Koszmar Julii: pies pogryzł ją na chodniku

2025-07-07 19:00:00(ost. akt: 2025-07-09 10:45:59)
Julia Łamejko przeszła pięć operacji, w tym przeszczep skóry

Julia Łamejko przeszła pięć operacji, w tym przeszczep skóry

Autor zdjęcia: archiwum prywatne

24 maja 2025 r. dla Julii Łamejko, mieszkanki Nidzicy, okazał się być najgorszym dniem jej młodego życia. 24-letnia kobieta przez miesiąc walczyła z bólem, strachem i bezsilnością po brutalnym ataku psa w centrum Nidzicy. Została pogryziona na oczach swojego chłopaka. Przeszła pięć operacji, w tym przeszczep skóry.
Spacer, który przerodził się w horror
To miała być zwykła przechadzka. 24 maja Julia i jej chłopak spacerowali w rejonie ul. Kolejowej i Kraszewskiego w Nidzicy. W pewnym momencie, z terenu jednej z posesji, wybiegł owczarek belgijski. Brama była otwarta, pies bez smyczy i kagańca.

— Zobaczył nas, zamarł na moment, a potem ruszył jak strzała. Nie było czasu na reakcję — wspomina Julia.

Pies rzucił się na dziewczynę bez żadnego ostrzeżenia. Ugryzł w szyję, przewrócił na chodnik. Następnie zaatakował ponownie — gryzł w plecy i kostkę. Chłopak Julii próbował odciągnąć agresywne zwierzę, uderzając je pięścią i osłaniając dziewczynę. Pies jednak nie ustępował.

— Skuliłam się, próbując osłonić głowę. Chłopak odganiał psa, ale on wrócił i ugryzł mnie w kostkę. Widziałam tylko krew i czułam, jak tracę siły — relacjonuje.
W końcu pies uciekł wracając do bramy, w której stał już drugi pies tej samej rasy.

Nie ma karetki. Jest tylko ojciec
Chłopak Julii zatrzymał przejeżdżający samochód. Kierowca nie wahał się — wjechał w bramę zakładu i trąbiąc, zdołał odgonić psy. Chwilę później nadjechała kobieta. Zatrzymała się natychmiast. Razem z chłopakiem Julii zaciskali ranę na krwawiącej kostce. Krew lała się jak z rozciętego worka. Julia traciła siły.
Dzwonili na 112. Odpowiedź? Nie ma wolnej karetki.

— Chwyciłam telefon. Resztkami sił zadzwoniłam do taty. Gdyby nie on, pomoc chłopaka i przejeżdżających osób, nie wiem, czy bym dziś żyła — mówi cicho Julia.

Ojciec zabrał ją do pogotowia w Nidzicy. Stamtąd, po zaopatrzeniu, została przewieziona do szpitala w Działdowie. Decyzja lekarzy była szybka: trzeba szyć.
— Ból nie ustępował mimo silnych leków. Wyłam nocami, nie byłam w stanie zasnąć — wspomina.

Przez pierwsze 48 godzin jej ciało było jedną wielką raną. Kostka pulsowała niewyobrażalnym bólem. Każdy ruch kończył się łzami. Codziennie dojeżdżała do szpitala na zmianę opatrunków. Nie była w stanie samodzielnie dojść do łazienki. Gorączka nie ustępowała. Dawkowano jej silne środki przeciwbólowe, ale organizm był na granicy wytrzymałości.

— Nie mogłam spać, krzyczałam z bólu. Gorączkowałam. Nie potrafiłam samodzielnie dojść do łazienki. To był ból, którego nigdy wcześniej nie doświadczyłam. Rodzice patrzyli na mnie i wiedzieli, że to nie jest „normalne gojenie się rany — wspomina. Coś było bardzo nie tak.

Pięć operacji i 22 dni bólu
W środę, 28 maja, Julia otrzymała wyniki tomografii. Następnego dnia rano rodzina zdecydowała się pojechać do szpitala w Działdowie i zgłosić na oddział ortopedii. Lekarze nie mieli wątpliwości — rana na nodze była zakażona.

— Lekarz, który mnie przyjmował, obejrzał ranę i natychmiast zdecydował o operacji. Gdybyśmy nie zdecydowali się pojechać do szpitala, mogło się to skończyć martwicą stopy albo nawet sepsą — relacjonuje Julia.
Na oddziale Julia spędziła łącznie 22 dni. Przeszła pięć operacji. Leczenie prowadzone było metodą VAC — terapią podciśnieniową stosowaną przy trudno gojących się ranach. Przez cały ten czas była pod stałą opieką lekarzy i pielęgniarek.

— Zrobiono dla mnie wszystko, co było możliwe. Otoczono mnie naprawdę dobrą opieką, ale to, co przeżyłam, ile bólu i łez kosztowało mnie leczenie, trudno opisać — mówi.

Rodzice i chłopak odwiedzali ją każdego dnia. To dzięki ich obecności Julia zdołała przetrwać psychicznie tygodnie bólu i lęku.

— Bez nich już dawno bym się rozsypała — przyznaje Julia.
16 czerwca odbyła się ostatnia operacja — przeszczep skóry. Teraz pozostało już tylko czekanie, czy przeszczep się przyjmie.

Julia porusza się o kulach. Przed nią długie tygodnie rehabilitacji i stopniowy powrót do sprawności. Letni czas, który miał być odliczaniem dni do wyjazdu Julii i jej chłopaka za granicę w celu zarobkowym przerodził się w utratę możliwości podjęcia pracy, walkę o zdrowie i normalne życie.

Nie zwierze jest winne, lecz człowiek
Julia podkreśla, że zawsze kochała zwierzęta i nie obwinia psa za tragedię, która ją spotkała. — To nie zwierzę jest winne, lecz człowiek, który je wychował i nie potrafił nad nim zapanować. Bo jaki pies, bez żadnej prowokacji, rzuca się na szyję obcej osoby? — pyta.

Jak twierdzi, nie była pierwszą osobą zaatakowaną przez tego samego psa. Po wypadku zwierzę zostało oddane na obserwację pod kątem wścieklizny. Trwała ona do 8 czerwca. Wynik był ujemny, a pies... wrócił do właściciela. Do dziś nie został odebrany ani uśpiony.

— Gdyby nie reakcja przypadkowych osób, mogłabym nie przeżyć. To nie był drobny incydent, to był brutalny atak. A jednak służby nie zrobiły nic. Nikt nie poniósł konsekwencji — mówi Julia. I dodaje, że czuje się nie tylko ofiarą tego konkretnego zdarzenia, ale także ofiarą systemu, który zawiódł.
W emocjonalnym apelu kierowanym do władz miasta i instytucji odpowiedzialnych za bezpieczeństwo publiczne zadaje pytania, na które – jak twierdzi – wciąż nie otrzymała odpowiedzi: Jak to możliwe, że pies, który wcześniej atakował ludzi, do dziś nie został odebrany właścicielowi? Czy naprawdę musi dojść do tragedii, by ktokolwiek podjął decyzję?

— To nie był "incydent". To był brutalny atak, którego można było uniknąć, gdyby służby odpowiednio wcześniej zareagowały na wcześniejsze skargi. Ale zamiast realnego działania – była bierność, obojętność i unikanie odpowiedzialności. To nie jest tylko mój dramat. To dramat systemu, który nie działa. Mam ogromny żal do lokalnych władz i instytucji za to, że nikt nie miał odwagi podjąć decyzji o odebraniu agresywnego psa właścicielowi, który wielokrotnie już lekceważył obowiązki wynikające z prawa. Dziś to ja leżę po pięciu operacjach. Jutro może to być czyjeś dziecko. Mieszkańcy, instytucje, władze miasta - obudźcie się — apeluje Julia.

Policja prowadzi dochodzenie
Jak potwierdziła mł. asp. Alicja Pepłowska z Komendy Powiatowej Policji w Nidzicy, do zdarzenia doszło 24 maja 2025 roku około godziny 14:30. — Oficer dyżurny naszej jednostki otrzymał zgłoszenie, z którego wynikało, że przy ul. Kraszewskiego doszło do pogryzienia kobiety przez psa. Na miejscu interweniowali funkcjonariusze, którzy ustalili, że 24-letnia kobieta została zaatakowana przez psa, który wydostał się z przyległej posesji. Pies, owczarek belgijski, został zabezpieczony przez lekarza weterynarii i poddany obserwacji — przekazała funkcjonariuszka.

Dodała również, że policjanci już wcześniej otrzymywali sygnały dotyczące zagrożenia ze strony psów tego samego właściciela. — W okresie od października 2024 do lutego 2025 roku interweniowaliśmy kilkukrotnie. W jednym przypadku zakończyło się to pouczeniem, dwukrotnie nałożono mandaty karne, a dwie sprawy zostały skierowane do sądu — poinformowała mł. asp. Alicja Pepłowska. Jak zaznaczyła, 26 maja policja formalnie przyjęła zawiadomienie w tej sprawie i prowadzi dochodzenie.

Burmistrz: to ogromna tragedia
Do sprawy brutalnego pogryzienia Julii Łamejko odniósł się burmistrz Nidzicy, Jacek Kosmala. Podkreślił, że dramat, który spotkał młodą mieszkankę miasta, głęboko nim wstrząsnął i poruszył całą lokalną społeczność.

— To, co się stało, to ogromna tragedia. Jako burmistrz, ale też jako człowiek, ojciec i dziadek, nie mogę przejść obojętnie obok takiego cierpienia. Od początku byliśmy w tej sprawie zaangażowani — zaznaczył.
Stanowczo zaprzeczył jednocześnie, jakoby władze miasta i podległe im służby miały zlekceważyć wcześniejsze sygnały dotyczące zagrożenia ze strony psa.

— Naprawdę nie byliśmy bierni. Reagowaliśmy — mówi burmistrz. — Jeszcze przed tym dramatycznym atakiem właściciel psa został dwukrotnie ukarany mandatami przez straż miejską, a urząd miejski dwukrotnie kierował sprawę do sądu. Rozmawiałem też osobiście z komendantem policji i przedstawicielami prokuratury. Robiliśmy wszystko, co było w naszych kompetencjach.
Po ataku pies został poddany obserwacji i badaniom, które nie wykazały obecności substancji niedozwolonych ani w organizmie zwierzęcia, ani w podawanym mu pokarmie. Obecnie, jak poinformował burmistrz, pies został przekazany do specjalistycznego ośrodka szkoleniowego.

Co ustalił Powiatowy Inspektorat Weterynarii?
Do sprawy odniosła się również Jolanta Muszak, zastępca Powiatowego Lekarza Weterynarii w Nidzicy. Jak poinformowała, przed zdarzeniem z 24 maja 2025 roku Inspektorat nie otrzymywał żadnych zgłoszeń ani skarg dotyczących agresywnego zachowania psa. Zwierzę było natomiast trzykrotnie – w październiku 2024 r., a następnie w styczniu i lutym 2025 r. – poddawane 15-dniowej obserwacji po pokąsaniach w związku z podejrzeniem kontaktu z wirusem wścieklizny.
— Obserwacje miały na celu potwierdzenie lub wykluczenie wścieklizny, zgodnie z obowiązującą procedurą. We wszystkich przypadkach wścieklizna została wykluczona. W żadnym przypadku nie zaistniały przesłanki do zlecenia dodatkowych badań laboratoryjnych — przekazała Jolanta Muszak.

Dodała również, że przed dniem pogryzienia Inspektorat nie posiadał informacji, które mogłyby stanowić podstawę do zastosowania art. 7 ust. 1 ustawy o ochronie zwierząt, przewidującego czasowe odebranie zwierzęcia. — Dotychczasowe przypadki pokąsań wynikały z braku należytej opieki nad zwierzęciem, jednak nie były efektem zaniedbań weterynaryjnych, np. dotyczących warunków utrzymania — zaznaczyła.

Zgodnie z obowiązującym prawem, rasa owczarek belgijski nie znajduje się w wykazie psów uznawanych za agresywne, a Powiatowy Inspektorat Weterynarii nie prowadzi rejestru zwierząt klasyfikowanych jako agresywne. – Nie mamy podstaw prawnych do kwalifikowania konkretnych osobników jako „agresywne psy” – wyjaśniła zastępczyni PLW. Jak dodała, inspekcja weterynaryjna nie ma również kompetencji, by nakładać na właściciela obowiązek odbycia szkolenia, konsultacji z behawiorystą czy zastosowania dodatkowych środków ostrożności.
Jak wyjaśnia Jolanta Muszak, obowiązujące przepisy nie przewidują możliwości trwałego odebrania psa właścicielowi na podstawie decyzji administracyjnej. — Zgodnie z art. 7 ust. 1 ustawy o ochronie zwierząt możliwe jest jedynie czasowe odebranie zwierzęcia w przypadkach znęcania się lub niewłaściwego utrzymania, i to na mocy decyzji wójta, burmistrza lub prezydenta miasta — tłumaczy.

Trwałe odebranie zwierzęcia może nastąpić wyłącznie na podstawie prawomocnego orzeczenia sądu. Z kolei decyzję o uśmierceniu zwierzęcia może podjąć jedynie lekarz weterynarii, w przypadkach określonych w art. 6 ust. 1 pkt 4 tej samej ustawy, tj. jeśli zachodzi konieczność usunięcia poważnego zagrożenia sanitarnego.

Po zakończeniu obserwacji weterynaryjnej pies został przekazany właścicielowi. — Nasz nadzór obowiązywał do momentu zakończenia wymaganych obserwacji w kierunku wścieklizny. Po tym czasie zgodnie z przepisami zwierzę wróciło do właściciela — poinformowała Jolanta Muszak.

Szanowni Państwo, w związku z Państwa wiadomościami, jakby właściciele psa pisali do Państwa prywatne wiadomości - informujemy iż zostali oni poinformowani o publikacji artykułu w internecie w czwartek, 3 lipca (4 dni przed). Otrzymali również możliwość przesłania swojej wersji wydarzeń na naszego maila - z czego nie skorzystali.


Jak zabezpieczyć psa, by nie stanowił zagrożenia?

Obowiązki właściciela zgodnie z prawem i zdrowym rozsądkiem

Pies to odpowiedzialność, nie „stróż na podwórku”
Zgodnie z ustawą o ochronie zwierząt oraz przepisami kodeksu wykroczeń, właściciel ma obowiązek zapewnić zwierzęciu takie warunki, by nie stanowiło zagrożenia dla ludzi i innych zwierząt.

Brama, furtka, ogrodzenie – zawsze zamknięte
Nawet najłagodniejszy pies może zareagować agresywnie w nieprzewidywalnej sytuacji. Otwarte podwórko = realne ryzyko ataku.

Spacer? Obowiązkowo smycz, a często także kaganiec
W miejscach publicznych, w zależności od regulaminów gminnych, pies powinien być prowadzony na smyczy, a w przypadku ras uznanych za agresywne — również w kagańcu.

Nie zostawiaj psa bez opieki w miejscach publicznych
Pies przywiązany pod sklepem czy na klatce schodowej może się przestraszyć, a w stresie zaatakować.

Nie tłumacz agresji słowami „on nigdy tak nie zrobił”
Każdy pies może zareagować instynktownie, jeśli poczuje zagrożenie. Twoim obowiązkiem jako właściciela jest przewidywać i zapobiegać.

Zadbaj o socjalizację i szkolenie psa od pierwszych miesięcy życia
Zwierzę, które nie zna ludzi, dzieci, innych psów, może zareagować agresją. Szkolenie to nie fanaberia — to odpowiedzialność.

Zaszczep i chipuj swojego psa
Szczepienie przeciwko wściekliźnie jest obowiązkowe. Chip zwiększa szansę na szybkie zidentyfikowanie psa i jego właściciela w razie incydentu.

Brak odpowiedniego zabezpieczenia psa to nie tylko zagrożenie dla innych – to także podstawa do pociągnięcia właściciela do odpowiedzialności cywilnej i karnej.


Co robić, gdy atakuje cię pies?

Zasady, które mogą uratować zdrowie, a nawet życie

Zachowaj spokój i nie uciekaj
Instynkt ucieczki może sprowokować psa do pogoni i zaostrzyć jego agresję.

Nie patrz psu w oczy, nie krzycz, nie wykonuj gwałtownych ruchów
Kontakt wzrokowy i krzyk mogą zostać odebrane jako prowokacja.

Stań bokiem, unieś ręce i zasłoń szyję oraz kark
Ustaw się bokiem do psa. Unieś ręce, złącz dłonie na karku i pochyl głowę, by osłonić twarz oraz gardło.

Użyj przedmiotu jako bariery
Jeśli masz plecak, torebkę, kurtkę — trzymaj ją przed sobą, by pies ugryzł w nią, a nie w ciało.

Jeśli pies przewróci cię na ziemię – przyjmij pozycję żółwia
Zwiń się w kłębek, kolana pod brodą, ręce na karku, łokcie osłaniają twarz. Nie ruszaj się i nie podnoś głowy.

Po ataku natychmiast zgłoś sprawę policji lub straży miejskiej
Ustal właściciela psa. Pies musi być objęty obserwacją, a Ty — zabezpieczony medycznie.

Zgłoś się do lekarza, nawet przy powierzchownych ranach
Pogryzienia mogą prowadzić do zakażeń, a brak szczepień u psa to zagrożenie wścieklizną.

Pamiętaj: znajomość tych zasad może zmniejszyć ryzyko poważnych obrażeń. Ale to na właścicielu psa ciąży obowiązek zapewnienia bezpieczeństwa innym.


Gdzie zgłaszać agresywne zachowanie psa?

Jeśli pies zachowuje się agresywnie, atakuje lub stanowi realne zagrożenie dla ludzi albo zwierząt – nie czekaj, działaj natychmiast. Oto gdzie możesz zgłosić sprawę:
Policja (112 lub najbliższa komenda)
W przypadku bezpośredniego zagrożenia życia lub zdrowia – dzwoń na numer alarmowy. Policja może interweniować, zabezpieczyć teren i ustalić właściciela psa.

Straż miejska
Straż miejska ma prawo interweniować, ukarać właściciela mandatem, a nawet zabezpieczyć zwierzę. Zgłoś agresywne zachowanie, brak kagańca lub otwartą posesję, z której pies wychodzi.

Powiatowy lekarz weterynarii
Zgłoszenia dotyczące pogryzień, podejrzenia wścieklizny lub zaniedbań w zakresie szczepień trafiają do inspekcji weterynaryjnej. Lekarz może zarządzić obserwację zwierzęcia.

Urząd miejski
Jeśli pies regularnie biega luzem, stanowi zagrożenie w okolicy, a właściciel ignoruje przepisy – złóż pisemne zawiadomienie. Urząd może wszcząć postępowanie administracyjne lub skierować sprawę do sądu.

Sąd lub prokuratura
W przypadku ciężkiego pogryzienia możesz złożyć zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa (np. narażenie na utratę życia lub zdrowia – art. 160 Kodeksu karnego).

Zrób zdjęcie lub nagraj film, zapisz dane świadków, datę i miejsce zdarzenia — te materiały pomogą w dochodzeniu.
Nie zgłaszaj anonimowo, jeśli chcesz, by sprawa była potraktowana poważnie i miała swój finał.

Obrazek w tresci

fot. archiwum prywatne