W Świętym Gaju zalane pola i strach o plony. Został przerwany wał przeciwpowodziowy na rzece Dzierzgonce
2025-07-31 12:38:53(ost. akt: 2025-07-31 12:44:39)
Wał przeciwpowodziowy w Świętym Gaju został przerwany, a woda zalała teren polderu. Choć nie ma bezpośredniego zagrożenia dla mieszkańców ani zabudowań, rolnicy już liczą straty.
W środę, 30 lipca, w miejscowości Święty Gaj w powiecie elbląskim doszło do przerwania wału przeciwpowodziowego na rzece Dzierzgonce. Woda rozlała się na teren naturalnego polderu, dzięki czemu – jak podkreślają służby – nie zagraża bezpośrednio mieszkańcom ani zabudowaniom. Mimo to sytuacja jest poważna.
– Zwołałem w trybie pilnym Wojewódzki Zespół Zarządzania Kryzysowego. Zdecydowałem o zabezpieczeniu terenu i przygotowaniu służb do wsparcia działań naprawczych – poinformował wojewoda warmińsko-mazurski Radosław Król. – Policja zabezpiecza miejsce przerwania wału, straż pożarna koncentruje siły i środki, a Wojska Obrony Terytorialnej zadysponowały 20 żołnierzy. Działamy z wyprzedzeniem. Sytuacja jest pod kontrolą i monitorowana całodobowo – zapewnił.
Wójt gminy Rychliki Zbigniew Lichuszewski poinformował, że w miejscu wyrwy przez cały dzień pracowały służby. – Niestety, w wyniku naporu wody wyrwa uległa znacznemu powiększeniu, co na chwilę obecną praktycznie wyłączyło możliwość szybkiego załatania uszkodzenia – przekazał. – Zespół kryzysowy podjął decyzję, że działania naprawcze rozpoczną się w czwartek, od godziny 6:00, po wcześniejszym przygotowaniu odpowiedniego sprzętu i zasobów.
Wody Polskie zapowiedziały rozpoczęcie naprawy wału, gdy tylko poziom wody na to pozwoli. Służby apelują, by nie zbliżać się do uszkodzonego odcinka i nie podejmować żadnych działań na własną rękę. – Wały są tak nasiąknięte, że podobna sytuacja może nastąpić w innym miejscu. Wejście na wały, nawet w pozornie bezpiecznym miejscu, może skończyć się tragedią – ostrzega samorząd.
Tymczasem rolnicy z okolicznych miejscowości już wiedzą, że tegorocznych plonów w wielu miejscach nie uda się uratować. Damian Murawiec, rolnik z powiatu elbląskiego, zwraca uwagę na wieloletnie zaniedbania.
– Bobry robią szkody, dziurawią wały. Woda nie ma gdzie odpływać, bo kanały są niedrożne. Wały namiękają, rozwalają się i woda się przelewa. To są wieloletnie zaniedbania Wód Polskich, jeśli chodzi o dbanie o wały przeciwpowodziowe na Żuławach – podkreśla. – Zostały zalane uprawy rolnicze. Całoroczna praca rolników poszła na marne. W miejscach, gdzie są łąki czy kukurydza na kiszonkę, pasza dla zwierząt nie zostanie zebrana. Tam, gdzie da się szybko ściągnąć wodę, może coś się uratuje, ale jakość będzie gorsza. Z części pól nic nie da się zebrać – wskazuje.
I dodaje, że jeśli woda nie zostanie szybko odpompowana, wjazd ciężkimi maszynami stanie się niemożliwy. – Gleba po takim nasiąknięciu traci nośność, a kombajny ważą kilkanaście ton. Jak nie zbierze się pszenicy – powiedzmy 8 ton po 800 zł – to 6–7 tysięcy złotych straty na jednym hektarze – wylicza.
Rolnik szczególnie krytycznie odnosi się do decyzji podejmowanych jeszcze przed rozerwaniem wału. – Kardynalny błąd był w poniedziałek. Wszędzie były wysokie stany wód, padał deszcz, a stacje pomp działały w trybie normalnym. Mój kolega pojechał wtedy do Wód Polskich i mówił: „Róbcie coś, będzie dramat”. Usłyszał: „Stany są dobre, wszystko pod kontrolą”. No i mamy tę kontrolę – mówi z goryczą.
Murawiec dodaje, że zagrożenie jeszcze się nie skończyło: – Wiele wałów przesiąka. Jak ziemia zacznie się rwać, to woda wyrywa wał i leci, a wtedy nie ma już jak tego zatrzymać. A ci z Wód Polskich przyjeżdżają samochodami, popatrzą i mówią, że wszystko w porządku. A to rolnicy i strażacy chodzą po wałach, sprawdzają każdy rów, każdą pompę i zgłaszają, gdzie są przesiąki. I dopiero jak się rolnicy wykłócą, to coś się rusza.
EG
Komentarze (0) pokaż wszystkie komentarze w serwisie
Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.
Zaloguj się lub wejdź przez