Operator z Zatorza do zadań specjalnych

2014-12-21 08:00:00(ost. akt: 2014-12-20 21:30:30)

Autor zdjęcia: Archiwum prywatne

Jeździł na rolkach w technikum i na studiach. Później chwycił za kamerę. Bez powodzenia zdawał też do szkoły filmowej. Piotr Pacewicz z Olsztyna jest operatorem filmowym na morderczych ultramaratonach w dżunglach Brazylii i na Karaibach.
Wychował się na Zatorzu. — To korzenie Olsztyna! — przekonuje Piotr Pacewicz. Ukończył Technikum Kolejowe przy al. Wojska Polskiego i administrację na Uniwersytecie Warmińsko-Mazurskim w Olsztynie.
Ma 34 lata, żonę Teresę i 5-letniego syna Aleksa. Nie pali papierosów, a to w jego profesji jest istotne.

Po studiach wybrał karierę


Ekstremalne zajęcia od zawsze interesowały Piotra Pacewicza. Od 1996 roku przez prawie 10 lat jeździł na rolkach. Przez całą szkołę średnią i na studiach. — Jeździliśmy po poręczach, wykonywaliśmy efektowne skoki. To był agresywny sport. Całkiem dobrze mi szło — opowiada.
Kręcili swoje wyczyny. Piotr montował filmy. Pewnego dnia rolki zastąpiła kamera... Pierwszy raz wziął ją do rąk 8 lat temu, zaraz po skończeniu studiów.

— Myślałem o tym, co chciałbym robić w życiu — wspomina. — Administracja to nie jest mój temat. Te studia były, bo były. Każdy szedł wtedy na studia. Uważam, że zmarnowałem te pięć lat. Zamiast szkolić się w kierunku, który mnie interesował. Dzisiaj zupełnie inaczej bym wybrał. Poznałem jednak ludzi i tego nie żałuję.
Pierwszą kamerą był Panasonic. Jak mówi Piotr, była to kultowa kamera. — DVX 100, półprofesjonalny sprzęt. Dla filmowców to był wtedy przeskok — przekonuje. — Kosztowała kilkanaście tysięcy złotych.
Później Piotr założył firmę 813 Studio. To w nim powstał m.in. film dokumentalny o sektorówce FC Barcelony (flagę, która została zaprezentowana podczas meczu Barcelony z Lechią Gdańsk, zrobili ją olsztynianie i fani hiszpańskiej drużyny: Maciej Gryko, Adrian Frydrych i Paweł Kołodziejski).

Kris zawsze miał szalone pomysły


— Na ultramaratonie wylądowałem przez przypadek — przekonuje Piotr.
Najpierw w 2011 roku z przyjacielem od rolek, dwa lata młodszym Krzysztofem Sobczakiem, pojechał do Kambodży.
— Kris wymyślił, że zrobimy program „Podróże na luzie”. I wylądowaliśmy w Kambodży wspólnie z jego bratem Adamem i drugim chłopakiem do pomocy Pawłem. Wynajęliśmy terenówkę, dwa motory — mówi. — Nie byliśmy w turystycznych miejscach, ale w dzikich. Spędziliśmy tam 11 dni.
Piotr twierdzi, że Kris zawsze miał szalone pomysły. Pewnego dnia zadzwonił do niego i powiedział, że... — ... jest konkurs „Zrealizuj swoje sportowe wyzwanie życia”. Żeby wziąć udział, trzeba było m.in. nagrać filmik — opowiada Piotr.
Pojechali za Kortowo. Na bagna. Zrobili z tego miejsca minidżunglę. Kris skakał z drzewa, a Piotr wszystko kręcił. — Wyglądało jakbyśmy byli w dolinie Amazonii — mówi.


Organizatorom konkursu film się spodobał. W międzyczasie do Sobczaka zadzwonił kolega z fundacji Siepomaga i zaproponował, że opłaci wyjazd na Jungle Marathon w październiku 2013 roku w Brazylii. A akcja będzie motorem napędowym do zbiórki pieniędzy na leczenie dwóch chłopców chorych na raka.
Zrobili wszystkie szczepienia. Pacewicz zebrał sprzęt. I pojechali. — Codziennie musiałem wysyłać przez antenę satelitarną krótki film i kilka zdjęć — mówi.
Piotr nie był oficjalnym operatorem. Spał w obozie, na hamaku, a sprzęt wisiał na drzewie. Do tego był upał. 40 stopni Celsjusza i nawet 90 proc. wilgotności. To było wyczerpujące.
— Na jednym stagu mogłem spotkać Krisa może trzy razy. A żeby zrobić dobry materiał potrzeba więcej ujęć — mówi Piotr.

Fawele to jest to!


Do obozu popłynęli łodzią. — Kris wymyślił, że zrobi salto do wody, a ja to nagram. Tak niefortunnie skoczył, że zerwał mięśnie międzyżebrowe. Pierwsze dwa dni cierpiał — mówi.
Sobczak bieg jednak ukończył, a szczytny cel został osiągnięty. Trochę też zwiedzali. — Copacabana jest przereklamowana. Jedyne, co można tam fajnego spotkać, to złodziei, którzy czatują na wszystko, co się na tobie świeci — mówi Pacewicz. — Byłem zniesmaczony aż do momentu, gdy drugiego dnia pozrywaliśmy rękawki w koszulkach, sprzęt zostawiliśmy w chacie i poszliśmy do faweli, nędznych dzielnic Brazylii. To było najlepsze. To było prawdziwe Rio!

W fawelach spotkali też uzbrojonych mieszkańców dzielnicy, którym nie spodobało się to, że ich filmowali...
Podczas zawodów Piotr poznał organizatorkę Shirley Thompson i fotografa ultramaratonu Alexandra Beera. — W grudniu zadzwonił do mnie Alex i zapytał, czy kwiecień mam wolny, bo jest do zrobienia ultramaratom Guadarun w Gwadelupe na Karaibach.
Tam zawodnicy biegną na pięciu różnych wyspach: po klifach, asfalcie, przez dżunglę czy plażę. — Jungle Marathon jest najcięższy, Guadarun z kolei to najpiękniejszy bieg na świecie — stwierdza.

Bez samochodów i bez telefonów


Pojechał na Karaiby. Ale już bez Krisa. — Tego typu maraton biegnie się raz w życiu — wyjaśnia Piotr Pacewicz. — Część uczestników ma sponsorów, inni sami zbierają pieniądze na udział. Łączy ich jedno: każdy jest tam w jakimś celu. Poza tym jeżeli nie trenowałeś w mokrych butach przez pół roku, to swoich stóp na pewno nie poznasz.

Na drugiej wyprawie był już oficjalnym operatorem. — Buzia mi się cieszyła. Przed maratonem wypoczywaliśmy na rafie — mówi. — Pracowaliśmy od rana do wieczora. Wstawaliśmy o 5 rano, później jechaliśmy na trasę. Trzeba było nakręcić wszystkich i wszystko, a sprzęt jest dosyć ciężki. Zawsze skupiam się na tym, żeby oddać dynamikę tego sportu oraz emocje. Chciałbym, żeby moje filmy były pomocą dla ludzi, którzy w przyszłości zaplanują start w takim ultramaratonie.

Na początku października po raz kolejny pojechał na Jungle Marathon. Podróż do Brazylii zajęła im dwa dni. Później do obozu płynęli łodziami w dół rzeki. Przez 10 godzin. — W okolicy mieszkała tylko jedna rodzina. Nie było samochodów i telefonów. A jedzenie dostarczano łodziami. To bardzo fajny transport, ponieważ drogi w takich miejscach są okropne.

Po pas w bagnie


Trasa zawodów przebiegała m.in. przez bagna. — I ja również w tym bagnie siedziałem po pas. Chciałem mieć dobre ujęcia — opowiada.
W dżungli ekstremalnych przeżyć nie może zabraknąć... Pewnego razu Piotr postanowił nakręcić iguanę. — Ta uciekła na drzewo. No więc ja wszedłem na to drzewo. Piękne ujęcie z bliska zrobiłem! A ta iguana nawet nie drgnęła. Zastanawiałem się, dlaczego... Dowiedziałem się wieczorem, kiedy zrobiły mi się bąble za uszami. Okazało się, że to drzewo było trujące. I tak sobie dzisiaj myślę, że ta iguana tak sobie tam bezpiecznie siedziała i myślała: — Co ten głupek robi? Włazi na trujące drzewo? — wspomina Piotr. — A kiedy byliśmy z Krisem w Kambodży, to jedliśmy tarantulę smażoną na głębokim oleju. Smakowały jak frytki!

Innych niesprawdzonych w Polsce przysmaków nie odważył się próbować. Żadne tropikalne zwierzę też nigdy go nie ugryzło. — Nie mogę sobie na to pozwolić — mówi Piotr. Oczywiście całej ekipie towarzyszą ratownicy medyczni.
Chwile zwątpienia jednak miał. — Podczas pierwszego dnia tegorocznego Jungle Marathon szliśmy pod górę, prawie w pionie. Szliśmy, szliśmy i końca nie było widać. Miałem ze sobą cały sprzęt. Myślałem, że umrę. Pierwsze dni są najgorsze, bo trzeba się zaaklimatyzować po podróży.
W ciągu tych trzech wypraw jedynym Polakiem, który startował w maratonie, był Krzysztof Sobczak. Kris dzisiaj ma swój biznes.


Materiały Piotra po Jungle Marathon 2014 pojawiły się w światowych telewizyjnych serwisach informacyjnych i prasie. BBC, CNN, „The Guardian”... — To miłe, ale nie podniecam się tym aż tak bardzo. Po prostu zawsze staram się dawać z siebie wszystko — stwierdza Piotr. — Dużo mnie to kosztuje, ale przede wszystkim to mnie nakręca.

Żona zazdrości, ale też wspiera


Do maratonu Piotr Pacewicz musi być przygotowany fizycznie. Ma swojego osobistego trenera z Olsztyna. — Marcin Woźniak jest moim przyjacielem, a od dwóch lat trenerem personalnym. Są to ćwiczenia wydolnościowe, trenuję cały rok, a przed każdym wyjazdem intensywnie — wyjaśnia.
Przygotowanie fizyczne jest bardzo potrzebne. Podczas maratonu Piotr dźwiga m.in. kamerę, steadicam (mechaniczny system stabilizacji kamery), aparat...

Piotr pracował kiedyś w jednej z olsztyńskich telewizji, współpracował też przy magazynie motoryzacyjnym. Po studiach złożył nawet dokumenty do szkoły filmowej w Warszawie. I poległ. — Między innymi na pytaniu: „Bez siodła płynie”. Teraz już wiem, że to Amazonka. Kilka razy przecież udało mi się nią płynąć — mówi.
Z reżyserem Yachem Paszkiewiczem, legendą polskiego teledysku, zrobił także dwa projekty. Ma za sobą także kilka kursów. — Wkręciłem się w filmowanie, to moja obsesja. Jak się za coś biorę, to robię to na sto procent. To mnie pochłania — podkreśla Piotr.
W jego działaniach dzielnie wspiera go żona Teresa. — Takie przygody zdarzają się w życiu bardzo rzadko i trzeba z tego korzystać. I moja żona to rozumie — mówi. — Zazdrości mi tych wyjazdów, ale jest wyrozumiała. Ufa mi i wie, że się rozwijam.

Z Teresą poznali się w 2000 roku na domówce. Pobrali się sześć lat później. Czyli w tym samym roku, w którym pierwszy raz chwycił za kamerę. — 2006 rok był dla mnie szczęśliwy — stwierdza z uśmiechem Piotr Pacewicz.

Mateusz Przyborowski

Komentarze (7) pokaż wszystkie komentarze w serwisie

Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.

Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych

Zaloguj się lub wejdź przez FB

  1. gnat #1615893 | 109.243.*.* 22 gru 2014 16:54

    Z Zatorzem to on nie ma od jakiegoś czasu nic wspólnego. Wypiął się na dzielnie i tyle.

    odpowiedz na ten komentarz

  2. Kris #1615739 | 217.99.*.* 22 gru 2014 13:50

    Znam go on jest skejtem i jezdzil kiedys na desce

    odpowiedz na ten komentarz

  3. w temacie #1615319 | 83.28.*.* 21 gru 2014 22:43

    Zawodowym od lat operatorem rodem z Zatorza jest Krzysiek L. I to operatorem przez duże O. Pozdrawiam.

    Ocena komentarza: warty uwagi (1) odpowiedz na ten komentarz

  4. Seq #1615307 | 88.156.*.* 21 gru 2014 22:30

    Pacek prawie jak Tonny Halik hehehe pozdro z Zatorza Milo zobaczyc znajomą mordke gdzies na krancu swiata

    odpowiedz na ten komentarz

  5. piotr b....... #1615111 | 89.228.*.* 21 gru 2014 18:55

    pozdrawiam 813 szczęśliwe liczby

    odpowiedz na ten komentarz

Pokaż wszystkie komentarze (7)