Pielgrzymka? Możliwa w każdym wieku

2018-09-01 12:00:00(ost. akt: 2018-08-29 13:12:20)
zdjęcie jest tylko ilustracją do tekstu

zdjęcie jest tylko ilustracją do tekstu

Autor zdjęcia: Katarzyna Michalska

W wieku 76 lat po raz pierwszy w życiu Edward Makowski z Tuszewa poszedł pieszo w pielgrzymce do Częstochowy. W tym roku pielgrzym spod Lubawy dotarł na Jasną Górę po raz trzeci, bo — jak mówi — podczas pielgrzymki można doświadczyć ogromnej, ludzkiej dobroci.
— Po raz trzeci uczestniczył pan w pieszej pielgrzymce do Częstochowy.

— To prawda. Dwa lata temu, kiedy miałem 76 lat, pierwszy raz w życiu udało mi się pójść pieszo do Częstochowy. Dlaczego nie udało mi się wcześniej? Proza życia... Mieliśmy dość duże gospodarstwo rolne, więc zawsze było sporo pracy. A w dodatku pielgrzymka przypada w okresie żniw. Potem, gdy syn z synową przejęli gospodarstwo może i miałem więcej czasu, ale zdrowie nie pozwalało na taki wysiłek. Dwa dni przed pielgrzymką zadecydowałem, że idę!
— Co pana skłoniło, by pójść na pielgrzymkę?

— Mam takie powiedzenie, że Bóg daje każdemu tyle siły, ile mu potrzeba, ale jeśli ktoś tej siły nie wykorzystuje, to Bóg ją zabierze i da temu, komu się przyda. To tak jak z tymi talentami z przypowieści. Podczas pielgrzymki w grupie panuje atmosfera dobroci. Zawsze chciałem się też o tym przekonać i rzeczywiście tak jest. Poznaje się wielu wspaniałych ludzi, i tych z którymi się idzie, i tych, którzy nas goszczą w swoich domach i miejscowościach. Ten świat jest teraz taki szalony, większość wciągnęła się w ten "wyścig szczurów", w życiu nie docenia się tego, co najważniejsze. Ale wokół nas jest mnóstwa tego dobra.

— Jak był pan odbierany, jako najstarsza osoba?
— Wszyscy o mnie dbali. Zagadywali, czy dobrze się czuję, czy sobie radzę. W naszej grupie "Ziemia Lubawska" po raz trzeci byłem najstarszym pielgrzymem, najmłodszy miał zaledwie kilka miesięcy.

— W czasie pielgrzymowania żar dosłownie lał się z nieba.
— Niektórzy śmiali się, że "Bóg nas grilluje". Szedłem całe 12 dni, tylko jeden dzień był dla mnie krytyczny. Od rana było nie tylko gorąco, ale i duszno. Pierwszy odcinek 12-kilometrowy szedłem pieszo, ale kolejny 5-kilometrowy pojechałem samochodem. Jednak gdy odpocząłem, resztę dnia szedłem sam (śmiech). Po dotarciu do Częstochowy w zasadzie nie czułem większego zmęczenia.
— Czym dla pana była pielgrzymka?

— Przede wszystkim czasem modlitwy. Mam za co dziękować, począwszy od tego, że w czasie wojny w 1941 roku nie zostałem wysiedlony z Tuszewa. Miałem rok, kiedy Niemcy wywieźli kilkanaście rodzin ze wsi, jednak moja mama była po porodzie — siostra miała trzy dni — i musiała przez tydzień leżeć w łóżku. Hitlerowcy powiedzieli, że nie możemy zostać, bo będzie tu mieszkał Niemiec. Dlatego mną, siostrą i mamą zaopiekowali się sąsiedzi, potem rodzina z Kiełpin. Ojca wywieziono do obozów, ale z wojny wrócił w 1945 roku. Trzeba w życiu szukać pozytywów i za nie dziękować.


km