiedzą i samozaparcie.

Obrazek w tresci

— Jakie są oczekiwania twoich klientów?
— Każdy klient jest inny i do każdej osoby trzeba podejść indywidualnie. Na pewno każdego klienta trzeba zapewnić, że usługa zostanie wykonana na najwyższym poziomie i może być spokojny o sterylność. Cała reszta wychodzi w trakcie, wyczuwając poczucie humoru danej osoby itd.

— Reklamujesz się gdzieś?
— Głównym nośnikiem reklamy w tej branży jest droga pantoflowa. Każdy zadowolony klient przyprowadzi dziesięciu kolejnych. To najlepsza reklama. Dodatkowo media społecznościowe, takie jak Facebook czy Instagram, pozwalają mi utrzymywać kontakt z potencjalnymi odbiorcami.

Obrazek w tresci

— Co sprawia ci największą radość w twojej pracy?
— To, że tworzę coś indywidualnego. I to za każdym razem. Dla konkretnej osoby. Na całe życie. Widok zachwytu na twarzy klienta bywa nieraz większym wynagrodzeniem niż pieniądze.

— Lubisz być szefową?
— Szczerze? Nienawidzę! Ale tylko dlatego, że jestem zbyt miękka dla ludzi. Z wielkim trudem przychodzi mi podejmowanie kluczowych decyzji. Czasem po prostu nie umiem postawić na swoim.

Obrazek w tresci

— Jak byś określiła samą siebie?
— Wydaje mi się, że moją osobę ciężko jest zdefiniować. Z jednej strony jestem odważna i spontaniczna, a z drugiej zrównoważona i ostrożna. Wszystko zależy od danego aspektu życia.

— Czy oprócz tatuaży, masz jeszcze jakieś pasje?
— Od dziecka bardzo dużo rysowałam. Słuchałam przeróżnej muzyki, uwielbiałam poznawać nowych ludzi i tak jest po dziś dzień. Daje mi to sporą łatwość przy rozmowie z klientami, ponieważ każdy jest zupełnie inny i lubi różne rzeczy.

Obrazek w tresci

— A jakie są twoje największe marzenia? Czego życzyłabyś sobie w przyszłości?
— Chciałabym za kilka lat wykonywać tylko swoje projekty, w swoim ulubionym stylu. Chciałabym być pozytywnie rozpoznawana w gronie tatuatorskim oraz wśród ludzi interesujących się tatuażami.

— Zdarza ci się mieć jakiś czas wolny? Tylko dla siebie?
— Tak, chociaż nie mam go zbyt wiele z racji mojego pracoholizmu... Jestem w stanie odpocząć i oderwać się od kontaktu z klientami w pełni, tylko wtedy, gdy wyjadę gdzieś poza miasto, gdzie nie mam zasięgu.

— Czy twoja praca czegoś cię nauczyła?
— Przede wszystkim cierpliwości. Odkryłam też, że mam w sobie wielkie pokłady wyrozumiałości i konsekwencji...

Obrazek w tresci

— Planujesz się jakoś rozwijać?
— Zdecydowanie tak. W tej branży nigdy nie można powiedzieć, że umie się już wszystko. Ciągle powstają nowe style, nowe techniki. Człowiek cały czas musi się uczyć i rozwijać.

— Nie żałujesz decyzji o własnym biznesie?
— Nie, nie i jeszcze raz nie!

— A jak z finansami? Wychodzisz na swoje?
— Tak, jestem zadowolona z obrotu. Nie są to jakieś kokosy, ale zapewniają mi płynność finansową i spokojne jutro.

Milena Siemiątkowska

Nie wiem, skąd to się wzięło, ale Polacy, Słowianie i Europejczycy w ogólności mają taką dziwną przypadłość. Nie lubią się chwalić. Inaczej mówiąc, chwalenie się nie jest w dobrym tonie. Dokładnie na odwrót mają Amerykanie. Chwalenie się stanowi podstawę ich kultury. I chyba to także na tym chwaleniu się i kulturowym optymizmie wyrosła ich dzisiejsza potęga. My natomiast wychowywaliśmy się na wierszyku „Samochwała” Jana Brzechwy, który to wierszyk skutecznie wyuczał dzieci, że chwalenie się to bardzo brzydki zwyczaj. Inna różnica jest taka: Polacy lubią tych, którzy nie wyróżniają się z tłumu. Amerykanie kochają ludzi sukcesu.
Dlaczego o tym piszę? Bo szukamy przedsiębiorczych ludzi, którzy chcą się pochwalić swoim pomysłem na sukces w biznesie. W naszym cyklu „Na swoim” chcemy pokazywać nasze lokalne firmy. Te, które dopiero startują, a także te, które są już znane. Przede wszystkim jednak chcemy pokazywać ludzi, którzy je wymyślili, którzy nimi kierują. Co ważne: szukamy nie tyle ludzi biznesu, co ludzi, dla których biznes jest pasją. Chcecie się pochwalić? Napiszcie do mnie na Facebooku lub na Messengerze.
Igor Hrywna