Jak proboszcz władze przechytrzył, czyli dzieje pewnej warmińskiej kaplicy
2015-02-09 11:43:24(ost. akt: 2015-02-09 12:07:39)
W 1835 roku w Jarotach uroczyście poświęcono kaplicę. Zbiórką pieniężną na ten cel i budową kaplicy kierował Jan Czodrowski, któremu ukazała się we śnie Matka Boska z prośbą, by to uczynił.
Odwiedzam w Olsztynie Małgorzatę Czodrowską, urodzoną w 1936 roku w Jarotach Warmiaczkę. Czy Jan Czodrowski to jakiś jej przodek? Wcale tego nie wyklucza.
— Tak przynajmniej się w domu mówiło — stwierdza. — Wiadomo, że tamten Czodrowski był zamożnym człowiekiem, nam też wiodło się dość dobrze. O tym, jak bardzo byliśmy we wsi szanowani, świadczyła mosiężna tabliczka z naszym nazwiskiem, umieszczona na ławce w kościele parafii Bartąg, do której należały Jaroty. Mieliśmy przywilej tam zasiadać. A to spotykało tylko osoby szczególnie dla parafii zasłużone, na przykład fundatorów.
— Tak przynajmniej się w domu mówiło — stwierdza. — Wiadomo, że tamten Czodrowski był zamożnym człowiekiem, nam też wiodło się dość dobrze. O tym, jak bardzo byliśmy we wsi szanowani, świadczyła mosiężna tabliczka z naszym nazwiskiem, umieszczona na ławce w kościele parafii Bartąg, do której należały Jaroty. Mieliśmy przywilej tam zasiadać. A to spotykało tylko osoby szczególnie dla parafii zasłużone, na przykład fundatorów.
Objawienia i sny
Niewiele wiadomo o tamtych Czodrowskich, z których pochodził Jan, poza fragmentem jego życiorysu, który jest związany z budową kaplicy. Było to kilka lat po głośnych objawieniach gietrzwałdzkich w 1877 roku. Urodzonemu w 1823 roku Janowi Czodrowskiemu z Jarot ukazała się we śnie Matka Boska. Początkowo złożył to na karb silnego wpływu gietrzwałdzkich objawień na umysły Warmiaków, bo nie zwierzył się rodzinie. Sen jednak powtórzył się kilka razy i wreszcie Matka Boska poleciła mieszkańcowi Jarot wybudować przy wiejskiej drodze, w sąsiedztwie drewnianego krzyża, poświęconą jej kaplicę. Dopiero wówczas wyjawił to mieszkańcom. Ci na pomysł budowy kaplicy zareagowali przychylnie, zwłaszcza, że żadnej świątyni w Jarotach, wówczas Jomendorf, nie było, zaś do kościoła w Bartągu mieli kilka kilometrów.
Budujemy kaplicę
Jan Czodrowski, uzyskawszy przychylność mieszkańców i proboszcza w Bartągu, zainicjował zbiórkę pieniężną i materiałów budowlanych. Mieszkańcy przy budowie pracowali nieodpłatnie. Nawet kobiety dowoziły na taczkach cegłę. Po wybudowaniu kaplicy Czodrowski rozpoczął starania o wyposażenie wnętrza. M. in. z kościoła św. Jakuba w Olsztynie przekazano wsi olejny obraz ze św. Anną z Jezuskiem, któremu Matka Boska podaje koszyczek z owocami. W kaplicy zawisły też stacje Drogi Krzyżowej. Kaplicę, której patronką została Matka Boska Szkaplerzna, w 1885 roku poświęcił zarządca parafii bartąskiej ks. Jan Jabłoński, a pierwsze nabożeństwo odprawił w cztery lata później urodzony w Jarotach ks. Walenty Barczewski. W 1891 roku kaplicę w Jarotach odwiedził biskup warmiński Andrzej Thiel, o czym pisała "Gazeta Olsztyńska". Z tej okazji ustawiono we wsi dziesięć bram z zieleni. Śpiewano pieśni po polsku i niemiecku.
Przywilej opieki nad kaplicą miała przez lata rodzina Czodrowskich, a po śmierci Jana w 1904 roku, który przeżył 82 lata, Hincowie.
Wojenne losy
Podczas działań I wojny światowej do Jarot wpadli Kozacy. I mimo że mogli obrabować kaplicę, jednak świątynię oszczędzili.
W 1936 roku w rodzinie Karola i Marianny Czodrowskich urodziła się Małgorzata. W Jarotach mieszkało jeszcze kilka rodzin Czodrowskich ze sobą spokrewnionych. Rodzice Małgorzaty należeli do bogatszych we wsi. Gospodarstwo leżało na kolonii, w sąsiedztwie dzisiejszej ulicy Złotej. Więcej od nich ziemi posiadali Barczewscy, w domu których, stojącym w centrum wsi, istniała przed wojną polska szkoła.
— Ja chodziłam do niemieckiej — opowiada Małgorzata Czodrowska. — Lecz mimo tego, że w naszym domu mówiono po niemiecku, kiedy władze zaproponowały tacie, żeby zniemczył nazwisko, bo brzmi z polska, odmówił. Starał się być neutralny i tego nas uczył.
Przed wybuchem II wojny światowej wielu mężczyzn z Jarot wcielono do armii. Zlikwidowano też polską szkołę. Zycie toczyło się w miarę spokojnie, chociaż obowiązywał system kartkowy.
— W kaplicy nadal odbywały się nabożeństwa — wspomina pani Małgorzata. — Ale już tylko po niemiecku. Bo wcześniej były i po polsku.
Wśród wiernych, którzy przychodzili tu na nabożeństwa, był Georg Sterzinsky, którego ojciec miał w Jarotach cegielnię. Po wojnie rodzinę zmuszono do wyjazdu do Niemiec. Georg został duchownym, a po latach objął funkcję arcybiskupa Berlina. Uczęszczał na nabożeństwa w kaplicy również urodzony w Jarotach Johaness Gehrmann, który po wyjeździe do Niemiec też został księdzem, a później pełnił m. in. funkcję kapelana niemieckiej marynarki wojennej i doprowadził do pojednania części byłych żołnierzy, obrońców Westerplatte i m arynarzy z niemieckiego pancernika "Schlezwig-Holstein".
— A ja go wspominam jako podrostka — uśmiecha się pani Małgorzata. — Sprzedawał na rynku w Olsztynie kwiaty. W styczniu 1945 roku zbliżył się do Jarot front. Nie wszyscy mieszkańcy dali wiarę, że Rosjanie mordują ludność cywilną i nie zdecydowali się na ucieczkę. Wśród tych, którzy opuścili wieś (uciekano w kierunku Gdańska i do Lidzbarka Warmińskiego) byli Czodrowscy. Dotarli do Zalewu Wiślanego. W czasie ucieczki ranny został Karol Czodrowski. Przygarnęli go żołnierze niemieccy, o czym rodzina nie wiedziała. Po kilku miesiącach matka z dziećmi wróciła i podjęła poszukiwania przez Polski Czerwony Krzyż. Tymczasem w Jarotach rozgrywała się gehenna mieszkańców. Z rodziny Penkwitów i Martenów Rosjanie zabili 9 osób. W Bartągu żołnierz rosyjski zastrzelił ks. Ottona Langhau, który przed wojną odprawiał w kaplicy w Jarotach nabożeństwa po niemiecku i po polsku.
Mieszkanie w chlewiku
Po wojnie Marianna Czodrowska, chociaż mogła wyjechać do Niemiec, podpisała deklarację polskości. Tak kochała swoją ziemię.
— A potem tata się odnalazł i zaczął znowu pracować na gospodarce! — opowiada pani Małgorzata. — Mieszkaliśmy w chlewiku, bo Rosjanie spalili nam dom i inne zabudowania. Ciężko mi było, bo pamiętam dobre warunki, w jakich dorastałam.
Po latach Karol Czodrowski został sołtysem Jarot. Małgorzata zaś, nie znając polskiego, poszła do polskiej szkoły, którą otwarto w dawnej niemieckiej, w centrum wsi. Ale ponieważ była to tylko sześcioklasówka, podstawówkę skończyła w Olsztynie. Po latach przeniosła się na stałe do Olsztyna, do brata.
Po wojnie życie w parafii Bartąg powoli wracało do normy, jeżeli nie liczyć różnych incydentów na tle narodowościowym. W latach 50. głośno było o wydarzeniu, jakie miało miejsce w kościele w Bartągu, kiedy to część wiernych zaczęła śpiewać podczas nabożeństwa po niemiecku. Spotkało się to z represjami ze strony UB. A kaplica w Jarotach, wybudowana przez mieszkańców, wciąż trwała. W latach 70. rozrastający się Olsztyn poszukiwał nowej przestrzeni pod zabudowę. Wybrano wieś Jaroty w południowej części Olsztyna. Część ziemi, zdanej przez wyjeżdżających do Niemiec lub przechodzących na rentę mieszkańców Jarot (swoją Czodrowscy też zdali), stała się własnością państwa, inną zaczęto pod zabudowę wykupywać. Najpierw postało osiedle Nagórki.
Fortel proboszcza
Rozrastające się osiedle spowodowało, że władze kościelne zaczęły zastanawiać się nad potrzebą zbudowania na terenie byłej wsi kościoła. Niestety, petycja w tej sprawie do włodarzy Olsztyna spotkała się z odmową. W tej sytuacji ks. Bronisław Magdziarz, któremu powierzono utworzenie nowej parafii na Jarotach, posłużył się fortelem. Pod pozorem poszerzenia kaplicy o dobudówkę, na co uzyskał zgodę, wzniósł przylegający do niej nowy kościół pw. Bogarodzicy Dziewicy Matki Kościoła. Kościół konsekrował w 1984 r. prymas Józef Glemp. Obecnie proboszczem tej jarockiej parafii jest ks. Zdzisław Milewicz.
— Warmiacy, szczególnie starsi, darzą swoją kaplicę szczególną atencją, bo znają historię z nią związaną — mówi ksiądz proboszcz. — Odprawiane są tu nabożeństwa, a szczególnie uroczyste 15 sierpnia. Chciałbym spotkać się z panią Małgorzatą Czodrowską, ponieważ jej nazwisko związane jest z historią tego zakątka Warmii i naszej kaplicy, która ma tak ciekawe dzieje.
Ostatnia na Warmii
— Z mojej rodziny jestem na Warmii ostatnia — zamyśla się Małgorzata Czodrowska, od lat emerytka. Pracowała kiedyś m.in. w RSW "Prasa-Książka-Ruch", stąd jej sympatia do "Gazety Olsztyńskiej".
— Tu, na tej ziemi, jest moje miejsce na ziemi.
Władysław Katarzyński
Komentarze (2) pokaż wszystkie komentarze w serwisie
Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.
Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych
Zaloguj się lub wejdź przez
Przymknęli oko. #1690655 | 37.152.*.* 15 mar 2015 22:24
Ot cała tajemnica. Dobudówka była w pełni kontrolowana. Przychylnie. Lokalizacja tego kościoła fatalna! Było mnóstwo wolnych terenów. Ta organizacja jednak nie chciała wykupić gruntu! Od wieków za frico! Nie ma co dorabiać mitów. Podoba mi się opis losów rodzin mieszkających na tych terenach. Byle zgodny z faktami. Bez uprzedzeń.
Ocena komentarza: poniżej poziomu (-1) odpowiedz na ten komentarz
bolo #1665110 | 93.105.*.* 13 lut 2015 13:12
to nic nowego przechytrzyl wiernych zgarnal kase jak rydzyk i oszukal wladze.
Ocena komentarza: poniżej poziomu (-1) odpowiedz na ten komentarz