Chiał Niemcom oddawać dzieła kultuy
2025-08-07 11:00:00(ost. akt: 2025-08-07 11:56:35)
Krzysztof Ruchniewicz, dyrektor Instytutu Pileckiego, wywołał burzę pomysłem konferencji o zwrocie polskich zbiorów m.in. Niemcom. Politycy grzmią o skandalu i zdradzie dyplomatycznej. Stawką są reputacja instytutu i rządu.
Pod koniec lipca Hanna Radziejowska, kierująca oddziałem Instytutu Pileckiego w Berlinie, poinformowała resort kultury o zaskakującej inicjatywie swojego przełożonego. Prof. Krzysztof Ruchniewicz miał oczekiwać przygotowania cyklu międzynarodowych seminariów, w tym jednego poświęconego rzekomemu zwrotowi przez Polskę dóbr kultury zagrabionych przez Polaków – a więc oddaniu tych zbiorów Niemcom, Ukraińcom, Litwinom, Białorusinom oraz osobom pochodzenia żydowskiego. Pomysł ten wywołał natychmiastowe kontrowersje. Radziejowska w liście do minister kultury alarmowała o tym, że "propozycja dyrektora Ruchniewicza […] jest sprzeczna z polityką państwa polskiego i budzi poważne obawy co do negatywnych konsekwencji zarówno dla MKiDN, jak i Instytutu Pileckiego".
Polityczna burza
Wieści o seminarium na początku sierpnia ujawnił dziennik „Rzeczpospolita”. To uruchomiło lawinę krytyki. Wielu komentatorów i polityków zgodnie przyjęło pomysł jako skandaliczny i szkodliwy dla polskiej racji stanu. Szczególnie ostro zareagowali przedstawiciele opozycyjnego obecnie Prawa i Sprawiedliwości.
Wieści o seminarium na początku sierpnia ujawnił dziennik „Rzeczpospolita”. To uruchomiło lawinę krytyki. Wielu komentatorów i polityków zgodnie przyjęło pomysł jako skandaliczny i szkodliwy dla polskiej racji stanu. Szczególnie ostro zareagowali przedstawiciele opozycyjnego obecnie Prawa i Sprawiedliwości.
— Dowiadujemy się, że dyrektor Ruchniewicz chce oddawać dzieła sztuki Niemcom. To jest tak wielki skandal, że najwyższy czas, żeby ten pan podał się do dymisji — oświadczył Piotr Gliński, były minister kultury z PiS, wzywając premiera Donalda Tuska do natychmiastowego odwołania szefa Instytutu.
Podobnie wypowiadali się inni politycy PiS, przypominając, że w czasie II wojny światowej Polska straciła ponad 500 tysięcy dzieł sztuki, które do dziś próbuje odzyskać – ich zdaniem pomysł „oddawania” czegokolwiek Niemcom odwraca role ofiary i sprawcy.
Podobnie wypowiadali się inni politycy PiS, przypominając, że w czasie II wojny światowej Polska straciła ponad 500 tysięcy dzieł sztuki, które do dziś próbuje odzyskać – ich zdaniem pomysł „oddawania” czegokolwiek Niemcom odwraca role ofiary i sprawcy.
Zdrada dyplomatyczna?
Niektórzy politycy prawicy poszli krok dalej, sugerując możliwość pociągnięcia Ruchniewicza do odpowiedzialności karnej. Poseł Paweł Jabłoński wskazał na art. 129 Kodeksu karnego dotyczący zdrady dyplomatycznej.
Niektórzy politycy prawicy poszli krok dalej, sugerując możliwość pociągnięcia Ruchniewicza do odpowiedzialności karnej. Poseł Paweł Jabłoński wskazał na art. 129 Kodeksu karnego dotyczący zdrady dyplomatycznej.
— Kto, będąc upoważniony do występowania w imieniu RP w stosunkach z rządem obcego państwa lub zagraniczną organizacją, działa na szkodę RP, podlega karze do 10 lat więzienia — przypomniał Jabłoński, argumentując, że dyrektor Instytutu Pileckiego mógł wypełnić znamiona właśnie takiego przestępstwa.
Co gorsze uwadze polityków zarówno opozycji, jak i obozu rządowego nie umknęło, że prof. Ruchniewicz pełni nie tylko funkcję szefa instytutu, ale też rządowego pełnomocnika ds. współpracy polsko-niemieckiej – zatem jest oficjalnym przedstawicielem państwa w kontaktach z Niemcami. Posłowie PiS zapowiedzieli złożenie zawiadomienia do prokuratury.
— Pan Ruchniewicz, funkcjonariusz z nominacji Donalda Tuska, dopuścił się działania na szkodę Rzeczypospolitej — grzmiał Jabłoński w Sejmie.
Odpieranie zarzutów
W obliczu burzy medialnej Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego zaprzeczyło, by planowano jakiekolwiek „oddawanie” dzieł sztuki. Resort podkreślił, że Instytut Pileckiego nie prowadzi oraz nigdy nie prowadził rozmów w zakresie restytucji dóbr kultury – nie jest to w kompetencjach jednostki.
W obliczu burzy medialnej Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego zaprzeczyło, by planowano jakiekolwiek „oddawanie” dzieł sztuki. Resort podkreślił, że Instytut Pileckiego nie prowadzi oraz nigdy nie prowadził rozmów w zakresie restytucji dóbr kultury – nie jest to w kompetencjach jednostki.
Pojawiły się wyjaśnienia, że planowane we wrześniu seminaria mają dotyczyć badań proweniencyjnych (ustalania pochodzenia zbiorów), a insynuacje o zwracaniu czegokolwiek nazwano dezinformacją godzącą w polski interes. Także rzeczniczka Instytutu Pileckiego zapewniła, że Instytut Pileckiego nigdy nie planował spotkań zmierzających do przekazywania komukolwiek dóbr kultury z Polski, a sugestie przypisywane Hannie Radziejowskiej są nieprawdziwe. Władze instytutu odrzuciły oskarżenia o działania sprzeczne z polską racją stanu i zarzuciły autorom publikacji nierzetelne przedstawianie faktów.
Kontrowersyjne decyzje
Sprawa planowanej konferencji nie jest pierwszą kontrowersją związaną z prof. Ruchniewiczem. Od objęcia sterów Instytutu Pileckiego w listopadzie 2024 r. dokonał on szeregu zmian, które spotkały się z krytyką. Najpoważniejszy okazał się konflikt z prężnie działającym oddziałem instytutu w Berlinie, kierowanym przez Hannę Radziejowską.
Sprawa planowanej konferencji nie jest pierwszą kontrowersją związaną z prof. Ruchniewiczem. Od objęcia sterów Instytutu Pileckiego w listopadzie 2024 r. dokonał on szeregu zmian, które spotkały się z krytyką. Najpoważniejszy okazał się konflikt z prężnie działającym oddziałem instytutu w Berlinie, kierowanym przez Hannę Radziejowską.
Placówka ta zasłynęła z udanych wydarzeń popularyzujących polską historię za Odrą, lecz po zmianie warty jej aktywność zaczęła być stopowana. Nowy dyrektor ograniczył finansowanie filii i próbował odwołać jej kierownictwo (co uniemożliwiły niemieckie przepisy).
— Ruchniewicz przykręcił berlińskiej placówce kurek z pieniędzmi, rzucając jej kłody pod nogi, przez co tętniąca życiem instytucja praktycznie zamarła — opisuje sytuację jeden z publicystów.
Nic dziwnego, że Radziejowska – zaniepokojona dodatkowo pomysłem feralnej konferencji – zdecydowała się alarmować bezpośrednio władze w Warszawie. To jednak nie jedyny zarzut wobec działań nowego dyrektora. Zawiesił on lub zlikwidował kilka flagowych projektów instytutu. Zamknięto program „Zawołani po imieniu”, w ramach którego poprzednia ekipa upamiętniała Polaków zamordowanych za ratowanie Żydów – inicjatywę wysoko cenioną w środowiskach patriotycznych.
Wstrzymano również plan utworzenia nowej siedziby Muzeum Polskiego w Rapperswilu w Szwajcarii. Poprzedni rząd kupił budynek pod to muzeum, lecz nowa dyrekcja Instytutu ostatecznie wycofała się z przedsięwzięcia. Zdaniem krytyków takie posunięcia oznaczają wygaszanie działalności, z której Instytut Pileckiego zasłynął, i odchodzenie od jego patriotycznej misji.
Skutki dla rządu
W zgodnej opinii komentatorów sprawa prof. Ruchniewicza ma wymiar polityczny, uderzając pośrednio w rząd. Dla prawicy stała się dowodem rzekomej uległości ekipy premiera Tuska wobec Berlina.
W zgodnej opinii komentatorów sprawa prof. Ruchniewicza ma wymiar polityczny, uderzając pośrednio w rząd. Dla prawicy stała się dowodem rzekomej uległości ekipy premiera Tuska wobec Berlina.
— Swoimi działaniami szkodzi rządowi i dolewa paliwa do narracji PiS o Platformie Obywatelskiej jako niemieckiej agenturze — zauważono z przekąsem w komentarzu na Kanale Zero.
Politycy PiS od lat zarzucali Donaldowi Tuskowi pobłażliwość wobec Niemiec. Dotąd były to głównie hasła propagandowe, lecz teraz zyskały wygodny pretekst. Jako próbę załagodzenia wymowy całej sytuacji można przyjąć decyzję ministerstwa spraw zagranicznych.
Radosław Sikorski poinformował, że funkcja pełnomocnika MSZ ds. polsko‑niemieckiej współpracy, którą pełnił właśnie prof. Krzysztof Ruchniewicz, została zlikwidowana. Skutki dyplomatyczne jednak pozostały...
Jan Berdycki
Jan Berdycki
Komentarze (0) pokaż wszystkie komentarze w serwisie
Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.
Zaloguj się lub wejdź przez