Forma idzie w górę, lecz zwycięstw brak. Indykpol AZS Olsztyn przegrywa w Częstochowie

2024-11-18 11:02:14(ost. akt: 2024-11-18 11:46:59)

Autor zdjęcia: Indykpol AZS Olsztyn

Indykpol AZS Olsztyn w meczu 12. kolejki PlusLigi przegrał ze Steam Hemarpol Norwidem Częstochowa 2:3, lecz siatkarze z Warmii i Mazur pozostawili kawał serca na boisku. Do pokonania ligowej rewelacji zabrakło niewiele.
Szczerze mówiąc - nie sądziłem, że Indykpol AZS Olsztyn w dwóch ciężkich starciach przeciwko PGE Projektowi Warszawa i Steam Hemarpol Norwidowi Częstochowa zapunktuje. Oczywiście, jako kibic wierzyłem w dobry wynik, jednak ligowa rzeczywistość pozostawała nieco brutalna. Jak się okazało (nie pierwszy raz), PlusLiga jest nieprzewidywalna.

Po pasjonującym boju w "Uranii" z Projektem Warszawa olsztynian czekał mecz z niewygodnym rywalem oraz ligową rewelacją, czyli Steam Hemarpol Norwidem Częstochowa. Drużyna prowadzona przez Cezara Douglasa Silve w trwającym sezonie PlusLigi pokonała już m.in. Jastrzębski Węgiel, ZAKSE Kędzierzyn-Koźle czy Bogdankę LUK Lublin. Wydawało się, że siatkarze Marcina Mierzejewskiego jadą pod Jasną Górę po zdecydowaną porażkę, jednak nic bardziej mylnego - patrząc również na to jak w ostatnim czasie forma "Akademików" poszybowała znacząco w górę.

W pierwszym secie nasza drużyna bardzo szybko zdominowała rywali, co pozwoliło im na wygraną i objęcie prowadzenia. Ogromna szkoda jednak wydarzyła się w drugiej partii. Olsztynianie prowadzili już 14:10, lecz częstochowianie szybko odrobili straty i doprowadzili do remisu w całym meczu. Wiadomo, że nie ma co gdybać, ale ewentualna wygrana w drugiej partii dałaby ogromny komfort psychiczny naszym siatkarzom. Wkradła się wtedy niepotrzebna nikomu "nerwówka".

W trzecim secie przez pewien czas olsztynianie ponownie prowadzili, lecz nieobliczalni siatkarze Norwida doprowadzili do emocjonującej gry na przewagi. Piłki setowe mieli i nasi zawodnicy oraz rywale, lecz ostatnie słowo należało do ekipy trenera Mierzejewskiego. Niestety, czwarty i piąty set były już popisem solidnej gry częstochowian, którzy wygrali ostatecznie 3:2. W tym meczu nie można było jednak odmówić waleczności "Azetesiakom".

Mecz był bardzo dziwny w wykonaniu olsztynian z jednego powodu - widać było jak na dłoni, że AZS cały czas przejawia odpowiednią formę, jakiej wymaga się na poziomie jednej z najlepszych lig na świecie. Siatkarze potrafią narzucić swój styl gry oraz kontrolować wydarzenia boiskowe. Często jednak wracają stare demony, jak problem z utrzymaniem dogodnej przewagi oraz falowanie w różnych elementach. W tej kwestii można jednak zaznaczyć, że siatkarze Norwida po prostu wrzucili piąty bieg i zaczęli grać na poziomie, który okazują od samego początku ligi.

Sytuacje w naszym zespole trzeba jednak rozbić na czynniki pierwsze, a dokładniej - na sety. W premierowej odsłonie liderem zdecydowanie był wicekapitan Nicolas Szerszeń, który brał na siebie ciężar w ataku oraz przyjęciu. W tym drugim elemencie wspierał go Kuba Hawryluk. W ofensywie zabrakło jednak Jana Hadravy i Moritza Karlitzka. Dużo dobrego sprawiała również zagrywka. Pozwoliło to na objęcie prowadzenia.

W drugiej partii, po początkowej dobrej grze, w naszym zespole zaczęła się wkradać rażąca nieskuteczność, co doprowadziło do porażki. Rozgrywający Eemi Tervaportti nie miał praktycznie żadnych szans na rozegranie piłki przez środek, ponieważ częstochowianie postawili na bardzo agresywny serwis, który wykluczał granie w pierwszym tempie.

Set numer trzy - rolę lidera przejął tym razem Karlitzek, mający spory problem z wejściem w mecz. Zwłaszcza podczas ciężkiej walki na przewagi reprezentant Niemiec pokazał popis swojej ofensywnej siły. Duże brawa należą się również Pawłowi Cieślikowi, który zaprezentował bardzo dobrą zmianę na pozycji środkowego. Dalej niewidoczny był Hadrava, natomiast Szerszeń nieco opadł w ofensywie. W przyjęciu, wraz z Kubą Hawrylukiem, dalej stanowił monolit.

Skuteczności w ataku zabrakło jednak w czwartym secie. Olsztynianie mieli problem z przebiciem się przez świetnie zorganizowany blok Norwida. Jeśli mowa już o tym elemencie, to oba zespoły zdecydowanie postawiły na organizację bloku aktywnego (punktowego). Zarówno AZS, jak i Norwid aż 14 razy zdobyli punkt blokiem. Ten element pomógł częstochowianom na wygranie czwartej partii.

Siatkarze trenera Silvy ponownie rozpędzili się w piątym secie, lecz olsztynianie starali się dotrzymywać kroku - dobrze w ataku grali Szerszeń z Hadravą, lecz ostatecznie to było za mało. Słówko o drużynie Norwida - nie była ona tak efektowna i porywająca, jak zdążyła przyzwyczaić swoją publiczność, lecz wywiązała się z roli faworyta.

Duże słowa uznania należą się rozgrywającemu Tomaszowi Kowalskiemu (były siatkarz AZS-u w sezonie 2019/2020), który z powodu słabszej gry Quinna Isaacsona znakomicie poprowadził zespół ku wygranej i otrzymał statuetkę MVP. Kapitalne zawody ponownie rozegrał Patrik Indra. Czeski atakujący Norwida zdobył aż 29 punktów i... ani razu nie pomylił się w ataku! Oczywiście, nie zawsze kończył swoje zbicia, lecz żadna z piłek nie została przez niego wyrzucona w aut lub uderzona w siatkę. W ciągu pięciu setów olsztynianie zdołali zablokować "Czeską Maszynę" jedynie trzy razy. Co jest najciekawsze - to kolejny wspaniały mecz Indry, który w tym momencie zasługuje na miano najlepszego siatkarza PlusLigi.

Cały czas można utrzymywać tezę, że praca Marcina Mierzejewskiego ze swoimi podopiecznymi zmierza w dobrym kierunku. Piotr Złoch, prowadzący podcast "Szósty Set", który deklaruje się jako kibic AZS-u zauważył jedną znaczącą rzecz - w starciu z ekipą spod Jasnej Góry olsztynianie ugrali jeden punkt, natomiast takie duże drużyny jak LUK Lublin czy Projekt Warszawa straciły komplet punktów To jedno "oczko" należy znacząco docenić.

W rozmowie na antenie Radia UWM FM rozgrywający Eemi Tervaportti zdecydował pójść w inną stronę. Przyznał, że jest on zawiedziony wynikiem.

— Gramy lepiej każdym elementem, ale co z tego, skoro nadal nie wygrywamy? — zadał pytanie fiński rozgrywający. Pokazuje to, że olsztynianie są bardzo spragnieni zwycięstwa i liczmy na to, że już niedługo ponownie zasmakujemy triumfu.

Nasza drużyna gra stabilnie w przyjęciu oraz bloku. Coraz lepiej zaczyna wyglądać zagrywka. Mamy jeszcze spore rezerwy w ataku - wierzę, że Nicolas Szerszeń oraz Jan Hadrava potrafią grać na dystansie kilku spotkań równą grę. Do całości układanki brakuje jeszcze stabilniejszego Moritza Karlitzka, a gra na skrzydłach będzie szła w górę. Nasi środkowi w ostatnich dniach złapali małą "zadyszkę" w ataku, lecz mam nadzieję, że jest to chwilowe.

W piątkowy wieczór (22 listopada) do olsztyńskiej "Uranii" przyjeżdża kolejny świetny zespół, czyli Bogdanka LUK Lublin, z fenomenalnym Wilfredo Leonem na czele. Patrząc na ostatnią dyspozycję AZS-u mogę stwierdzić jedno - nie jesteśmy w tym meczu na straconej pozycji.

Janusz Siennicki

Źródło: Radio UWM FM/indykpolazs.pl