Chciał pomóc tym, którzy się zgubili i których zgubiono w życiu. 40 lat temu powstał pierwszy MONAR
2018-08-26 13:17:34(ost. akt: 2018-08-26 13:51:37)
Bezdomność kojarzy się nam zwykle z ludźmi uzależnionymi, niezaradnymi życiowo, pozbawionymi z własnej winy kontaktu z rodziną... i w większości przypadków tak właśnie jest. Jednak to zjawisko dużo bardziej złożone, o czym warto pamiętać, żeby odejść od stereotypów. Mija 40 lat od powstania pierwszego ośrodka MONARU.
Moim wielkim marzeniem było stworzenie uczciwego systemu działań z ludźmi, którzy zgubili się kiedyś, lub których zgubiono w życiu (…)
O tym, że ludzi trudno oceniać jednoznacznie przekonałam się odwiedzając siedzibę Stowarzyszenia MONAR Schronisko dla Osób Bezdomnych Markot w Marwałdzie. To fantastyczne, że są takie miejsca, że takie miejsca dla tych ludzi, to ważna alternatywa. Tak właśnie powiedziała mi jedna z jego mieszkanek Grażyna, która mieszka w ośrodku od 11 lat: – Żyłabym na ulicy, gdyby nie to miejsce. Tu jest teraz mój dom.
Jednak Tadeusz mówi, że to taki jego dom tymczasowy, że nie powiedział jeszcze ostatniego słowa w sprawie swojego życia. Chętnych do rozmów, tych nieco pogłębionych, nie ma zbyt wielu, co zrozumiałe. Nie naciskam także na zdjęcia, bo to już być może trochę za dużo...
Grażyna, rok urodzenia 1953. Nie chce mówić o sobie zbyt wiele. Widać było, że powrót do przeszłości sprawia jej ból. Nie jest łatwy. Jedenasty rok w ośrodku w Marwałdzie, wcześniej sześć lat w podobnym w Turowie, żadnej rodziny z którą miałaby jakikolwiek, choćby najmniejszy kontakt. Ale dlaczego tak potoczyło się jej życie? Pochodzi z Warszawy, gdzie spędziła dzieciństwo i młodość. Potem mieszkała kątem u siostry, co też się skończyło. Pewnego rodzaju niezaradność życiowa, o której sama mówi, nie pozwoliła jej stanąć na nogi. Dziś o ośrodku mówi, mój dom.
Od niedawna nowym dyrektorem Markotu w Marwałdzie w gminie Ostróda jest Agnieszka Grzelka. Już na początku zauważam panujące tu relacje partnerskie, nie ma pań i panów... To skraca dystans i pomaga rozmawiać o sprawach trudnych. Szefowa ośrodka chętnie opowiadała o życiu w tym miejscu, ale też nie chciała zdjęć, co uszanowaliśmy.
— Aktualnie mamy w ośrodku 120 mieszkańców głównie z naszego regionu – mówi Agnieszka. — Są to ludzie dorośli, 40 plus. Kiedy się ma dwadzieścia czy trzydzieści lat zaczyna się tak naprawdę dorosłe życie. Jeśli jednak coś idzie nie tak, nie odnajdujemy się w "rzeczywistości", tracimy kontrolę nad własnym życiem, z różnych powodów, może zdarzyć się tak, że będziemy poszukiwać wsparcia w takim ośrodku jak nasz. I tłumaczy — Często jest to kwestia uzależnienia od alkoholu czy środków psychoaktywnych, ale wolałabym uniknąć stereotypowego myślenia o bezdomności. Co ważne, żaden z naszych mieszkańców nie jest ani pacjentem, ani petentem, jest po prostu mieszkańcem. Nie ma przymusu przebywania u nas. Warunek jest tylko jeden: pełna trzeźwość. Tylko jeden i aż jeden... W okresie zimowym ośrodek pęcznieje i bywa, że mieszkańców jest nawet 180!
Popyt jest ogromny. Ogromne są też wyzwania związane z prowadzeniem tego typu placówki. — Musimy pilnie wyremontować kuchnię i jadalnię, łącznie z wymianą dachu, oraz pokoje naszych mieszkańców, chcielibyśmy móc im zapewnić jak najlepsze warunki — dodaje Agnieszka.
Praca w ośrodku nie jest łatwa, ale daje wiele satysfakcji.
Praca w ośrodku nie jest łatwa, ale daje wiele satysfakcji.
Anna Jachimczyk, pracownik socjalnym pracuje w ośrodku od czterech lat. — Przywiązałam się już do naszych mieszkańców. Znam ich charaktery, wiem czego mogę się spodziewać, kto jakie ma humory... – mówi. — W każdej sytuacji mogą na mnie liczyć. Na rozmowę, ale i na konkretną pomoc, a naprawdę mamy co robić. Owszem mieszkają u nas ludzie w dużej większości po uzależnieniach trwających całe lata. Wiadomo, że zdążyły zrobić ogromne spustoszenia w ich życiu. My ich jednak w żadnym razie nie oceniamy. Jak to mówią: nigdy nie jest za późno, żeby złapać byka za rogi – śmieje się Anna. — Do części naszych mieszkańców przyjeżdża rodzina, ale to nieduży procent. Większość jest bardzo samotna. Naszych kochanych mieszkańców z Marwałdu ja po prostu bardzo lubię i czuję, że jest to odwzajemnione. Fajnie, jak ktoś chce zmienić swoje życie i traktuje to miejsce przejściowo, ale bywa, że tak nie jest.. Mamy tu prawdziwe spektrum ludzkich charakterów i postaw. Nie ma żadnych schematów – mieszkają u nas ludzie wykształceni, artyści, ale i tacy, którzy w swoim życiu nie przepracowali dnia.
Ja po prostu bardzo lubię naszych mieszkańców i czuję, że jest to odwzajemnione - mówi Ania Jachimczyk
Anna z dumą opowiada o realizowanym dwa lata temu projekcie aktywizującym zawodowo. Pięć osób podjęło pracę, wyprowadziło się od nas. Wynajęli mieszkania i zaczęli żyć na swoich zasadach. — Mieszkam w Ostródzie i czasem widzę ich w mieście. To bardzo miłe uczucie. Tematy trudne życiowo nie są mi obce, przez siedem lat pracowałam w domu dziecka – tam było dużo ludzkich dramatów. A jeszcze jeśli dotyczą najmłodszych, to po prostu, serce się kroi. W Marwałdzie są sami dorośli. Mamy tu prawdziwych weteranów, takich co mieszkają w ośrodku od 20 lat. Jest też pan, który przyjechał do nas ze Stanów Zjednoczonych. Na pobliskim cmentarzu leży wielu naszych mieszkańców.
W Marwałdzie także nie może się obejść bez załatwiania formalności. Dział administracji pomaga też w przeróżnych trudnych sytuacjach mieszkańców, pomaga załatwiać formalności. To są pisma, które przychodzą do nich w kwestiach finansowych, komorniczych, rodzinnych, bywa że karnych. Pracownicy pomagają w odpisywaniu na nie. Są przypadki, kiedy próbują prześledzić całą drogę zawodową kogoś, by uzyskać potrzebne dokumenty uprawniające np. do emerytury. Jak mówią, czasem są to bardzo emocjonalne sprawy. Trzeba grzebać w ich przeszłości mieszkańców. Zajmować się ich wstydliwymi nieraz problemami, albo takimi z którymi nie są w stanie sobie poradzić.
W ośrodku do dyspozycji mieszkańców jest także psycholog Monika Gurgielewicz oraz opiekun Martyn Jakubowski. Martyn z wykształcenia jest pedagogiem specjalnym (specjalizacja terapii uzależnień). Z Monarem związany jest 10 lat, z 2,5 letnią przerwą, kiedy pracował w domu dziecka. Ostatnie lata w Łodzi pracował jako terapeuta uliczny z dziećmi uzależnionymi.
— Na tę chwilę mam w ośrodku różne zadania do wykonania. Są to rozmowy indywidualne z mieszkańcami, szeroko pojęta opieka nad nimi, organizacja czasu wolnego oraz prac na terenie ośrodka. Jako jedyny facet w zespole wziąłem na siebie sprawy remontowe, a potrzeb nie brakuje. Poszukujemy właściwie wszystkiego: materiałów budowlanych, wykończeniowych i wyposażenia. Liczymy na odzew lokalnej społeczności – mówi Martyn. — Ostatnio z ekipą z Marwałdu byliśmy też w Iławie na meczu Jezioraka. Dzięki uprzejmości klubu mogliśmy skorzystać z darmowych wejściówek, udostępniono nam nawet miejsca w strefie VIP - za co serdecznie dziękujemy. Dla naszych mieszkańców było to bardzo ważne doświadczenie.
Jako jedyny facet w zespole wziąłem na siebie sprawy remontowe, a potrzeb nie brakuje - mówi Martyn Jakubowski. Na zdjęciu z mieszkańcem Monaru, Tadeuszem, na meczu Jezioraka
Dlaczego odwiedziliśmy Ośrodek właśnie teraz? Otóż rok 2018 jest rokiem jubileuszowym Monaru, który obchodzi 40-lecie. Dokładnie 40 lat temu Marek Kotański jako pierwszy zainicjował akcję wyprowadzania pacjentów uzależnionych ze szpitali psychiatrycznych do ośrodków terapeutycznych. Monar był utworzony z myślą o uzależnionej młodzieży. Kolejnym etapem były Markoty, czyli ośrodki dla osób bezdomnych. Był to przełom w myśleniu i mentalności ówczesnej Polski. Dzięki staraniom i poświęceniu nieżyjącego już Marka Kotańskiego zaczęto otaczać opieką także dorosłych bezdomnych.
Ośrodek w Marwałdzie jest jednym z takich miejsc... Na ścianach ośrodka wiszą dumnie obrazki z wizerunkiem Marka Kotańskiego, widać, że jego pamięć jest wciąż żywa.
Jak w ośrodku przygotowują się do obchodów jubileuszu?
— Mieszkańcy Markotów i Monarów spotkają się z tej okazji w jednym miejscu, symbolicznym, w okolicach Głoskowa, podczas tzw. Monarowiska. To tam wszystko się zaczęło. Marek Kotański zabrał grupę narkomanów ze szpitala do opuszczonego dworku w Głoskowie i zaczął z nimi terapię. To był eksperyment, ale i prawdziwa rewolucja, która bardzo szybko rozprzestrzeniła się na całą Polskę. Dziś Monar to ponad 141 placówek w całej Polsce. Oficjalne obchody jubileuszu odbędą się w listopadzie w Warszawie podczas międzynarodowej konferencji z udziałem gości, którzy Monarowi towarzyszyli przez ostatnie 40 lat.
Czas na dyskusję z młodzieżą musi być ważniejszy od matematyki czy polskiego, ale do takiej dyskusji trzeba zejść z katedry, wejść między uczniów w sposób autentyczny (…)
Fot. Magdalena Rogatty
Fot. Arch. Schroniska w Marwałdzie
Fot. Arch. Schroniska w Marwałdzie
Komentarze (4) pokaż wszystkie komentarze w serwisie
Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.
Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych
Zaloguj się lub wejdź przez
Ostródzianin #2564153 | 81.111.*.* 26 sie 2018 17:03
Ciężko wypisać krok po kroku co było robione Oczywiście, ze był w ostródzkich punktach, to one dały skierowanie do Iławy na odwyk, druga sprawa osoba, która jest po latach w uzależnieniu jest jak dziecko, nie wie gdzie iść, gdzie zapytać, kto może pomóc, to chyba dobrze że pojechałem tam do Marwałdu? Miałem mu dać na PKS i powiedzieć jedź załatwiaj sobie, radź sobie Opisałem tylko jak mnie potraktowano i tak uważam, ze to ich wina, ze tak podeszli do tematu, bo nie skupili się na człowieku, tylko na tym, co mogą z niego mieć.
Ocena komentarza: warty uwagi (7) odpowiedz na ten komentarz
okok #2564132 | 109.241.*.* 26 sie 2018 16:42
Do "Ostródzianina": dlaczego kumpel sam tam się nie zgłosił? Może byłoby inaczej. Poza tym miał w Ostródzie ośrodek terapi uzaleznień, na miejscu. Wybrał inną drogę. Wina Monaru?
odpowiedz na ten komentarz
Motto menela i Ćpuna #2564058 | 88.156.*.* 26 sie 2018 14:30
Najlepiej się żyje na koszt innych!
Ocena komentarza: warty uwagi (4) odpowiedz na ten komentarz pokaż odpowiedzi (1)
Ostródzianin #2564057 | 81.111.*.* 26 sie 2018 14:29
Mój kumpel strasznie się zatracił w nałogu, stracił mieszkanie, rodzinę wszystko co miał. Odnalazłem go i zawiozłem na odwyk do Iławy, po odwykówce starałem się go umieścić w ośrodku w Marwałdzie, pojechałem mieszkańcy Marwałdu mnie pokierowali, dużo ludzi było w podwórzu, wokół drzewka palarnia, pytam kto tu władny i z kim mogę porozmawiać, pokazali mi człowieka. Opowiadam historię kumpla i pytam o pomoc, a on pyta co kumpel umie, nie zrozumiałem, ale wyjaśnił ze chodzi czy ma jakiś fach, mówię, ze był mistrzem murarskim, kiedyś w Ostródzkim przedsiębiorstwie, odpowiedział, szkoda, bo potrzeba nam glazurników. Odebrałem to tak, ze potrzeba im siły roboczej, określone zawody do swoich prac, wyszedłem z niczym Kumpel wrócił do nałogu, dzisiaj już jest w piachu na Spokojnej, natomiast ten przybytek, źle mi się kojarzy.
Ocena komentarza: warty uwagi (2) odpowiedz na ten komentarz pokaż odpowiedzi (3)