Treningi weszły mu w krew
2025-09-27 19:00:00(ost. akt: 2025-09-26 14:22:52)
Jerzy Szymański, 81-letni lekkoatleta z Kurzętnika, to prawdziwy fenomen w skali kraju. Wciąż startuje w biegach długodystansowych. Choć z racji lat skrócił dystanse i ustępuje młodszym kolegom i koleżankom, zawsze z honorem i satysfakcją przekracza linię mety.
Pasja do biegania narodziła się u niego wcześnie. Jako 16-latek rozpoczął naukę w ostródzkiej budowlance, gdzie szybko zaraził się sportowym bakcylem. W Ostródzie funkcjonował wówczas okazały stadion, na którym trenowali miejscowi zawodnicy. – Jeden z nich, mający na koncie niezłe wyniki, zaproponował mi dołączenie do grupy lekkoatletycznej. Tak też zrobiłem i zacząłem regularne treningi – wspomina Jerzy Szymański. – Pamiętam swoje pierwsze zawody: mistrzostwa Ostródy. Miałem tremę, bo startowałem obok mojego „nauczyciela”, który wciągnął mnie do biegania. Postanowiłem dać z siebie wszystko i… zostawiłem go daleko w tyle. Dziś mieszka w Niemczech, ale gdy się spotykamy, zawsze wracamy do tamtych wspomnień – opowiada.
Takich dinozaurów biegania jest mało
Dziś pan Jerzy od lat reprezentuje grupę Kurzętnik Biega i – jak sam mówi – nie zamierza zwalniać tempa. – Na każdych zawodach, w których startuję, jestem najstarszym uczestnikiem. Spotykam się z ogromną sympatią i uznaniem. Organizatorzy podkreślają, że mogę być przykładem wytrwałości i inspiracją dla młodszych zawodników. Szacuję, że w moim wieku takich dinozaurów biegania w Polsce jest zaledwie 2, może 3 – przyznaje.
Dziś pan Jerzy od lat reprezentuje grupę Kurzętnik Biega i – jak sam mówi – nie zamierza zwalniać tempa. – Na każdych zawodach, w których startuję, jestem najstarszym uczestnikiem. Spotykam się z ogromną sympatią i uznaniem. Organizatorzy podkreślają, że mogę być przykładem wytrwałości i inspiracją dla młodszych zawodników. Szacuję, że w moim wieku takich dinozaurów biegania w Polsce jest zaledwie 2, może 3 – przyznaje.
Gdy sobie nie pobiegam, czegoś mi brakuje
Choć szybkość już nie ta, kondycja pozostaje znakomita. Kiedyś maratony biegał w 3 godziny i 47 minut, a półmaraton w 1 godzinę i 40 minut. – Te czasy już minęły, ale treningi weszły mi w krew. Gdy nie pobiegam, czegoś mi brakuje. Trzeba jednak znać umiar – dodaje.
Choć szybkość już nie ta, kondycja pozostaje znakomita. Kiedyś maratony biegał w 3 godziny i 47 minut, a półmaraton w 1 godzinę i 40 minut. – Te czasy już minęły, ale treningi weszły mi w krew. Gdy nie pobiegam, czegoś mi brakuje. Trzeba jednak znać umiar – dodaje.
Miniony sezon był dla niego wyjątkowo intensywny. Startował m.in. w 5-kilometrowych biegach w Lidzbarku, Płużnicy, Kisielicach i Działdowie, na 6 kilometrów w Retno Biegu na Pojezierzu Brodnickim, Radomnie i ponownie w Kisielicach, a w Lubawie zmierzył się z dystansem 10 kilometrów. Mimo jesiennego czasu nie zwalnia – planuje kolejne starty.
– Czasem imprezy biegowe pokrywają się z rodzinnymi uroczystościami i wtedy trzeba wybierać. W takich przypadkach wracam do domu przed północą, żeby następnego dnia dotrzeć na zawody i stanąć na starcie. – Śmieje się. – Lubię też tańczyć, zwłaszcza przy szybkich utworach. To świetny trening i terapia dla nóg – zdradza.
W Słowenii był piekielnie trudny, morderczy bieg
Skąd taka forma? – Ludzie często mnie o to pytają. Myślę, że to w dużej mierze geny, ale przede wszystkim regularne i solidne treningi, odpowiednia dieta oraz lata ciężkiej pracy, które wzmocniły organizm – tłumaczy sportowiec z Kurzętnika.
Półki w domu państwa Szymańskich zapełniają się kolejnymi pucharami i medalami z lokalnych, ogólnopolskich, a nawet międzynarodowych imprez – głównie za zwycięstwa w swojej kategorii wiekowej w biegach maratońskich. Pan Jerzy doskonale pamięta start podczas mistrzostw Europy w Słowenii. – To był piekielnie trudny, wręcz morderczy bieg. Upał nie do zniesienia, a na dodatek górska trasa. Cztery kilometry przed metą nie czułem nóg. Dziś sam się dziwię, że udało mi się go ukończyć – wspomina.
Skąd taka forma? – Ludzie często mnie o to pytają. Myślę, że to w dużej mierze geny, ale przede wszystkim regularne i solidne treningi, odpowiednia dieta oraz lata ciężkiej pracy, które wzmocniły organizm – tłumaczy sportowiec z Kurzętnika.
Półki w domu państwa Szymańskich zapełniają się kolejnymi pucharami i medalami z lokalnych, ogólnopolskich, a nawet międzynarodowych imprez – głównie za zwycięstwa w swojej kategorii wiekowej w biegach maratońskich. Pan Jerzy doskonale pamięta start podczas mistrzostw Europy w Słowenii. – To był piekielnie trudny, wręcz morderczy bieg. Upał nie do zniesienia, a na dodatek górska trasa. Cztery kilometry przed metą nie czułem nóg. Dziś sam się dziwię, że udało mi się go ukończyć – wspomina.
W minioną niedzielę 81-latek znów stanął na starcie – tym razem w Biegu Pacółtowskim na obrzeżach Nowego Miasta Lubawskiego, z którego wrócił z nagrodą dla najstarszego zawodnika.
Stanisław R. Ulatowski
Komentarze (0) pokaż wszystkie komentarze w serwisie
Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.
Zaloguj się lub wejdź przez